Aurangabad, niesamowite jaskinie Elura i indyjska miłość która… nie istnieje? [ 2xVLOG ]

Gdzie z tymi śmieciami! – krzyczy pani ochroniarz na kobietę, która przed wejściem do jaskini wyrzuciła pustą butelkę. Kobieta grzecznie podnosi, robi kilka kroków i zrzuca butelkę ze skarpy. No!, teraz nie widać. Jest dobrze! – potakuje głową pani ochroniarz.

Jak nie widać, to nie widać – czyż nie? Taki oto obrazek ukazał się moim oczom w jaskiniach Elura. Czy typowo indyjski? Raczej nie. Typowo azjatycki? Już prędzej.

Aurangabad – atrakcje, ciekawe miejsca w okolicy

Jaskinie Elura to zespół trzydziestu czterech wykutych w skale bazaltowej świątyń. Świątyń zarówno hinduskich, buddyjskich jak i dźinijskich. Co prawda nie powstawały dokładnie w tym samym okresie, jednak stanowią one aktualnie przykład porozumienia, pokoju i tolerancji pomiędzy różnymi religiami.

Najbardziej znaną i najokazalszą jest świątynia Śiwy. I co najpiękniejsze, nie jest to budowa, a rzeźba. Po prostu wgryziono się w górę i centymetr po centymetrze drążono w dół tworząc koleje zarysy świątyni. Na końcu zaś stworzono pomieszczenia. Świątynia liczy sobie 30 metrów, a wraz z pozostałymi świątyniami wpisana została na listę UNESCO.

Wycieczka do Elura zajęła mi praktycznie cały dzień. Na spokojnie z Aurangabad można dojechać z głównego dworca jednym z podmiejskich autobusów. W napchanym po sam sufit busie jedzie się około 40 minut w jedną stronę. Koszt przejazdu to groszowe sprawy, a bilet kupuje się u kierowcy. Odjazdy średnio co godzinę. Nocleg w samym Aurangabad znalazłem w całkiem całkiem spoko hoteliku Holiday Era. Jak coś polecam, nocleg jak na standardy Indyjskie dość drogi, bo aż 45 zł. Ale ciężko było znaleźć coś bardziej sensownego zaraz przy dworcu.

Jaskinie Elura, ale czy coś jeszcze? Ajanta?

Z Radżastanu pojechałem 1500 km na południe do Bombaju, gdzie później od razu uderzyłem w kierunku Aurangabad. Za cel obrałem sobie właśnie jaskinie Elura i Ajanta. Największe atrakcje w regionie. Naprawdę niesamowite, powalające. Jak widzicie zresztą na zdjęciach. To znaczy… nie wszystko widzicie, bo okazało się, że jaskinie Ajanta są zamknięte w poniedziałki. I tym samym, po zobaczeniu Jaskiń Elura w niedzielę, nie za bardzo miałem co robić w Aurangabad dnia następnego.

Informacje praktyczne dla osób chcących się wybrać do Ellory – te jaskinie z kolei zamknięte są w wtorki. Kolejna rzecz, o której trzeba wspomnieć to fakt, że jeśli będziecie kręcić się w okolicy, możecie skorzystać z jednodniowych wycieczek taksówkowych. Na pewno pierwsze co usłyszycie po wyjściu z dworca to coś w stylu – Ajanta, Elura one day trip! Ceny nie są małe bo idą w dziesiątki złotych, jednak jeśli nie lubicie się męczyć busami, to macie jak znalazł. Dogadajcie tylko wcześniej stawkę, a najlepiej zbijcie o 20-30%, bo i tak są mocno zawyżone.

Ciekawe miejsca w Aurangabad? Ta…

Samo Aurangabad niestety do najładniejszych i najciekawszych nie należy. Tak prawdę mówiąc, cały rynek turystyczny (o ile można to tak nazwać), kręci się w Aurangabad tylko wokoło  jaskiń Ellora i Ajanta. Poza tym jest jeszcze kilka miejsc, w które można się udać, jednak nie są one raczej głównymi celami wizyt turystycznych w Aurangabad. Ja jednak je odwiedziłem, bo jak już wiecie, miałem napraaaawdę dużo czasu drugiego dnia.

Powiedziano mi, że także w Aurangabad są jaskinie buddyjskie. Kawałek poza miastem, na wzgórzu. Niezbyt okazałe, niezbyt obszerne, jednak coś robić trzeba. Tak więc z samego rana wybrałem się poza miasto. Całkiem sprawnie, bo na dwa stopy, udało mi się wyjechać poza Aurangabad jakieś 8 kilometrów. Ciężko nie było i co ciekawe, nawet nie musiałem Hindusom tłumaczyć co to autostop. Szok, serio!

Aby dostać się do jaskiń buddyjskich, oczywiście trzeba wejść na sporą górę. Kilkaset schodów spowodowało lekką zadyszkę i uświadomiło mi, że chyba zapomniałem czegoś zabrać ze sobą. No tak, do końca dnia muszę chodzić o suchym pysku. Najbliższy sklep z wodą widnieje gdzieś tam w dole, a uwierzcie mi, to tylko tak blisko wygląda na zdjęciu…

Miłosne tabu. Aranżowanie małżeństw…

Jaskinie faktycznie nie są duże, ale znajdują się w dwóch miejscach. Więc także i tutaj można nieco pospacerować. Z pewnością to co je wyróżnia na tle innych miejsc, to klimat. Świetny widok, cisza i pewnego rodzaju romantyzm. To w takie miejsca bardzo często przychodzą chcący się ze sobą spotkać młodzi Hindusi. Właściwie nikogo innego poza nimi nie spotkałem. Obsadzają murki, schodki, zakamarki jaskiń. Najczęściej siedzą w ciszy, nieśmiało uśmiechają lub słuchają miłosnych utworów. Mówią niewiele. Widząc mnie, wyraźnie się peszą, unikają kontaktu wzrokowego. Zachowują się, jakbym nakrył ich na czymś wielce zakazanym.

I takie też są ich spotkania. W Indiach, gdzie ciągle często o wyborze drugiej połówki decyduje rodzina, spotykanie na własną rękę z własnym wybrankiem serca, nie jest zbyt mile widziane.  Nielegalne, nieoficjalnie wręcz zakazane. Młodzi w takich własnie miejscach, położonych poza miastem, poza spojrzeniami ciekawskich, mogą czuć się choć trochę anonimowi i razem, w ciszy popatrzeć w kierunku zachodzącego słońca…

Hindusi inaczej rozumują małżeństwa. Małżeństwo w Indiach to najczęściej nie efekt miłości, a wyrachowania. Wyrachowania rodziców i dziadków, którzy powtarzają schematy narzucone przed latami także im. Narzucane od wieków. Nie mogli decydować o sobie, to decydują przynajmniej o innych. Tutaj to interes wspólny jest najważniejszy. Małżonków dobiera się na podstawie podobieństw, pochodzenia, wspólnych korzyści jakie mogą wyniknąć z takiego związku dla rodzin. Miłość, uczucie, wspólna chemia nie ma tutaj znaczenia. Młodzi często nie maja za dużo do powiedzenia w tej kwestii. Pozostaje im nadzieja, że miłość powstanie po czasie. Na gruncie wspólnych spraw, trosk i obowiązków. Tak też zresztą mówią hinduskie matki do swoich córek – „najpierw ślub, a później wyrośnie miłość”. Jak jest naprawdę? Różnie. Jak to w życiu…

Może dlatego w Hindusach tyle ukrytego romantyzmu? Może dlatego tak uwielbiają miłosne historie. Jak chociażby historię władcy Szahdżahan, który dla swojej wielkiej miłości wybudował Tadź Mahal. Albo historie przedstawiane w fikcyjnym świecie muzyki i filmu, będące dla wielu swoistym wentylem bezpieczeństwa? Wentylem, który pozwala im jakoś funkcjonować, wierzyć, że gdzieś faktycznie ta prawdziwa, mityczna miłość istnieje. Wierzyć, że być może i im się kiedyś przytrafi…

Kopia Taj Mahal, czyli Bibi Ka Maqbara

Skoro wspomniałem o Taj Mahal, muszę też wspomnieć o innym miejscu. Na koniec dnia wpadłem jeszcze w odwiedziny do Bibi Ka Maqbara, czyli grobowca, który znajduje się na północ od Aurangabad. Pomijając już fakt, że jest on naprawdę elegancki i tłumnie oblegany przez Hindusów, ciekawy jest jeszcze z jednego powodu.

Mianowicie jest on w sporym stopniu kopią słynnego, leżącego 1000 kilometrów na północ – Taj Mahal. Kopią nie tak okazałą, jednak równie atrakcyjną. I nie jest to przypadek. Jak wszyscy pewnie wiecie, Taj Mahal jest grobowcem, zbudowanym na zlecenie władcy Szahdżahana, dla jego przedwcześnie zmarłej żony. Jako dowód jego miłości i tęsknoty za ukochaną. Tak samo było w przypadku budowli Bibi Ka Maqbara, którą z kolei zbudował władca Aurangzeb -trzeci syn Szahdżahana, czyli budowniczego Taj Mahal. Romantyczna rodzinka…

Na koniec zapraszam do vloga z jaskiń Elora i odwiedziny mauzoleum Bibi ka Maqbara, a poniżej do vloga o samym Aurangabad, jaskiniach buddyjskich no i już powrót do Bombaju. Tak, tak – jest to już ostatni odcinek. :)


Aha, no i pozdrawiam z pięknego Kotoru, Czarnogóra. Gdzie ten tekst pisałem. Miłego!

Podobało się? Zostań na dłużej!

Informacje o nowych treściach wprost na Twojego e-maila. Bez spamu!
Dołącz do ponad 200 000 obserwujących osób i zgarnij jednorazową mega promocję na moje książki!

11 komentarzy

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

  • Z tą miłością to niestety prawda. Moja koleżanka miała bardzo smutną historię, gdy spotykała się z hindusem… niestety w ukryciu. Oczywiście nic dobrego z tego nie wyszło, gdyż była Polką, no i z innym statusem społecznym. Ciężko było im się rozstać, aż do czasu gdy rodzice znaleźli gościowi kobietę.
    I tak kręci się bardzo wiele związków w UK.

  • Wszystko bardzo ładnie opowiedziane i pokazane , tylko ………………. gdzie w tym wszystkim jest rower oraz przyjemność i piękno podróżowania na nim ??? Widzę że „komercha” i „sponsoring” wkrada się wszędzie :) .Gdybym chciał poczytać o pieszych ( lub autostopowych ) wycieczkach turystycznych , porozmawiałbym z wieloma znajomymi którzy często odwiedzają podobne ( lub te same ) miejsca ( i nawet lepiej , dokładniej i precyzyjniej komentują to co „zaliczają” – dodają rys historyczny , społeczny , etc.) . Prawdziwi pasjonaci turystyki i historii . Szkoda że w pogoni za zyskiem Twój rower poszedł w odstawkę , a nacisk jest na „popularną maliznę” ( kilka zdań z ekscytujących miejsc ) . Nazwę Twojego bloga proponuję zmienić z „Kołem się toczy” na „Wkoło Świata” albo ” Wkoło Wojtek” . Będzie mniej mylące :) . Widać że masz naprawdę mało czasu na przygotowanie prawdziwej i rzetelnej relacji . I od razu w opisie proponuję wymienić wszystkich sponsorów , dla których ta minimalistyczna formuła jest zadowalająca .

    • Dziękuję za komentarz! Gdzie jest rower? Właśnie na niego patrzę pisząc kolejny tekst :) Czeka na kolejny wyjazd za 2-3 tygodnie do Niemiec i za pare miesięcy do Maroko. Sponsorzy? Nawet nie pytaj ile kasy kosztował mnie ten wyjazd do Indii. Haha, dobre mi zarzuty :) Poza tym Mirku, co więcej mogę Ci powiedzieć? Bardzo doceniam troskę lub (?) zwykłą złośliwość. Nie wiem, ale doceniam, że chciało Ci się komentarz napisać. Niemniej… będąc szczerym – Telewizja przestała mnie interesować, kawa robusta zdecydowanie przestała mi smakować, a torba na kierownicę Sport Arsenala, którą kiedyś kupiłem przestała spełniać moje oczekiwania. I wiesz co zrobiłem? Przestałem używać torby Sport Arsenala, nie piję już kawy robusty, a telewizora nie mam w domu. Masz aluzję? :) Żyj i daj żyć innym po swojemu. Pozdrawiam

  • Gdyby przelicznik rupii do innych walut był inny, bardziej korzystny dla rupii,i to nie byłoby innych cen dla turystów. Nigdy nie rozumiałam tych przeliczników – dlaczego za dolara na zachodzie mogę kupić powiedzmy 3 bułki, a w Indiach za tego samego dolara (przeliczonego na rupie) 10 razy więcej bułek (lub czegokolwiek innego). Wg mnie to dopiero jest niesprawiedliwe! Dlatego nie dziwię się, że radzą sobie jak mogą.

  • Obraz Indii mam utkany po przeczytaniu książek „Shantaram” i „Cień góry”. Po przeczytaniu tych pozycji czasami zdarza mi się szukać ducha Indii u blogerów. No cóż, aby poczuć ten kraj trzeba tam mieszkać, co nie znaczy, że wytrawny obserwator nie zdoła uchwycić tego co jest skrywane przed „obcym”.
    Serdecznie pozdrawiam.
    PS
    Trochę szkoda, że nie podpisujesz poszczególnych zdjęć. Artyzm fotek to jedno (gratuluję ujęć!), ale czasami warto wiedzieć co zdjęcia przedstawiają.

  • W końcu postanowiłam się ujawnić ;-). Przyznam się szczerze, nie czytam wszystkich sprawozdań z Twoich wypraw, ale jak już zaczynam robić mailowe wykopaliska to często z kołem się toczę do późnych godzin nocnych :-D ;-D. Jestem osobą z poważnym urazem i wstrętem do lekcji historii, a dzięki Twojemu sposobowi dawkowania informacji po prostu nie mogę się oderwać (chociaż ze względów zdrowotnych powinnam już grzecznie lulać ;-D). Ja również pałam miłością do moich dwóch kółeczek i już na samą myśl, że mogłoby się „rowerowemu dziecku” coś stać cierpnie mi skóra… Tobie pewnie też :-). A tak już całkiem poważnie, nie wszędzie z rowerem można się dostać, a zostawianie go tak po prostu bez opieki jest na tyle ryzykowne, że zamiast radości z wyjazdu, towarzyszy nam jedynie stres i nerwowe spoglądanie na zegarek (ja przynajmniej tak mam :-/).
    Na pewno jeszcze wiele razy u Ciebie zawitam :-D.
    Pozdrawiam i wielkie dzięki :-DD!!!