Wojsko, wszędzie wojsko. Dalej na północ

W nocy działo się, oj działo. Praktycznie bez przerwy z ciężkie snu wyrywały mnie  ryki spalinowych silników, świsty tnących powietrze śmigieł helikopterów i inny bliżej niezidentyfikowany trzask oręża sunącego sąsiednią drogą. Jesteśmy cały czas blisko granicy z Syrią i jak się dowiedzieliśmy, tureckie wojska właśnie tam przerzucają całkiem pokaźne liczby żołnierzy z baz wojskowych z okolic jeziora Van.

W ogóle to wojska w tym regionie Turcji nie brakuje. Co rusz mijają nas liczne kolumny okrytych plandeką ciężarówek, przeróżne wozy opancerzone, a na poboczu w niezliczonych punktach kontrolnych znudzeni wojskowi wspierają się na swoich długich karabinach. Piotrek z nieukrywaną nadzieją na zrobienie sobie zdjęcia podbija po raz wtóry do takowego wozu i jakie było jego zdziwienie, kiedy mundurowi wcale nie protestowali, a nawet zachęcali do małej sesji zdjęciowej. Jeden z nich co prawda początkowo oponował przed fotografowaniem ale szybko został uciszony przez najwidoczniej wyższych rangą współziomków.

Tureckie wojsko to zaraz po USA druga siła w NATO i szósta na świecie. Obowiązkowa służba wojskowa trwa 12 miesięcy,  cała armia liczy sobie ponad 800.000 żołnierzy. Ciekawostką jest, że Armia zgodnie z konsytucją jeszcze do zeszłego roku stała na straży świeckości kraju i równości obywateli. O ile co do równości Kurdów wobec pozostałych obywateli mam małe wątpliwości, to jeśli chodzi o sekularyzm, na przestrzeni ostatnich 53 lat wojsko czterokrotnie interweniowało w politykę i zmuszało do dymisji nazbyt pro islamistycznych rządzących. Ostatnio w 1997 roku, kiedy pod groźba zamachu stanu od władzy został odsunięty premier Erbakan, zwany też dyżurnym islamistą kraju. Przydałoby się i u nas takie prawo takie prawo ale to chyba w innym życiu…

DSC_5937

DSC_5932

DSC_5944

Nasz kolejny wielki podpunkt podróży, do którego zmierzamy to sławne jezioro Van. Przy dobrych wiatrach już jutro będziemy się kąpać! To znaczy, żebym nie został źle zrozumiany – prysznic z plastikowej butelki był dwa (w porywach do trzech) dni temu,  więc wypraszam sobie wyzywanie od brudasów!

Jedzie się całkiem sielsko i dzień minął wybitnie prędko. Droga biegnie cały czas pod górę wzdłuż niewielkiej rzeczki. Dzieciaki cały czas pozdrawiają nas kamieniami,  droga bardzo widokowa,  asfalt tragiczny, na stacji częstowani jesteśmy czajem, a swoim podmuchem bez pardonu traktują nas wyładowane jakimiś workami ciężarówki. Temperatura zaczyna powoli spadać i zbliża się do akceptowalnych 35 stopni. Jeszcze kilka dni, kilkaset kilometrów na północ i będzie już całkiem przyjemnie. Noc tymczasem łapie nas w Bitlis. Miasto na tyle duże, że ciężko jest znaleźć jakiś nocleg na gospodarza. Jak na ironię im więcej ludzi, domów, płotów i murów, tym trudniej znaleźć miejsce pod namiot. Odbijając z głównej drogi i rozbijamy się za pozwoleniem majstra na budowie jakiegoś wielkiego kompleksu sportowego, tuż za autobusem. Może mało atrakcyjnie, ale chociaż cicho i bezpiecznie. Jak się nie ma co się lubi to się lubi co się ma… czyż nie? ;)

Mapa całego tureckiego odcinka.
Karol Werner

Podobało się? Zostań na dłużej!

Informacje o nowych treściach wprost na Twojego e-maila. Bez spamu!
Dołącz do ponad 200 000 obserwujących osób i zgarnij jednorazową mega promocję na moje książki!

3 komentarze

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

  • Ja bardzo żałuję, że ta część Turcji jest niebezpieczna (wbrew temu, co wiele osób pisze, jest), bo jednocześnie ma swój urok i piękno. Wojska… eh, szkoda gadać. W moim mieście są ćwiczenia szybowców. Czasami kilkanaście razy dziennie przelatują z takim hukiem, że trzęsą się łyżeczki w herbacie.

    • Kwestia sporna. Niby wojska jest sporo, ale mimo to zagrożenia nie czułem. Albo to mój brak wrażliwości, albo faktycznie nie ma tak źle :)