Wsiami w kierunku zamku Mir

Bieda aż piszczy. Na dachach niepodzielnie rządzi azbest, koguty uganiają za wyliniałymi kurami, ludzie przeważnie w podeszłym wieku przesiadują na ławeczkach z widokiem na gruntową drogę. Młodych raczej niewiele. – Jak ja bym to wiedziała, że wy mnie nie okradniecie w nocy, to bym was do domu wpuściła, zamiast na pole wysyłać! – przepraszającym głosem wita nas starsza kobieta, obok której domu, oczywiście za jej pozwoleniem, rozbiliśmy sobie namioty. Tłumaczę Pani Marii, że trawa była całkiem wygodna, a noc nawet nie najzimniejsza. Nie ma powodów do przeprosin! Kobieta uśmiecha się i prędko zmienia temat:

– To może chodźcie do mnie na śniadanie!  Makaronu żeście wczoraj pochlipali tyle co nic i na tym chcecie jechać do Mińska?!  Nie dacie rady! – zasypuje nas kolejnymi argumentami pani Maria. – Zrobię jajeczniszkę, dawajcie za mną! 

W jej starym, odmalowanym nie tak dawno domu, posadzeni zostajemy przy niewielkim stoliku i posłusznie, jak to gospodyni przykazała czekamy. W środku niemal każda ściana obwieszona jest przeróżnymi obrazkami świętych, ceratami, kolorowymi serwetami i zdjęciami rodzinnymi. Wszystkie twarze zupełnie bez wyrazu. Ciężko rozszyfrować czy zamyślone, poważne albo smutne. Jest też telewizor, ale serwetka i zdjęcia dzieci naszej dobrodziejki sugerują, że nie jest on raczej zbyt często używany.

– Jedźcie, smacznego! – Pani Maria na obrus, zrobiony z kilku stron starej gazety, kładzie talerz jajecznicy z żółtkami tak intensywnie pomarańczowymi, jakich u nas nie uświadczy się w żadnym sklepie. Do tego po kromce razowego chleba i herbacie tak bardzo posłodzonej, że aż zęby bolą. Pięknie dziękujemy za gościnę, na na dokładkę dostajemy jeszcze do skosztowania wiśniowej konfitury.

Trzeba się powoli żegnać, jednak zanim wyjedziemy, prosimy o parę kropel wody do picia. Metalowym wiadrem nabieram wody z głębokiej na kilkanaście metrów studni i ostrożnie rozlewam do butelek. Wiadro jest dziurawe i zanim zdążyłem wciągnąć je do okienka studni, niemal połowa wody uciekła przez wielką dziurę w jego spodzie.

Nowe wiadro 30 zł kosztuje, nie stać mnie. Syn żyje w Grodnie, córka w Lidzie. Obiecali, że kupią w przyszłym tygodniu, ale u nich też się nie przelewa. -uśmiecha się przez zaciśnięte usta Pani Maria, po czym uchyla furtkę swojego poletka, gdzie za chwile będzie sadzić ziemniaki. Bieda aż piszczy.

P1070086

– Jakby nie oni, to z mojej marnej emerytury bym tutaj nie wyżyła. – dodaje. Wszyscy na wsiach starają się być jak najbardziej samowystarczalni. Każdy dogląda swojego ogródka, dzięki któremu życie staje się nie tyle łatwiejsze, co częstokroć w ogóle możliwe. Krzewy rodzą ostrężyny, kury dają jajka, a kiedy indyk wyrośnie, będzie i mięso na kilka ładnych niedziel. Kupuje się tylko najpotrzebniejsze produkty. Każdy dokładnie pilnuje, kiedy co trzeba sadzić. Teraz na całej Białorusi kartoflana mobilizacja. Gdzie okiem sięgnąć, każda białoruska wieś haruje w polu. Niektórzy ludzie mają do dyspozycji konie czy maszyny, większość zaś, posiadająca niewielkie poletka jak pani Maria, własnoręcznie, z nienaturalnie wygiętymi plecami, pochylając się nad grządką  wrzuca kolejne ziemniaki do uprzednio przygotowanych otworów w ziemi. Pięknie dziękujemy, a zanim odjedziemy nalewamy jeszcze wody do wszystkich możliwych garnków i misek.

Zamek Mir i pociągiem na Mińsk

Początkowo chcieliśmy odwiedzić także zamek w Różanie, nieco bardziej położony na południowy zachód od Miru, ale wyszło jak wyszło. Dwudniowy poślizg z wyjazdem zrobił swoje no i musimy zadowolić się Mirem. Nie ma jednak tego złego. Zamek został odremontowany i jest perełką stylu renesansowego – jak twierdzi wikipedia. Ja się nie znam.

Długo jednak tam nie zabawiamy. Robimy kilka zdjęć i korzystając z akurat świetnej pogody, uderzamy w kierunku oddalonego nieopodal miasta Stołpce – skąd chcemy podjechać pociągiem do Mińska. W stolicy umówiliśmy się na wieczór z Algierdem, którego poznałem przez często polecane przeze mnie Warmshower.Wstyd byłoby się nie stawić na czas w gości.

Szczęśliwie, docierając na peron, okazuje się, że lada chwila odjeżdża pociąg do Mińska. Zatem szybki zakup biletów, wepchnięcie z niemałym trudem rowerów do wagonu i jedziemy. Następny wpis z MIŃSKA!

Karol Werner

Podobało się? Zostań na dłużej!

Informacje o nowych treściach wprost na Twojego e-maila. Bez spamu!
Dołącz do ponad 200 000 obserwujących osób i zgarnij jednorazową mega promocję na moje książki!

15 komentarzy

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

  • Ze Stołpcy również pojechaliśmy do Mińska… wysokie krawężniki dały się we znaki:) Nie mieliśmy przygotowanego żadnego adresu hotelu. Na mapie udało się coś znaleźć, od zewnątrz hotel wydawał się na raczej tani… w środku zmiana o 360 stopni i cena za noc 100$ – pojechaliśmy za miasto rozbić namiot :)

  • Nie mam zacięcia do pisania, ale za to głowę pełną wspomnień, które ożywają, gdy czytam Twoje wpisy. Piszesz tak, że to do mnie trafia. A wschód zawsze mnie wzruszał. Popłakałam się. I jestem internetowym nieogarem, to kolejny wpis gdzie nie rzuca mi się w oczy przycisk do lajkowania :P Ale to nie liczby są ważne, a emocje :)

  • A byłeś w kościele św. Mikołaja w Mirze? Proboszczem jest tam fantastyczny ksiądz Oleg (Polak urodzony na Białorusi). Ostatnio był w Polsce z rekolekcjami. Rzadko można spotkać tak radosnych i pozytywnych ludzi. Podobno o kościół bardzo dba i zbiera fundusze na remont.

  • Mam nadzieje, ze za goscine daliscie tej Pani, ktora ugoscila Was jajecznica te 30 zlotych na nowe wiadro… Czytam juz ktorys Twoj wpis, wczesniej z Gruzji, teraz z Bialorusi i chyba przestane tu zagladac… Ja rozumiem, ze chcesz zwiedzic swiat za najmniejsze pieniadze, ze rower i namiot to dobry na to sposob, ale coraz czesciej mam wrazenie, ze oczekujesz gosciny od biednych ludzi, na ladne oczy, a w zamian sa tylko teksty o ”biedzie az piszczy”.

  • Piękne zdjęcia,fajny pomysł na zwiedzanie i trochę krzywdząca ocena „bieda aż piszczy”. Teraz rozumiem dlaczego wiele osób powiela taka opinię nigdy nie będąc na Białorusi.Byłam tam trzy razy 2010,2015.2016r.Mir jest moich przodków gniazdem rodzinnym,to tu rodzili i umierali. Ksiądz Oleg chodząca dobroć,młodzi Białorusini z Mińska od 3 lat robią renowacje cmentarza starego. Jest zamek ale też jest lokalne muzeum.Wiem,że jesteś w ruchu,jedziesz rowerem…..ale pojęcie biedy jest krzywdzące bardzo.Ta Pani na pewno miała korzenie polskie….bo zrobiła jajecznicę :) tak ! Białorusini jedzą jajka sadzone. Takie domy,ogródki, starszych ludzi na wsiach spotkasz i u nas.Młodzi wyjeżdżają a starzy czekają…
    Piszesz o noclegu w Mińsku…i znowu trochę wprowadzasz w błąd,jest dużo hosteli i zawsze można zarezerwować nocleg.Piszesz że wyjechałeś na obrzeża nocować ;) Mińsk jest stolicą i te obrzeża są..daleko.Moje relacje zamieszczam na fb, pozdrawiam

    • Hej Iwona, dzięki za komentarz. Nie uważam, że mówienie „bieda aż piszczy” kogokolwiek krzywdzi. Jest to smutne, nie powinno tak być, ale mówienie o biedzie, raczej nikomu nie szkodzi.