Podróże codzienne. Rok na etacie, czyli o trudnym łączeniu pracy z blogowaniem

Katowice Centrum. Godzina 6.30. Właśnie wsiadam do autobusu, który przez najbliższe 30 minut będzie wiózł mnie do pracy. Rozsiadam się wygodnie, wyciągam tablet, odpalam wifi i działam. To tutaj przez wiele godzin miesięcznie ogarniam bloga i wiele rzeczy z nim związanych. Jak tydzień długi, przez godzinę dziennie bus ten staje się moim mobilnym biurem na kółkach, miejscem, w którym pracuję… zanim jeszcze do pracy dotrę. To jest niesamowite ile można zrobić w tak krótkim czasie!

Tak więc – odpisuję na propozycje blogowych współprac, że nie – nie będę reklamował zakładów bukmacherskich, nie – nie interesuje mnie sponsoring sieciówki odzieżowej, nie – nie uważam, żeby w tematykę bloga wpisywały się glebogryzarki, kosiarki czy inne narzędzia ogrodowe. I tak – być może rozważę możliwość współpracy z firmą od sprzętu outdoorowego, regionalną organizacją turystyczną, ubezpieczalnią czy linią lotniczą.

Następnie siadam do social media. Wrzucam jedno zdjęcie na Instagram, czasem napiszę notkę na Facebooka, niekiedy – zwłaszcza pod koniec tygodnia lub w sobotę (też sporadycznie pracuję) przygotuję Przegląd Tanich Lotów na niedzielny newsletter. Później odpisuje na maile i komentarze czytelników, co jest zdecydowanie najciekawszym momentem całej porannej podróży do pracy. Piszcie jak najwięcej! Dzięki temu wiem, że chcecie czytać, oglądać, że interesuje Was to co robię. Nawet nie wiecie jak wiele daje mi to energii i motywacji – zwłaszcza tak wczesnym rankiem.

 

Na koniec loguję się na blog. Zostało mi jakieś 15-20 minut jazdy, zawsze to zdążę napisać 2-3 akapity, a jak nie, to chociaż jakiś tekst przeredagować, dopracować. Jak to sobie policzyłem, w komunikacji miejskiej napisałem jakieś 40% tekstów w ciągu ostatniego roku! Tablet z klawiaturą to świetna rzecz…

Nie jest jednak łatwo. Nie zawsze jest tak pusto w autobusie jak na zdjęciu powyżej. Siedzi za mną grupka gimnazjalistów. Mimo wczesnej godziny są niesłychanie pełni energii. Śmieją się, żartują, na głos słuchają muzyki. Kto by pomyślał, że kapela, której często sam słucham, żeby się zrelaksować, przy innych okolicznościach tak bardzo mnie irytuje? Nici z pisania, gapię się przez okno.

Kiedy indziej, na trzecim przystanku z kabiny wypada kierowca autobusu i zaczyna się na mnie drzeć. Że niby kolanem wciskam co chwila przycisk stop, przez co on musi się zatrzymać i otwierać drzwi dla nikogo. – Jak ci za ciepło to mogłeś sobie iść pieszo – krzyczy. No więc przepraszam, tłumaczę, że nieświadomie, wszak też zależy mi na tym, aby zdążyć do pracy. Mimo wszystko dowiaduję się kilku ciekawych rzeczy o sobie i w ogóle tracę wenę na dzień cały. Znów nici z pisania, gapię się przez okno.

Czasem też jest tyle ludzi, że nie ma gdzie usiąść. Kiedy indziej kierowca nie zapali światła przez co nie widzę na klawiaturę, albo słucha wiadomości na cały regulator. Bywa też, że najzwyczajniej w świecie nie wyspałem się, nie miałem czasu rano napić się przed wyjściem kawy, albo po prostu nie mam ochoty pisać. Bywa i tak. Wówczas zakładam słuchawki na uszy, kładę głowę na szybę i znów zamykam oczy. Myślę wtedy o tym, jakby to było fajnie mieć całe dnie na ogarnięcie nowych materiałów na bloga, stworzenie ciekawych projektów, na napisanie jakiegoś artykułu do gazety, kolejnej książki. Na szlifowanie swojego warsztatu literackiego, swoich umiejętności fotograficznych, graficznych, na nauczenie się lepszego montażu filmów, albo w końcu języka hiszpańskiego. Jakby to było mieć zwyczajniej jeden etat, zamiast dwóch.

 

W drodze do pracy – dworzec w Katowicach. Że niby artystycznie #widokZrana #Katowice

Zdjęcie zamieszczone przez użytkownika Karol Werner (@kolemsietoczy)

Autor, redaktor, korektor, fotograf, grafik itd.

Pewnie zastanawiasz się, co z jakością tekstów pisanych w komunikacji miejskiej? Jest niestety bardzo różnie. Czasem zdarza mi się napisać tak tekst, że w zasadzie nie wymaga on żadnej dalszej edycji i jest praktycznie gotowy do publikacji. Jestem z niego zadowolony, czyta się szybko, brak w nim błędów, nie połknąłem nawet przecinka. Jest to jednak rzadkość i najczęściej to nie mogę się skupić w busie tak bardzo jakbym chciał i w większości przypadków, kiedy wracam z pracy o 16.30 do domu, muszę siąść nad nim jeszcze raz i wszystko dokładnie przejrzeć, poprawić i przeredagować.

I tak mija mi reszta dnia…

Na jeden tekst schodzi mi od 3 godzin, do nawet kilku dni pracy, nie licząc oczywiście tego, że musiałam przecież gdzieś jechać i ten materiał zebrać. Jeśli wszystko miałbym ogarniać po pracy, to chcąc utrzymać aktualną (mam nadzieję zadowalającą) jakość publikacji, w miesiącu na blog zdołałbym napisać 2, może 3 teksty. Bo przecież poza pisaniem i redakcją trzeba też poświęcić kilka godzin na obróbkę zdjęć, ewentualnych filmów, ogarnąć optymalizację pod kątem wyszukiwarki, napisać zapowiedź na Facebooka, newsletter i jeszcze kilka innych rzeczy. Jest tego dużo, a przecież mam jeszcze inne obowiązki obok pracy i bloga. Chociażby nie tak dawna przeprowadzka do Katowic, remont itd.

Staram się jednak nie narzekać, tylko robić swoje. Robić to, co faktycznie sprawia mi przyjemność i to, z czym chciałbym bardziej łączyć swoją przyszłość. Zatem jeżdżę, fotografuję, piszę. Dążę do tego bardzo mocno, wyczekuję tylko dnia, kiedy będę mógł się zająć tym w pełnym wymiarze czasowym.

Wiosenne przesilenie?

Będzie już rok takiego funkcjonowania i powiem Wam szczerze, że coraz częściej kładę tę głowę na oknie i zamykam oczy. Baterie w tablecie ładuję o kilka dni rzadziej niż jeszcze parę miesięcy temu. Zwyczajnie mam coraz mniej energii. Zwłaszcza teraz, kiedy całymi dniami jest jeszcze szaro i ponuro. Mówią, że taka pogoda sprzyja tworzeniu, ale mam nie wiem, czy autor tego powiedzenia miał na uwadze łączenie tworzenia z ośmiogodzinną praca zawodową. Oby wiosna przyniosła coś nowego, ożywczego! :)

To by było na tyle. Muszę już kończyć, wychodzę na następnym przystanku. Wyszedł mi dość nostalgiczny, żeby nie powiedzieć smutny tekst i w sumie, tak prawdę mówią sam nie wiem co chciałem nim przekazać. Mimo wszystko gratuluję każdemu kto dotarł do końca, fajnie, że jesteście, że czytacie. Możecie napisać mi o Waszych doświadczeniach z łączenie wielu obowiązków. O tym jak sobie z tym radzicie, co z tego wynosicie, a co tracicie. O czymkolwiek. Jeśli udało Wam się przekuć pisanie, tudzież inną pasję w prace, to tym bardziej chętnie przeczytam.

Do następnego.

Karol Werner

Podobało się? Zostań na dłużej!

Informacje o nowych treściach wprost na Twojego e-maila. Bez spamu!
Dołącz do ponad 200 000 obserwujących osób i zgarnij jednorazową mega promocję na moje książki!

121 komentarzy

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

  • Działaj z tym, co sprawia Ci przyjemność (a to widać), pisz i fotografuj bo jesteś w tym dobry i chce się to czytać. Jestem przekonany, że prędzej niż później będziesz mógł poświęcić się blogowaniu w 100%, a wierzę, że i poza samego bloga bez problemu wyjdziesz. I tego Ci życzę !!!

  • Bycie samemu sobie sterem, żeglarzem i okrętem bywa trudne i okresy zmniejszonej energii są nieuniknione. Jednak sam fakt, że poświęcasz swój wolny czas na tworzenie, świadczy o tym, że po prostu warto.

    Nie wiem, jak to jest, ale kiedy miałem okresy realizowania jednocześnie kilku projektów na raz, kiedy byłem zły na siebie, że się na wszystkie zgodziłem, kiedy nie dosypiałem, biegałem ze spotkania na spotkanie, brakowało mi chwili dla siebie, wtedy chciałem to wszystko rzucić. Ale potem sytuacja się stabilizowała. Projekty kończyły się sukcesem jeden po drugim, wychodziłem na prostą i nagle zaczynało mi brakować tego napięcia, stresu i znów zaczynałem realizację nowych pomysłów. To chyba nieuniknione…

  • Życzę Ci abyś kiedyś mógł się utrzymać ze swojej pasji. Pisanie idzie Ci bardzo dobrze a fotografia to zdecydowanie Twoja mocna strona :) Piękne zdjęcia i interesujące teksty- to jest to co sprawia ze cały czas wracam do Twojego bloga.
    Zdjęcia z tego tekstu wzbudziły we mnie nostalgie, bo przez wiele lat najpierw studiowałam a potem pracowałam w Katowicach, dworzec PKP zawsze bedzie dla mnie miejscem wszelkiego rodzaju wspomnień.
    Teraz od 5 lat mieszkam w Peru i do pracy chodzę na piechote – co w tym mieście jest blogosławienstem hehe :)
    Pozdrawiam serdecznie i czekam na kolejne, jak zwykle, interesujące teksty.

  • Ja to przerąbane mam…autem jeżdzę, więc tablet w busie odpada i po nocach blogi, maile i planowanie podróży :) i wszyscy pytają czy moja doba ma 24 h bo jakoś robię jak za trzech :) no to da się? Da !!!

  • U mnie bywa podobnie. W drodze do pracy „tylko” robię zdjęcia, bo nieczęsto jeżdżę tramwajem, a autobusem wcale. :) Po pracy często wjeżdżają dodatkowe zajęcia (korki, tłumaczenia) i przyznam szczerze, że po takim maratonie po prostu często mi się nie chce siadać do wpisów. Jedynie na zdjęciowe eksperymenty mam jakoś zawsze ochotę. Podziwiam Twoje samozaparcie, z tego co piszesz jesteś tytanem pracy blogowej i trzymam kciuki, żeby udało Ci się zejść do jednego etatu, tego ciekawszego, bo naprawdę taka praca i poświęcenie musi dać efekty. (w sumie patrząc na Twoj blog – daje.) :-D ps. tekst widać dobry, skoro AZ taki długi komentarz napisałam, nieczęsto mi się zdarza. ;)

  • Gdyby najpierw pojawił się blog, a później etat, to ciężko byłoby się przestawić. U mnie pierwszy był etat, a blog się pojawił całkiem niedawno. Nie musiałam przestawiać rytmu dnia, bo pisanie dostosowałam do panującej rzeczywistości. A i tak czasami siadam przed ekranem monitora, by po chwili go zamknąć, bo po całym dniu zasuwy na etacie mój mózg nie jest w stanie stworzyć nadającej się treści. A Tobie chce się rano! I świetnie Ci to wychodzi, czy z etatem czy bez :)

  • Przyznam nie jest łatwo. Praca na pełny etat, podróże a do tego pisanie bloga powoduje, że powoli zaczyna brakować czasu. Mimo wszystko warto nawet dla samego siebie :)

  • Karol, piszesz że smutny i nostalgiczny tekst wyszedł , a mnie się całkiem podoba! Prosisz, to napiszę też jak to u nas wygląda, nota bene będąc drodze i korzystając z okazji, że pociąg (my już w drodze do Poznania) Maję już zdążył uśpić ;-)

    Bloga bardzo chcemy rozwijać, pomysłów na kolejne teksty nie brakuje, jednak z czasem i siłami bywa ciężko. Mamy po etacie na głowę, z komunikacją miejską jesteśmy na bakier, bo mieszkamy 30km od Kato, więc codziennie śmigamy samochodem – pisanie w drodze więc odpada. Pobudka, poranna kawa, śniadanie, googlecheck na sytuację na drodze, codzienny wyścig żeby zdążyć do pracy po drodze odstawiając córkę do przedszkola, 8 korpogodzin, przedszkole i w domu ok. 18. Niby cały wieczór przed nami, ale mamy zastrzeżenie że przed komputerami czasu z Mają nie spędzamy i jest to nasz wspólny czas na zabawę, wygłupy, czytanie, itd. (nie żałuję i nadal sądzę, że to słuszen). W rezultacie siadamy po 21:00. Jeszcze jakiś obiad ogarnąć na kolejne dni , wiecznie masa prywatnych rzeczy do ogarnięcia… Pisać, nie pisać? Może chociaż przy zdjęciach podłubać? Dobra, dokończmy i wrzućmy wpis X na rano. Skreslam kolejny temat z listy. Gotowe, jest! 2 w nocy. Pobudka o 7:00 i od nowa ;-)

    No i sam prawie własny artykuł napisalem na 5 calach smartfona (Maja nadal śpi!). Wiesz, co piszesz z tym transportem publicznym – to działa! Zamienię chyba samochód na PKP! ;-)

    • No to wielki szacunek, zwlaszcza za postanowienie nie siadania do kompa, kiedy czas na zabawy. Serio. U mnie odpada siedzenie do późna w nocy. Jestem typem, ktory jeśli nie pośpi 8-9 godzin jest nie do życia. Strasznie zazdroszczę tym, którzy moga spać i 6, ciągnąć tak całe życie i cały czas są pełni energii. Ja to idę spać o 21.45, najpóźniej 22.15. W innym wypadku wiem, że następnego dnia nici z pisania po pracy, bo padnę szybko na twarz…

  • doceniam, Karolu, ze zdecydowales sie podzielic swoimi osobistymi doswiadczeniami z czytelnikami. Podziwiam to, ze przy pracy na pelen etat nie przestajesz dedykowac sie na ile tylko sie da swoim pasjom oraz pisaniu bloga, nawet jesli pochalnia to tyle czasu. Jest to jedyny blog, ktory subskrybuje, i ciesze sie, widzac kazdy nowy nowy post, bo wiem, ze jest napisany w sposob, ktorych zacheca czytelnika do odwiedzenia opsanych miejsca. Z wlasnego doswiadczenia – kiedys pisalam bloga, ale po jakims czasie sie to skonczylo, bo wolalam zyc tu i teraz zamiast przelewac na ekran swoje doswiadczenia w trakcie podrozy. Teraz rowniez mysle, ze przy swojej potrzebie perfekcji, jesli chodzi o pisanie tekstow, nie zaszlabym drugi raz za daleko, bo by napisac cos, co naprawde zainteresuje i wciagnie czytelnika, nie starczy raptem pol godziny. A ostatnie miesiace, wypelnione przygotowaniami do dluzszej podrozy, ktora zaczyna sie za kilka tygodni, nawet jesli w ym czasie nie pracuje, i tak mijaja szybko i sa wypelnione po brzegi – bo tu jeden jezyk obcy, tu drugi, tu jakis nowy szlak w gorach, ktory koniecznie trzeba przejsc, ksiazki, spotkanie ze znajomymi, zbieranie informacji o trasie. Zycze powdzenia w realizacji dalszych planow i mam nadzieje, ze jak najszybciej uda Ci sie zyc wylacznie z tego, co jest Twoja pasja.

  • Od jakiegoś czasu obserwuję Twoje konto na Instagramie, ale dopiero dziś weszłam na bloga. I chyba w samą porę. Do tej pory, sądząc po Twoich zdjęciach, wydawało mi się, że masz pracę, która daje Ci mnóstwo czasu na pasję. A jednak tak nie jest… Tym bardziej Cię podziwiam. I spieszę donieść, że nie jesteś sam.
    Od jakiegoś czasu myślę, aby założyć bloga. Nic nie sprawia mi większej przyjemności niż podróżowanie, robienie zdjęć i pisanie… jednak potrzeba na to pieniędzy, nie ma się co oszukiwać (zresztą, wiem, że pisałeś o tym notkę i zamierzam ją znaleźć). Póki co – praca zajmuje mi tyle czasu, że nie daję rady…
    Pracuję jako nauczyciel a popołudniami udzielam jeszcze korepetycji. Prawie wszędzie chodzę na nogach, więc autobus odpada (poza tym mam chorobę lokomocyjną – dramat). Kiedy wracam do domu, a jest to około 19 – jestem tak zmęczona, że siły wystarcza mi zwykle na ogarnięcie siebie, mieszkania i spać. Bo o 6 pobudka.
    Ciągle czuję zmęczenie i niedosyt i źle mi z tym… podziwiam Cię, że masz tyle wytrwałości, ja wciąż nad tym pracuję…
    Co tracę – nie realizuję się tak jakbym chciała, mam tak mało czasu wolnego, że jak już go mam to nie wiem co mam z nim zrobić i czuję stres, że może niezbyt dokładnie i pełnie go wykorzystuję (pisałam już że w weekendy jeszcze studiuję podyplomowo?).
    Co zyskuję? No cóż, więcej pracy to i więcej pieniędzy. Dzięki temu w najgorszy ale jedyny dla mnie możliwy czas mogę jechać tam gdzie chcę. Chociaż szału nie ma ;)
    Póki co intensywnie myślę nad zmianą, jakąś zmianą która sprawi, że zacznę chociaż pisać… bo póki co – od roku mam zanik weny (prowadziłam bloga przez 10 lat).

    Wszystkiego dobrego, pozdrawiam Cię serdecznie!

  • Hej, ciekawy wpis :)! Wiesz, gdyby nie newsletter, pewnie nie zwracałabym uwagi na Twoje wpisy, ponieważ jeżeli czytam jakieś blogi to tylko na telefonie w drodze do pracy (przy okazji chylę czoło przed motywacją do pisania w autobusie – szkoda, że moja kolejka jedzie tylko 5 minut >_<. Może u Ciebie się sprawdzi mój sposób, a może nie: często gdy potrzebuję skupienia w miejscu w którym go nie ma lub które wywołuje we mnie naprawdę ogromną irytację i ból głowy np. autobus, pociąg i w ogóle lotniska, rozwiązaniem jest muzyka relaksacyjna+szczelne słuchawki u mnie creative douszny wystarcza. 5-7 minut słuchania i jak ręką odjął, skupienie, koncentracja, inspiracja a nawet sen wraca od razu. Najchętniej stosuję w środkach transportu i w podróży. Chyba chodzi o to, że ta muzyka ma wolniejsze tempo niż moje myśli, które po prostu po pewnym czasie zaczynają się do niej dostosowywać i… już, nawet irytacja przechodzi. Jesli nie wiesz jak to na Ciebie zadziała, polecam http://www.noisli.com na początek a potem ewentualnie bardziej zaawansowane dźwięki z melodią na youtube – ja lubie te z szumem wody w tle, ale moj tata np. woli świerszcze nocą ;).
    No ale ja nie o tym chciałam :) Dlaczego nie ma Twojego bloga na bloglovin' ? To standardowa przeglądarka blogów. Powinieneś zainstalować wtyczkę z kanałem RSS w wordpresie np. WP RSS Agregator, a następnie na bloglovin dodać swojego bloga (1. założyć konto tam, 2. opcja add/claim a blog). Nie wiem czy wszyscy czytający twojego bloga w ogóle używają takich rzeczy, ale ja używam i to 10 minut Twojego majstrowania przy stronie, napewno uprzyjemniłoby mi lekturę Twoich bardziej lub mniej osobistych postów w kolejce :). Żeby nie być arogancką w tej prośbie … proszę? :)

    A… drugie pytanie po przeczytaniu tego postu – wniosek jest prosty doba nie jest z gumy a ambicją można się zajechać. Czy nie masz komu delegować niektórych rzeczy? Może warto prowadzić bloga wspólnie z kimś, albo czasem pomyśleć o wpisie gościnnym? A w uwolnionym w ten sposób czasie można się skupić na przekształceniu bloga w zawód (cokolwiek od pisarza,dziennikarza po dzialalność związaną z organizacją wypraw?). Może jest ktoś, kto chciałby odciążyć Cię w obróbce zdjęć, albo sprawdzać Ci teksty? Chodzi mi po prostu o to, że jeśli skupiasz się dużo na rzeczach pilnych choć ważnych, niewiele zostaje czasu na rzeczy ważne i niepilne – czyli w tym wypadku twój samorozwój, czyli na tym, czego efektu nie zobaczysz od razu, ale długoterminowo jest to dlaciebie istotne (ebook w sumie może tym być jesli robisz to dla własnego samorozwoju, a nie dla gratyfikacji… tylko po co wtedy ustawiać sobie więcej tego typu celów, lepiej skupić się na tym jednym:) ). Kiedyś przecież też trzeba odpoczywać!

    Refleksja ma z jakichs innych wpisów też – na wyprawę po Ameryce Południowej zawsze możesz zabrać osobę, która zna hiszpański i lubi podróżować oraz lubi tłumaczyć symultanicznie ;). Strategicznie wymiana pewnych umiejętności (twoje organizacyjne na cudze jezykowe) to calkiem opłacalna sprawa :). Choć… ja w sumie uczę się hiszpańskiego by podróżować, ale… wcale nie prowadzę bloga i nie żyję organizacją wypraw, więc akurat mam na to czas ;).

    Pozdrawiam i trzymam kciuki za Twoje chwilowe nostalgie i rozweselenia!

    • Heeej. Tak się składa, że mam obowiązkowo muzykę na uszach podczas pisania, bo bez tego to w życiu bym zdania nie sklecił. Sams łucham także relaksacyjnej, jednak mam jeden taki utwór na Youtube, który trwa godzinę, a który wałkuję codziennie i nigdy mi sie nie znudzi. O ten własnie https://www.youtube.com/watch?v=VSMUAwM4GPs
      Japońska muzyka relaksacyjna, choć wydaje mi się, że jest to bardziej chińska niz japońska.

      Co do Bloglovin… hm. Wydawało mi sie, że tam jestem, ale jak mówisz, że nie, to zaraz postaram się to zmienić. :)
      Z delegowaniem obowiązków mam problem, bo jeśli choć trochę sie na czymś znam, to chętnie robię to sam. Mam takie skrzywienie i uważam, że nikt nie zrobi tych rzeczy tak jak ja chce. Nie mówię, że nie zrobi ich lepiej, tylko nie tak jak ja bym chciał, co potem i tak skutkowałoby moim sprawdzaniem i kto wie, czy nie zajęłoby to więcej czasu, nie mowiąc już bezsensu wydanych pieniądzach. Jedyne co deleguje to ogarnianie bloga od strony kodowej, bo tutaj wiem, że nie mam czasu się tego nauczyć i najpewniej nigdy się nie nauczę. Z

      A co do hiszpańskiego, to sam chce się go nauczyć, żeby samemu moc pogadać. Tak juz mam jak zauważyłaś powyżej, że lubię robić dużo rzeczy sam… :D

      Dzięki wielkie za tak wyczerpujący komentarz. Jeden z dłuższych jakie czytałem na swoim blogu. Wszystkiego co najlepsze! :)

  • No widzisz Karolu, ja też się pod koniec 2015 roku przeprowadziłam do Kato. Też, jak Ty, wydzieram czas obowiązkom i piszę, gdy się da. Nie mam Twojej popularności, więc i odpisywania czytelnikom mniej. Mam za to knajpę i najlepiej myśli mi się nad wpisami na zmywaku, a pisze na wiaderku, z komputerem, na zamkniętym sedesie. Mam tylko ochotę zabić dziewczynę, która pyta, czy może siku i przerywa moje pisanie :D
    Chwilowa wypałka jest naturalna. Nie warto z nią walczyć. Wiem co mówię, jestem po czterdziestce :D Przyjdzie wiosna, już niedługo :D

  • Cześć Karol. Obserwuję Twojego bloga od jakiegoś czasu, ale pierwszy raz coś z komentuję, bo… Twój tekst wywołał uśmiech na mojej twarzy. Już tłumaczę dlaczego. Obserwując Twojego i kilka innych blogów często myślę sobie: gdybym tak ja miał tyle czasu na prowadzenie bloga co oni… Jestem od Ciebie kilka lat starszy, więc na etacie pracuję już jakiś czas. Zawód mam ciekawy, ale nierzadko zamiast 8h muszę pracować przez dłuższy czas po 12-14h nad projektem. Wychodzę z pracy o 16 (nadgodziny robię wieczorem), jadę do domu a w drzwiach czeka już na mnie 3-letnia córka, która pogania mnie z obiadem bo: musimy bawić się ;) No i się bawimy a potem często ok. 21-22 siadam na 2-3 godziny do pracy. Do tego druga córka w drodze ;) A żeby sobie poprawić, to rok temu postanowiłem moją pasję podróżowania utrwalać właśnie na blogu. Czasem już padam na twarz, ale zawsze jakoś szkoda mi się położyć i nie zrobić nic, nie napisać choćby akapitu czy wybrać kilku zdjęć. Nie zrozum mnie źle, nie piszę żeby Ci wmówić że masz nadmiar czasu. Widać jak profesjonalnie podchodzisz do bloga, a ile to czasu i energii może on pochłonąć jestem świadomy. Jeśli Cię to pocieszy to po prostu może być gorzej za parę lat :D Ale piszę też, bo ten tekst jest ważny dla mnie. Dobrze sobie czasem uświadomić, że każdy ma chwile zwątpienia i spadki formy, a efekty są wynikiem ciężkiej pracy i pasji. I każdego to sporo kosztuje. Dużo wytrwałości! Pozdrawiam :)

    • Hm. To może spróbuję z Synami, rzucę piłkę i pójda bawić się sami? :D A tak poważnie, to dzięki i również wytrwałości życzę i fajnych podróży! :)

  • Witaj Karolu, odwieczny problem z brakiem czasu… Ja niestety dojezdzam do pracy samochodem i poza sluchaniem radia badz audiobooka niewiele moge w tym czasie zrobic, tak wiec doskonale rozumiem zmeczenie i zimowa apatie, ktora czasami wszystkich dotyka… Ja radze z nia sobie, albo przynajmniej prubuje, uczac sie wlasnie hiszpanskiego, slucham w drodze do pracy latynoskie radiostacje, podczas godzinnej przerwy obiadowej ucze sie jezyka a po powrocie niekiedy wystarcza mi czasu, zeby troche fotografie na komputerze opracowac. Latem, mimo, iz mam duzo wiecej energii nie starcza mi na to czasu… Pracy jest wiecej, wszelkich innych zajec tez, takze dzien jest wypellniony po brzegi i nie ma miejsca na ta mala zimowa nostalgie ;)

  • Karolu, widzę, że takie podwójne zawodowe życie nie jest łatwe (zresztą sama je czasami praktykuję i wiem, co to znaczy zarwana noc albo – co gorsza, urlop w pracy etatowej, żeby zdążyć ze zleceniem), ale nie poddawaj się!! Robisz doskonałą robotę i na pewno nie tylko ja z niecierpliwością czekam na kolejne wpisy, fotki, filmy!! Keep on doing :)

  • To prawda, bywają takie chwile, że czasem bywa ciężko, że doba jest zdecydowanie za krótka ;) ostatnio sami tego doświadczamy na własnej skórze, ale prowadzenie bloga to dla nas niezwykła frajda i możliwość bycia bliżej gór, to taki trochę nasz górski świat. Warto pisać, zdecydowanie! Dużo wytrwałości i sprzyjających warunków do pisania w komunikacji ;)

  • Ja mam podobnie – cały czas pracuję „na dwa etaty” bo blogowe hobby stało się po prostu drugą pracą. Na dłuższą metę to bardzo wykańczania, tak fizycznie – zarwane noce chyba muszą się kiedyś skończyć. Z drugiej strony nie należę do osób, które „rzucą pracę w cholerę”, bo ta też jest moją pasją. Jest świetna! Gdyby nie moja praca, nie mieszkałabym teraz w Tokio, nie spotkała tych wspaniałych ludzi, których spotykam. Czasem wydaje mi się, że stoję na rozdrożu i wiem, że na dłuższą metę iść równocześnie w dwie strony się nie da. I nie wiem jeszcze co zrobię, ale niewątpliwie coś zrobione być musi. Bo żyjemy tylko raz, a ja chyba nie chcę spędzić całego życia przed komputerem…

  • dluzsza podroz po Azji, ktorej celem koncowym ma byc Japonia; jesli sie uda – swietnie, jesli nie – swoje na pewno sie przezyje w ciagu takiej podrozy bez wzgledu na to, jak daleko sie dojedzie. Przy okazji dziekuje za tak liczne publikacje o krajach Azji Srodkowej; na pewno wroce do niektorych przy poszukiwaniu miejsc wartych przezycia i zobaczenia.

  • A ja myślałam, że mi ze względu na brak doświadczenia przygotowywanie wpisów zabiera tyle czasu. A tu niespodzianka- to z czasem się nie zmieni :) Też miewam momenty, że zastanawiam się nad sensem tego co robimy, zwłaszcza, że feedback mamy jeszcze malutki. W podróży jest chyba jeszcze trudniej się zorganizować- jak jest wena to akurat brakuje baterii albo zasięgu w telefonie :)
    Powodzenia i wytrwałości w tym co robisz!

  • Karol podziwiam Cię mocno, za to że potrafisz zebrać się i wykorzystać te kilka minut w autobusie by coś naskrobać na bloga. Mi to idzie znacznie oporniej, co skutkuje masą zaległych postów do napisania. Kiedy wychodzę na trening wpis sam się układa, ale kiedy zasiadam wieczorem by coś napisać to pustka…..bo w między czasie trzeba było zrobić trening do końca, poświęcić chociaż kilka chwil dla dzieciaka, przygotować obiad na kolejny dzień itp. Podziwiam cię, bo ja osobiście nie potrafię zmusić się by dobrze wykorzystać tak krótki czas jak 15 min drogi do pracy by się skupić i pisać bloga. A może po prostu się nie nadaję….za dużo na głowie- etat, rodzina, podróże(mniejsze, większe) i bieganie, a z niczego nie chce się zrezygnować :)
    Powodzenia, przesilenie wiosenne w końcu minie ;)

  • Wiesz Karol, to wcale nie jest tak, że jak nie pracujesz na etacie, to nagle masz dużo wolnego i możesz pracować tylko nad blogiem :D Ja sobie wyobrażałam trochę tak ten rok: skoro mam nienormowany czas pracy, głównie pracuję zdalnie, to przecież będę miała tyyyyle czasu na ogarnianie bloga! No nie, to tak nie działa :P Wciąż na wszystko brakuje mi czasu i godzinowo spokojnie to jak robota na dwa etaty. Gdyby blog był jedyną pracą, to owszem, ale etat sam w sobie wydaje mi się nawet być pomocny, bo chyba łatwiej się zorganizować. W każdym razie gorąco życzę Ci, żeby blog stał się Twoim jedynym etatem, a Ty miał trochę czasu dla siebie :)

  • Myślałam, że tylko ja – jako początkująca blogerka podróżnicza mam takie problemy, że jeszcze nie ogarniam wszystkiego i dlatego tyle czasu mi to wszystko zajmuje. Z jednej strony mnie pocieszyłeś, że nie jestem jedyną, która pracuje na etacie i w każdej wolnej chwili robi coś przy blogu, a z drugiej – załamałeś… bo myślałam, że im więcej się piszę, to ma się już jakąś wprawę i strategię działania na całe social media:) :) Ja mam już kilka patentów na organizacje tego wszystkiego np. zdjęcia na Instagram wrzucam rano – kiedy suszę włosy :) w jednej ręce suszarka, a w drugiej telefon :) a pomysły na posty nagrywam stojac w korku lub jadąc samochodem :) pozdrawiam

  • Polecam książkę Sekret Rhondy Byrne. Jeśli naprawdę uwierzysz, że możesz żyć z podróży, z Twoich pasji, to po prostu się to spełni. Naprawdę warto poświęcić kilka godzin, aby przeczytać tę książkę i co więcej zastosować się do tego co pisze autorka :)

  • Praca w mojej korpo była świetna i bardzo ją lubiłam, ale nie bardzo mogłam ją pogodzić z podróżami (nieustające ambitne projekty wymagające stałej dostępności) więc cóż, zmieniłam branżę i pracę na takie, które pozwalają mi podróżować:)

  • Gdy dojeżdżałam z Gliwic do Katowic strasznie narzekałam na te podróże. Teraz, gdy do pracy idę lub jadę autem, zaczęłam dostrzegać zalety dojazdów. Zawsze był czas, żeby przeczytać książkę, gazetę. Teraz tego czasu najzwyczajniej w świecie brakuje. A jak mam czas, to nie mam ochoty ;) Życzę Ci, żebyś niedługo miał już 1 etat – etat blogera :)

  • A ja pracuję w miejscu, w którym poznaje ludzi z całego świata. Czasami króciutko z niektórymi pogadam, czasami przeistoczy się to w jakieś romansowe historie…Czasami mnie zapraszają gdzieś do nich, ale ja mam swoje kierunki….Jestem „kotem”, który chodzi własnymi ścieżkami…Mogę czynić dużo socjologicznych obserwacji dotyczących różnych narodowości będąc w Polsce. Ponadto spotykam ludzi zawodowo związanych z moją pasją – jeżdżeniem na rowerze (..i niektórych „zawstydzam” moimi dystansami…samotnymi tripami gdzieś…). Mogę ćwiczyć hiszpański (choć nie ćwiczyć, bo raczej dobrze znam, tylko praktykować) i to w wersji europejskiej, jak i latino. Mogę porozmawiać po ukraińsku, czy włosku (choć nie znam tych języków, ale czasami wydaje mi się, że znam, bo rozmawiam z tymi ludźmi…), mogę „krzyknąć” coś po albańsku (choć to rzadko), którego się uczę (hiszpański w porównaniu z albańskim jest bardzo bardzo łatwy; długa droga przede mną…). Praca na etacie może być fajna i rozszerzać „wycieczkową” zajawkę. Magia – spotkanie pana urodzonego w polskim Lwowie (przed wojną) i rozmowa z nim tuż po wycieczce rowerowej do tego miasta w poszukiwaniu jego polskości. Albo: kiedyś zachwycałam się..Wałbrzychem i chłopak z tego miasta – „jak tak mówisz to stwierdzam, że miasto ma klimat”. Wow! To było niesamowite – pokazać chłopakowi z Wałbrzycha, że jego miasto ma klimat….Ja uprawiam to, co Ty na blogu na…etacie…Tyko bez zdjęć…Ale z emocjami…Tak, że jak byś chciał tak rozszerzyć swoją zajawkę podróżniczo-kulturową to w momencie, kiedy nie można podróżować można tak. Jest to naprawdę fajne. JA w korpo bym nie wytrzymała chyba. Boję się bardzo, że się będę „dusić”. „nudzić”….

  • Btw, łączenie pracy z blogowaniem dobrze Ci idzie! Blog jest fachowy, widać, że poświęcasz na to trochę czas („do kilku dni” – wow! Ja piszę blożka z rowerowymi fotostory i nie licząc porządkowania zdjęć, zwłaszcza w przypadku Serbii, Kosova, Albanii, Czarnogóry, Chorwacji, Bośni, to sam tekścik, każdy komentarz piszę, jakbym opowiadała (kiedyś zastanawiałam się, czy nie przejść na ładnie skonstruowane teksty napisane iście literackim językiem, reportaże, ale nieeeeee…), co mi przyjdzie do głowy w danym momencie (tak, jak komentarze, które czasami brzmią niestylistycznie przez to…nie przez to, że jestem półanalfabetką….) Strasznie to lubię. Chyba nie mogłabym, tak dużo poświęcać czasu (wolę uskutecznić jakąś krótką podróż – choćby do jakiejś wioski obok mojego miasta) zastanawiać się, redagować, tak, jak patrzeć kadrami bym nie mogła. Takie endogeniczne w moim wypadku to jest, choć dopracowane jest na pewno atrakcyjniejsze czytelniczo. Twój blog jest naprawdę świetnie dopracowany! Lubię czasami zerknąć! Pozdrawiam

  • Często czytam Twojego bloga w pracy bo nie mam czasu w domu. Zawsze wtedy marzę, że wyjadę chociaż w jedną taką podróż. Ze względu na bardzo niewygodny czas pracy (12 h czasami 8h 9h ) nie mam możliwość sprawić sobie takiej przyjemności. Mam nadzieję, że już w najbliższym czasie Twoją jedyną pracą będzie właśnie Twoja pasja ponieważ robisz naprawdę kawał dobrej roboty. Zawsze chociaż przez krótką chwilkę mogę sobie pomarzyć lub dowiedzieć się kilku ciekawostek, właśnie dzięki Tobie. Jeżeli chodzi o moje doświadczenie z łączeniem przyjemności i pasji to udało mi się być instruktorem tańca (czyli żyć ze swojej pasji) niestety nie trwało to długo bo kolano nie wytrzymało. Jestem po operacji i już nie połączę pracy z tym co kocham, ale szukam nadal pracy „marzeń”. Życzę Ci powodzenia dużo uśmiechu i wytrwałości w dążeniu do celu !

    • Nie wiem co powiedzieć, serio… Dziękuję za tak miłe słowa,także życzę Ci co najlepsze, abyś jak najszybciej mogła robić co lubisz i to w jak największym wymiarze czasu…

  • Coś tak czułam, że w końcu taki tekst wyjdzie spod Twojego pióra, gdzieś już mi mignęły Twoje komentarze odnośnie etatu i bloga;) Dzięki za ten tekst. Wiele razy myślałam, żeby się uzewnętrznić w tym temacie, chwil zwątpienia bywało wiele i ciągle są, bo pisanie bloga to tak naprawdę drugi etat:) Napisanie dobrego tekstu, przygotowanie zdjęć, filmików, korekta i to wszystko, o czym piszesz, to mega czasochłonne. A przecież jest jeszcze życie poza wirtualnym, więc trzeb się rozdwajać, trajać itp. Podziwiam Cię, że jesteś tak twórczy i produktywny w środku komunikacji, jakim jest autobus… no way:) Wytrwałości życzę i spokojnych autobusów:)

  • Tez cos tam sobie skrobie. Sporo podrozuje chociaz nie tak czesto jakbym chciala. A w dodatku mam prace, ktora mnie drazni. Nie dogaduje sie z szefem, ktory wychodzi z zalozenia ze jak sie czlowiek wyeksploatuje to na jego miejsce sa inni. Ciezko sie skupiac na pisaniu i na podrozowaniu jak wiecznie odbiera sie telefony, ze praca czeka. Gdyby tylko nie strach przed….sama juz nie wiem.czym to bym to rzucila w cholere. A Tobie szybkiej wiosny…niech Ci sie znowu zachce bo swietnie sie Ciebie czyta. :-)

  • Ehhh… zdaje się, że nie ma co czytać – tematyka była osobista, generalnie więc mało interesująca dla kogoś kto mnie nie zna :)
    Ale jakbyś nie mógł zasnąć to pewnie pomoże ;)

  • Lekko nie jest, ale przykład wielu blogerów pokazuje, że da się pogodzić etat z blogiem i podróżowaniem. Grunt to determinacja i dobra organizacja. Oby wiosna przyniosła Tobie siły i motywację :)

  • jak zaczęłam się bawić blogiem ( bo poważnym blogowaniem nie można tego nazwać) to dokładnie to samo stwierdziłam – to jak drugi etat! wracam z pracy po 23 i jak mam wene to siedzę do 2 am i coś tam dłubię ;-) Ale czasem po prostu nie mam już siły na siedzenie przed monitorem. Pasowałoby rzucić „prawdziwą” pracę….ale z czego żyć i za co podróżować? Nie chcę Cie straszyć ale im dłużej człowiek pracuje na etatcie przy biurku, tym większe go ogarnia zmęczenie życiem…..

  • Wyszło nostalgicznie, ale też zabawnie, zwłaszcza konstatacja, że nie wiesz, po co napisałeś ten tekst (hihi) :D. Cóż, takie teksty też są potrzebne.
    Ja od dawna (od 8 lat) jakoś godzę ze sobą półtorej etatu, który to jest etatem wymagającym, bo dydaktyczno-wychowawczym (szkoła) i naukowo-dydaktycznym (uczelnia). Chciałabym pisać więcej artykułów, mam dwa tygodnie na przeredagowanie rozprawy doktorskiej tak, by nadawała się do opublikowania, chciałabym napisać na blogu, co robiłam ostatnio na lekcjach, chciałabym prowadzić ciekawsze lekcje, jutro wylatuję na kilka dni… Ach, zapomniałabym, jeszcze śpiewam w chórze i jestem prezesem stowarzyszenia…
    Jak sobie radzę? Ano, jak trzeba, to trzeba! I jeszcze niewiarygodne jest to, jak wiele czasu po prostu marnuję, odpoczywając w głupi sposób (serio). Ale mam pracę, którą naprawdę bardzo lubię i to ona (a przede wszystkim ludzie w niej) napędza mnie do działania. Wiem, że za jakiś czas z czegoś będę musiała zrezygnować, by gdzie indziej się rozwinąć, by dobrze wykonywać swoje obowiązki, ale naprawdę przez te prawie 8 lat udawało mi się łączyć dwa miejsca pracy, chór, bycie wychowawcą klasy i pisanie (i obronienie) doktoratu oraz podróżowanie.
    Zniechęcenia i kryzysy są zawsze. Mnie pomaga choćby krótki wyjazd i kontakt z inspirującymi ludźmi, tak samo szalonymi jak ja :). Wiem też, że można pozwolić sobie na spadki energii, byle by nie były one za długie. Trzeba doładować baterie i sruuu! Przed siebie!
    Pozdrawiam z Katowic :)

  • Fajnie, że napisałeś ten tekst. Zawsze byłam ciekawa jak ogarniasz całe to blogowanie :) Ja tak naprawdę dopiero zaczynam tą przygodę. Niestety moja praca często kończy się po 10-14h więc nie jest mi lekko, jednak każdą wolną chwilę staram się poświęcić na wycieczki albo przygotowywanie wpisów i zdjęć na bloga. Sprawia mi to ogromną przyjemność. Po za tym jestem na takim etapie, gdzie mam zapał do pisania nawet po nocach. Pracę jakbym mogła to najchętniej bym rzuciła, żeby zająć się tylko zdawaniem relacji z ciekawych miejsc które odwiedzam :) Może kiedyś moje marzenie się spełni, czego i Tobie życzę :)

  • Nie wiedziałam, że pojawił się u Ciebie taki tekst, być może by była okazja wczoraj zagadać w temacie. Anyway. Chcę Ci życzyć Karol nie tyle rzucenia etatu i życia z bloga, bo to może być złudna radość, ale życia z tego, co sprawia Ci przyjemność i tak jak chcesz – cokolwiek to będzie i jak to będzie na danym etapie życia. Jeśli to będzie blogowanie, które jak sam przyznałeś też jest etatem – super, jeśli coś innego – też super.

  • Dobrze wiem ile zajmuje prowadzenie bloga, także podziwiam każdego kto dodatkowo pracuje na etacie. A osoby, które dodatkowo swoją pracę lubią są naprawdę szczęśliwcami :) Trzymane kciuki żebyś wszystko ułożył sobie w głowie i w tej całej gonitwie życia codziennego miał też czas dla siebie oraz bliskich!

  • Skoro dotarles juz tak daleko, moze to znaczyc tylko tyle, ze po prostu to lubisz. Kazdemu zdarzaja sie chwile, sama nie wiem, jak to nazwac, moze jakiegos przesytu, lekkiego zwatpienia, czy po prostu zmeczenia. Warto czasami zrobic sobie dzien wytchnienia, pomyslec dlaczego sie to zaczelo, co dobrego przynioslo i jak zmienilo zycie. Wtedy przyjdzie nowa sila :) Podziwiam Twoj styl pisania, sama bym tak chciala… podobno praktyka czyni mistrza, woec do dziela!

  • Wygląda na to, że albo nie umiem albo nie da się dodać odpowiedzi do mojego poprzedniego komentarza, w którym pytałeś mnie o adres bloga. Klikam w odpowiednim miejscu i przekierowuje mnie tu. Czyli na sam dół :)

  • Hej. No tak to już jest. Mam podobnie i trzymam kciuki za powodzenie. Wszystko się ułoży. Od ponad roku jadę podobnie. Etat podróże blog pisanie etc. Teksty pisze na bieżąco ale na papierze a potem w weekend obrabiam fotki dopieszczam tekst i jadę dalej. Bo jak inaczej skoro w weekendy tez jeżdżę ☺ jakoś trzeba sobie radzić

  • Naprawdę podziwiam za samozaparcie. Wydawać by się mogło, że problem braku czasu dotyczy ludzi na etatach, za to studenci mają czasu a czasu. Pewnie zazwyczaj tak jest, jednak ja się bardziej utożsamiam z tymi na etacie. Mieszkam przy uczelni, mam bardzo wymagający kierunek i przez to mój blog leży odłogiem. Ale postanowiłam po ponad półrocznej przerwie wrócić do pisania i wyrwać kilka razy w miesiącu te paręnaście godzin na przygotowanie sensownego posta. Patrząc na Ciebie widzę, że mam jakieś szanse bo moja uczelnia zajmuje mniej niż 8 godzin dziennie. Tak nawiasem mówiąc zauroczyły mnie zdjęcia Katowic w tym poście. Szczególnie, że tam właśnie studiuję ? pozdrowienia i życzę nadal dużo zapału

  • Ojoj, a ja Ci zazdroszczę, że tyle widziałeś, że masz tyle zaparcia i energii, że masz w sobie tyle Odwagi.

  • Bardzo doceniam Karol to, co i jak piszesz. Kiedyś wydawało mi się, że pisanie tekstu na bloga to kwestia prostego działania: siadam- piszę-publikuję. Okazało się, że to często kilkugodzinna lub kilkudniowa praca. Nie zawsze też masz feedback i zastanawiasz się, czy to, co robisz ma jakąś większą wartość. Sam doceniam Twój wkład w blogosferę.

  • Myślę, że czegokolwiek bym nie napisał, będzie się w dużej części pokrywać z tym, co zostało napisane powyżej. Tak to już jest. Każdy ma swój sposób pisania. Zazdroszczę Ci, że w autobusie o poranku masz siłę, żeby coś „naskrobać”, choć z drugiej strony nie zazdroszczę tego, że gdy śpisz mniej niż 8 godzin, to następnego dnia padasz.
    Chciałbym wspomnieć jeszcze o jednej rzeczy (przynajmniej u mnie się ona pojawia). Otóż czasami muszę powstrzymywać się przed publikacją wpisu, choć zdaję sobie sprawę, że od poprzedniego minęło już duuuużo czasu. Dlaczego? Bo mimo kilku godzin spędzonych przy klawiaturze, nadal czegoś mi w nim brakuje. Pokusa „odbębnienia” kolejnego wpisu jest duża, ale wtedy człowiek zdaje sobie sprawę, że przecież nie robi tego, żeby było z głowy, tylko dlatego, że to kocha. Przychodzi następny wieczór i na spokojnie można coś w tekście poprawić i dopisać. Nie chodzi przecież o ilość wpisów, ale o ich jakość. Co jakiś czas przeglądam stare artykuły i wciąż je poprawiam, bo to, co w pierwszej chwili wydawało się dobre, teraz jakby zupełnie nie pasowało do całości.
    Jednego dnia jest wena, a następnego już jej nie ma… .
    Największą motywacją do kolejnych wpisów są miłe komentarze i poczucie, że to, co się robi, komuś się przydaje.
    Życzę tego, aby kiedyś został Ci jeden etat (oczywiście wiadomo który ;) ), bo nie ma to jak robić to co się kocha i jeszcze na tym zarabiać.
    Dasz radę! Kryzysy są i będą, ale nikt nie mówił, że będzie łatwo ;) .
    Pozdrawiam!

    • Hej! To prawda, też tak mam. Zanim wypuszczę tekst to czytam go jakieś 5 razy, żeby go jak najbardziej dopracować, żeby czytalo się płynnie, żeby nie było błędow. Jak się potem irytuję, kiedy mi ktoś zwraca w komentarzu uwage na jakis głupi błąd. Oczywiście nie irytuję sie na takie osoby, ale na siebie, że nie dostrzegłem, nie poprawiłem. A to samo mam co do starych tekstów, ciągle sobie powtarzam, że siądę do nich i mocno dopracuję, poprawię. Jednak czasu brak. Również wytrwałości i powodzenia!

  • Uwierz, że to nie jest wyczerpujący komentarz w moim wypadku (przykładów z tego, jak w pracy zawodowej „przedłużam” moje podróże rozmawiając z ludźmi z danego regionu, ja bym mogła dość dużo…niejednokrotnie dość dziwnych anegdotek opowiedzieć), ale to nie miejsce na to. Ech myślałam, że padnie pytanie, gdzie pracuję…..Nie no chyba jest to dość proste..Kiedyś mogę zadecydować o Twojej planowanej od dłuższego czasu podróży, jak będziesz niemiły albo coś takiego…żarcik.. Pozdrawiam

  • Czytając Twój tekst miałam wrażenie, że piszesz trochę i o mnie. Podróże, etat, blog i jeszcze dodatkowo praktycznie codzienne pisanie drobnych ofert na zlecenie – czasem żałuję że doba ma tylko 24 godziny… ;) Również zaczynam powoli odczuwać spadek formy. Czas w drodze do pracy poświęcałam najczęściej na podróżnczą lekturę, ale ostatnio tak jak Ty coraz częściej przytulam się do okna… Ale nie mam zamiaru z niczego rezygnować. Pora chyba zainwestować w tablet z klawiaturą i mimo wszystko wziąć się do roboty w drodze :) Pozdrawiam!

  • Karol, przeczytałam Twój post z zaciekawieniem, bo też zmagam się z brakiem czasu na jednoczesne ogarnianie pracy, bloga i życia towarzysko-rodzinnego. Udało mi się tą kwestię rozwiązać w inny sposób: firma, w której pracuję od lat, umożliwiła mi przebranżowienie i zajmuję się teraz przede wszystkim tworzeniem różnego rodzaju treści na potrzeby marketingu i komunikacji, oganiam też naszą stronę internetową. Mam przy tym wiele pracy (nierzadko siedzę na zakładzie po 10 godzin), ale też wiele frajdy, bo pisanie i inne kreatywne działania są tym, co uwielbiam. Mam może teraz mniej czasu na bloga, ale i tak czuję, że się spełniam.

  • Nie…Ale blisko, bo z tego typu ludźmi mam do czynienia też…Choć z Panią Premier nie miałam..wolę wciąż pana urodzonego w przedwojennym Lwowie, cwaniaczka z mojej ukochanej Albanii (..który do mnie po polsku mówi tekst, jak do swojej dziewczyny yyyy..a że ja lubię Albanię i miasto Shkoder, gdzie policja mnie i moje koleżanki eskortowała – właściciela hostelu do dziś akcja bawi, bo w takiej nie uczestniczył – skąd pochodził to nawet się nie obruszam…ale dziwię się, że Albańczyk mieszkający w UK zna polski..choć to tylko tego typu teksty chyba…no ale on był taki typowo „albański” – jakich pełno w Albanii, Kosovie – po jeżdżeniu po tych krajach zrozumiałam o co chodziło Orneli Vorpsi..), tajniaka z Izraela, śmierdzącego (niestety..) Żyda z chipsem w brodzie, Cygana z ruskimi torbami, Ukrainkę-furiatkę, krzyczącego na mnie Turka etc etc etc etc etc…lepiej mnie nie spotkać…bo jak zobaczę coś ciekawego w człowieku to „zamęczę”…i nie egotytycznymi historyjkami lecz..pytaniami….

  • Ja po prostu nie potrafię przeżyć polskiej zimy bez krótkich i długich wypadów gdziekolwiek, gdzie jest choć odrobinę cieplej. Gdyby nie to, już dawno straciłbym motywację i zasypiałbym po pracy. Nie dziwię Ci się, że jesteś zmęczony, każdy może być. Praca na etacie plus blogowanie to de facto dwa etaty – moja żona zawsze mi to powtarzała. Czasami człowiek po prostu pada, wtedy warto się temu poddać i po prostu przez chwile odpocząć! :) Pozdrawiam!

  • Nie wiem czemu, ale na Twoim FB nie mogę dodawać komentarzy… Zatem napiszę tutaj, u źródła. Oj, wiem doskonale, jak ciężko pogodzić pracę z życiem. Ja poza tym, że piszę bloga (jaktamjest.blogspot.com) to na dodatek wstaję codziennie o 5 rano żeby dojechać na 6 na 2-3 godzinny trening tańca. Czasem trenuję wieczorami, kończąc o 23.00-24.00, ale kolejnego dnia wstaję najpóźniej o 6, bo albo trening, albo praca. Pracę mam zmianową, czasem na 5 rano, czasem na popołudnie do 23.00 (wtedy mam rano trening, więc nie pośpię). Pomimo wszystko udaje mi się jakoś wcisnąć czas na czytanie/film/ gotowanie i inne przyjemności. Często ćwiczę kroki taneczne w domu. Pomiędzy tymi czynnościami piszę bloga. Kanapka w jednej ręce herbatka w drugiej jakoś leci. Nawet drzemkę sobie utnę w ciągu dnia, żeby podładowac baterie – bez tego padłabym po tygodniu. Także da się – czego jesteś żywym przykładem, jeśli tylko sie chce. A może kiedyś uda mi się spełnić moje marzenie i zostać bogatym, bezrobotnym podróżnikiem…

  • W ogóle jak czytam te „spiny” i „zwątpienia”, jak ciężko, bo „piszę bloga” to ja nie wiem po co „pisać bloga”….”Bloga nie piszę”, ale mam blożka i tworzę fotostory i tekst pisze tak, jakbym mówiła (gorzej jak dużoooo zdjęć) – moja koleżanka skomentowała, że wyobraziła sobie mnie jak to mówię, z jaką intonacją…a mam wrażenie, że gdzieś pomiędzy w niektórych postach można znaleźć więcej info niż u tych „co piszą bloga”… Kasi mogę napisać, że po pracy, a kończę o 22 jeżdżę na rowerze, zdarza się pojechać trasą z Krk do Kato a czasem nawet wrócić….Ale kiedyś od kogoś, kto wpadł w pułapkę zarabiania na pasji (podróżowaniu na rowerze) usłyszałam, że mam mega energię, ładuję, jak latarnia….Właśnie i ten ktoś robi podobne tripy do moich, ale wiadomo, że nie porównywalnie częściej, czasami dalej (był chyba na wszystkich kontynentach), ale dla mnie jest livin’ proof na to, że gdy się zarabia na tym to są pewne ograniczenia…Właśnie on się ze mną porównywał. Jego sformalizowane tripy do moich spontanicznych. Zgłupiałam. Mi jest dobrze w moich, jemu powinno być dobrze w jego. Wyszło, że coś nie tak. Dodam, że ja pracując na etacie zamykam drzwi (choć w mojej pracy to nie zawsze wychodzi..czasami kilkuset ludzi nie pozwala…) i mogę iść na rower, czy na piwko z kimś z kim chce a on „dokańcza umowę”, bo musi zrobić filmiki, etc etc, więc nie może i się wyżywa na ludziach, na których zarabia – bo bez ludzi taki interes nie działa – obrażając. Zakłamanie na maxa. Choć jak się ogląda jego funpage, stronkę – wow! Sama się nabrałam…Myślałam, że świetny gość, wyluzowany. Skomentowałam (a widać, że lubię…..) i się przyczepił i nie wiem, czy zakochał po jednym wypitym piwie (przez moją „mega energię” czy inne..atuty..) , czy co….ale nie…..dla mnie była to lekcja, jak można wpaść w pułapkę życia z czegoś takiego. Ale można nie znaczy trzeba…Prawdę będą i tak znać tylko ci obok….

  • Wspanialy wpis! Tylko czasem zastanawiam sie czy nie pozwolic sobie na kompromis – nie zeby od razu wrzucac raklamy maszyn rolniczych , ale czy nie rozwarzyc za i przeciw i „ulzyc sobie w cierpieniu”! Też mialam kiedys 20 lat – dzisiaj niby jest prosciej ( z mojej perspektywy-paszport w domu, tanie loty itd) , ale mimo wszystko traci sie energie na coś co tego warte nie jest, a coś na czym nam naprawde zalezy ucieka. Kiedy – rok czy poltora roku temu znalazłam Twój blog bylam (i jestem ) zachwycona. Zachywcona jestem Twoja szczerością w tym co robisz. Rób co kochasz. Wydaje mi sie ze Twoi wierni fani zrozumieją pojawienie sie kilku reklam, a przez to i Twoi odbiorcy zyskaja bo dzieki tym reklamom bedziesz mial wiecej czasu na pisanie i własny rozwój – a chyba to jest najwazniejsze, aby rozwijać siebie. Życzę zawsze pustych autobusów. Pozdrawiam

  • Jakoś sobie radzisz, gratulacje. Dzięki za fajny wpis. Ja też mam takie doświadczenia, jakiś czas temu pracowałam na etacie w biurze i dorabiałam własną działalnością prowadząc zajęcia językowe wieczorami – efekt? Miałam dużo kasy, ale byłam potwornie zmęczona, w rezultacie zrezygnowałam…

  • Ten tekst jest odzwierciedleniem prawdziwości – nie zawsze pisałeś o pięknych miejscach, zaletach i profitach płynących z prowadzenia bloga. Obok radości zawsze gdzieś tam jest smutek. A w tym przypadku przede wszystkim właśnie ciężka praca i konsekwencja w działaniu. Która finalnie przyniosła rozwój – zdecydowanie na to zasłużyłeś. Powodzenia!

  • Pamiętam ten tekst! A jeszcze bardziej pamiętam ten, w którym nagle wyznałeś, że rzuciłeś już „normalną” pracę. Nie sądziłam wtedy, że nadejdą dni, gdy będę Cię tak cholernie rozumieć… Dobrze, że masz już ten czas za sobą. Grubo zapracowałeś na to, by… pracować ciężko już tylko nad tym, co kochasz

  • Etat i codzienne chodzenie do pracy upupia nawet jeśli człowiek bardzo lubi swoją pracę. Z drugiej strony bycie wolnym strzelcem i utrzymywanie się z blogowania to ciężki orzech do zgryzienia i zdecydowanie nie dla każdego. Zbudowałeś własną markę, jesteś rozpoznawalny, znasz się na tym co robisz – nic tylko pogratulować :) Każdy jest panem własnego życia tylko trzeba dobrze ocenić swoje możliwości i wziąść sprawy w swoje ręce.