Czy istnieje w ogóle coś takiego jak samotna podróż? Nie! Szczególnie przez Pamir! Wydawać by się mogło, że mało który turysta-podróżnik się tutaj nie zapuszcza. Że zbyt daleko, niebezpiecznie, brak infrastruktury, warunki mało zachęcające do podróżowania. Nic bardziej mylnego! Podróżnych może i faktycznie jest niewielu, jednak zaletą Pamir Highway jest to, że trafia się niemal na wszystkich!
To, że spotyka się tutaj tubylców – głównie w wsiach i miasteczkach – jest oczywiste. Nielicznych, ale zawsze. O nich już pisałem, teraz chciałbym przestawić Wam tych drugich, będących w Pamirze tymczasowo, przejazdem.
![Mongol rally](https://kolemsietoczy.pl/wp-content/uploads/2015/03/Mongol-rally1.jpg)
.
Praktycznie codziennie mijamy się z amatorami przygód na własną rękę. Z podróżnikami rowerowymi, motorowymi, pasjonatami wypraw starymi, zdezelowanymi busami, uczestnikami jakichś rajdów samochodowych – czegoś w rodzaju polskiego „Złombol” i wielu, wielu innych.
Zawsze powtarzam, że nawet jeśli zawiodły wszelkie sposoby na znalezienie towarzysza podróży, jest spora szansa na to, że znajdziecie kogoś bezpośrednio w drodze. Pamir okazał się być znakomitym potwierdzeniem tej tezy.
.
Samotność w podróży nie istnieje!
Faktem jest, że w samym Pamirze najczęściej jednak spotyka się rowerzystów. Nieśpiesznie podążających przed siebie, dla których wszystko jest dobrym pretekstem do przerwania jazdy, zatrzymania się na chwilę na poboczu drogi. Bo o ile siedzący za sterami swoich busów kierowcy, raczej niechętnie zatrzymują się na pogawędkę, o tyle rowerzyści robią to zawsze!
Spotkaliśmy wiele razy Polaków z różnych części kraju, byli Francuzi zaczynający podróż w Australii, Koreańczycy jadący z Seulu, Brazylijczycy startujący w Berlinie, do tego jeszcze Japończycy, Szwedzi, Amerykanie, Niemcy, Hiszpanie, Finowie i pewnie wielu innych, o których już zapomniałem.
To zresztą i tak garstka, gdyż z większością jadącą w tym samym kierunku nie mieliśmy się szansy spotkać. Kilku rowerzystów dogoniliśmy i wyprzedziliśmy, jednak to i tak mały procent z „pamirskiego peletonu. Pogranicznik na przełęczy Kyzyl-Art (granica kirgisko-tadżycka) mówił nam, że w lipcu codziennie przez granicę przejeżdża nawet 10-15 rowerzystów!
![Francuzi, z którymi mieliśmy przyjemność jechać kilka dni wzdłuż Afganistanu.](https://kolemsietoczy.pl/wp-content/uploads/2015/03/cycling-in-pamirs.jpg)
![Japończycy zmierzający ku Turcji.](https://kolemsietoczy.pl/wp-content/uploads/2015/03/Ludzie-w-pamirze-sakwiarze.jpg)
![Brazylijczyk jadący do Indonezji, z którym także jechaliśmy razem 2 dni.](https://kolemsietoczy.pl/wp-content/uploads/2015/03/IMG_0249.jpg)
Z początku myślałem, że nic się tu nie będzie działo. Zwłaszcza pomiędzy osadami ludzkimi miało wiać nudą i monotonią. Później, okazało się, że nie miałem racji! Cieszyłem się z każdego spotkania, z każdej rozmowy. Z pierwszej, drugiej, dziesiątej. Z czasem jednak, po kilku dniach zacząłem się już irytować kolejnymi, takimi samymi spotkaniami. Zauważyłem, że zaczynają wkurzać mnie ciągle te same pytania i te same odpowiedzi…
Bo na dobrą sprawę o czym tutaj rozmawiać? O kraju pochodzenia, o pogodzie, o defektach rowerów. No ileż można?! Dodatkowo miałem wrażenie, że nadjeżdżający z naprzeciwka rowerzyści, równie chętnie pojechaliby dalej, bez zatrzymywania się, a pozdrowienie ręką uznaliby zdecydowanie za wystarczające. Jednak nic z tego. Zawsze się zatrzymywaliśmy, zazwyczaj kończyło się na krótkiej rozmowie i wymianie informacji przykładowo o tym, gdzie jest następny sklep. Pomijając fakt, że wiedzą taką wymienialiśmy się już z kilkoma poprzednimi sakwiarzami – z pewnością dokładnie tak samo jak aktualni rozmówcy.
![Czasem były też plusy takich spotkań. Jedni sakwiarze polecili nam kupić w następnym sklepiku czipsy, które okazały się być prażynkami. Wbrew temu co przedstawiała etykieta.](https://kolemsietoczy.pl/wp-content/uploads/2015/03/IMG_9416.jpg)
Spotkania, spotkania, spotkania…
Czasem jednak z kimś polubiliśmy się na tyle mocno, że postanowiliśmy jechać dalej razem. Nim jeszcze na dobre nie wjechaliśmy w Pamir, spotkaliśmy mega sympatycznego Fina imieniem Janne – pierwszego sakwiarza na Pamir Highway, a właściwie to trafiliśmy się jeszcze przed Kailakhum, co na dobrą sprawę jest jakieś 200 kilometrów przed Chorogiem, uznawanym za początek Pamiru.
Było to dzień po tym, jak oszukaliśmy jedną z przełęczy przed Kailakhum, liczącą sobie 3300m.npm. Złapaliśmy na stopa ciężarówkę należącą do jakichś służb odpowiedzialnych za rozminowywanie okolicznych terenów. Z paki zeszliśmy na samej przełęczy. – Min po wojnie zostało już niewiele. Bez obaw możecie rozbijać tutaj namiot! – zapewniał nas kierowca.
Postanowiliśmy jednak nie ryzykować w okolicach przełęczy, zjechać nieco w dół i gdzieś tam, przy rzece znaleźć miejscówkę. Trafiliśmy na wojskowy posterunku kontrolnym. Placówki takie zdarzają się tutaj dość często – nawet co kilkadziesiąt kilometrów – jednak kontrole ograniczają się zazwyczaj tylko do pokazania przepustki zezwalającej na wjazd do GBAO i paszportu. Pan z kałasznikowem na ramieniu był bardzo miły, nie robił zbytnio problemów. Palcem wskazał miejsce, gdzie możemy postawić namiot, w nocy zaś nas doglądał, świecąc strasznie silną latarką po namiocie.
Nazajutrz okazało się, że kiedy pomagaliśmy sobie ciężarówką na podjeździe, wyprzedziliśmy walczącego o własnych siłach Janne. Ten postanowił nas dogonić, co udało mu się już przed południem. Podobno solidnie go okurzyliśmy, o czym nie omieszkał wspomnieć zaraz po dogonieniu nas – Nie mógł ten wasz kierowca trochę bardziej uważać?! Prawie mnie w przepaść zrzucił! – rzuca na przywitanie.
![IMG_9423](https://kolemsietoczy.pl/wp-content/uploads/2015/03/IMG_9423.jpg)
Po krótkiej, wstępnej rozmowie, wyszło na to, że jedziemy w tym samym kierunku (mocno zdziwiłbym się, jakby było inaczej!) i postanawiamy przez najbliższe dni jechać razem do Chorogu.
Był to pierwszy dzień z serii „W sąsiedztwie Afganistanu”. Od samego Kailakhum, przez Chorog, Iszkaszim, aż po Langar – czyli przez ponad 400 kilometrów jedziemy wzdłuż tej samej rzeki Pandż, będącej granicą z Afganistanem. Przed wyjazdem dość mocno obawiałem się znudzenia tym etapem – bo ile też można patrzeć na jedną rzekę?! – jednak pozytywnie zostałem zaskoczony. Widoki przednie, o dziwo bardzo zróżnicowane. No i ten tajemniczy Afganistan za rzeką, o którym będzie osobny tekst już niedługo!
Busem przez Pamir – czyli nie tylko rowerzyści.
Żeby nie było, że tylko rowerzyści są chętni na pogawędkę – poznajcie też kilku innych podróżnych. Różnych taksówek z turystami mijało nas sporo, z ich pasażerami rzeczywiście mieliśmy kontakt bardzo słaby, jednak jadący prywatnymi pojazdami podróżni także dość często zatrzymywali się na poboczu (tudzież na środku drogi, bo kto komu mandat wlepi?)
![Drugiego dnia jazdy z Janne, upatrzyliśmy sobie bardzo fajną miejscówkę z widokiem na Afganistan. Okazało się, że tę sama wybrali już Niemcy jadący dookoła świata swoim bisikiem.](https://kolemsietoczy.pl/wp-content/uploads/2015/03/IMG_9491.jpg)
![Tutaj rodacy przyjechali sobie w Pamir takim oto Jeepem.](https://kolemsietoczy.pl/wp-content/uploads/2015/03/Podróż-samochodem-przez-pamir.jpg)
![Austriacy jak zwykle na bogato - ni to busem, ni wozem pancernym - przemierzają Tadżykistan.](https://kolemsietoczy.pl/wp-content/uploads/2015/03/Różne-rodzaje-podróżników.jpg)
![Rosjanie za to, dla kontrastu starym, zardzewiałym busem przemierzają co roku inny kraj. Taka rosyjska wersja "Busem przez świat".](https://kolemsietoczy.pl/wp-content/uploads/2015/03/Podróż-busem-pamir-tadżykistan.jpg)
Trzeba sobie pomagać!
No dobra, trochę ponarzekałem wyżej, jednak najczęściej spotkania w drodze są bardzo potrzebne i pozytywne. Pozytywne, bo pełne życzliwości, uśmiechów, wzajemnego zaciekawienia. Potrzebne, bo jest to okazja do wzajemnej pomocy, wymiany doświadczeń, czy jakiegoś ekwipunku. I tak, kilkukrotnie ja naprawiałem rower różnym rowerzystom, pomagaliśmy Francuzom zamocować naszymi opaskami zaciskowymi bagażnik, innemu odstąpiliśmy trochę wody, zaś Brazylijczyka obdarowaliśmy lekami na chorobę wysokościową.
My także korzystaliśmy z pomocy. Ktoś tam dał nam niepotrzebną już mapę, inny pożyczył taśmy klejącej, która akurat nam się zapodziała. Jadący widocznym na powyższym zdjęciu Rosjanie z okazji spotkania rozkroili zaś melona, który jechał z nimi już od ponad tydzień, a na odchodne odlali nam kilkaset mililitrów benzyny do kuchenki.
Także pamiętajcie, trzeba sobie pomagać! Mimo znużenia licznymi spotkaniami w podróży warto zagadać, zapytać czy czegoś nie trzeba, czy coś nie boli, czy jakoś pomóc można. To nic nie kosztuje… albo kosztuje bardzo niewiele! ;)
Mnie nadmiar turystow irytuje glownie, gdy zwiedzam miasta. Ale juz na tzw. odludziu, widok ludzi bardziej cieszy:) Przyjemniej jest podrozowac, gdy ma sie swiadomosc, ze w razie czego ktos wyciagnie do nas pomocna reke na drodze.
To prawda, cos w tym jest :)
Zgadzam sie z Toba w 100%! Stad ja juz nie chce wracac do Azji, duo lepiej wlasnie tak jak Karol- gdzies indziej gdzie nie ma az tylu turystow ;)
Ania – wydaje mi się, że to kwestia, gdzie konkretnie się wybierasz… nawet w super znanym i popularnym Bangkoku jest mnóstwo fajnych miejsc bez turystów :)
Świetny wpis tylko szkoda że taki krótki.
Kto by pomyślał że tylu podróżujących można tam spotkać, a wydawałoby się że takie odludzie :)
A jakby wam zabrakło pieniędzy, to przekroczylibyście granicę z Afganistanem, która jest o rzut kamieniem. I sprzedalibyście wasze girlfriend za kozy, i byście mieli żarcia i mleka na dalszą podróż:)).
ale śmieszne, hoho!
Wygląda na niesamowitą przygodę. Jeszcze nigdy nie „podróżowałam” na rowerze, ale na pewno byłabym bardzo otwarta na to. A podróżujący oczywiście, że zawsze sobie pomogą – taka nasza natura
To prawda, że ten sam zestaw pytań po raz 30ty może wkurzać, ale czasem zdarzy się coś niespodziewanego, jakiś niesztampowy człowiek i od razu ma się nową energię na te same pytania, lubię ludzi w drodze ;)
Takie życie. Nie tylko w podróży rozmowy mogą nudzić :)
W podróży jednak takie rozmowy zdarzają się częściej.
[…] się z jednym Finem imieniem Janne. Ci co wnikliwiej czytają bloga, mogą pamiętać tego blond osobnika na rowerze, z którym to ponad 2 lata temu przemierzaliśmy wspólnie Pamir. Świetnie było się spotkać […]