Słowenia zwala z nóg! 😲 Najbardziej niedoceniany kraj Europy? Alpy Kamnickie i zawał serca 🇸🇮 1/2

Powrót po latach! Byłem w Słowenii dawno temu, ale tylko przejazdem robiąc swoją podróż rowerem przez Alpy. Pamiętam tylko, że dała mi mocno popalić na podjazdach. Tym razem dała również mocno popalić, ale swoim pięknem (no i trochę też podejściami). Zapraszamy bardzo na film. Uwaga – Słowenia zwala z nóg. Sugeruję siedzieć! :)

Film jest tradycyjnie już z napisami. Pozdrawiam wszystkie osoby niedosłyszące. Mam nadzieję, że się spodoba.

Poniżej wrzucam transkrypcję całego filmu. Tak dla potomnych :)

Słowenia

Cześć, tutaj Karol i Marta z Kołem Się Toczy. Zapraszamy na pierwszy odcinek ze Słowenii, kraju, który jest chyba najbardziej niesłusznie pomijanym krajem na Bałkanach, a może i w Europie. Tymczasem zostawcie łapkę w górę i lecimy z tematem. Większość osób i wcale tutaj nie jesteśmy wyjątkiem traktuje Słowenię bardzo po macoszemu. Myślimy o Słowenii co najwyżej jako o miejscu na krótki przystanek w drodze do Włoch, czy też Chorwacji. Stwierdziliśmy jednak, że to grzech straszny i wstyd bo Słowenia to niesamowicie piękna kraina wcale nie ustępująca swoją urodą tym innym znacznie bardziej popularnym. My się o tym przekonaliśmy. No a teraz postaramy się do tego przekonać Was.

Alpy Kamnickie

A zaczynamy sobie od Alpy Kamnickich, czyli najdalej na wschód wysuniętych Alp. Idziemy na szczyt o nazwie Ojstrica. Później może jeszcze taki szczyt Planjava takie w ogóle strony zupełnie niepopularnej bo wszyscy idą od doliny Logarskiej, którą teraz sobie oglądacie. I tam jest taka ściana, takie ostre podejście. A my znaleźliśmy takie wejście powiedzmy troszeczkę łatwiejsze, gdzie można bardziej autem podjechać. Idzie się tylko 1200 w górę, a od doliny Logarskiej idzie się 1900 na Planjavę więc dość konkretnie. Alpy Kamnickie od których zaczynamy to część południowych Alp Wschodnich i znajdują się dokładnie w tym miejscu. Zaraz przy granicy z Austrią. Natomiast poza nimi w drugim odcinku pokażemy wam jeszcze okolice Triglavu oraz nieco mniej popularnych terenów w tych okolicach. Natomiast Alpy Kamnickie myślę, że można śmiało przyrównać do naszych Tatr gdyż są do siebie bardzo podobne zarówno pod kątem geologicznym, jak i wizualnym. Nawet powierzchnię i wysokość mają zbliżoną. Najwyższy szczyt Alp Kamnickich jest zaledwie 50 metrów wyższy od naszych Rysów. My jednak wybraliśmy się jak już wiecie na Ojstricę, która jednak wiele im nie ustępuje bo liczy sobie 2350 metrów i jak sama nazwa wskazuje podejście jest dość ojstre. Coś czuje, że zaraz będzie jakiś fajny widok. Nie? Tak się idzie, idzie. Już widać niebo. Nie wiadomo co tam będzie. To już taki moment, że się zaraz zacznie zmiana krajobrazu. Ja nie jestem pewien czy to nie jest ta Ojstrica, na którą idziemy. Ta górka. Albo tamta, tam dalej. Masz plecak i worek? Mam dwa worki, znaczy 1,5.

Ojstrica – trekking w Słowenii

Ojstrica. Jest? Która? 2 godziny 30 minut, to będzie ta. Zanim dojdziemy to kilka ciekawostek. Tak jak ostatnio chodziliśmy po chorwackich górach to się zastanawialiśmy czy są niedźwiedzie. No i faktycznie tam sporo było, ale największe zagęszczenie niedźwiedzi jest w Słowenii. 700 niedźwiedzi w całym kraju. Aczkolwiek tutaj w tych górach, takich skalistych, alpejskich niedźwiedzi nie ma. Nie ma gdyż są troszeczkę leniwe i preferują takie bardziej pagórkowate, takie bieszczadzkie góry, które są na południu i gęstsze lasy. Więc tam można spotkać więcej niedźwiedzi. A skoro mówimy o niedźwiedziach to ze Słowenii pochodzi najstarszy znany ludzkości instrument. Został znaleziony w jednej ze słoweńskich jaskiń. Został wykonany z kości udowej niedźwiedzia. Wygląda tak jak teraz widzicie, a jego autorem byli neandertalczycy. 50 tysięcy lat temu się datuje, został wykonany, a wnioskuje się, że był to flet po tych dwóch dziurkach. A tam jest coś takiego jak Wielka Planina. Co zaraz pokażę na długiej ogniskowej i tam pojedziemy jutro, takie bardzo fajne domki, taka pasterska przestrzeń. Znaczy pojedziemy o ile pogoda pozwoli. Bo mają być deszcze :( I tak drepczemy sobie do góry, a szlak prowadzi na całe szczęście zboczem, a nie granią tak jak pięknie tu widzicie. Owszem zbocze jest też strome i potknięcie się mogłoby się skończyć tragicznie ale i tak wciąż jest znacznie mniej przerażające, niż jakby trasa miała prowadzić samą granią z widokiem na położoną 1500 metrów w dół Doliną Logarską, którą sobie też zresztą jeszcze zjeździmy rowerem. Widać tam już scyt? Nie? Wody mi daj wody mi daj. Wody mi da a aj. Wody mi daj. Uuuuuuuuu. Co robisz tak kucasz dziwnie? Myślałem, że to toaletka. Hyhyhyhy. Dziękuje. Mamy wodę ze zbieranym oregano. A jak ktoś wie, czy to jest oregano to dajcie znać bo pachnie jak oregano. Jakby ktoś chciał skorzystać to jest super miejscówka na namiot. 10 na 10. Aż przykleiłbym tu naklejkę, ale nie ma do czego. No dobra 9 na 10 bo trzeba sobie kamyczki pozbierać. To nie przykleimy, to na Ojstricy przykleimy. W ogóle te owce są śmieszne, prawie na Ojstrice weszły. A może ta jest tam najbardziej soczysta. Składanie kijaszków. I co owce? Warto było tu włazić? A w dole tyle trawy. Muzykę zmieniamy na bardziej dramatyczną nie bez przyczyny. O ile 95% całego podejścia było naprawdę spoko. O tyle końcówka zrobiła się już dość przerażająca. Przynajmniej jak na nasze doświadczenia i możliwości. Ostatnie 200 metrów w pionie, które prowadzi mniej więcej tędy robi się już na tyle strome, że praktycznie cały czas należy trzymać się skał rękoma. Ostrożnie. A ona „Stefan idą wyżej” „Tam musi być jeszcze lepsza trawa”. Hyyhyhy (śmiech przez łzy) idziemy. I jutro wszystkie owce na Ostrjcy. Ja się tu boje. Powoli. No nie mam się czego złapać. Chcesz kijka? Nie chce kijka? Jezu ja się boje Karol. Nie, ja nie przejdę. Ja się boje. Ja pójdę pierwszy. I Ci podam ręce. A ty jak tam przejdziesz? Normalnie? I co? Może być? Nie. O patrz bratki tu są. No szybciej. Idę, idę. Jeszcze 100 metrów. No co tu dużo mówić. Był to jeden z najbardziej przerażających fragmentów w górach, po których mieliśmy okazję iść. A osuwające się zbocze też nie ułatwiało sprawy podobnie jak brak jakichkolwiek stalowych lin. Choć prawdę mówiąc to co oglądaliście i tak nie było jeszcze tak złe bo w końcu dałem radę trzymać kamerę w ręku. Najgorzej było na tym fragmencie, gdzie kamerę musiałem sobie już schować żeby skupić się tylko i wyłącznie na tym, aby wejść na górę. Będą się zastanawiać co to jest Kołem Się Toczy. Co to jest? Eeeeeeej czaje to! Patrz tu jest tusz. Tu smarujesz. No i. No i chcesz też? Daaaaaaj. To to jest tatuaż. A ja się zastanawiałem co to jest. Myślałam, że tu woda leci. Albo, że można zamówić. Halo dwie pizze. O patrz, Logarska Dolina. 6 godzin. Logarska Dolina. Tam. W ostatnim odcinku z Bałtyku mówiłem, że mam nadzieję że tam troszeczkę dużej potrwa zanim odkleicie. Dokładnie po 17 godzinach już ktoś tam był. A tutaj to ja nawet nie mam wątpliwości, że nie będzie nikogo po kilkunastu godzinach. W ogóle chciałbym, aby ktoś z Was tutaj przyszedł. Ej, ja w ogóle nie polecam. Znaczy ta czapka jest nie warta tego. Tzn. powiem tak zejście albo od Logarski stamtąd jest dużo bardziej pionowe ale nie jest tak trudne. Tak mówią. A zaraz zobaczymy jak będzie to nasze wejście. Może będzie bardziej lajtowe. Proszę sobie zrobić selfie. Pierwsza osoba, która to zrobi dostaje czapkę. No i faktycznie zejście było nieporównywalnie prostsze. Właściwie to zeszliśmy praktycznie całość bez podpierania się rękoma. Jedynie z kijkami w dłoniach. Więc jak coś to polecamy nie naszą trasę granią na przez Małą Ojstricę a trasę od strony takiego fajnego płaskowyżu i takiego już niezbyt fajnego schroniska. Ciekawe czy tu było schronisko, czy dopiero będzie schronisko. No chyba było faktycznie. Spotkaliśmy na górze widzów Kołem Się Toczy ale nie powiedzieliśmy im o naklejce. Więc jest jeszcze czapka do zgarnięcia. To by była najszybciej zdobyta czapka w sumie w tym… Po 10 minutach od przyklejenia. Lecimy bo daleka jeszcze droga. No dobra musimy troszeczkę odsapnąć. Zróbmy sobie małą przerwę od wyjść w wyższe partie gór. Choć wrócimy sobie jeszcze tam w drugim odcinku ze Słowenii, gdzie w Triglavskim Parku Narodowym będą jeszcze większe ekspozycje. Jeszcze więcej strachu i niebezpiecznych niestety podejść. No ale to w drugim odcinku.

Słowenia – Biopark Europy

Teraz czas na bardziej lajtowe miejsca. I małą taką nagrodę po tych stresujących górach. Pizzoburger się to nazywa. Czyli zrobili burgera i obudowali go pizzą. Widzieliście kiedyś serowy automat? No dobra, pokręcimy się jeszcze nieco po Alpach Kramnickich. Przejedziemy rowerem obiecaną świetną Dolinę Logarską, a także odwiedzimy VelikąPlaninę. Ale zanim to zrobimy to zapraszamy na kilka kadrów ze Słowenii, które gdzieś tam po drodze udało nam się złapać. A w międzyczasie podrzucę Wam parę ciekawostek o przyrodzie tego niesamowitego kraju. Jak np. że tutejsze motyloważki znane są z przeciągania pomiędzy sobą liny. A tak serio to Słowenia w kręgach przyrodniczych nazywa się bioparkiem Europy. Co to znaczy? A no to, że Słowenia w porównaniu z innymi krajami wypada szczególnie dobrze w kontekście dbania o przyrodę i jej różnorodność. Również o motyloważki przeciągające linę. Wyobraźcie sobie, że w kraju, który ma powierzchnie zaledwie województwa podlaskiego aż 37% jego powierzchni jest obszarem chronionym i występuje tutaj ponad 24 tysiące gatunków zwierząt. Dla przykładu w całej Polsce, która jest 15-krotnie większa gatunków jest 35 tysięcy. No ale nic w tym dziwnego, skoro Słowenia jest jednym z najbardziej zalesionych krajów w Europie bo aż 60% powierzchni kraju stanowią lasy. I co ciekawe odsetek ten ciągle się zwiększa bo bardzo prężnie sadzą kolejne drzewa i rocznie jest to ponad milion nowych drzew. Natomiast jeśli Was ciekawi jak my wypadamy w porównaniu ze słoweńskimi lasami to zajmują one zaledwie 29% powierzchni naszego kraju.

Velika Planina

Velika Planina czyli Wielka Połonina to taki płaskowyż na którym są fajne domki. Wypasają pasterze krowy. Można morze kupić ser. Przynajmniej Marta ma takie nadzieje. A póki co jest to idealne miejsce, żeby puścić Bąka. Zjeść ser, i zjeść ser. Ciekawe po ilu odcinkach ten żart z puszczaniem bąka będzie taki wujkowy, że „ojezupuszczabąka”. Hehehehehehe. VelikaPlanina to bardzo pięknie położony górski płaskowyż z którego rozciąga się widok na pozostałą część Alp Kamnickich. W tym chociażby na naszą Ojstricę. O ile oczywiście macie szczęście do pogody bo u nas widoczność była raczej niewielka. Teren ten szczególnie upodobali sobie pasterze, którzy wypasają tutaj swoje bydło. A także, którzy wybudowali tutaj dziesiątki malowniczych drewnianych chat, w których można kupić od nich ser, albo w których mogą się oni schronić w razie niepogody. Turyści mogą się schronić co najwyżej pod tymi malutkimi daszkami co też uczyniliśmy jak tylko dopadła nas na górze burza. Daszki mają troszeczkę małe…aaaaa. Grad leci. Mają małe przed deszczem. Na szczęście szybko przeszło i możemy dokończyć naszą wycieczkę. To połączenie malowniczego krajobrazu wraz z chatami do tego stopnia zyskało sobie sympatię turystów, że postanowiono w pewnym momencie rozdzielić część pasterską i turystyczną. I tym sposobem powstała osada turystyczna pełna bliźniaczo podobnych drewnianych chat, gdzie można zatrzymać się na noc. Wraz ze wzrostem popularności VelikiejPlaniny turystycznych chat zrobiło się nawet więcej niż pasterskich, jednak mimo to dalej ciężko jest w sezonie zarezerwować tutaj nocleg. Jednak bez obaw nie jest to w ogóle konieczne do odwiedzenia Planiny. Bo spokojnie można zobaczyć ją w kilka godzin praktycznie obchodząc ją w całości. I to naprawdę małym nakładem sił bo jak się już na nią wejdzie. No to raczej nie ma już zbyt dużych przewyższeń. No w końcu jest to płaskowyż, co nie? Jednak co stal to stal. Śmieć. Co? Śmieć? Jaki śmieć? Zabrałaś ten śmieć bo pasuje Ci pod kolor? No. Tak bym nie zabrała.

Logarska Dolina

A przed Wami Dolina Logarska, którą już widzieliście z samej Ojstricy. Wydaje mi się być ona spoko opcją na taki lajtowy dzień, albo nawet lajtowe przedpołudnie bo taka wycieczka rowerowa nie zajmie Wam więcej jak godzinę jazdy w dwie strony. Albo 3-4 godziny spaceru co wydaje się być całkiem ciekawą i niezbyt wymagającą fizycznie alternatywą dla wysokich gór. No i do Doliny Logarskiej można wjechać samochodem jest to płatne na szlabanach. Ale można też rowerem do czego zachęcamy. Tylko jest podjazd. Jadę 12 na godzinę, więc nie jest źle. O jadą leniuchy. A na końcu Doliny Logarskiej jest Wodospad Rinka. Znaczy nie wiemy czy będzie wodospad bo tak dość sucho w korycie po drodze albo coś tam będzie skapywać ze śniegu. Przy Skucie jest bardzo fajna taka chatka postawiona. To jest taki projekt artystyczny. Zrobił artysta chyba z Lublany. Wwieźli helikopterem normalnie na Skute na te wysokie szczyty. I można się tam kimnąć o ile oczywiście będzie miejsce. Ale miejscówka rewelacyjna. No jest wodospad. To wracamy. Przez ostatnie lata Słowenia bardzo mocno promuje się pod kątem turystyki rowerowej. Co prawda nie ma tutaj takich tras typowo rowerowych jak w zachodnich krajach jak np. nad Gardą. Tylko bardziej idą w kierunku powiedzmy MTB albo mało uczęszczanych dróg. I co tutaj chciałem jeszcze bardzo zaznaczyć co jest bardzo ciekawe, z czymś takim się jeszcze nigdy nie spotkałem. Tutejsza organizacja turystyczna postanowiła wyróżnić miejsca noclegowe, hotele, hostele, pola namiotowe w sposób czy są one przyjazne rowerzystom. Zawsze się daje gwiazdki danym hotelom. Tutaj postanowiono, że jakby hotelom, które chcą witać u siebie gości rowerowych przyznaje się koła rowerowe od 1 do 5. W zależności jak bardzo dany obiekt jest przyjazny dla rowerzystów. I wygląda to tak, obiekt dostający jedno koło musi zapewnić punkt np. przechowania rowerów, miejsce gdzie można np. rower naprawić, gdzie można umyć, a także obiekt taki musi zapewniać transport roweru do serwisu czy też suszarnię dla ciuchów rowerowych. Później są obiekty, które mają 2 koła, 3 koła, 4 koła. Ale tutaj już nie będę dokładnie się rozgadywał. No i przechodząc do obiektu, który dostaje maksymalną ocenę 5 kół. Taki obiekt musi spełnić takie kryteria jak np. organizację wycieczek rowerowych na co najmniej 7 trasach żeby można było przez cały tydzień jeździć, ma swoich przewodników rowerowych, ma bezpłatny parking strzeżony dla rowerów, nie tylko ma mieć swój serwis rowerowy ale ma też mieć rowery, które jeśli wasze będą serwisowane będą służyć wam do jazdy po okolicy. A np. jeśli pogoda będzie do bani to ma też mieć swoich przewodników, którzy Wam zapewnią w okolicy inne atrakcje poza rowerowe. Niezłe, co nie?

 

Podobało się? Zostań na dłużej!

Informacje o nowych treściach wprost na Twojego e-maila. Bez spamu!
Dołącz do ponad 200 000 obserwujących osób i zgarnij jednorazową mega promocję na moje książki!

2 komentarze

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.