Masada – czyli jak przypadkiem zaoszczędziliśmy 1800zł

Podróże są niesamowite, to nie ulega wątpliwości. Czasem jednak dzieją się takie rzeczy, na tle których wszystkie inne są blade i nijakie. To właśnie był jeden z tych niesamowitych dni. Dzień, na którego wyjątkowość, jak nigdy wcześniej wpływ mieli ludzie. Niesamowite jest jak człowiek potrafi być pomocny, uczynny i  co najważniejsze – bezinteresowny. Bo w  końcu jak często zdarza się, że od nieznajomych otrzymuje się coś,  za co samemu trzeba by zapłacić 1800zł?!

Kontynuujemy dzień 3. Stopy łapią bardzo często. Wprost z Ein Gedi decydujemy się jechać do niedalekiej Masady i tam być może poszukać miejsca do spania. Marzy nam się chociaż jakiś przystanek, kibelek czy inny wielogwiazdkowy pustostan. Pierwszy łapie stopa Piotrek – czyli już tradycyjnie. Łapie tira, dokładnie tego, który został uwieczniony na filmiku w poprzednim wpisie. Chwilę później z Eweliną łapiemy i my. Kierowca przed czterdziestką nazywa się Gal, twierdzi, że jedzie do samej Masady i bardzo chętnie zabierze nas pod samą bramę. Chwilę gawędzimy, dowiadujemy się, że Gal pracował 25lat w Anglii – co tłumaczy jego świetny akcent – a parę kilometrów dalej,  zabieramy Kamila z Marzeną, którzy ciągle walczą o jakiś transport.

od lewej: Ja, Marzena, Ewelina, Paulina, Kamil, Piotrek. TAAAKA EKIPA!
od lewej: Ja, Marzena, Ewelina, Paulina, Kamil, Piotrek. TAAAKA EKIPA!
 

Zwiedzanie Masady

Kiedy już jedziemy wspólnie, kierowca niepozornie i podstępnie zapytuje jak mamy zamiar się dostać na górę. Masada to niewielki płaskowyż na poziomie morza – czyli około 400 metrów aktualnie nad nami i naszą depresją.  Można się tam dostać albo 45 minut idąc z buta, albo zapłacić za kolejkę linową. Gal sugeruje, że musimy się pospieszyć – bo jak mówi – Masadę „zamykamy po 16”. Jacy „my” ?! Obiecujemy przemyśleć sprawę – ale nie daje mi spokoju co miał na myśli mówiąc „my” – a też głupio było mi zapytać. Kiedy w końcu oznajmiamy, że szkoda nam pieniędzy na takie rarytasy jak kolejka linowa,  nasz kierowca się ujawnia i z dumą oznajmia, że jest kierownikiem całej infrastruktury turystycznej Masady. Wszystkie restauracje, biura, zresztą cała góra jest jego. Niestety jedynie kolejka linowa należy do państwa  i zależnie od tego kto stoi na bramce, może uda się Galowi załatwić nam darmowy transport, a całą resztę zafunduje nam on sam. „Bo wiecie, korupcja jest wszędzie… nawet w Izraelu.”

Dobry człowiek ten Gal. Pakiet z wejściem na Masadę, kolejką, obiadem, mapą i innymi muffinkami kosztuje bagatela 180NIS (~170zł)! Koszt samej wody 0.5l to wydatek rzędu 18zł, a piwa 23zł. Jest fajnie i jak nietrudno policzyć, Gal sprezentował nam 1000zł… tak o.

Poza wejściówką na Masadę i tak byśmy nic nie kupili, ale i tak jest pięknie. Po powrocie, kiedy już obskoczymy całą górę umawiamy się z Galem w restauracji na dole.

Masada już nigdy się nie podda

Masada już nigdy się nie podda – słowa przysięgi armii izraelskiej.

Pewnie sporo osób zastanawia się co to jest ta cała Masada. Masada to ulokowana na samotnym płaskowyżu twierdza – siedziba Heroda Wielkiego – z którą wiąże się tragiczna historia. Był to podobno jeden z ostatnich punktów oporu Żydów przed nacierającymi Rzymianami. Dzielni obrońcy w liczbie około 1000 osób opierali się silniejszemu dziesięciokrotnie wrogowi ponad trzy lata. Ciężki dostęp do twierdzy wymusił na Rzymianach usypanie specjalnej rampy z kamienia(zdjęcie poniżej), dzięki której finalnie przerwali mury obronne i dostali się do środka Masady.

  Masada  

Jednak to, co znaleźli w środku musiało być dla nich wielkim zaskoczeniem. Oblężeni, dumni, a przede wszystkim pozbawieni jakichkolwiek szans przeżycia Żydzi, postanowili popełnić zbiorowe samobójstwo. Wybrali 10 mężczyzn, którzy mieli uśmiercić całe miasto, a na końcu siebie samych. Podobno przeżyło tylko kilka kobiet z dziećmi, które ukryły się w kanale. Dodatkowo Żydzi pozostawili spiżarnie pełne jedzenia, aby pokazać Rzymianom, że nie wzięli twierdzy głodem, pozbawionej zapasów. Porcja zdjęć:

Widok z Masady
Widok z Masady
 
 
Ceeeeny!
Ceeeeny!
 
 
Widok z Masady
Widok z Masady
 
Zbiornik na wodę w Masadzie
Zbiornik na wodę w Masadzie
 
 
Linia starych murów?
Linia starych murów?
 
Widok z Masady. Dawny obóz Rzymian
Widok z Masady. Dawny obóz Rzymian
 
Widok z Masady.
Widok z Masady.
 
Model Masady
Model Masady
 
tylko gdzie te kwiatki?
tylko gdzie te kwiatki?
 

Po blisko półtoragodzinnym spacerze wracamy znowu pod kolejkę linową.  Jak vipy, z wizytówką Gala w ręku przebijamy się przez kolejkę i wraz z Rosjanami zjeżdżamy na dół, gdzie Gal załatwił nam darmowy obiad.

Było na bogato. Szwecki Stół! Jakaś papryka nadziewana ryżem z mięsem – niczym nasze gołąbki,  kotleciki kukurydziane, różne soczki, milion sosów i sałatek. Kiedy sobie tak wcinamy z uśmiechami na ustach ktoś rzucił, że „już lepiej być nie może”… ale czy na pewno? Nie do końca.

 

Powoli robi się ciemno, spania szukać trzeba, wokoło łysa pustynia i właśnie przechodzimy do kolejnego, tytułowego punktu tego dnia – czyli jak zbić cenę hotelu z 130zł do zera.

Masada – pięknie tam!

Upatrzyliśmy sobie już miejsce do spania. Gal także sugerował, żeby zejść kilkaset metrów niżej i tam jest wiata, jakieś pomieszczenia gdzie można się przespać. Są nawet toalety! Jednak po krótkich oględzinach miejsca i chwili zastanowienia postanawiamy, że zejdziemy jeszcze trochę niżej – raptem 200 metrów –  i spróbujemy zapytać o miejsce w okolicy hotelu. Awaryjną miejscówkę już mamy, a spróbować przecież nie zaszkodzi. Zamiar był taki, żeby zapytać o jakieś miejsce pod dachem, być może w dobudówce, która się buduje zaraz obok hotelu, jakiś garaż, pustostan, czy gdziekolwiek indziej – byle byłoby bezpieczniej, za jakimś ogrodzeniem.

Jesteśmy w hotelowym holu. W sztuce biorą udział trzy osoby – Ja z Piotrkiem – dziarsko podbijamy do recepcji, oraz młoda, uśmiechnięta i świetnie mówiąca po angielsku recepcjonistka.

– Dzień dobry! Mamy bardzo dziwne pytanie – rzucamy wspólnie – czy znajdzie się może jakaś miejscóweczka dla sześciu osób pod jakimś daszkiem? Mamy maty, śpiworki, wszystko co trzeba. Jedynie jakiś daszek by się przydał proszę Pani.

-Kobieta ciągle jeszcze uśmiechnięta, mierzy nas chwilkę wzrokiem, udaje prawdopodobnie, że nie zrozumiała

-Myśmy się chyba źle zrozumieli droga Pani. My nie mamy pieniążków na takie rarytasy. Może kiedyś nas będzie stać, ale teraz to niezbyt…

-Kobieta ponownie myśli dłuższą chwilę, wklepując coś do kalkulatora, z nieukrywaną radością oznajmia, że może zbić nam cenę do 94zł!

-Doceniamy Pani dobroć. Naprawdę! Tak obniżyć, kurczę, piękne dzięki! Ale Pani zrozumie, my tutaj żyjemy za 5 Szekli dziennie, tak wybitnie po studencku. Szukamy jakiegoś miejsca na dziko w obrębie hotelu, tyle że pod daszkiem i za jakimś ogrodzeniem.

Musiało to zabrzmieć co najmniej absurdalnie. To tak jakby powiedzieć, że w Polsce żyjemy za 2zł dziennie. Pani robi duże oczy. Widać, że nie wie co powiedzieć. Tak jak wcześniej była wygadana, tak teraz najwyraźniej poziom abstrakcji zainstniałej sytuacji ją zatkał. Trochę się mota, tłumaczy, że nic na to nie poradzi, do szefa zadzwonić nie może bo ją jeszcze zwolni, albo w najlepszym wypadku wyśmieje. Sytuacja robi się troszeczkę beznadziejna i stwierdzamy z Piotrkiem, że w takim razie czas się wynosić na zewnątrz – nie będziemy przecież kobiecie robić kłopotów.

-Ale gdzie na zewnątrz?! Zamarzniecie tam. W nocy będzie kilka stopni, jest zima, to jest pustyni?

-Damy sobie radę Droga Pani! Nic wielkiego – zapewniamy :)

Widząc, że pani trochę się zasmuciła naszym losem.  Przekonujemy jednak, że mamy ciepłe śpiwory i maty, że spokojnie damy sobie radę. Wychodząc już, na koniec podpytujemy tylko czy aby nie ma jakichś zbędnych kartonów, bo nie ukrywam, że ciut nas przestraszyła tym zamarzaniem na pustyni. A kartony dobrze izolują od ziemi jak wiadomo.

Granica absurdu została przesunięta jeszcze dalej. Panią recepcjonistkę zatkało, a oczy wyszły na wierzch jeszcze bardziej.

-Chyba jaja sobie robicie?! – mówi i w tym samym momencie wyjmuje kartę magnetyczną służącą do otwierania pokojowych drzwi, pisze coś na niej czarnym markerem i rzuca, żebyśmy szli pod pokój numer 505 na pierwszym piętrze.

Mówimy, że nie trzeba, że damy sobie radę – codziennie śpimy na dziko, więc luz. Pani nalega. My, że nie trzeba. Nalega bardziej. No dobra…

Nie wiem kto był w większym szoku.

Zgadzamy się zostawić pokój w nienagannym stanie i opuścić go w okolicach 5.30, tak jak prosiła – aby nikt nas nie zauważył.

Ludzie są naprawdę dobrzy.

Jeśli jesteście w okolicy i chcielibyście się tam przekimać, noclegi zabookujecie tutaj. Naprawdę miejscówka rewelacyjna. I jedyna w okolicy…

w środku! ! !
w środku! ! !
 

Podobało się? Zostań na dłużej!

Informacje o nowych treściach wprost na Twojego e-maila. Bez spamu!
Dołącz do ponad 200 000 obserwujących osób i zgarnij jednorazową mega promocję na moje książki!

38 komentarzy

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

  • Jee… ale wiochę siejecie. Powiem krótko, na biednych nie wyglądacie, a na krzywy ryj nie wypada. Poza tym kto nie ma miedzi na dupie siedzi. Ambasadorzy polskości na krzywy ryj :)

    • Serio? A jak wygląda biedny? Nigdzie nie wbijam się na „krzywy ryj” kolego. Czy dopiero stołowanie się w restauracjach i spanie w hotelach jest wystarczające do godnego reprezentowania kraju? Sądzisz, że sposób podróżowania jakoś negatywnie wpływa na opinie o naszym kraju? Nic nie ukradłem, nikogo nie pobiłem, nikomu krzywdy nie zrobiłem, nikomu się nie narzucałem. Zawsze wszyscy są pozytywnie nastawieni do nas, naszego sposobu podróżowania i z wieloma ludzmi (w tym z tego wpisu) utrzymuję kontakt po powrocie do kraju i jakby tego było mało cały czas dostaję zaproszenia do ponownego odwiedzenia ich kraju.

      • Ok, kolega superneon może trochę przesadził w swojej wypowiedzi. Jest jednak w jego poście nieco prawdy. Wbijasz do hotelu z dobrym aparatem na szyi, w butach Nike’a i (strzelam) lapkiem w plecaku i prosisz o kartony do spania ? Autostop fajnie, własne jedzenie fajnie, tanie loty cudownie, wbijanie do motelu i proszenie o kartony – co najmniej dziwnie. I tak, za granicą prezentujesz nasz kraj – „Ah… Crazy polish people” – niech Ci to uświadomi.
        Pozdrawiam

        • Nie wiem czemu się tłumaczę, ale dobra – niech będzie. Lapka w plecaku nie mam, mój telefon to Samsung Solid – 6 letni, a na sobie założone miałem 4-letnie trampki – jeśli wyznacznikiem bogactwa jest dla kogoś obuwie. Aparat fakt – najtańsza lustrzanka – ale zbierałem na niego całe poprzednie wakacje i nijak nie ma się to do mojej zamożności. Bardzo Izrael chciałem zobaczyć, a do hotelu wbiliśmy z czystej ciekawości, dla frajdy, żeby pogadać. Nocleg wyniósłby nas prawie tyle, ile cały wyjazd włącznie z biletami samolotowymi. Wyszło jak wyszło, być może macie rację. Ja mam to w nosie – Staram się reprezentować kraj zawsze jak najlepiej. :)

          • Ja bym się nie przejmowała, bo piszą tak ludzie którzy zazdroszczą, że masz odwagę ruszyć się poza swoje 4 ściany. Typowi Polacy… Tacy to nie powinni sie ruszać, żeby nam opini zaściankowców na świecie nie robić. My z mężem po przeczytaniu twojej relacji właśnie organizujemy się na Izrael i mamy zamiar nie wydać ani grosza na nocleg. Mamy plan wbijać sie jak to poprzednik napisał „na krzywy ryj” do kościołów franciszkanów bo mam brata w zakonie i wiem, że kawałka podłogi pod dachem nam nie odmówią, a jak będzie trzeba to się noclegi na bierząco organizuje tak jak Wy ;) My spaliśmy już w różnych dziwnych miejscach :D Życzymy dalszej wytrwałości w podróżach :)

            • Brawo Karol, tak trzymaj! Ja bym się nawet nie tłumaczył gościowi co do Ciechocinka musi jechać z biurem podróży bo za grosz w nim kreatywności, żeby wyjazd zorganizować sobie samemu.

            • Również podróżuje baaaardzo tanio ale płacę zawsze, czasami miałem wątpliwości że dziaduję bo sypiam w najtańszych hostelach wieloosobowych, na jakie mnie stać ale potem zdaję sobie sprawę że w tym pokoju za np. 8 eur. śpią razem ze mną np. niemiec, fin czy belg a ich zarobki kilka razy wyższe od moich

    • Moim zdaniem grubo sie mylisz. Ale chyba wiem z czego to wynika, po prostu nie rozumiesz calej cytuacji. Podrozowanie low-budget (bede mowil Twoim jezykiem – nowoczesnym) ma to do siebie ze co prawda nie zakladajac niczego, jednak liczy sie na goscinnosc i zyczliwosc innych. Dzieki temu ludzie traktuja Cie serdecznie albo wrecz przeciwnie – bo i to sie zdarza ale ja nie o tym. Zadaj sobie sam pytanie czy zatrzymalbys sie widzac kogos stopujacego, przenocowal zblakanego czy napoil spragnionego… Kolojene pytanie to: Jak ludzie i personel itd. traktuja mnie spiacego w 4 czy 5 gwiazdkowym hotelu? Czy traktuja mnie zyczliwie? Pewnie tak – ale jakie sa ich motywacje – niezbyt szczere. To kategorzczna roznica. Przynajmniej dla mnie

  • Ej, no ale mogłeś kolego choć nie podawać imienia tej recepcjonistki. Swoją drogą, niestety ale wiocha wyszła taka trochę – bo gołodupcy chcą wszystko za darmoche – potem mają taką opienie o Polakach. Swoją drogą, studenci mogą sobie na trochę więcej pozwolić, nie mniej jednak robienie z siebie totalnego bidoka-boroka, to tak trochę dziwnie. Sorry nie chce być uszczypliwa, bo fajny macie pomysł, ale z drugiej strony, wszystko na krzywy ryj? te 90 zł/dobe to nie jest znowu jakiś straszny majątek, aby musieć pytać o kartony. Noo dziwnie. Nie mniej jednak gratuluje bardzo fajnego bloga :)

    • Wiesz jaką mają opinię o Polakach na świecie? Że marudzą i czepiają się tam, gdzie nie ma sensu i nie powinni ;)
      Imie zmienione koleżanko :)

  • jak ktoś jeździ po świecie rowerem to nie jest biedakiem, tylko ciekawym świata i rządnym przygód człowiekiem. pozdro ;)

  • Popieram takie podróżowanie w 100 procentach. Dla mnie mistrzem jest Mieczysław Bieniek – górnik który po wypadku w kopalni postanowił pojechać do Indii spotkać sie z Dalajlamą:) płakałem ze śmiechu czytając jego książki, twierdził że nie nie ma takich miejsc, do których nie dostał by się „na krzywy ryj” np Machu Picchu – tak trzymaj Karol!!

  • Jeśli niektórzy uważają, że polacy pytający wprost o pomoc źle reprezentują nasz kraj, to postawcie sobie pytanie jak zachowują się polacy na zorganizowanych podróżach. Nie oszukujmy się, większość społeczeństwa wybiera wersje all inclusive, żeby niczym się nie martwić. I z czego jesteśmy znani? Z upijania się na maksa, gdy tylko jest taka możliwość. I nakładaniu kopiastych talerzy przy bufecie, jakbyśmy od tygodnia żarcia nie widzieli. Także podróżowanie stopem i sprawdzanie ludzkiej dobroci i chęci pomocy nie stawia polaków w tak złym świetle, jak ci 'szanowani obywatele’ na wakacjach all inclusive.

    • Zawsze biorę all inclusive – wielokrotnie byłem na Kanarach, w Cancun i powiem jedno: NIGDY nie widziałem tam pijanego człowieka !!! Skąd u Ciebie taki stereotyp ??? – więcej szacunku do samego siebie.

      • Jeszcze jedno: w Masadzie też byłem z Orbisem w roku 2000 – na górze kolejką… na dole był tylko parking i niewiele więcej – all nie było, tylko śniadanie i obiado-kolacja…

  • Każdy ma priorytety, jeden woli spać w hotelu, a drugi zobaczyć za to kolejne dwa kraje i bawić się przygodą spotykając dobrych ludzi, ja zawsze wybieram to drugie :D świetny blog, zaraz też lece w promocji do Izraela, pozdrawiam, Dorota ! ;)

  • Dokładnie w ostatnim tygodniu w Ziemi Świętej obserwowałam ludzi, których na pielgrzymce nie było na nic stać, czekały na litość kogoś kto zapłaci, a przy kupowaniu tzw pamiątek to nie było umiaru. Ile tego było!

  • Zazdroszczę szczęścia z tym hotelem i jedzeniem :D My za kolejkę zapłaciliśmy, ale jedzenie czy jakieś pamiątki odpuściliśmy. Co mogę potwierdzić to, że ludzie w Izraelu są naprawdę mili.

  • Czułbym się źle, wpędzając w dyskomfort drugiego człowieka. A tu właśnie miała miejsce taka sytuacja. Sukces negocjacyjny to sytuacja gdy obie strony wiedzą, że ustąpiły ale nie mają poczucia, że zostały psychicznie zaszantaźowane i zmuszone do niekodzystnych dla siebie zachowań. Mój kolega mawia: jestem biedny ale nie na tyle, żeby żebrać. Byłem studentem, podróżowałem „budżetowo” ale nie przekraczałem pewnych granic. Tu je przekroczono. Pozdrawiam.

    • Szanuję Twoje zdanie, ale zarówno ja się z nim nie zgadzam, jak i dziewczyna, która rzekomo została wpędzona w dyskomfort. Niech chociazby świadczy o tym fakt, że z dziewczyną z hotelu polubiliśmy się na tyle, że rozmawiamy od lat regularnie i ciągle zaprasza ponownie do Izraela a ja Ją do Polski.

    • Jej się zrobiło Was żal…. Trochę jednak przesadziliście. O ile pierwsza akcja – super szczęście się trafiło o ile w drugiej sytuacji…no cóż. Dobry człowiek, który myślał, że jesteście tak biedni, że zaryzykował swoją prace. Trochę przesadziliście.

      • Karolu, przez ponad 19 lat zjechałem 3/4 globu w różnych opcjach od na bardzo bogato po backpacker, lecz w życiu nie pomyślałbym, żeby takie coś zrobić. Najzwyczajniej w świecie nie powinno się tak zachowywać i nie ma sensu twoje tłumaczenie się, bo albo to rozumiesz albo nie. Są pewne zasady kultury i granica proszenia o pomoc, to wynika z tego jak nas wychowano i ile dla nas znaczy pieniądz. W moich oczach po prostu żebraliście i przynieśliście wstyd Polsce. Jeśli nie stać was na choćby przyzwoity nocleg, to śpi się na zewnątrz, a nie wykorzystuje ludzi. Warto, abyś to przemyślał.

        • Hej, podziwiam 'dokonania’ podróżnicze, jednak nie zgodzę się nawet teraz, po latach. Uogólniasz i oceniasz nieco pobieżnie patrząc ze swojej perspektywy i swoich „zasad kultury”. Widocznie mamy inne. Dziś bym tego nie zrobił, byłoby mi głupio, gdyż podróżuję już nieco inaczej, mam pieniądze. Jednak wracając do tamtego dnia – nie jest mi ani trochę głupio nawet dziś. Nie ma nic złego w proszeniu o pomoc, a że dostaliśmy pomoc inną niż oczekiwaliśmy, to inna rzecz. Nie chcieliśmy jej przyjmować, ale Pani w recepcji nalegała. A jeśli chodzi o przynoszenie wstydu Polsce… myślę, że mamy wiele innych rzeczy, których powinniśmy się wstydzić na świecie – ważniejszych niż pytanie o karton. Serio. Zresztą myślę, że Pani w recepcji jest innego zdania, bo rozmawiałem z Nią niedawno, już po tylu latach, wypytywała mnie o Polskę, co polecam zobaczyć, bo chce się tutaj wybrać. I najpewniej się spotkamy i co nieco pokażę Jej mojej okolicy, choć sama nalega, że da sobie radę, to ja jednak chcę pomóc Jej bardziej, aniżeli o to prosi.

          • Kaczan, ja podobnie do ciebie zwiedziłem już sporo, 121 kraje do tej pory i w życiu bym nie pomyślał, że proszenie o pomoc to coś złego. Jak ktoś nie che to nie pomoże, chce pomoże, koniec kropka. Zapytać można i 10 raz, to nie wstyd, wstyd to np. kraść lub chlać na umór jakby się pierwszy raz alkohol na oczy widziało. Karol tak trzymać i dzięki za fantastyczne relacje.