Dzień z podróży, czyli: Smutny film z Happy Endem (#2 Vlog Podróżniczy)

Mam dla Was film inny niż wszystkie. Pokazujący, że w podroży nie zawsze jest miło, kolorowo, nie zawsze świeci słońce. Często nie zdajecie sobie sprawy, że to finalne zdjęcie, że ten przepiękny widok wstawiony pomiędzy akapity tekstu, okupiony został w ciągu całego dnia sytuacjami powodującymi dziesiątki przekleństw, załamań i mikro depresji. Trzeba było pokonać niesamowicie stromy podjazd, iśc cały dzień z ciężkim plecakiem przy 30 stopniowym mrozie, czy też marznąć na poboczach długimi godzinami czekając na transport. Wszystkie te stytuacje wymagają sporego zaparcia, odporności, wytrzymałości zarówno psychicznej jak i fizycznej.

Nastała jakaś taka dziwna moda. Moda na przedstawianie rzeczy wybiórczo,  pomijanie w relacjach niepowodzeń, problemów, trudów podróży. Zwykło się na blogach opisywać sytuacje pozytywne, kolorowe, pomijać to, co mogłoby zniechęcić potencjalnego turystę do odwiedzenia danego miejsca.

Jadąc nad Jezioro Bajkał, takich właśnie dni doświadczyliśmy. Zimnych, wietrznych, depresyjnie nudnych i nijakich. Droga długa, tysiące samochodów, wiatr, zero miejscowości po drodze. I tak prawie przez tydzień jazdy. Co prawda ma miejsce lekko szczęśliwe zakończenie, jednak…

a zresztą. Zobaczcie sami! :)

.

.

.

.

.

.

.

.

.

.

.

.

.

.

.

.

.

.

.

.

.

.

.

.

I DAJCIE SUBA! ;)

Podobało się? Zostań na dłużej!

Informacje o nowych treściach wprost na Twojego e-maila. Bez spamu!
Dołącz do ponad 200 000 obserwujących osób i zgarnij jednorazową mega promocję na moje książki!

10 komentarzy

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

  • Masz rację – pisze się głównie o tych pozytywnych aspektach. Może to dlatego, że dochodzą do nas cały czas informacje o zabójstwach, zamachach i innych katastrofach, więc chcemy wnieść coś pozytywnego w świat internetu? Ale myślę, że czasem dobrze jest dodać taki post jak Ty dzisiaj – pamiętam, że mój wpis o negatywnym obliczu Azji był bardzo dobrze odebrany. Bo wreszcie się okazało, że nie zawsze było kolorowo przez 6 miesięcy podróży (no i ludzie mogą się nastawić odpowiednio, nie tylko na same ochy i achy).

  • W ogóle chyba rowerowanie ma to do siebie, że są wzloty i upadki. Ja u siebie zauważam, że dużo szybciej mi złapać doła, ale i dużo szybciej się z niego wybić. Czasami po prostu się nie układa – tyłek gniecie na siodełku, kolana bolą, wiatr wieje w gębę, a zimno zamraża stopy i ręce. Ale chyba dzięki tym „niedogodnościom” docenia się inne piękne rzeczy. Malowniczy nocleg czy przyjemny zjazd. Chodzi mi o to, że wzloty i upadki są niemalże codziennie. Osobiście pasuje mi taki układ ;) Świetnie udało Wam się to oddać na filmie!
    Przy bardziej „klasycznym” długodystansowym podróżowaniu łapała nas po paru miesiącach potrzeba stabilizacji. Bardzo chcieliśmy mieć swoją łazienkę, łóżko i kuchnię. Zobaczymy jak będzie rowerując. Teraz przed nami ciężkie chwile, bo ruszamy właśnie z końcem października, więc myślę, że trudnych momentów będzie co niemiara, ale traktuje to trochę jak próbę charakteru. Pozdrawiam!

    • Dokładnie tak jak mówisz. Na całe szczęście te gorsze chwilę szybko wypierane są przez pozytywne. Może dlatego tylko o nich się pisze, bo po powrocie zwyczajnie tylko te najlepsze chwilę pamiętamy?

      • Zawsze było to dla mnie najlepsze :D Bo momentalnie zapominam o tym, co mnie wkurzało, bolało czy irytowało! A w głowie zostawały te najprzyjemniejsze chwile. Całe szczęście, że nasze mózgi są tak skonstruowane ;)

  • za dużo klikania, po którymś z kolei na azjatyckim internecie się poddałam. U mnie od zawsze było szczerze i wiem, że dużo ludzi sobie za to mojego bloga ceni, chociaż pisząc o trudach podróży (szczególnie) po Indiach zebrałam sporo hejtu, nie wszystkim to się jednak podoba, ludzie chyba wolą czytać same dobre rzeczy o miejsach, do których się wybierają :/