Alta Via – kultowy szlak w Dolomitach. Piękno, przestrzeń i tajemnicze tunele z I Wojny Światowej

Po pierwszej tak długiej przerwie w historii kanału (1,5 miesiąca) widzimy się z kolejnym filmem! Zapraszam w niezastąpione Dolomity!

Autem wybraliśmy się do Austrii i Włoch, aby nieco pochodzić po górach. W Dolomitach byliśmy już kiedyś rowerem, ale to jednak nie jest to. Co trekking to trekking. Dolomity dopiero wtedy robią ogromne wrażenie! W tym odcinku przejdziemy się po jednym z najbardziej kultowych szlaków trekkingowych w dolomitach – Alta Via 1.

Słyszałem już o nim wiele dobrych opinii i cieszę się, że w końcu udało się wyskoczyć w Dolomity. Co prawda całego szlaku nie zrobiliśmy ze względu na pogodę, ale i tak jestem mega zadowolony z tej części Alta Via, którą przejść się udało. Wystartowaliśmy z Dobbiaco, z jeziora Lago di Braies, a zakończyliśmy 4 dni. Spaliśmy pod namiotem, ale też w schronisku na górze Lagazuoi, co było jednym z naszych lepszych noclegów ever.

Piękne widoki, niesamowite miejsce. Ceny też, ale to już się przekonacie z filmu :D

Drobna nowość! Od jakiegoś czasu sukcesywnie dodaję napisy do filmów. Do tego też będzie jutro, także jeśli macie w swoim otoczeniu osoby nie słyszące lub słabo słyszące to dawajcie im znać. Mam nadzieję, że się ucieszą :)

Będąc też przy Alpach, polecam film i wpis o najlepszej trasie rowerowej w Europie, jak ją niektórzy nazywają – Alpe Adria.

 

 

.

A poniżej lecimy z kolejną transkrypcją. Jeśli macie w swoim otoczeniu osoby słabo słyszące lub niesłyszące – dajcie im znać, że filmy są od niedawna z napisami.

Dolomity – Alta via 1

Cześć po krótkiej przerwie. Tutaj Karol i Marta z Kołem Się Toczy. Ubierajcie buty trekkingowe, pakujcie namiot, zostawcie łapkę w górę dla zasięgów I zabieramy Was na absolutnie genialny trekking.

K: Zapraszamy na odcinek z…

M: Pięknych Dolomitów. Przepięknych.

– Tam idziemy.

Trasa, która wybraliśmy na ten kilkudniowy trekking nazywa się Alta Via i uważana jest za jeden z najładniejszych długodystansowych szlaków pieszych nie tylko w Alpach, ale i na całym świecie. Na równi stawiana jest z innymi szlakami, na których byliśmy jak chociażby z trekkingiem w Himalajach do Annapurna Base Camp trasą do Fitz Roy w Argentynie, czy też Torres Del Paine w Chile. Jakkolwiek tamte trekkingi też polecamy jak i odcinki stamtąd jednak trzeba to sobie powiedzieć wprost – Dolomity wygrywają. Niesamowite widoki na Alta Via ciągną się od jej początku aż do jej samego końca. I co najlepsze trasa ta jest dość łatwa technicznie. Jest na niej naprawdę mało momentów z elementami wspinaczki także jak coś luz dla ludzi z lękiem wysokości jak ja. Jedyne wyzwanie to spore dzienne przewyższenie sięgające ponad czasami 1000 metrów w pionie. Także jak coś nie zabierajcie ze sobą za dużo sprzętu.

– Tak się zaczyna podejście. Muszę przyznać, że kurde tyle ludzi co na Morskim Oku. Tak w sumie to troszeczkę to wygląda jak Morskie Oko tylko, że się podjeżdża pod samo Morskie Oko. A my idziemy dalej w górę gdzie mało kto się wybiera. I fajnie.

No pewnie, że fajnie. W górach zawsze jest fajnie. Startowaliśmy z miejscowości Dobbiaco, a dokładnie mówiąc od najpopularniejszego jeziora w Dolomitach – Lago di Braies. Jeziora gdzie po instagramowe laiki przybywają ludzie samochodami z całego świata by zrobić sobie to jedno jedyne oryginalne, nie powtarzalne zdjęcie w drewnianej łódce z Dolomitami w tle. Albo zdjęcie z krową bo to jest takie wyjątkowe, że krowa leży na ziemi.
Trasa Alta Via jest oznaczona takim znakiem i liczy sobie nieco ponad 100 kilometrów. Z czego my zrobiliśmy mniej więcej połowę przerywając szlag ze względu na deszcz. Jednak wyszło na dobre bo pojechaliśmy sobie winne miejsce Dolomitów jak chociażby na inna trasę Alta Via, ale to już sobie zobaczymy w kolejnym odcinku. Zapomniałem Wam powiedzieć, że tras Alta Via jest w dolomitach 6 a my jedziemy z trasą numero uno.

-Kurde. Niezła skałka.

Tak samo jak zresztą zapomniałem powiedzieć, że polecam na święta swój Kurs Filmowo-Montażowy. Zwłaszcza, że zaraz zamykamy sprzedaż całkowicie. Ostatnie podejście. Tam jest schronisko gdzieś. Po ponad 4 godzinach podejść i wejść na wysokość Rysów dochodzimy do pierwszej przełęczy skąd rozpościera się kolejna porcja nowych widoków.

-Witamy rodaków. Dzień dobry!

Tutaj też poznajmy Jacka, z którym idziemy już do końca trasy razem. Jacek stwierdził, że wybierze się w góry z plecakiem w pod namiot pod, którym jeszcze w ogóle w górach nie spał. I my to bardzo szanujemy, do czego Was też bardzo zachęcamy. Tak wygląda okolica po pokonaniu przełęczy. Jest to zdecydowanie najładniejszy fragment tego dnia, ale w tajemnicy powiem Wam, że nie umywa się do tego co jeszcze przed nami.

Dolomity – ciekawostki, powstanie.

Czas na ciekawostkę. Dolomity powstały z skamieniałej rafy koralowej, która została  została wypiętrzona przez płytę adriatycką i euro-azjatycką już dość dawno temu.

Dolomity są jak na Alpejskie standardy dość niskie bo tylko kilka spośród 220 szczytów ma ponad 3000 metrów. Najwyższy z nich nazwa się Marmolada. Serio. I zobaczymy sobie go już jutro.

Tymczasem w trójkę schodzimy w dół do doliny poszukać dobrej miejscówki pod namiot no bo na górze robi się trochę zimno. Oczywiście pod namiotami spać tutaj oficjalnie nie można, no ale moje zdanie na ten temat znacie. Zostawcie miejsce takim jak je zastaliście i będzie dobrze.

Lagazuoi i ciekawa historia Dolomitów

Startujemy drugi dzień. Znowu do góry.

-Jak coś miejscówka pod namiot za tymi krzakami. Tam jest schronisko tam miejscówka.

Takie spostrzeżenie rowerowe. Wczoraj jak szliśmy na takim fragmencie, bardzo dużym właściwie

aż do tego schroniska, które teraz widzieliście przed chwilą. Tego właśnie. Można dojechać rowerem. Ale spad jest cholerny. Tam przy około 35 schodziliśmy w dół więc wjazd albo mocna łyda albo na elektryku. A tutaj też. Tam spaliśmy w tej dolinie. Tam to miejsce pod namiot i tu cały czas leci do góry droga. My idziemy trekingową ścieżką.

Jakby ktoś chciał to może sobie tu podjechać nawet rowerem i kawałek tej Via Alta 1  zrobić rowerem podjeżdżając do góry.Dokąd nie wiem. Zaraz zobaczymy.

M: A też mają chyba namioty. Popatrz. Cwaniaczki.

K: Mają, mają.

W Dolomitach byliśmy we wrześniu i trochę już ten faktu czuć, zwłaszcza kiedy idzie się ciemną doliną, a złośliwe słońce akurat dzisiaj musiała wchodzić zza tej najwyższej góry w okolicy.Niewiele wtedy zmienia nawet fakt, że cały czas idzie się pod górę. Choć nie chciałbym żebyście tutaj myśleli, że to przez cały czas idzie się albo ostro pod górę, albo ostro w dół. Jest też naprawdę sporo wypłaszczeń takich chociażby jak teraz oglądacie gdzie przez godzinę marszu człowiek się praktycznie nie męczy. Aha. Jak się tutaj wybierzecie to uważajcie jeszcze na wilki bo się zerwały komuś ze smyczy.

-Być może się zastanawiacie jak to się stało, że jeszcze w ostatnim odcinku mówiłem, że prawie nie mogę się ruszyć. A teraz 15 kilo na plecach. Z plecami nadal średnio, jednak po 2 dniach ciągłej gimnastyki ból puścił i można było iść w góry.

Ogólnie to dzięki za liczne życzenia powrotu do zdrowia i pozdrawiam też wszystkich 30to latków, którzy też się dopiero zorientowali, że nie są niezniszczalni i każde pochylenie się po coś muszą dokładnie przemyśleć. Rozważyć pod kątem ewentualnych zysków i strat.

K-Co tak dzwonisz?

K- Siema. Którędy … Chciałbym zapytać o drogę, ale nawet nie wiem o co pytać.

J – Chciałeś do McDonalda.

Oczywiście pomówienia. Zmierzamy w kierunku schroniska o wdzięcznej nazwie Lagazuoi. Co do trasy i nachyleń wszystko dobre co się źle kończy. Czy jakoś tak tam to szło. Mamy tego drugiego dnia dwa dość srogie podejścia. Pierwsze właśnie się zaczyna.

Podobnie jak festiwal pięknych widoków i sporych ekspozycji. Drugiego dnia będziemy spali nad takim mega fajnym widokiem. Naprawdę jest takie schronisko położone na skale ale zanim się tam dojdzie to jest naprawdę spoko wyrypa. Tam jest przesmyk ostatniego podjazdu.

Podejścia. Przed ostatniego. A potem kolejny.

Jesteśmy już w … na … Jak to nazwać?

A ja wiem co tam jest. I nie powiem.

K: Co tam jest?

K: Jeszcze raz.

J: Jest już w dół?

K: Jest zjeżdżalnia i potem do takiego basenu z kulkami się wlatuje.

J: To pięknie.

K: Nie, sorry. Do basenu piwa. O Jezu!

O kurde.

O i tam idziemy! Widzisz to? Te górę.

Tam jest schronisko.

M: Sam se tam idź!

K: Tam, na samej górze.

M: Chyba se żartujesz!

K: Ale widok!

J: Jest zajebiście!

O! Lepiej bym tego nie ujął.

Będzie to banał, ale niestety kamera nie jest w stanie oddać nawet w kilku  procentach tego co się w tym miejscu czuje. W dół schodzi się ciasnym, bardzo stromym przesmykiem. A ponad głowami z dwóch stron ciągną się w górę do samego wręcz nieba dwie pionowe ściany otwierające się  niczym wrota jakiegoś nowego królestwa. I jeszcze ta niesamowita cisza przerywana tylko hukiem wysuwających się spod butów kamieni, które odbijając się a to od jednej, a to od drugiej ściany tworzy głuchy pogłos nie mogący znaleźć ujścia. Tak, nam do schroniska, które jest tam. Lewy kijek jak patrzymy.

K: Można iść tu do jeziora. Tu, tu, tu jest dłuższa trasa. I tam się wychodzi na grań, albo wiadomo tą, którą my idziemy. Teraz tak to się prezentuje z drugiej strony. I o ciemno. I tak to.

K: Będzie pływanie? No kurde, ale głęboko jest chyba.

K: To miejscówka pod namiot. Ale takich rzeczy nie robimy z ogniem i zostawianiem syfu. To jest nie ładne. Tu też. Jak już to wziąć, zakopać. Posprzątać.

No i po kąpieli ciśniemy na kimę. Ciekawe czy zdążymy przed zachodem.

K: Elegancko kurcze.

K: Powiem tak. Te ostatnie metry to idziemy ciszej, w ciszy wymownej.

Marta 200 metrów z przodu. Ja tutaj, zaskoczenie. Jacek z tyłu. Już nic nikt nie mówi. Godzina 40 był ten fragment, który tam było widać. Według podejścia. No i 500 metrów w pionie. Jest konkret.

Schronisko Lagazuoi

Udał nam się dotrzeć na wcześniej zarezerwowany nocleg do schroniska Lagazuoi właściwie już po zachodzie słońca. Trochę szkoda, ale przynajmniej wchód nam trochę to wynagrodzi.Jednak najpierw musimy sobie powiedzieć co nie co o tej górze bo jest naprawdę niesamowita. Idąc szlakiem Alta Via można napotkać sporo różnego rodzaju bunkrów, okopów i długich tuneli.

Ich historia jest oczywiście zawiła, jednak naprawdę bardzo ciekawa. Pozwólcie, że skrócę w kilku słowach. Bezpośrednio przed I wojną światową okolice te należały do Austro-Węgier. Jednak w 1915 roku Włochy wypowiedziały im wojnę upominając się o te tereny, które kiedyś tam rzekomo przed wiekami utraciły. I właśnie tutaj na szczególną uwagę zasługuje masyw Lagazuoi, na którym znajduje się to nasze schronisko. Cały ten masyw przez to, że znajdował się na lini frontu i było z niego widać idealnie bardzo ważną przełęcz Falzarego, właśnie tutaj w dole, którą widzicie był świadkiem bardzo długich i zaciętych walk. W niedługim czasie stał się wielką fortyfikacją pełną stanowisk artyleryjskich , jaskiń obronnych z karabinami maszynowymi i kilometrów tuneli budowanych przez zarówno Austriaków i jak i Włochów.

– Łoo tu też się da dalej iść.

Swoją drogą podobno właśnie podczas wojny w Dolomitach początki miały Via Ferraty, jednak niewiele miały one wspólnego ze wspinaczką dla przyjemności. A tworzone były po prostu przez wojsko, aby mogło się szybciej przemieszczać i sprawniej dostarczać materiały i pożywienie do stanowisk obronny znajdujących się zazwyczaj na wzgórzach. No dobra weźmy sobie taką inna perspektywę tej góry. Na dole mamy Przełęcz Falzraego. Austriacy okupowali szczyt góry Lagazuoi, gdzie teraz jest to nasze schronisko, dokładnie w tym miejscu. Luz, jak coś też nie wiedziałem, że tak wygląda flaga Austro-Węgier.  Wszystkie potrzebne do obrony materiały dostarczali czerwoną trasą. Z drugiej strony na dole byli Włosi, którzy usadowili się w połowie góry zajmując tak zwaną półkę skalną Martini widoczną w tym miejscu. Było to idealne miejsce do ostrzeliwania Via Ferrat Austriackich i odcięcia ich od dostaw co szybko by skutkowało przegraną Austriaków. Wiadomo bez jedzenia i broni długo nie byli by w stanie się bronić. Szybko więc zrozumiano, że jedynym sposobem na utrzymanie dostaw jest budowa wspomnianych tuneli w miejscach najbardziej odsłoniętych na ostrzał. Prędko je wybudowano jednak równolegle też postanowiono wykopać inny rodzaj tuneli, nazywanych tunelami minowymi schodzącymi praktycznie pionowo w dół, których celem miało być pogonienie Włochów z tej że pułki skalnej Martini, z której ostrzeliwali Austriaków. Innymi słowy przekopano się do Włochów kilkaset metrów w dół i na wysokości stanowisk Włoskich wewnątrz góry zdetonowano 30 ton materiałów wybuchowych wysadzając ogromną cześć góry,  a tym samym niszcząc włoskie pozycje . W między czasie co ciekawe Włosi wpadli na ten sam pomysł i przekopali się do Austriaków w górę, również podkładając ponad 30 ton materiałów niszcząc kolejny kawał góry. Jednak finalnie to Włosi po 3 latach walk musieli skapitulować. Zaś o sile tych wybuchów niech świadczy fakt jak wielkie osuwiska powstały u pod nurza góry. Tak góra wyglądała przed detonacjami ładunków wybuchowych. A tak po. Zwróćcie sobie uwagę na te 2 rumowiska skalne, których przed wybuchami w ogóle tam nie było.

– Niektórzy tak z takim podziwem patrzą na te budowle, tunele jak to człowiek sobie tutaj ufortyfikował to wszystko.A ja sobie myślę jak człowiek jest strasznie głupi. Tyle roboty. Walka w tunelach. Jakieś zaminowywanie. Masakra. W głowie to mi się nie mieści.  Najgorsze, że w ogóle nie mądrzejemy jako gatunek. Nie wiele się zmienia.

No nie wiem. Dajcie znać co o tym myślicie.Ja dodam tylko, że aktualnie można przejść jeden z tych tuneli w masywie Lagazuoi, który jest jedyną swojego rodzaju muzealna via ferratom na świecie biegnącą wewnątrz góry. Ma ponad 1 kilometr i trzeba na nią poświęcić co najmniej kilka godzin. My aż tyle czasu nie mamy i szczególnie nie jesteśmy fanami takich miejsc więc

idziemy dalej. Teraz kilka kadrów ze wschodu. Widok na wspomnianą Marmoladę i jeszcze dwa słowa o schronisku. Ostatni rzut okiem na schronisko.

K: Jakby ktoś się zastanawiał jakie są ceny w takim schronisku to są mało schroniskowe. Tak bym powiedział. Za taki pokój 2 osoby. Nie no właściwie 3, ale byliśmy w dwóch. Z takimi pryczami. Takie zwykłe schroniskowe nie. Cena jest 180 euro za 2 osoby.

M: Może jak 3 osoby są to się to jakoś rozkłada.

K: ProTip jest. Jacek był z nami i on nie miał bookowania. I wbił na tak na ostatnią chwilę. Powiedziałbyś ile za nocleg Ci wyszło bez tego jedzenia jeszcze raz? Bo zapomniałem.

J: Za nocleg wyszło mi dokładnie 65 euro, ale ze śniadaniem i obiadokolacją

K: No to jest kurde ponad połowę taniej, nie? Znaczy my mamy 180 na dwójkę, czyli po 90.

M: Ale bez jedzenia nie? Pierwszy raz jedliśmy ten, nie, jajeczniczkę w schronisku.

K: No w schronisku. Za ten hajs to tam powinny być krewetki i kawior. Chociaż nie lubię kawioru.

K: Czyli 30 euro, opłaca się bardziej wbijać na krzywy, że tak powiem

M: Ze śniadaniem. No nie na krzywy.

K: Znaczy tak na spontanie.

J: W każdym dormitorium było chyba 6 pokoi i w każdym było 20 łóżek.

K: Ale w jednym pokoju tyle łóżek?

J: Tak.

K: Ale byliście we dwójkę tylko?

J: Tak we dwójkę.

K: Ciekawe czy to covidowe sprawy?

J: Nie, nie bo jeden pierwszy był pełen.

M: Wylejmy tamtą wodę.

K: Co? Wodę masz?

M: No.

K: Spoko, to lejemy.

Powiem Wam, że całą drogę zastanawialiśmy się jakim cudem nie byliśmy jeszcze w Dolomitach na dłużej. Co prawda przejechaliśmy Alpy rowerem z sakwami dawno temu, ale ta ciągła walka o życie na tych drogach asfaltowych pełnych samochodów to jest jakaś masakra. Jednak co trekking to trekking. No chyba, że ktoś musi rowerem no to jednak sugerowałbym MTB z dala od asfaltu. Jak coś to polecam też zerknąć do filmu z Gardy gdzie byliśmy właśnie na MTB w Alpach z tatą. Też coś pięknego jednak zostając w Dolomitach po osiągnięciu najwyższego punktu na trasie, czyli schroniska Lagazuoi Czeka  nas spore zejście do samej doliny, a potem bardzo mocno znowu w górę. Taka rutyna. Jakiś kilometr w pionie. Kolana trzeszczą, a stopy wręcz parzą.

– O tam byliśmy! Widzę te. Nie mogli zrobić mostku jakoś przez dolinkę. Tu można sobie w bardzo wielu miejscach pomóc transportem. Widzicie tutaj można na przykład sobie dojechać autem. Gdzieś tam kolejką można podbić sobie w inne miejsce. Albo zjechać kolejką. Naprawdę można by spokojnie tą via ferratę jedynkę mi się wydaje ogarnąć w 5 dni. Jakby ktoś miał takie parcie. Znaczy nie widzę sensu jak się idzie z namiotem i trekking to na treking. A my już idziemy dzisiaj szukać fajnego miejsca na nocleg no i zapraszam na kolejny widok z drona.

Dolomity – końcówka trekkingu Alta Via 1

– Żarcik sytuacyjny. Jak podnieść cenę kawy z 2 euro do 6 euro? No to w tamtym schronisku taką oto windom. Ale na tamte schronisku już nie idziemy. Był taki plan ale już nie mieli noclegów, a nie można się tam rozbić na dziko bo nie ma miejsca więc sobie rozbijemy gdzieś pod tamtą górką, a te schronisko sobie obczaimy z drona.

Ale najpierw zobaczcie jak punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Tak na zoomie prezentowało się to schronisko z innej góry. A tak ze wspomnianego drona. No musicie przyznać, że mieli rozmach przy jego budowaniu. My jednak obchodzimy sobie tą górę schodząc w dół w poszukiwaniu fajnej miejscówki, ostatniej już miejscówki pod namiot. Wybór jest duży. Słońce pięknie oświetla okoliczne wzgórza. Ale w sumie mogło by troszeczkę na nas bo jest naprawdę zimno. A propo zimna jeszcze. Jeśli chcielibyście spożytkować długie i zimne wieczory na na naukę filmowania i dobrego efektownego montażu albo ktoś z Waszych bliskich no to polecam jeszcze raz swój kurs. Z resztą nie tylko ja. Pamiętajcie jak coś w grudniu zamykamy sprzedaż. Link jest w opisie. Dajcie znać co myślicie o trekkingu w Dolomitach. My widzimy się nie długo w drugim odcinku z Dolomitów,  ale też w odcinkach z Chorwacji skąd chwilę temu wróciliśmy. Także jak coś w grudniu nie będziecie się nudzić. Będzie co oglądać. A potem zobaczymy co życie przyniesie. Trzymajcie się ciepło. Wbijcie do innych filmów. Na Instagrama. No i do następnego.

Podobało się? Zostań na dłużej!

Informacje o nowych treściach wprost na Twojego e-maila. Bez spamu!
Dołącz do ponad 200 000 obserwujących osób i zgarnij jednorazową mega promocję na moje książki!

12 komentarzy

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

  • Świetna relacja, Karolu, zdjęcia z drona jak zwykle majstersztyk :) Miałbym natomiast do Ciebie kilka pytań tzw. praktycznych odnośnie tego trekkingu, bo po głowie chodzi mi właśnie zrobienie tej trasy w podobnym stylu (tj. z plecakiem i noclegami w 99,9% „na dziko”). Jeśli znalazłbyś trochę swojego cennego czasu by odpowiedzieć byłbym dozgonnie wdzięczny :)

    1. Mapy – czy używaliście jakichś papierowych map? (a jeśli tak, to jakich?). Na stronie http://dolomity.j.pl/Mapy.htm są omówione dostępne mapy Dolomitów różnych wydawnictw ze swoimi wadami i zaletami
    2. Jedzenie – braliście jakieś zapasy na cały trekking typu liofy, porcje owsianek, batony etc. – czy bazowaliście na tym co po drodze (schroniska, sklepy). Ten szlak raczej nie bardzo umożliwia wizyty w sklepie – czy dobrze mi się wydaje? Pamiętasz może przybliżone ceny jedzenia w schroniskach?
    3. Komunikacja – jak dostaliście się na początek szlaku – czy można tu liczyć na komunikację miejską? (ponoć szlak jest lepiej zacząć na północy i iść na południe, bo południe jest bardziej „trudne” do przejścia)
    4. Namiot – trzeba czaić się do zmierzchu i zwijać skoro świt, czy tak jednak trochę bezstresowo?
    5. Temperatury – wiem, że Wasz wyjazd był we wrześniu – pytanie która to była część września? Była mowa, że zimno – jakich temperatur można się było zatem spodziewać – były np. przymrozki? Ja osobiście celuję w połowę sierpnia i miesiąc różnicy to może być raczej przepaść co do temperatury na tych wysokościach
    6. Pieniądze – czy konieczna jest gotówka (np. schroniska) czy wystarczy mieć kartę płatniczą?
    7. Woda – rozumiem, że czerpaliście na miejscu (strumienie?) – pytanie tylko czy filtrowaliście / uzdatnialiście? Jaki zapas wody jest niezbędny do noszenia na plecahc? (choć to pewnie zależy od sezonu pogodowego oraz danego miejsca)

    Pozdrawiam i z góry dziękuję za odpowiedź.

    • Hej! Odpowiadając.
      1. tylko mapy.cz i maps.me
      2. tak mieliśmy liofy, ale połowy nie zjedliśmy, bo jedliśmy w schroniskach co nieco.
      3. Na szlak busem, ze szlaku zeszliśmy na przełęczy i zamówiliśmy taxę z cortiny za 50 euro. Próbowaliśmy stopa złapać, dziesiątki aut ale nikt nie zatrzymał.
      4. Bezstresowo moim zdaniem. Jest gdzie się schować.
      5. Raczej było spoko, wiadomo z rana chłodno, ale nie przymrozkowo. Spaliśmy w miarę nisko.
      6. Nie pamiętam, ale na 90% karta, ja raczej nie noszę hajsu ze soba.
      7.Tak, wodę po drodze nalewaliśmy. Na maps.me zdaje się są oznaczone źródełka. Niektóre nawet działały :) mieliśmy tabletki z chlorem. Filtr lifestrew tez, ale śmierdzi nam ta woda po filtrze…

  • Uwielbiam!! Uwielbiam filmy jak i bloga:) A przyznam szczerze, że film z Dolomitów wywołał u mnie reakcję pierwszy raz w życiu „chce w góry!”. I tak trafiłam w Alpy Południowe. Ale dzięki Tobie nie tylko odkryłam góry, ale również Sardynię jak i zakochuje się w rowerze – choć jeszcze się docieramy :) Dzisiaj widziałam film ze spływu Wisłą z rowerem na pontonie i to jest SZTOS! :D Nie spodziewała się, że te dwie funkcje można w ogóle połączyć, ale jak widać można i to jak zjawiskowo. Już nie mogę się doczekać kolejnych filmów rowerowo-pontonowych:) Pozdrawiam serdecznie!