Nocowaliśmy kilka kilometrów przed Chorogiem. W jednej z wielu jednakowych, ciasnych wsi ciągnących się wzdłuż Pandżu. Po zmroku zapukałem do bramy ostatniego domu, za którym znajdowała się już tylko spadająca pionowo w dół skarpa. Uwagę moją przykuł niesamowicie piękny sad, wręcz proszący się o rozbicie w nim namiotu. Zielona trawka, drzewa dające nadzieję na cień z rana, nawet jakieś owoce na nich wiszące. Właściciel tegoż sadu jakby podzielał moją opinię, gdyż nawet nie zdążyłem się do końca przedstawić, a już prowadził nas do siebie.
Rozbiliśmy się w samym środku sadu. Z rana, po krótkim opadzie deszczu (a miało świecić słońce!), w końcu mieliśmy okazję przyjrzeć się naszemu gospodarzowi. Szybko przybiegła również jego małżonka z zasmażanymi ziemniakami z cebulą, a także ciekawskie wnuki, którym daliśmy specjalnie na taką okazję wożone balony. Niesłychane ile radości może dać kawałek gumy.
Gospodarze nie chcą nam przeszkadzać w śniadaniu, jednak nalegam aby zjedli z nami. Dorzucamy do puli kiełbasę, trochę chleba i jakieś pomidory. Gospodyni imieniem Alina zajmuje się domem i wnukami, mąż jej zaś ogarnięciem obejścia, sadu i kilku grządek, które udało się wcisnąć pomiędzy skarpę, a drogę. Miejsca jest tu niesłychanie mało, a każdy płaski teren w kanionie rzeki Pandż jest skrupulatnie zagospodarowany przez ludzi. Żaden płaski fragment gleby się tutaj nie marnuje.
Wnuki beztrosko rzucają się balonami. Albina unika aparatu jak ognia, jej brat z kolei chętnie pozuje, aby później móc podziwiać siebie w wyświetlaczu LCD. Rodzice ich od dwóch lat siedzą w Moskwie. Matka pracuje w restauracji, ojciec zaś jest rzeźnikiem. Dramat, z którym boryka się większość krajów byłego Związku Radzieckiego. W nadziei na lepsze życie, bardziej z musu niż z wyboru, opuszczają swoje rodziny, swój kraj. Setki, tysiące takich samych historii. Dzieci, które nie znają swoich rodziców, rodzice nie znają dzieci. Czy to Ukraina, Białoruś, Gruzja, Armenia czy Azja Środkowa. Wszędzie takie same scenariusze. Chęć dorobienia się, zapracowania na lepsze jutro jest ważniejsza niż utrzymanie kontaktu z własnym potomstwem. Tragedia trudna do zrozumienia.
Aga Chan IV
Gospodarze bardzo chętnie pytają o nasze zdanie na temat Pamiru. Opowiadają o swoich przeżyciach, troskach. Bardzo chwalą sobie, wręcz ubóstwiają swojego dobrodzieja Aga Chana, który bezinteresownie wspiera Pamir. Urodzony w Genewie, mieszka w Paryżu – jak twierdzą nasi gospodarze – z pochodzenia Tadżyk. Obecny imam muzułmanów ismailitów, do tego milioner, filantrop, który postanowił rozwijać zacofany Pamir, za co wszyscy bez wyjątku są mu tutaj niesłychanie wdzięczni. Rocznie w rozwój tego regionu jego fundacja pompuje ogromne sumy pieniędzy, na jakie rząd Tadżykistanu nigdy pozwolić by sobie nie mógł.
W każdym domu, na honorowym miejscu wisi portret Agi Chana. Najczęściej na jednym z filarów pamirskich domów. Dzięki niemłodemu już, bo 80-letniemu Aga Chanowi powstają szkoły, wnuki Aliny dostają darmowe przybory, mogą uczyć się z książek. Budowane są też solidne, betonowe kanały nawadniające pola, finansowane przeróżne projekty mające rozwijać region. Niedawno mijaliśmy ukończoną elektrownię wodną, w której pracę znalazło 15 osób. Dzięki niemu powstały także bazary położone na ziemi niczyjej w Chorogu i Iszkaszimie – gdzie raz w tygodniu Tadżykowie i Afgańczycy, żyjący po różnych stronach tej samej rzeki, mogą się spotkać i wymienić towarami.
Uzupełnianie zapasów w Chorogu
Miasto Chorog nas nie oczarowało. Bardzo chaotyczne, głośne i ciasne. Wszak to najliczniejsze miasto w Pamirze, stolica Górnego Badachszanu. Żyje tutaj przeszło 30 tysięcy ludzi. Proporcja ilości dróg w Chorogu do rozjeżdżających je samochodów jest zdecydowanie zbyt mocno zachwiana. Praktycznie jak dzień długi, nie było minuty aby ani jedna z dwóch głównych dróg w mieście nie była zakorkowana.
Chorog wciśnięty jest w dolinę rzeki Pandż i Ghunt, znajduje się w miejscu rozwidlenia Pamir Highway. Do miasta wpadamy z zaprzyjaźnionym Finem. Janne jest dobrze poinformowany w atrakcjach Chorogu, gdyż miał tutaj kiedyś znajomego. Zaplanował sobie pobyt w mieście aż na cztery dni, czym mocno mi zaimponował, gdyż mnie już po kilku godzinach rozbolała głowa.
Mimo wszystko chwilę w mieście pobyliśmy. Na początek wpadamy na bazar zrobić małe zakupy. Mamy w pamięci rady innych sakwiarzy, jakoby najbliższe tak dobrze zaopatrzone sklepy były dopiero za kilkaset kilometrów. Postanawiamy też uczcić nieco rozstanie z Janne i wybrać się na wspólny obiad. Za namową jednej dziewczyny, którą zaczepiliśmy na poboczu, a która miała akcent angielski niczym z Manchesteru, trafiamy na obrzeża miasta do jednej z czajchan.
Niestety pojawił się problem z gotówką. Właśnie skończyły mi się tadżyckie Somoni, a w kieszeniach mamy jedynie stare dolary. Jest to niewybaczalny błąd z mojej strony i strasznie mi wstyd, że się nie doinformowałem przed wyjazdem. Nie sprawdziłem, że stare dolary (tak zwane z „małymi głowami’) są nieakceptowane przez większość krajów Azji Centralnej. Można je wymieniać jedynie w bankach i to po bardzo zaniżonym kursie. Szczęśliwie okazało się, że Janne dysponuje nadmiarem nowych dolarów (z „wielkimi głowami”) i kilka nam podrzuci.
Pomieszczenie czajhany jest niewielkie, mieści się w nim raptem 7 stolików. Szczęśliwie ostał się jeden wolny, a gospodyni wraz z urodziwą córeczką zapraszają jednoznacznym gestem do zajmowania miejsc. Wybór dań okazuje się być dość trudny. Nie bardzo wiemy co można zamówić, co jest dobre, a co mniej. Sugerując się talerzami innych ludzi, w końcu skompletowaliśmy swoje menu. Trafiły nam się całkiem przyjemne pierożki, Janne zamówił zaś swoją ulubioną zupę z baraniną. Dawka energii w sam raz na resztę rowerowego dnia.
Obieramy kierunek na południe. Dalej wzdłuż Afganistanu, w stronę Iszkaszim i dalej Langar. Chorog znajduje się zaledwie na 2000 m.npm. Przez najbliższy tydzień czeka nas regularna wspinaczka, której uświetnieniem będzie przełęcz Ak-baitał położona na 4655 m.npm.
Za priorytet na dzisiejszy dzień obraliśmy sobie znalezienie jakiejś bani, zasilanej termalnymi wodami. Miejsc takich w Pamirze jest całkiem sporo, najbliższa zaś znajduje się raptem 35 kilometrów za Chorogiem. Pech chciał, że zaraz za miastem dostajemy solidny wiatr w twarz i szlag trafia nasze plany. Prysznic przekładamy na jutro, dziś pocieszamy się jedynie ciepłym, płytkim strumykiem spływającym z gór.
Następny cel to Iszkaszim i dalej Langar! Spora galeria zdjęć na zakończenie, a w następnym wpisie przyjrzymy się nieco temu co za rzeką, czyli… AFGANISTANOWI!
Porcja zdjęć na zakończenie. Zostawcie za sobą „like” ;)
Jak daleko na rowerach zajechaliście? Myślałam, że Tadżykistan i Kirgistan tylko, a tu jeszcze Afganistan się szykuje!
Wspaniale zdjęcia, w szczególności zachwyciła mnie ta kręta górska droga z towarzyszącą przepaścią :)
Pod samiuśki Afganistan :)
Dowiedzieliśmy się kim jest książkę Aga Chan IV
: )
Wydaje się, ze to tylko kilka tysięcy km od Polski a jednak tak daleko.
Na 7 zdj od końca, co się stało z linami energetycznymi od waszej strony na szczycie skały pośrodku?
Swoją drogą to tyle tam roboty włożono w wybudowanie całej sieci energetycznej, widać że natura nie daje się łatwo pokonać.
Z tego co pamięta, te kable tam wisiały, tylko, że nie widać ich na zdjęciu :) Wiele linii nie działa, gdyż są zwyczajnie pozostałościami po Związku Radzieckim (zwłaszcza w Centrum Pamiru – Aliczur, Murgab aż do granicy z Kirgistanem) jednak te w dolinie Pandżu czasem działają jak powinny ;)
A jakie jest podejście muzułmanów w postradzieckich republikach do wyrobów alkoholowych? Czy bliżej im z tym do Rosjan, czy Arabów?
zdecydowanie do ROsjan, zwłaszcza w Kirgistanie :)
Stare dolary nie są niestety akceptowane w wielu miejscach na świecie i zawsze bezpieczniej jest mieć te duże głowy :)
Skąd ten tytuł książęcy przy Aga Chanie, bo nie do końca rozumiem zawiłość zajmowanej przez niego pozycji?
Z wikipedii angielskiej:
The title „Prince” is used by the Aga Khans and their children by virtue of their descent from Shah Fath Ali Shah of the Persian Qajar dynasty. The title was officially recognised by the British government in 1938.
Byś sobie ufarbował czuprynę sadzą. Przyczepiłbyś sobie sztuczną brodę, z jakiegoś teatru. Łachy jakie noszą lokalesi byś kupił na bazarze u jakiegoś Pasztuna. Swojej girlfriend byś kazał się ubrać w burkę:). I tak ubrani byście przekroczyli granicę z Afganistanem. Sakwiarze i sakwiarki z całego świata by ci zazdrościli, że zaliczyłeś Afganistan:)). Gorzej jakby was zatrzymali talibowie. Mogliby wziąć ciebie, że jesteś USraelskim szpiegiem…
Po pierwsze – na północy, w Wachanie nie ma i nigdy nie było talibów.
Po drugie – jakby chodziło o „Zaliczanie” to z pewnością poświęciłbym te kilka stów na wizę
Po trzecie – nic mnie nie obchodzą „sakwiarze i sakwiarki” z całego świata, a tym bardziej powodowanie u kogokolwiek zazdrości :)
No i to jest wyprawa. Świetne jakościowo zdjęcia. Czekamy na więcej.
Świetne portrety miejscowych i piękne widoki.
Miło, dzięki! Niedługo tekst o tym jak robić portrety, jak podejść do ludzi! :)
Ten papier totaletowy wygląda bardziej jak ścierny :D
Ciekawy artykuł oraz super zdjęcia. Może i ja w końcu zostawię Europe i wybiorę się gdzieś dalej. Czemu nie masz stopki w rowerze ? :)
Życzę powodzenia Artur! Czemu nie mam? Bo żadna nie wytrzyma 50 kilogramowego roweru. Kiedyś miałem taką podobno pod rower z sakwami. Złamała się po tygodniu. Najlepsza stopka to rower, ściana, płot, ewentualnie długi rozwidlony na koncu kijek, który tym rozwidleniem wkłada się w ramę i opiera o ziemię;)
Piene krajobrazy, piekni ludzie, a jedzenie calkiem swojskie:) Usmialam sie, ogladajac zdjecie tego papieru toaletowego, bo pamietam, jak bylam miala, tez sie taki kupowalo:) Zreszta, moi rodzice wciaz kupuja ten ekologiczny:)
Irytujjace sa komentarze Mark’a. Coz taki typ. Ale z drugiej strony nadaje troche kolorytu tym komentarzom, bo wiekszosc Cie chwali i poklepuje po plecach (zasluzenie, badz co badz) i jeszcze wpadniesz w jakis samozachwyt. A tak Mark dba o to abys mial wyrownane cisnienie:) chow se Karliku.
Hehe i dobrze! przynajmniej jest jakiś kontrast pod tekstami :)
[…] się również do powyższych jak również do Europy, Dubaju czy po sąsiedzku do Chodżent, Chorogu czy innych stolic środkowoazjatyckich. Wachlarz lotów jest imponujący, Azja jest bardzo dobrze […]
[…] powodów aby utożsamiać się z Tadżykistanem. Wydaje się, że znacznie więcej dla Pamiru robi książę Aga Chan niż władza w […]