Dzień 16 zaczynam trochę niechętnie, jednak nie możemy sobie pozwalać na cotygodniową przerwę kuracyjną. Z tą myślą kładłem się wczoraj spać. O dziwo ogórkowo-wodne zatrucie wydaje się ustępować i jest nadzieja na w miarę normalną jazdę. Nie wiem tylko czy to zasługa mojego organizmu, czy tabletki którą zaserwował mi gospodarz. Kiedy ledwo się przebudziłem odzywa się Piotrek, że trzeba się pakować i czym prędzej znikać. Miałem ochotę poleżeć jeszcze trochę, ale po rozsunięciu zamka namiotu zobaczyłem jakiegoś gościa w bladoniebieskiej koszuli, który (jak twierdzi Piotrek) przyszedł do roboty. Uśmiecha się przyjacielsko, coś mówi w moim kierunku, dopala papierosa i bierze się za robienie betonu. Do ogromnej metalowej beczki wsypuje kilka łopat piasku, dolewa spore ilości wody i z werwą miesza wszystko jakąś deską… Bez żadnej betoniarki, wszystko ręcznie.
Trochę pogadaliśmy na migi. Pan w bladoniebieskiej koszuli tłumaczył chyba, że całą odbudową zajmują się tylko dwie osoby. On i wczorajszy gospodarz w różowej koszuli. Zresztą słowa są niepotrzebne i wszystko jest zrozumiałe kiedy ktoś wskazuje na przemian na kafelki w niedokończonej łazience i na siebie, na nowo wstawione okno i znowu na siebie, a potem wykonuje gest obracając dłonie wewnętrzną stroną ku górze i trzymając je na wysokości swoich bioder, zaczyna się obracać wokoło swojej osi, sugerując, że to wszystko jego robota. Ja nie pozostałem dłużny i także postarałem się wytłumaczyć, że w Polsce dorabiam tak samo. No wie Pan, ja w Lahestan – i pokazuję na ścianę, na kafelki i udaję że coś wiercę, dodając przy tym efekty dźwiękowe, którym bliżej do tych wydawanych wczoraj przez mój żołądek aniżeli wiertarki. Kalambury z rana jest lepsze niż rozgrzewka. Jeszcze trochę poćwiczymy i osiągniemy mistrzowski poziom w dogadywaniu się bez używania słów. ;)
Po kilku obrotach deską przyszedł czas na przerwę i zapalenie kolejnego papierosa.W miedzyczasie przychodzi gospodarz, ubrany tak samo jak wczoraj w różową koszulę i pyta szeroko się uśmiechając jak tam moje zdrowie. Dziękuję i cały czas przyglądam się jego różowej, lekko blednącej koszuli. Kobieta pewnie nazwała by ten kolor jakoś w bardziej wyszukany sposób, ale dla mnie jest to różowy i w dodatku za cholerę nie pasujący do faceta. Nie będę udzielał tutaj porad modowych, ale nie pasuje mi to i już. Irańczycy w ogóle chodzą bardzo elegancko ubrani. Większość ma koszulę, spodnie, starsi ludzie do kompletu zakładają jeszcze czasem marynareczkę, a wszystko to ładnie dopasowane i wyprasowane. Do tego zestawu u nas każdy facet dołożył by jeszcze krawat, ale ten jest kompletnie niepopularny w tym kraju i uważany przez najwyższych przywódców za symbol zachodniej kultury. Czasem zdarzają się ludzie noszący krawaty, jacyś biznesmeni czy inne zwesternizowane persony ale niewiele. Faktycznie krawat został został zabroniony przez samego ajatollacha Ali Chamenei. Były prezydent Achmadineżad co prawda powiedział kiedyś na przekór zachodnim mediom, że nikt mu nie zabroni nosić krawatu (mimo, że nie nosił), czym jednak trochę naraził swoim duchownym przełożonym. Co ciekawe po Watykanie, Iran jest jedynym państwem rządzonym przez duchownych. Tak po prawdzie to rządzi tutaj organ zwany Radą Strażników Rewolucji i to on ma faktyczną władzę, a nie prezydent. To oni mogą wetować ustawy parlamentu, selekcjonować kandydatów startujących w wyborach prezydenckich i to oni także mogą wykopać prezydenta z posady.
Irańska karta SIM
Jutro mamy w planie dotrzeć do Tabriz gdzie czeka na nas Arman. Tam też mamy plan zawitać na dwa dni, ale żeby najpierw skontaktować się z Armanem musimy załatwić sobie irańską kartę SIM do telefonu. Zagraniczne karty SIM, podobnie jak karty bankomatowe nie działają w Iranie z powodu nałożonych międzynarodowych sankcji na ten kraj. Mogłoby się wydawać, że nie ma nic prostszego w kupowaniu karty SIM – idziesz do kiosku, pukasz palcem w tylną klapkę telefonu, powtarzasz kilka razy SIM i kupujesz kartę. Niestety nie w Iranie.
Po 10 kilometrach porannej jazdy docieramy do Verzagan – jednego wielkiego placu budowy. Jak wspominałem w poprzednim wpisie – region ten rok temu został nawiedziony przez silne trzęsienie ziemi. W pył obróciło się blisko 12000 domów, a życie straciło ponad 300 osób. Wielka tragedia. Wszędzie wystają gołe, betonowe konstrukcje, produkcja cegieł idzie pełną parą, a na każdym zakręcie długie pręty zbrojeniowe są cięte na mniejsze kawałki. Wszędzie gruz, kurz i jedna wielka mobilizacja.
Podjeżdżam pod sklep z telefonami komórkowymi i radośnie oświadczam, że chciałem nabyć kartę SIM. Pan jednak kiwa głową, że muszę udać się w tym celu na pocztę, bo on sprzedaje tylko same telefony. Wszystko super, mam już trop – tylko gdzie tu jest poczta. Widząc naszą konsternację, właściciel sklepu każe zawołać jakiegoś młodego pachołka, który w te pędy bierze rower, rzuca szybkie folow me (za mną) i prowadzi nas kolejnymi zatłoczonymi drogami do jedynego oddziału poczty w mieście. Tak się składa, że młody całkiem nieźle radzi sobie z angielskim, więc problem z komunikacją mamy na tę chwilę rozwiązany.
W Iranie głównymi sprzedawcami w wszelakich sklepach i restauracjach są mężczyźni. Tutaj jednak cały urząd pocztowy obsługiwany jest przez cztery dość młode, śliczne dziewczyny, ubrane przykładnie w czarny Hidżab. Cała procedura trwała grubo ponad 30 minut. Młodzian wszystko za nas załatwił po czym wręczył nam kartę z niejakiej sieci MCI. My tylko musieliśmy zostawić odcisk palca, ksero paszportu oraz uiścić zapłatę w wysokości 50.000 riali – czyli jakieś 5 złotych. Jest to też zarazem nasze doładowanie i wystarczy nam to do samego wyjazdu z Iranu. Jeśli zaś ktoś by chciał korzystać z Internetu w Iranie, to też jest taka możliwość.
W stronę Tabriz
Do Tabriz mamy zaledwie 80 kilometrów i to praktycznie cały czas z górki. Dystans nie jest wielki i bez problemu do zrobienia dzisiaj, jednak zastanawiamy się czy warto wjeżdżać dzisiaj do tego ogromnego miasta. Wychodzi na to, że lepiej będzie jeśli do Tabriz wjedziemy dopiero jutro z rana aniżeli późnym popołudniem dzisiaj. Będziemy mieć więcej czasu na zalezienie Armana i cały dzień na poznanie miasta.
Dzięki temu praktycznie cały dzień się obijamy i mamy mnóstwo czas na poznawanie Irańczyków. Tłumaczenie gdzie leży nasz Lahestan i że wcale nie jestem z Alemanii (Niemiec) jak to wszystkim sugerują moje blond włosy. Co ciekawe ludzie często pytają nas o pochodzenie i dla zabawy sami prowokujemy ich do zgadywania naszej narodowości. O ile ja prawie zawsze jestem Niemcem o tyle Piotrek ze swoją brodą i ciemniejsza karnacją jest znacznie częściej przypisywany Pakistanowi, Talibom czy Arabom – aniżeli Europie. Namioty rozbijamy w szczerym polu, niespełna 10 kilometrów przed Tabriz. Okolica surowa, malutko roślinności, ale mimo, że ziemia spalona słońcem to gdzieniegdzie rosną jakieś arbuzy czy coś dyniopodobne twory. Różnokolorowe łagodne formacje skalne kontrastują zaś z tymi mniejszymi, spontanicznie poszarpanymi i kanciastymi. Wszystko to składa się w harmonijną, piękną całość i tylko ktoś mógłby wyciszyć ten pogłos dochodzący z niedaleko biegnącej drogi.
Waluta, Ceny jedzenia i transport w Iranie
Jako, że kilometrów do przejechania mamy dzisiaj niewiele, to też jest sporo czasu na rozgryzienie Irańskiej waluty. Rozciągamy maty dmuchane na trawie w cieniu kilku niewielkich drzew, wyciągamy karteczki, długopisy i jak za dawnych lat w gimnazjum walczymy z proporcjami. Jak się okazuje nie jest to takie łatwe, a od przeliczania może naprawdę rozboleć głowa.
Najpierw riale na dolary, potem riale na złote, dla pewności jeszcze złote na dolary i to nie koniec. Wydawałoby się, dla utrudnienia życia podróżnym w Iranie stosuje się także Tomany – będące nieoficjalną jednostką, zamiennikiem dla Riala. Często właśnie ceny podawane są w Tomanach i należy pytać sprzedawców czy pokazując na kalkulatorze 75.000 do zapłaty ma na myśli riale czy Tomany. Różnica pomiędzy Tomanem a rialem to tylko jedno zero (1 toman = 10 riali) ale wprowadza czasem spory zamęt. Poza tym przy tak szybko postępującej inflacji powinni pomyśleć o lekkiej aktualizacji Tomanów i dodać kilka zer do puli.
Iran jak na nasza skromną studencką kieszeń jest dość tanim krajem. Poniżej przykładowe ceny w Iranie towarów i usług:
- CocaCola 1,75l– 25.000 riali (~2,5zł)
- Podróbka Coli 1,5l – 15.000 riali (1,5zł)
- Paczka ciastek – od 10.000 riali (1zł)
- puszka tuńczyka – 30.000 riali (3zł)
- lody – od 6000 riali (60gr)[/col]
- chleb – 2000- 5000 riali (20-50gr)
- Wódka na czarnym rynku – powyżej 20 dolarów (~60zł)
- Piwo na czarnym rynku – powyżej 8 dolarów (~25zł)
- Fajka wodna – 30.000 i więcej za jedno palenie (3zł)
- Bus VIP – czyli dalekobieżne autobusy jeżdżące po całym kraju – kosztują przykładowo 200.000 riali (~20zł) za 800 kilometrów z Tabriz do Kashan. Cena zawiera także rower, więc należy liczyć, że za osobę powinno być o połowę taniej.
- Samochód osobowy Samand ~8000$, Zamayd 7000$, a litr benzyny w granicach 5000 riali – czyli jakieś 70 groszy.
Najnowsze ceny z 2015 roku opisał u siebie także Osmol. Serdecznie zapraszam do jego wpisu!
Samochody.
Każdy kraj ma swoje ulubione samochody dostawcze, które u nas są postrzegane głównie w kategoriach autostopowania z rowerem. Tak jak w Gruzji i Armenii popularne były stare radzieckie Ziły, tak tutaj głównymi samochodami transportowymi są wspomniane wyżej popularne niebieskie auta marki Zamayd. Wożą wszystko i są wszędzie. Dosłownie wszędzie! Jeśli dokładnie przyjrzycie się galerii z tego i następnych dni, czy to zdjęciom robionym w miastach, czy gdzieś na kompletnym zadupiu z pewnością znajdziecie jakiegoś Zamayda.
W ogóle w Iranie bardzo prężnie działa produkcja samochodów.Nie są to oczywiście auta mogące konkurować z zachodnimi czy daleko wschodnimi firmami, ale są za to Irańskie i mogą być z tego Irańczycy dumni. Chociażby sławne Paykany już nieprodukowane, Saipany, Samandy, Tondar 90 (będący repliką Dacii Logan), MVM, Khodro, czy też bardzo popularne Peugeoty. Iran zapłacił francuzom za technologię i transfer wiedzy do produkcji tych ostatnich i klepie Peugeoty na swój własny rynek już od 1990 roku.
fajna trasa :) pozdrawiam z Bedzina i dzieki za podlinkowanie ;-)
ależ bez skrępowania możesz sie odwdzięczyć! :D
Witam! A nie zapomniałeś też o wszechobecnych Mercedesach? Ciężarowych, oczywiście. Z lat sześciesiątych.
Pozdrawiam, tak 3majcie.
Ps. A te Peugeot’y to swoją drogą fenomen, dziśiaj możesz kupić 405 z 2014 roku. ;)
tak faktycznie, także było mnóstwo tych mercedesów i innych amerykańskich trucków. Sporo tego i każdy ze swoją tabliczką ;) Pozdrawiam!
Z tymi kartami do telefonów to faktycznie jest dziwnie, ja miałam swoją polską kartę, dzwonić nie próbowałam, jedynie wysyłać smsy i wiem, że dochodziły, ale inni próbowali dzwonić i nic z tego.