Klify Moheru i Grobla Olbrzyma. Nie daj się okraść w Irlandii. O zarabianiu pieniędzy na dziełach natury

Długo myślałem od czego by zacząć relację z Irlandii. Od północnej jej części przynależącej do Wielkiej Brytanii, od Belfastu, ciekawych klifów? Albo od najpiękniejszych irlandzkich zamków, których wiele odwiedziłem w centralnej części wyspy? Może napisać poradnik praktyczny, bo sporo ludzi zachęconych tanimi biletami planuje tam wyjazd? Nic z tych rzeczy! Tym razem zacznę od czepiania się. Oczywiście wyspę uwielbiam, Irlandia jest przepiękna, ludzie świetni, jednak jedna rzecz zdecydowanie mi się nie podobała. To o niej dzisiaj.

Każdy kraj w mniejszym lub większym stopniu żyje z turystyki. Wszelkie restauracje, muzea, parki rozrywki, czy świadczenie usług chociażby transportowych generują ogromne przychody właścicielom tychże biznesów, a tym samym państwu. I bardzo dobrze, tak powinno być. Skoro jest zapotrzebowanie, przyroda, historia i atrakcje danego kraju przyciągają tysiące ludzi, to naturalnym jest, że powstają przeróżne usługi mające tenże pobyt i zwiedzanie ułatwić, umilić. Nie jest w tym nic złego, do momentu, kiedy zaczyna się żądać pieniędzy za usługi lekko mówiąc naciągane, albo jeszcze gorzej – kiedy różne instytucje każą sobie płacić za oglądanie dzieł, które stworzyła matka natura, a w których tworzeniu ludzie nie mieli najmniejszego udziału.

Zanim Klify Moheru, to Zamek Blarney

Zacznijmy od niektórych zamków, co do których mam mocno mieszane uczucia. Tak, tak wiem – nie są to dzieła natury. Jednak także w ich przypadku postępowanie właścicieli jest dość dziwne, a schemat działania podobny.

Zarówno w północnej części brytyjskiej, jak i w samej Irlandii spotkać można ich setki. Mniejszych, większych, w stanie lepszym i w ruinie. Ma się wrażenie, że każda większa wieś ma swój własny zamek. Ogromna część zamków w różnym stopniu jest symbolami danych miast. Cześć stoi zapomniana, część odnowiona jest za pieniądze państwowe, jeszcze inne zaś stały się własnością prywatną i – albo także stoją zupełnie nietknięte, odpowiednio zabezpieczone, albo zostały zrobione w nich hotele. Co zamek, to właściwie nieco inna historia.

Praktycznie wszystkie średniowieczne zamki w Irlandii można obejść, przyjrzeć się im z bliska, nawet dotknąć. Jest jednak  jeden bardzo wielki wyjątek od reguły, a także co najmniej kilka mniejszych. Najbardziej w pamięci zapadł mi zamek Blarney położony niedaleko Cork, na którego teren wstępu surowo strzeże furtka, której jeden z końców przymocowany jest do budki z biletami. No i przechodzimy do sedna. Za przejście się wokoło zamku Blarney zapłacić trzeba 17 Euro. 

Zamek Blarney zwiedzanie bilety

No i dobra, ja to rozumiem! Zamek prywatny, każdy może sobie zrobić z nim co chce i ustalić cenę jaką chce. Jednak czy to nie jest przesada? Cena abstrakcyjna jest nawet dla zarabiających kilkukrotnie więcej od nas Irlandczyków, a także Japończyków i innych turystów, z którymi miałem okazję pogadać. Poza tym, kiedy nie interesuje mnie zwiedzanie zamku w środku, a jedynie jego zobaczenie z bliższa, zrobienie jakiegoś ciekawego zdjęcia fasady, to mam pecha. Wysoki płot i specjalnie nasadzone wzdłuż niego wysokie krzaki praktycznie całkowicie go zasłaniają i muszę zapłacić tyle samo, co za cały pakiet zwiedzania. Rozumiem to, akceptuję, ale uważam za mocne przegięcie. Z przyjemnością obróciłem się na pięcie i pojechałem w kierunku innych, równie pięknych zamków.

Oczywiście zamek Blarney nie jest odosobnionym przypadkiem. Jest jeszcze chociażby Bunratty, czy Cashel, gdzie mamy do czynienia z podobnym zachowaniem i równie horrendalnymi cenami.

Dobrze, że Irlandia obfituje w dziesiątki, setki innych pięknych zamków, jak chociażby ten przez nikogo nie odwiedzany na zdjęciu poniżej. W niedługiej przyszłości przygotuję dla Was listę 30-40 zamków, które warto zobaczyć. Będzie dużo zdjęć, informacji, będzie mapa z dokładnymi lokalizacjami. Mam nadzieję, że się Wam spodoba i przyda :)

 

 

Klify Moheru. Matka natura stworzyła, ty zapłać za oglądanie

Moherowe klify to z kolei największa atrakcja zachodniej Irlandii. Rozciągająca się wzdłuż klifów na 7 kilometrów trasa, jest jedną z piękniejszych jakimi miałem okazję iść ostatnimi czasy.

Wszystko byłoby pięknie, gdyby władze swojego czasu nie stwierdziły, że czemu by nie zrobić małej platformy widokowej i nie zacząć kasować za oglądanie klifów?

Zamiast użyć danego miejsca jako magnesu, czegoś, co turystów na miejsce przyciąga, a w oparciu o co można zrobić inny biznes, ktoś stwierdził, że po co będzie się wysilać. Wystarczy przecież ogrodzić klif i kasować pieniądze. No i tak zrobiono. Jest parking, jakieś centrum, wystawa, którą można odwiedzić przy okazji, jednak nawet jeśli ktoś nie jest zainteresowany, a jedynie chce zobaczyć klif, musi i tak zapłacić stałą cenę 6 Euro od osoby. Nie ważne czy przyjechało się samochodem, czy autobusem.

Żeby ludzie czasem nie przechodzili przez pola, wzdłuż całej trasy ciągnie się długi, szczelny płot, a czasem i dwa równoległe do siebie. Dopiero na samym końcu trasy (z drugiej strony)znajduje się mała brama, którą można wejść na szlak za darmo, jednak mało kto tam jeździ, bo wszystkie znaki prowadza pod kasy.

 

klify moherowe jaki koszt moherowe klif darmowe wejscie

Klify moherowe trasa wejścieIrlandia klify najlepsze

Właściciele żerują niestety na niewiedzy turystów, którzy kierowani tutaj przez wspomniane znaki, nie wiedzą, że 7 kilometrów dalej jest inne wejście na szlak, za które płacić nie trzeba. Co ciekawsze, człowiek, który zabrał mnie na stopa i to miejsce pokazał, udostępnia swój przydomowy parking zaraz obok, za który bierze symboliczne 1 Euro. Tak zwany społecznik, chwała mu za to. Jak sam twierdzi, parking zrobił, bo nie może znieść, że tak wykorzystuje się kilka kilometrów dalej niewiedzę ludzi. I jestem skłonny mu wierzyć, bo jako farmer mający 200 sztuk bydła, z pewnością nie kierował się chęcią zarobku. Bo co to za zarobek parę Euro dziennie, kiedy miesięcznie sprzedaje po kilka krów wartych tysiące. Dla chętnych, zarówno darmowe wejście na szlak, jak i parking znajduje się dokładnie na końcu tej drogi. Śmiało możecie też podążać w kierunku płatnego wejścia i to nim opuścić klify. Nikt Was przy wychodzeniu nie będzie kasował. Sprawdzone.

Grobla Olbrzymów – szczyt złodziejstwa

Na koniec największa petarda. Najgłośniejszą sprawą w ostatnim czasie w Irlandii Północnej była kwestia pobierania opłat za możliwość zobaczenia Grobli Olbrzymów, czyli najpopularniejszej atrakcji turystycznej – pięknych formacji skalnych znajdujących się w okolicach miasta Bushmills.

Bilety irlandia północna atrakcje Grobla olbrzymów Irlandia Północna Grobla Olbrzymów bilety

O Grobli Olbrzymów więcej przeczytasz tutaj, bo nie o samych skałach oczywiście teraz chciałem pisać.

Swojego czasu, jakiś państwowy urząd wymyślił sobie także i tutaj, że postawi wielki budynek pełen pamiątek, restauracji, jakichś galerii zdjęć itd. Właściciele, podobnie jak w przypadku Klifów Moheru również bazując na niewiedzy turystów, bez skrupułów zaganiają wszystkich do kas, i każą płacić sobie 7,5 funta za oglądanie czegoś, do czego stworzenia nie przyłożyli nawet ręki. Ba, co śmieszniejsze zarabiając ponad 5mln funtów rocznie , nie są w stanie już od kilku lat posprzątać fragmentu ścieżki, która została zasypana przez osuwisko, a która prowadziła do innej atrakcji – linowego mostu Carrick-a-Rede zbudowanego kilka lat temu, za którego zobaczenia także rżnie się turystów na 6 Funtów. No, ale po co sprzątać ścieżkę, po co turysta ma chodzić za darmo, skoro można go zawrócić zakazem przejścia i zaoferować dodatkowo płatny przewóz pod mostek? Proste…

Po głośnej aferze w Belfast Daily w ostatnim roku właściciele nieco odpuścili i już oficjalnie płacić za oglądanie Grobli Olbrzymów nie trzeba, jednak i tak 90% nieświadomych ludzi płaci nadal. Na pytanie zadane strażnikowi przez Michaela (faceta, który podrzucił mnie pod Groblę) – dlaczego każe iść nam do kasy, skoro atrakcja jest darmowa? ten plącząc się oznajmia, że trzeba zapłacić tam za parking, a wejście na teren Grobli faktycznie jest za darmo. Oczywiście próżno szukać informacji w kasie biletowej o płatnym parkingu. Tam płaci się za wstęp, a cena niezmiennie, nawet po aferze wynosi 7.5 funta. Co jeszcze bardziej żenujące, autobusy przyjeżdżające tutaj z niczego nieświadomymi turystami wysadzają ich pod samymi drzwiami, za którymi oczywiście czeka kasa biletowa. Nie mają oni samochodu, nie musza płacić za parkowanie, jednak każdy i tak płaci.

Oczywiście można oficjalnie, legalnie iść na szlak bez opłaty. Przejść trzeba wysokim tunelem od strony parkingów, jednak nikt nikogo o tym nie informuje. Jeśli będziecie się tam wybierać pamiętajcie o tym. Przejście jest dokładnie tutaj:

Darmowe wejście grobla olbrzymów

To tyle na tę chwilę. Pamiętajcie – nie dajcie się naciągnąć! Mam nadzieję, że dzięki temu tekstowi zaoszczędzicie trochę pieniędzy w Irlandii. Możecie też podesłać go znajomym, którzy wybierają się tam w najbliższym czasie.

Przepraszam, że pierwszy tekst z Irlandii okazał się tak marudny, jednak uważam, że trzeba było.

Dajcie znać w komentarzach co o tym myślicie i o czym chcielibyście poczytać w najbliższej kolejności, co w Irlandii zobaczyć. Polecam teksty o Najpiękniejszych klifach w Irlandii, zamkach w Irlandii a także najciekawszych miejscach w Belfaście.

Karol Werner

Podobało się? Zostań na dłużej!

Informacje o nowych treściach wprost na Twojego e-maila. Bez spamu!
Dołącz do ponad 200 000 obserwujących osób i zgarnij jednorazową mega promocję na moje książki!

56 komentarzy

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

  • Jeśli chodzi o zamki, to mam nadzieje, że większość robi tak jak ty. Na pięcie i dziękuje za takie cyrki ;) Sam w Irlandii byłem w zeszłym roku i na 100% nie płaciłem za Giant Causeway i z tego co pamiętam za Klify też nie, chociaż wchodziłem głównym wejściem.
    Nawet za katedrę św. Partyka nie musiałem płacić bo zamiast na zwiedzanie wybrałem się na mszę Wielkanocną. Coś co każdemu polecam bo świetny chór męski to coś, czego na zwykłym zwiedzaniu się nie dostanie ;)

  • masz 100% rację, pracując tam płaciłem za wiele wstępów ale było mnie na nie stać bez problemu, dla przeciętnego turysty zwiedzanie niestety najmniejszej dziury czy kamienia-dolmena w irlandii jest płatne. jeśli byłeś na wyspach aran to tam najbardziej zdzierają- ale nie piszesz o tym. bardzo polecam wszystkim objazd półwyspów np dingle- piękne wybrzeża i klify, a blarney jak najbardziej nic nie straciłeś, tam jest tylko kamień i wszystkim wciskają że jak go pocałujesz to będziesz elokwentny. jak czytam Twojego bloga to myślę, że wcale nie musisz tego kamienia pieścić i euro w kieszeni zostają, pozdrawiam

  • Bardzo fajny i przydatny tekst. Jednak co do płacenia za zobaczenie dzieł natury mam nieco inne zdanie. Nie mam nic przeciwko temu, żeby zapłacić za wejście do parku narodowego czy krajobrazowego, jeśli pieniądze są przeznaczane na utrzymanie szlaku i infrastruktury. Ba, niech nawet ktoś na tym zarobi, o ile ze szlakiem jest wszystko na tip-top. Niedawno byłam w PN Jeziora Plitwickie, wstęp był zdecydowanie dość drogi (110 kun czyli ok. 15 euro) ale w parku wszystko grało, a w cenie biletu można było korzystać ze statków pływających po jeziorach. Trochę gorzej było we włoskim Cinque Terre, bo bilet też dość drogi (12 euro) a połowa najciekawszego szlaku była nieczynna, i ma być nieczynna jeszcze przez rok. Ale tam z kolei w cenie biletu są do wyboru inne szlaki albo pociąg jeżdżący od miasteczka do miasteczka, więc nie jest najgorzej (choć i tak plan przejścia szlakami całego parku w jeden dzień się posypał – inne szlaki są dłuższe, a my nie zaczęłyśmy wystarczająco wcześnie). Sytuacja, którą opisujesz – nieuprzątnięty szlak i horrendalna cena za bilet – zdecydowanie nie do zaakceptowania.

    • Jak już pisałem w innym komentarzu – także nic nie mam przeciwko opłacie kilku zł za wejście do parku narodowego. Niech to tylko idzie na remont, sprzątanie, służby ratownicze, a nie utrzymanie ogromnego centrum, galerii z restauracjami i wypychanie kieszeni właścicieli tych biznesów. Tak wysoka opłata za wyjście na betonowy taras w Klifach (większość ludzi nie przechodzi trasą wzdłuż klifu tylko wraca po odwiedzeniu tarasu na parking), czy też spacer 2km w jedną stronę do Grobli (nawet patrząc na to przez pryzmat dużo więcej zarabiających Irlandczyków) jest co najmniej żenująca.

  • Owszem, ceny wejściówek do atrakcji turystycznych bywają przesadzone, sama wielokrotnie odwracałam się na pięcie gdy słyszałam propozycję typu kilkanaście dolarów za obejrzenie dziury po meteorycie. Podobno Borobudur jest w tej chwili tak drogi, że oburzone UNESCO chce wykreślić go z listy światowego dziedzictwa – cena ogranicza mniej zamożnym zwiedzającym dostęp do tej atrakcji (Indonezyjczykom praktycznie zamyka taką opcję). Ale nie mogę się zgodzić z tym, ze jak już coś stworzyła natura czy też ludzie, ale bardzo dawno temu, to bezwzględnie powinno być to darmowe. Obecność dużej ilości turystów wymaga by ich ruch został jakoś zorganizowany, musi powstać parking, muszą powstać toalety, trzeba konserwować zabytki czy ścieżki, którymi poruszają się zwiedzający, trzeba zatrudnić osobę czy dwie… Jeśli to wszystko jest wykonane z głową, a cena biletu jest odpowiednio skalkulowana, to ja nie mam nic przeciwko takiej opłacie. Wręcz cieszę się, że ktoś dba o coś co wydaje mi się wartościowe i interesujące, bo puszczenie samopas dużej grupy ludzi szybko doprowadziłoby do dewastacji jakiegoś cennego kulturowo czy przyrodniczo miejsca. Za to te muzea, które kogoś mogą nie obchodzić… Co z tego? Idziesz w jakieś miejsce w celu napawania się widokiem i omijasz muzeum (za które musiałeś zapłacić), ale dzięki Tobie właśnie to muzeum funkcjonuje i ktoś inny, kto jest zainteresowany np. procesami geologicznymi, może się czegoś ciekawego dowiedzieć. W innym miejscu, dookoła jakiegoś wiekiego obiektu turystycznego wybudowano ścieżkę rowerową, którą Ty sobie jeździsz ciesząc się pięknymi widokami i kontaktem z przyrodą, natomiast koszty utrzymania tej ścieżki pokrywane są także z biletów wstępu osób, które są zainteresowane jedynie architekturą czy historią miejsca, a na rowerze nie lubią jeździć. W skrócie – są atrakcje, które są interesujace z wielu różnych powodów i ekonomia (co jest tu bardziej popularne – malowniczy widok czy muzeum? za co ci turyści właściwie płacą? jeśli większość nie idzie do muzeum, to je skasujemy i obniżymy cenę biletu o eurosa czy dwa) nie powinna miec wpływu na istnienie instytucji kultury. Uwierz mi, lepiej się żyje w społeczeństwie, które ma dostęp do szerokiej oferty kulturalnej.

    • Hej, dzięki za komentarz. Na początku przypominam tylko, że tekst tyczy się Irlandzkich atrakcji, nie zaś uiszczania opłat za atrakcje na świecie w ogóle, gdyż ciut uogólniłaś.

      Nie zgadzam się, że musimy myśleć za innych tak jak to sugerujesz. W wielu krajach, choćby Norwegii, na bardzo popularne trasy jak Trolltunga czy Preikestolen puszcza się ludzi „samopas”. Nie ma wejściówek, nie ma żadnej infrastruktury turystycznej poza parkingiem, są nieogrodzone szlaki, a wszystko wyśmienicie funkcjonuje.

      Oczywiście, że trzeba konserwować, dbać o trasy, sprzątać po niektórych ludziach. Jednak mam wątpliwości, czy te pieniądze faktycznie przeznaczane są na konserwacje tras, zwłaszcza – jak już pisałem w tekście – od kilku lat nie potrafią posprzątać niewielkiego osuwiska i trasa po kilku kilometrach jest zamknięta i trzeba wracać. Zatem na co idą te pieniądze? Na utrzymanie galerii, restauracji, hotelu obok? Przepraszam bardzo, ale ja nie mam ochoty z tego korzystać. Niech każdy płaci za to, za co powinien. Ktoś idzie do muzeum, płaci za muzeum, ktoś wchodzi do parku narodowego, płaci kilka zł za przejście, a ścieżki rowerowe zazwyczaj buduje państwo dzięki podatkom, na które jakby nie było także się dorzucam. Zresztą co do muzeów – w przypadku wyżej wymienionych, nazywanie tych centr tym słowem, jest mocno przesadzone. Muzeum te, a raczej galerie, to małe urozmaicenie, odskocznia, zmyłka od wystaw z koszulkami, magnesami i pocztówkami.

      Ja również nie miałbym nic przeciwko dorzuceniu kilku zł na sprzątanie, remont trasy, ale niech to faktycznie zostanie przeznaczone na te cele. Tam jednak za trasę 2 km (w przypadku Grobli Olbrzyma) i wyjście na betonowy taras (90% osób nie idzie te 7km szlakiem wzdłuż klifów, ogranicza się tylko do tarasu) kasuje się jakieś śmieszne pieniądze. A przecież te kilka km tras raczej nie pochłania takich pieniędzy, a już na pewno znacznie mniejsze niż te ogromne centra, które na wejściach postawiono. Nie wiem, mogę nie mieć racji, ale dyskusja w ogólnokrajowych mediach w Irlandii na ten temat także nie wzięła się znikąd.
      Poza tym

      • Hej :) Przeniosłam dyskusję na bardziej ogólne tory, bo nigdy nie byłam w Irlandii i nie mogę dyskutować bezpośrednio nad przykładami, które podajesz – w tych konkretnych przypadkach muszę się zdać na Twoją ocenę. Własną wypowiedź oparłam trochę na pobycie w okolicach Nimes i zwiedzaniu Pont du Gard. Była jakaś opłata za parking (a więc rozkładała się na wszystkich pasażerów). Jednocześnie bilet parkingowy był wejściówką do całkiem ciekawego muzeum (nie tylko skorupy i zardzewiałe groty strzał :P też historia, opis jak wyglądała budowa akweduktu, gdzie doprowadzał wodę i takie tam). Ogrodzeń sobie nie przypominam, ale to było jakieś 5 lat temu ;) W każdym razie nie czułam się ograbiona, wręcz usatysfakcjonowała mnie jakoś infrastruktury, którą mi zaoferowano. Tak samo parki narodowe w USA (10$ za samochód na 7 dni to chyba uczciwa cena? oprócz tego w samym parku są dodatkowo płatne, ale komercyjne kempingi, sklepy z pamiątkami i restauracje, bo to przecież Stany więc nie da się inaczej :P), polskie Tatry (2,50zł student, 5,00zł nie-student, ale o parking/dojazd busem martwisz się sam)… Może jestem już stracona dla sprawy, ale jakoś z góry zakładam, że w miejscu z okładki przewodnika będzie opłata – to mnie trochę chroni przed rozczarowaniami ;)
        To muzeum to coś w stylu takiej rozbudowanej informacji o miejscu, moim zdaniem coś bardzo cennego ze względów edukacyjnych – jeśli jego istnienie jest merytorycznie uzasadnione, to stanowi bardzo dobre uzupełnienie tej bazowej atrakcji – tu akwedukt, czyli malowniczy widok, tam muzeum, czyli historia miejsca. Takie rzeczy się wspiera chociażby dla samej idei szerzenia wiedzy. Tak samo jak te ścieżki rowerowe (może nie są idealnym przykładem), które podobno funkcjonują przy jakimś ważniejszym azjatyckim zabytku (Angkor Wat????) i są częścią kompleksu, zupełnie niezależną od takiej zwykłej infrastruktury o jakiej pomyślałeś. Nie, nie mieszczą się w tym kawiarnie czy hotel, ale zazwyczaj za kawę i tak muszę sobie osobno dopłacić, nikt mi jej nie wmusza w ramach obowiązkowo droższego biletu. Nie wiem też czy można jednoznacznie oceniać samą próbę zarobienia przez państwo pieniędzy na popularnych turystycznie miejscach – z jednej strony dziedzictwo ludzkości, a z drugiej co do np. wydobywania i spieniężania surowców naturalnych nie mamy podobnych wątpliwości. O ile turysta w kraju UE to niemal samo dobro, bo zje w lokalnej knajpce, zaśnie w pensjonacie czy rozbije namiot na kempingu prowadzonym przez jakiegoś miejscowego Johna czy Pierre’a, o tyle np. w niektórych regionach Azji zyski idą głównie do kieszeni zagranicznych inwestorów, a ceny produktów w sklepach czy nieruchomości rosną także dla miejscowych. W tym drugim przypadku opłaty za ładny widok nabierają charakteru rekompensaty. No jest to dosyć złożony temat i właściwie każdy jeden przypadek można poddawać odrębnej ocenie ;)

  • Dobrze, że mówisz o tym głośno, bo ja myślałam, że ze mną coś nie tak. Byliśmy tam w marcu 2015, mieszkamy w Glasgow więc Irlandia nie powaliła nas na kolana, ale nie zapomne nigdy i każdemu kto pyta mnie o Irlandię opowiadam, jak siedziałam w aucie na parkingu przy moher Cliffs i 15min przeżywałam jak 6€?za co? Przecież to dzieło Matki natury! Irlandia choć piękna to pozostawiła niesmak. Zadra na sercu została!

  • Dzięki za wpis Karol! Czekam na więcej, bo zamierzam w następne wakacje odwiedzić Szkocję i Irlandię, więc wszelkie fakty będą bardzo przydatne. Pozdrawiam!

  • Mnie to jakoś nie szokuje. Może kasa idzie na sprzątanie (tak, wiem, pisałeś, że osuwisko nie uprzątnięte, ale może papierki i pety zbierają). U nas też się płaci za wstęp, chociażby do Parków Narodowych czy pod wodospady w Karkonoszach, kiedyś dodatkowo płaciło się także za wejście na platformę widokową na szczycie Sokolicy w Pieninach. Tyle, że ceny u nas na szczęście niższe.

  • Cześć!
    Osobiście, (oczywiście nie musisz tego publikować, to Twój blog), uważam, że jeśli jedziemy gdzieś, musimy się przygotować na to, że niektóre zabytki czy miejsca będą miały płatny wstęp. Sadzę, że skoro są to miejsca niepowtarzalne i warte zobaczenia, nie powinno robić nam różnicy, czy zapłacimy za wstęp (a pieniądze pójdą na utrzymanie tego miejsca lub chociażby na pensje dla osób, które tam pracują), czy nie. Chyba, że moje podejście jest za mało „polskie”. Szczerze, gdy jeżdżę za granicę, a robię to bardzo często, zawsze staram się płacić za wszystko, ponieważ jeśli państwo utrzymuje się z głównie turystyki, warto im w tym pomóc.
    Pomimo wszystko czekam na listę zamków – może okazać się całkiem interesująca.
    Pozdrawiam.

    • Hej, nie rozumiem dlaczego miałbym nie publikować? Od tego są komentarze, aby dyskutować.

      Nie zgodzę się i nie rozumiem co ma znaczyć odwoływanie się do „polskiego” podejścia. Jeśli masz na myśli podważanie wielkości narzucanych kosztów i ich słuszności to możesz to tak nazwać. Nie uważam jednak, że ma to jakikolwiek związek z narodowością. Każde miejsce jest niepowtarzalne i warte zobaczenia. W myśl tej zasady, każdy ciekawszy widok można by obstawić budkami z biletami. Zrobić trochę marketingu, zrobić z miejsca „must see” w danym regionie i ticketować. No i tak – pewnie część osób uznałaby, że skoro jest kasa, to najwidoczniej trzeba płacić.

  • Dziwne. W poprzednie wakacje zrobiłem sobie trekking wokół hrabstwa Clare, i w zasadzie za nic nie musiałem płacić. Zamki darmowe, podobnie opactwa, jeżeli pojawiały się ceny to w wysokości 2-3 euro. Pod niektórymi nawet namiot rozbijaliśmy. Podobnie na pastwiskach, gdzie jedynym zagrożeniem były szalone krowy. Miejscowi przyjaźni, na stopa nie czekaliśmy dłużej niż 15-20 min, ceny w pubach przyzwoite a lokalna kuchnia genialna. Nie przypominam sobie również, żebyśmy cokolwiek za Moher płacili, poza pocztówkami. Trasa otwarta dla zwiedzających, w centrum bagaże można zostawić za darmo. Miejsce traci jedynie sporo w porownaniu z Loop Head albo Bridges of Ross ze względu na mnogość turystów. Największy wydatek to w zasadzie prom z Doolin na Arany, ale też nie jakiś ekstremalny. No ale może gdzieś w bucie nam czterolistna koniczyna utknęła.

  • Karolu, może i masz rację, ale należałoby uściślić, że opisywane przez Ciebie miejsca znajdują się w Irlandii Północnej, a więc w najbardziej zaniedbanej ekonomicznie i przemysłowo części Wielkiej Brytanii. Angole kupują sobie tam pokój pompując co roku miliony funtów w różnorakie „programy społeczne” demoralizując ekonomicznie obie strony konfliktu. Byli członkowie Irlandzkiej Armii Republikańskiej (IRA) czy mniej znanych, ale nie mniej agresywnych Oddziałów Ochotniczych Ulsteru (UVF) i Stowarzyszenia Obrońców Ulsteru (UDA) zatrudnieni zostali przez liczne „organizacje charytatywne” w roli pracowników społecznych. Sumy są tak duże, że nie starcza już na rozwiązanie problemów strukturalnych Irlandii Północnej a normalni ludzie też z czegoś muszą żyć.

  • Na klifach byłam mnóstwo razy i nigdy nie płaciłam, aczkolwiek również przeszkadza mi cała ta komercyjna otoczka wokół dzieł natury. Zamki zależy. Niektóre kosztują mnóstwo, a mają niewiele do zaoferowania, a niektóre w miarę i są super. Miałam szczęście. Pierwszym zamkiem, który zobaczyłam w Irlandii był Dalkey, bardzo ciekawe zwiedzanie.

    W kościołach i innych takich często miałam szczęście, że mi obniżali cenę.

    Pozdrawiam serdecznie.

      • Cześć, ostatni raz na klifach byłam w marcu rok temu (dwukrotnie-po przylocie i przed wylotem) . Wchodziłam nie od strony parkingu, a górą najpierw ścieżką do wieży, a potem ścieżką wzdłuż skał oznaczoną żółtymi tablicami o niebezpieczeństwie. Wcześniej byłam na przełomie maja/czerwca w 2014 roku. Fakt, że wjeżdżając na parking trzeba płacić. Ostatnimi razami przyjeżdżałam autobusami Bus Eireann i nikt nie zmuszał nikogo do uiszczania opłaty.

        Może od marca się coś zmieniło. Klify Moheru nie są podobno najładniejszymi w Irlandii. Powiadają, że lepsze są Slieve League i właśnie bez tej całej, komercyjnej otoczki.

  • Osobiście uważam (i chyba większość komentujących tak samo), że za niektóre atrakcje należy zapłacić przynajmniej tyle, ile potrzeba na utrzymanie i konserwację tego wszystkiego. Tutaj mamy po prostu do czynienia z mocno rozkręconą komerchą. Pamiętajmy, że jeśli taka cena się utrzymuje, to nie wzięła się znikąd i jak widać ludzi na nią stać ;)

    Nie zastanawiałem się też ile z ceny biletów idzie faktycznie na dany obiekt, a ile pochłania dodatkowa infrastruktura, ale tutaj chyba też jesteś trochę zbyt krytyczny. Klify to trochę więcej niż sam taras, a Grobla Olbrzyma to także małe lokalne muzeum geologiczne. Z resztą akurat na Groblę udało nam się wejść zupełnie za darmo i to z polskim przewodnikiem gratis, więc może mam trochę wypaczone poglądy ;)

    Co do zamków o których piszesz, kiedy byliśmy w Rock of Cashel trwał akurat remont, więc ciekaw jestem Twojej opinii i przede wszystkim ZDJĘĆ! Wpadnij w wolnej chwili na mojego bloga, też spisałem trochę wspomnień z Zielonej Wyspy. Ciekawe czy byliśmy w tych samych zamkach?

  • Tak samo się czułam w Jordanii! Z tym że oni wycwanili się w taki sposób, że do najbardziej popularnych atrakcji płaci się krocie, np. miejsce Chrztu – ponad 60 zł, Petra – 275 zł za jeden dzień!!! a do innych, tych mniej obleganych zwykle po 5-10 zł… Jak byłam w Anglii to też do jednego z zamków, który zwiedzałam wejście kosztowało 25 funtów (!!!!!!!), a parking… kolejne 10 :/ Masakra.
    Jak będę wybierała się do Irlandii to widzę, że trzeba będzie mieć worek z pieniędzmi na zwiedzanie… Albo wybrać max. 5 płatnych atrakcji :/

    • Darmowych miejsc biwakowych jest bez liku. Właściwie Irlandia to jedno wielkie pole namiotowe. Idealnie przycięta trawka, murki ochraniające od wiatru, trzeba tylko uważać na krowie placki ;)

  • Witaj Karolu! Zdjęcia piękne, tekst może nazbyt krytyczny. Mam inne zdanie na temat oplat i cieszę się, ze nie jestem odosobniona. Wyjeżdżam rzadziej niż Ty, dwa, czasem 3 razy do roku i zawsze płacę i nie bulwersuje mnie to. Przecież o teren też trzeba dbać, przygotować go do zwiedzania. A Irlandia do tego do Krezusów nie należy. Ja generalnie nie lubię takiego”polskiego radzenia sobie”. Ten spryt postrzegam jako brak szacunku dla prawa, które nakazuje uiścić opłatę. Ale to pewnie wynika z różnicy wieku i doświadczeń życiowych. W każdym razie dziękuję za tekst i pozdrawiam. Zazdroszczę Ci tej mobilności.

    • Hej Jola. Wybacz, ale mam wrażenie, że nie do końca przeczytałaś tekst. Piszesz, że o teren trzeba dbać, ja piszę, że zamiast posprzątać osuwisko, ogrodzono je i zawrócono turystów. Za to powstają kolejne budki z pamiątkami do kasowania turystów. Chyba ciężko mówić tutaj o tym, aby ten teren był priorytetem, skoro na posprzątanie czeka się już kilka lat i raczej się nie doczeka. Piszesz o braku szacunku dla prawa, ja piszę, że sami właściciele choćby Grobli przyznali, że opłata jest niesłuszna pod naciskiem społecznym, jednak dalej… zdzierają. Więc, gdzie tutaj prawo? Polskie „radzenie sobie”? Mogę odpowiedzieć – bezkrytyczna wiara w słuszność wymyślnych regulaminów. Wolę nazwę „zdrowy rozsądek”.

      Pozdrawiam również

  • Nigdy nie byłem tam ale czy da się z takich klifów zejść na jakiś brzeg i popływac kitem ? Chetnie bym spróbował i przy okazji zwiedził ten piękny kraj :)

  • W kilku komentarzach powyżej pojawiła się pejoratywny stereotyp polskiego kombinatorstwa – rzeczywiście muszę się zgodzić, że jest coś takiego w nas.. zawsze staramy się znaleźć inną drogę rozwiązania „problemu”, poszukać możliwości obejścia standardowej procedury. Kluczowe jest pytanie, czy w tym konkretnym przypadku to kombinatorstwo, czy faktyczne „radzenie sobie” i uniknięcie najzwyczajniejszego oszustwa? Czy to coś złego? No bo jak nazwać sytuację, gdy po medialnej aferze otwiera się bezpłatne dojście do atrakcji nie likwidując tym samym kas biletowych i znaków prowadzących do nich? Nie ma to nic wspólnego z utrzymaniem ścieżki prowadzącej do atrakcji, tak jak wybudowanie płotu celowo zasłaniającego widok – z czym już się spotkałem na świecie w mniej rozwiniętych państwach, ale nie spodziewałbym się tak bezczelnych rozwiązań w Irlandii. Oczywiście sytuacja wygląda inaczej w przypadku pewności, że nasze pieniądze będą rozsądnie wykorzystane przede wszystkim na utrzymanie SAMEJ ATRAKCJI (dojścia, pomostu itd.), a nie całej otoczki będącej tylko dodatkiem. Należy pamiętać, że w dane miejsce przyjeżdżamy przede wszystkim podziwiać ten wypromowany produkt turystyczny – miło jest się napić kawki po zmarznięciu w wietrznej aurze ale są turyści, którzy spędzają większość czasu właśnie w ten sposób. I właśnie tacy za zakup obiadów, lokalnych pamiątek o przesadzonych cenach w visitor center, zostawiają najwięcej kasy. Osoby przyjeżdżające własnym autem (lub tym bardziej rowerem) nie są dochodowym, a tym samym pożądanym typem turysty. Dlatego w wielu miejscach zaczęto kasować po prostu za wstęp. A skoro przejechałeś specjalnie taki szmat drogi , jesteś już w tym miejscu, to odmówisz atrakcji i nie zapłacisz za wstęp? Tak to działa. To nie jest marketing i dbałość o środowisko, tylko czysta kalkulacja i biznes. Przykre.

    • badzmy szczerzy i powiedzmy wyraznie, ze chodzi po prostu o ekonomie.stosunek zarobkow przecietnego Polaka do przecietnego Irlandczyka czy innego turysty z zachodu wypada slabo. Dla przecietnego Irlandczyka 15 euro to jak dla przecietnego Polaka 15 zlotych , co nie znaczy,ze inni nie licza kosztow, bo 4 -osobowa rodzina to przykladowo 60 euro za wstep( tylko za 1 atrakcje!)_,a to juz jest znaczna kwota. dlatego uwazam artykul za bardzo przydatny i wspaniale, ze autor dzieli sie takimi informacjami. kto ma ochote placic, temu nikt nie broni;)

  • Rozumiem że do Irlandii dostałeś się tanimi liniami lotniczymi? Na jakie lotnisko preferujesz się dostać i jak poruszałeś się po samej wyspie?
    POZDRAIWIAM

  • Oh Karol, że ja nie odkryłam Twojego bloga wcześniej. Wczoraj kolejny raz zabuliliśmy za wstęp po 12,5 funta od osoby za wstęp na Groblę Olbrzyma. Parking był full więc za 8 funtów postawiliśmy się przy stacyjce kolejowej. Będąc kolejny raz w tym miejscu visitor center mogliśmy ominąć spokojnie i pospacerować do „trylinki” i „organów”. I wcale nie chodzi mi o naszą polską gospodarność, inne narody też tak mają. Zwyczajnie te 12,5 funta to cena wygórowana.

  • mam pytanie odnosnie parkingu pod ta Groblą.A wiec podjadę sobie na parking samochodem i co pójdę sobie w kierunku mostku przecież i tak będe musiała zapłacić za parking bo mnie zawrócą?gdzie zaparkowac autko zeby nie płacić az tyle bedę z rodzinką więc wszystko x 4 to trochę dużo.moze ktoś ma najnowsze informacje ?ktos pisał ze przy stacyjce?

  • Swietny i bardzo pomocny artykul,dzieki! Za wszystkie atrakcje oczywiscie placilismy dobrych pare lat temu ( nie wiem czy przed czy po zmianach odnosnie grobli). Zawsze warto poszperac w sieci informacji na temat miejsc, w ktore sie wybieramy.Ja tak trafilam na ten artykul!:) Dzieki wielkie raz jeszcze za te info i piekne zdjecia:)