Wprost z Jazd bierzemy busa do Isfahan. Musimy nadrabiać trochę kilometrów w tej części Iranu, ponieważ dużo jeszcze przed nami, a bardzo chcielibyśmy przejechać rowerami cały Kurdystan. Dlatego też jedyne 24 godziny spędzamy w mieście, po czym także busem udajemy się 600 kilometrów na północ – do Kermanszach – gdzie temperatura powinna być dużo bardziej znośna. Tak więc, co można robić przez całą dobę Isfahan?
Oglądać!
W Isfahan przygarnął nas Rasool, z którym umówiliśmy się przez warmshowers.org już na długo przed startem z domu. Nie mieliśmy tyle czasu na porozmawianie co z Armanem w Tabriz, ale też było miło i sympatycznie. Rasool wprawiony w przyjmowaniu gości zza granicy od razu wziął nas na miasto, bo też nie po to przyjechaliśmy, żeby tyłki w domu płaszczyć. Zaczyna się ciekawie.
Miasto jest ogromne. Swojego czasu w XVI wieku Isfahan będąc dawną stolicą imperium perskiego, był jednym z większych miast świata. Dziś z niespełna 2 milionami ludzi zajmuje dopiero trzecie miejsce w Iranie, ale mimo to obserwowane z obwodnicy biegnącej na lekkim wzniesieniu robi mocniejsze wrażenie niż niejeden większy moloch. Czy pozytywne, czy negatywne to ciężko stwierdzić – na pewno przytłacza.
Pomijając fakt, że nie jesteśmy fanami zabytków to trzeba przyznać, że Isfahan jest wręcz nimi naszpikowany i jest na czym oko zawiesić. Jedne z popularniejszych to dwa stare, kamienne mosty na okresowej rzece Zajande Rud (akurat wyschniętej), oraz wielki bazar, na którym po niekrótkich poszukiwaniach udaje nam się znaleźć irańskiej produkcji tytoń do sziszy, który to mam zamiar dowieść do domu. Są też przeróżne pałace, bulwary, meczety i dziesiątki zabytkowych minaretów. W okolicy Isfahan jest reaktor nuklearny oraz zakłady produkujące paliwo atomowe. Jest także jedna z największych wizytówek Isfahan – Plac Imama Homeiniego (Majdan-e Imam Homeini), na którym zabawiliśmy nawet dwukrotnie.
Grać w siatkówkę na Placu Imama nocą
Irańczków ostatnimi czasy namiętnie i bez opamiętania oddają się grze w siatkówkę. Za sprawą sukcesów swojej reprezentacji wszystkich ogarnia siatkówkowy szał. Gdzie okiem sięgnąć, w parkach, na skwerach, czy to parami, czwórkami czy w kole – wszyscy odbijają piłkę. Zwłaszcza wieczorem, po zachodzie słońca i tym samym zakończeniu ramadanu, przeróżne place zapełniają się graczami. Rodziny tak samo jak w całym Iranie piknikują na trawnikach, jedzą, piją, rozmawiają. Młodsi zaś w licznych grupach ćwiczą, aby być może w przyszłości także i oni mogli zagrać dla reprezentacji własnego kraju. Tak się złożyło, że także my mogliśmy sprawdzić się i poodbijac z dziewczynami. Zresztą same zaprosiły, a taką okazję jak gra pod wejściem do 1200 letniego meczetu aż żal byłoby przepuścić (filmik poniżej).
#Jeździć na rowerze!
Pojechaliśmy także z Rasoolem pooglądać Isfahan z pozycji siodełka. Jest szybciej, ciekawiej, no i także niestety niebezpieczniej. Dzięki Rasoolowi mogłem spojrzeć na szeroko pojęty ruch uliczny z zupełnie innej, bliżej nieokreślonej perspektywy. Na nowo zostały nakreślone zasady ruchu drogowego, wyznaczone nowe horyzonty i zburzone doszczętnie wszystkie zasady jakimi kierowałem się do tej pory. Nie jestem nawet w stanie zliczyć ile razy na przestrzeni 25 kilometrowej przejażdżki złamaliśmy prawo. Prawo oczywiście w naszym europejskim rozumieniu.
Pokornie i bez protestów jechaliśmy wraz z Piotrkiem za Rasoolem. W końcu to on zna miasto. Mówił także, że świetnie zna przepisy, ale cały czas nie jestem pewien czy faktycznie mówił prawdę czy ironizował. Przejechaliśmy tyle skrzyżowań na czerwonym świetle, że spokojnie wyrobiłem swój roczny limit i jakby tego było mało, to znaczącą większość trasy przejechaliśmy pod prąd. Totalna abstrakcja. Nowa odsłona poznanego już w Tabriz Iranian Style. Rasool widząc lekko naszą konsternację rzuca, że to właśnie rower jest w Iranie uprzywilejowanym pojazdem i faktycznie nie robimy nic złego. Ciekawi mnie ile w tym prawdy, ale faktycznie mijała nas policja kiedy to sunęliśmy pod prąd dwupasmową drogą i nawet nie zwolnioła.
Szczęście skończyło się w momencie kiedy uderzył mnie samochód.
Może nie jakoś wybitnie mocno, ale zawsze. Wyjeżdżający z podporządkowanej drogi biały Peugeot raczej nie zwykł do używania hamulców podczas tego manewru i bez większego rozglądania się wjechał na ulice. Pech chciał, że akurat jechałem jako ostatni. Skończyło się na lekkim zachwianiu, podpórce nogą, kilku wulgaryzmach i skrzywionej osłonie przerzutki. Jakimś cudem nawet się nie wyłożyłem. Szybkie oględziny – noga cała, rower cały. Nawet koło wygląda na sprawne i chyba obejdzie się bez centrowania. Dla upewnienia się, że kierowca zrozumiał swój błąd posłałem jeszcze kilka epitetów w wszystkich znanych mi językach i pojechaliśmy dalej.
Z Isfahan tego samego dnia uderzamy na dworzec autobusowy gdzie pakujemy rowery do autobusu i wyruszamy na podbój irańskiego, a później irackiego Kurdystanu. Kierowca Kurd nawet nie policzył nam za transport rowerów. Wystarczyło wyznać bezgraniczną miłość do Kurdystanu (całkiem bezinteresownie!), uścisnąć dłoń kierowcy i już siedzieliśmy w autobusie. Nie ma podobno gościnności, ponad gościnność kurdyjską, a tak komfortowym autokarem jeszcze w życiu nie jechałem. Piotrek prezentuje:
Z żalem żegnamy się z Isfahan i Rasoolem, który bardzo nam pomógł. Pokazał co trzeba, udostępnił pralkę, a także zasilił nasze żołądki kilkoma tradycyjnymi posiłkami. Z pewnością w Isfahan można by spędzić długie tygodnie na poznawaniu miasta, my jednak niczym wielka korporacja mamy swoje terminy, których musimy się bezwzględnie trzymać. Może pewnego dnia udam się w taką podróż, że nie będzie trzeba spoglądać na zegarek i wszystko będzie trwało tyle czasu ile tylko dusza zapragnie. Może. Mam nadzieję…
Siatkówka na pl. Imama – niewyobrażalne, tuż pod meczetem – rewelacja :) Meczet przepiękny
tytoń do sziszy :) prawda to, że mają mnóstwo smaków i rodzajów tytoniu? pewien Irańczyk wspominał mi kiedyś nawet o smaku whisky i ciekawi mnie, czy rzeczywiście da się coś takiego znaleźć, droga jest taka przyjemność tam na miejscu? Isfahan… magiczne miasto :)
Akurat znaleźliśmy mały straganik, ale faktycznie rodzajów było sporo. Nie mam rozeznania czy więcej czy mniej niż u nas bo też nie palę, a prezent nie był dla mnie. O alkoholu pisałem już trochę, ale faktycznie można go zdobyć. Jakieś wódki, piwa, whiskey. Kwestia tylko znajomości no i ceny przede wszystkim ;)
Więcej można zobaczyć rowerem niż autem. Super barwna wycieczka. Bardzo mi się podobają twoje wyprawy.
Zdecydowanie więcej. Autostop przegrywa w przedbiegach z rowerem… niestety. :)
W Esfahan spędziłem troszeczke więcej czasu i przyznam, że chciałbym tam jeszcze wrócić. Bywa męcząco, to fakt, kiedy trzeba rozmawiać z setką osób, ktore są zainteresowane turystą. Kiedy nie ma czasu na chwilę prywatności i spokojnego kontemplowania zabytku. Ale i tak z uśmiechem zwiedzałem najciekawsze miejsca. Od meczetów, przez mosty po pozostałości po Zoroastrianach i ich wieżach milczenia.
No i widziałem tradycyjne irańskie ćwiczenia, bo zostałem zaproszony na pokaz!
Troszkę mojego punktu widzenia nie z siodełka roweru lecz niestety tylko z autobusu i nóg jest tutaj:
http://www.osmol.pl/2013/06/esfahan-miedzy-mostem-khaju-a-placem-imama/
A dlaczego nie odwiedziles grobow naszych Rodakow, ktorych tysiace znalezli w dawnej Persji miejsce ost. spoczynku po 1942 r.?
Np. polski cmentarz w Isfahan czy inne…
Niestety nie wszystko da się zobaczyć, odwiedzić. Zresztą wyznaję zasadę, że nie dla zmarłych jeździ się w podróż, a dla żywych. Oczywiście z całym szacunkiem dla tych pierwszych. Pozdrawiam :)
A jak jest z przewozem rowerów autobusami? Gratuluję podróży:)
[…] gitarach, popijając piwko. Bardzo pozytywny klimat. Aż przypomniały mi się publiczne posiłki w irańskim Isfahanie, podczas trwania […]