7 cech Hindusów, które doprowadzają mnie do szału (i 5, które w nich uwielbiam)

Cześć po dłuższej przerwie milczenia!  Nie chciałem zaczynać pierwszego tekstu z Indii w sposób, w jaki zaczyna się wszystkie teksty z Indii, jednak… no nie potrafię inaczej! Wszyscy mówią, że Indie się albo kocha, albo nienawidzi. I jest to stuprocentowa prawda. Nie można obok nich przejść obojętnie. Nie wyobrażam sobie, żeby ktoś na pytanie – czy ci się podobały Indie? mógł odpowiedzieć – hmmm, w sumie to nie wiem. A jak jest ze mną? Zapraszam do tekstu! :)

Z Indii przywiozłem bardzo dużo filmów, więc jak coś zachęcam do oglądania!

Zatem – które z cech Hindusów najbardziej doprowadzają mnie do szału, a które uwielbiam? Zacznijmy od pierwszych.

1. Naciąganie na kasę przez rikszarzy. Hinduski zwyczaj?

Rikszarze to jedyne osoby w Indiach, których faktycznie nie polubiłem. Tak szczerze, bezkompromisowo. Kantują ile wejdzie, naciągają, kłamią co do trasy itd. Cena na wejściu do rikszy czy taksówki z racji na kolor skóry z automatu jest nawet 5-10 razy większa. Taksometr (w Indiach meter) w 90% przypadków „nie działa”, a jeśli już uda się nam wynegocjować jego włączenie bywa, że nabija kilkukrotnie szybciej niż powinien. Nie obce jest im także obwożenie po mieście celem nabijania dodatkowych kilometrówstwierdzenie w połowie trasy, że to właśnie to miejsce, do którego chcieliście jechać, a jeśli się postawicie i rikszasz zawiezie Was jednak do końca trasy usłyszycie, że należy się dwa razy więcej pieniędzy za „nadłożoną trasę”. Normalnie mistrzowie naciągania.

2. Turyści płacą za bilety więcej

Wybitnie irytuje mnie także oficjalna, rządowa polityka dotycząca cen biletów w obiektach turystycznych. W każdym obiekcie wisi osobno cennik dla Hindusów i osobno dla zagranicznych turystów. Przebitka cenowa często jest kolosalna. Przykładowo: 15 INR (0.90 PLN) vs. 200 INR (12 PLN). Mam świadomość, że jeśli dla każdego byłyby ceny „zagraniczne” wtedy 90% hindusów raczej odpuściłoby zwiedzanie, i już nawet nie chodzi o te 12 PLN co w dalszym ciągu nie jest wielką sumą, jednak wydaje mi się być to pewnego rodzaju dyskryminacją. No bo przecież takiemu Norwegowi, także nie rzucamy ceny 200 PLN za zwiedzanie Muzeum Narodowego tylko dlatego, że zarabia 10 razy więcej od nas.

3. Trzy rodzaje sprzedawców-naciągaczy

Sprzedawców podzielić można w sumie na 3 rodzaje. Pierwszy to taki, który ma cie w nosie. Nie interesuje go Twoja osoba, pozwala chodzić po swoim sklepie i nawet słowem się do Ciebie nie odezwie. Taki mało hinduski powiedziałbym. Drugi rodzaj zaś, to kwintesencja Indii. Osobiście mocno mnie irytujący i wkurzający, gdyż są to sprzedawcy (w znakomitej większości), którzy nie przepuszczą cie obok swojego stanowiska bez zaczepienia, bez zaproponowania czegoś, pokazania, podania ceny. Momentami, po kilku godzinach włóczenia się po mieście byłem tak zniszczony psychicznie tymi setkami „hello mister, choć zobacz co mam!”, że miałem ochotę teleportować się na mongolskie stepy. Irytacja była tym większa, kiedy naprawdę chciałem coś kupić – czy to do jedzenia, czy pamiątkę, jednak sprzedawcy sukcesywnie obrzydzali mi zakupy i koniec końców swoją nachalnością zniechęcali. No, ale szanuję i rozumiem – tak działa przecież handel…

Jest jednak jeszcze trzecia grupa, która pasjonuje mnie najbardziej, i co do której czuję jakąś dziwną sympatię. Jako osoba interesująca się marketingiem szczerze podziwiam wytrwałość ulicznych sprzedawców, a zwłaszcza artystów (rękodzieła, malowidła, rzeźby itp.) z którymi miałem styczność. Sprzedażowe wyrafinowanie najwyższych lotów. Idziesz sobie przed siebie, nagle dołącza do Ciebie taki człowiek. Idzie wraz z Tobą, zagaduje, pyta jak leci, oprowadza po okolicy. Świątynie pokazuje, fajne zakamarki, ciekawe architektonicznie budynki. I tak przez 10-20 minut. Kiedy już tracisz czujność, zaczynasz go traktować jak kumpla, jako jedną z tych osób, które dołączają tak same z siebie, z chęci pogadania (a jest ich także dużo), ten wtedy dopiero zaczyna nadmieniać Ci, że także i on ma swój mały sklepik z ręcznie malowanymi obrazami i jeślibyś chciał, to chętnie ci go pokaże. Podręcznikowy przykład sprzedaży, przez najpierw zjednanie sobie kumpla, a następne przetransformowanie go w klienta. Jednak jest to tak niesłychanie delikatne, finezyjne i urocze, że w powiązaniu z tą całą otoczką, wcześniejszym przygotowaniem, oprowadzeniem i pokazaniem okolicy sprawia, że aż chce się od takiego człowieka coś kupić. No i nawet raz kupiłem…

4. Zwyczaje w Indiach – indyjski tik-tak

Hindusi mają jeden taki gest, którego próżno szukać gdzie indziej na świecie. No dobra, nazywanie gestykulacji jako „doprowadzającej do szału” to lekka przesada, jednak trzeba przyznać, że ich specyficzne otrząsanie głową na boki może mocno zdezorientować. Dla nas, przyzwyczajonych do tego, że potrząsa się głową tylko góra-dół (tak) lub lewo-prawo (nie) dodatkowy indyjski gest – który tak naprawdę może znaczyć zarówno tak, nie jak, nie wiem jak i kilka innych – może wybitnie utrudniać komunikację. Zresztą zobaczcie o jakim geście mowa

Rozmawiałem z obcokrajowcami, którzy siedzą w Indiach kilka lat, i którzy nawet po tylu latach nie mogą ogarnąć tego gestu. Ba – nawet kiedy pytałem Hindusów o ten gest, część z nich nie do końca wiedziała jak mi go wytłumaczyć. Więc szczerze mówiąc – ja nawet się nie starałem go zrozumieć. Jednak momentami, bardzo potrzebowałem zadać komuś pytanie, na które oczekiwałem odpowiedzi tak lub nie, no i wtedy pojawiał się duży problem…

Jak choćby, kiedy na 2 min przed odjazdem pociągu, podbiegam do pierwszego lepszego na stacji, pytając stojącą już w środku kobietę, czy to właśnie ten pociąg jedzie do Udaipur? Ona nic nie mówi. Ani tak, ani nie. Potrząsa tylko głową na boki. Więc pytam znowu – tak czy nie? Potrząsa dalej, dziwnie marszcząc brwi jakby sugerując mi, że przecież już mi odpowiedziała. Ale gdzie odpowiedziała?! Dalej przecież stoję przy wejściu i nie wiem co począć. Zwracam się z nadzieją w stronę faceta stojącego zaraz obok – ten jednak, jak na złość to samo. Tik-tak, tik-tak – jak ten zegar. Zrezygnowany wsiadłem do środka licząc na cud. Na szczęście pociąg był właściwy.

Polecam osobny, konkretny wpis o pociągach w Indiach: Koleje w Indiach – poruszanie się pociągami

5. Wysyłanie w złym kierunku…

Tutaj już zupełnie na poważnie. Przypadłość, która zdecydowanie może irytować. Oczywiście nie jest tak, że każdy Hindus ma tak samo – jak to mówią Hindusi „nie każdy palec w dłoni jest równy”, jednak mimo wszystko co najmniej 2-3 razy dziennie ktoś wskazywał mi zupełnie odwrotny kierunek, aniżeli w którym powinienem się udać. I nie wynika to raczej (co też potwierdza sporo innych ludzi) z błędów w komunikacji, błędnie podanych przeze mnie nazw, ale z dziwnego dla mnie podejścia, że… wstydem jest się przyznać, iż nie zna się własnego miasta, albo jeszcze gorzej – nietaktem jest zostawić turystę bez informacji. Dziwna logika, ale najwyraźniej lepiej kogoś wysłać gdzieś indziej, aniżeli powiedzieć, że się nie wie.

Na szczęście większość ludzi jednak wskazuje odpowiednie kierunki, a jeśli ich nie zna, to zaraz organizuje kilka akurat znajdujących się w pobliżu innych osób i wspólnymi siłami udaje się ustalić odpowiedni kierunek.

Poza tym – jak już wspomniałem, taksówkarze i rikszarze także lubią jechać w zupełnie inne miejsce, aniżeli się ich poinformowało, jednak tutaj dopatrywałbym się innej cechy, o której już napisałem w punkcie pierwszym.

6. Żyletki na talerzach 

No ja przecież bardzo lubię ostre jedzenie! Sypię tego chilli dość sporo, czasem jakiegoś sosu też mi się przeleje o kilka łyżek. – Przygotowany jestem – myślałem udając się do Indii.

Ekhm. No niestety, okazało się, że nie jestem…

Kuchnia indyjska może nie jest najlepszą na świecie, jednak trzeba przyznać, że jest ciekawa. Niektóre potrawy naprawdę były jak na moje podniebienie przyrządzone idealnie, jednak znakomita większość to całkowita tortura. Ostrość japońskich katan przy tym to pikuś. Z czasem nauczyłem się już kilkukrotnie dopytywać, informować, PROSIĆ – że „no spicy!”, jednak nic to. Co dla nich jest mało ostre, mnie najczęściej i tak zmusza do popicia obiadu litrem coli.

7. Kultura w Indiach. Hinduski sport narodowy

Jak pisałem już w ostatnim facebookowym poście – selfie po krykiecie to drugi narodowy sport Indii. Nie dość, że Hindusi sami sobie robią multum fotografii, to jeśli na horyzoncie zjawi się ktoś o białym kolorze skóry, będący przy okazji większy od wszystkich wokoło o 1,5 głowy, to migawka zaczyna trzaskać zdecydowanie częściej. I tak w okolicach atrakcji turystycznych jak choćby Fort w Jaipur czy jaskinie Ellura niedaleko Aurangabad praktycznie co 30 sekund ktoś pytał mnie o zdjęcie. – Selfie pliiiiiiiiiiiiiiis?

Zgadzam się rzecz jasna, bo nie chce, żeby komuś było przykro czy coś. Z czasem jednak zdjęć tych robi się na tyle dużo, tłum robi się tak gęsty, że na samą myśl, iż sam przecież muszę zrobić jeszcze jakieś foty, zaczyna robić mi się niedobrze.

Jednak koniec końców można powiedzieć, że jest to miłe. Ludzie są bardzo uprzejmi i niesłychanie grzeczni i  tak naprawdę, myślę, że można to przeboleć. Po prostu trzeba się tylko mentalnie przygotować, że jeśli idziecie w miejsce popularne turystycznie (gdyż na drodze raczej się to nie zdarza, nie wiedzieć dlaczego), musicie się nieco uzbroić w cierpliwość i nastawić, że nici z cichego i spokojnego zwiedzania. Nie w tym kraju :)

Polubiłem jednak ten „zwyczaj”, kiedy wpadłem na to, iż przecież mogę prosić o portrety w zamian! Tym sposobem mam tyle portretów, że w końcu mogę reaktywować serię wpisów Twarze Świata! Niedługo, cierpliwości :)

 5 rzeczy, które w Hindusach i samych Indiach uwielbiam

Trochę ponarzekałem, więc teraz dla kontrastu muszę powiedzieć Wam o cechach Hindusów, które bez dwóch zdań skradły moje serce, i po które być może jeszcze do tego kraju wrócę. Zatem…

1. Szczera, bezinteresowna chęć pomocy na każdym kroku

Niemalże za każdym razem w miejscach publicznych, kiedy nieco dłużej niż 30 sekund zaczynałem się zdezorientowany rozglądać po okolicy, zaraz stał przy mnie Hindus pytając czy jakoś może pomóc. Ma się wrażenie, że oni cały czas gdzieś Cie obserwują czekając tylko na moment, kiedy będziesz potrzebować pomocy, dzięki czemu będą mieli powód do zagadania (i być może selfie).

No i wtedy wyrastają jak spod ziemi. Czy to w restauracji, kiedy za nic nie mogłem rozgryźć tych wszystkich nazw, przed tablicą odjazdów pociągów, na skrzyżowaniu dróg, czy gdziekolwiek indziej w mieście. Chyba nigdy wcześniej moje obawy o to, że się gdzieś zgubię, nie były tak małe.

2. Hinduska kultura – Brak alkoholu

No dobra, alkohol się pije, jednak bardzo rzadko i co najważniejsze – nie nadużywa się. A przynajmniej nie widać tego za bardzo w przestrzeni publicznej. Są sklepy monopolowe, nie jest problemem ich znalezienie, gdyż często są dobrze oznaczone i w samym centrum miast, jednak mimo to nie widuje się pijanych osób. Albo ja nie miałem szczęścia ich spotkać, albo Hindusi faktycznie się nie upijają. Tak naprawdę zdałem sobie z tego dopiero sprawę jak bardzo mi taka nieupijająca się kultura odpowiada, kiedy to dopiero co po wyjściu na dworcu w Katowicach zobaczyłem kilku ledwo trzymających się na nogach osób…

3. Kultura zbiorowości

Indie to jedna, wielka społeczność. Ma się wrażenie, że tutaj nikt nie żyje sam. Ciężko jest to opisać, ciężko przedstawić. To trzeba by to po prostu zobaczyć, dotknąć, poczuć. Jeśli ktoś na ulicy się sprzecza, znajdzie się 10 i więcej słuchaczy włączających się do dyskusji, starających się jakoś problem rozwiązać lub chociaż wziąć czyjąś ze stron. Osoby całkowicie dla siebie nieznajome potrafią prześpiewać razem kilka godzin w pociągu, dyskutować do późnych godzin nocnych, albo kiedy trzeba znaleźć jedno miejsce do spania w pociągu dla jednego turysty (czyt. mnie) angażują się w takie przedsięwzięcie cztery rodziny. Albo kiedy wykłócałem się z konduktorem o swój mandat, także znalazło się z 10 osób, które uważnie słuchało wymiany zdań, po czym zaczęło wstawiać się to za mną, to znowu za konduktorem, próbując pomóc znaleźć nam jakieś dobre rozwiązanie.

4. Uśmiech – Indie powinny mieć we fladze uśmiechniętą emotikonkę 🙂

To chyba pierwsze skojarzenie, jakie mam po usłyszeniu słowa „Indie”. Dla mnie to kraj uśmiechniętych ludzi. Czy biednych, czy bogatych, jeżdżących pociągiem, prywatnymi samochodami, czy sprzedającymi całymi dniami banany przy drodze. Nawet rikszarze potrafią zdobyć się na odrobinę szczerego uśmiechu i życzliwości, kiedy to ich kapitalistyczne do życia podejście przegrywa z głęboko wrytym w hinduskie geny uśmiechem.

Nie lubię narzekać na nasz kraj, ale życzyłbym sobie trochę indyjskiej pogody ducha nad Wisłą…

5. Nie jesteś sam

Można powiedzieć, że punkt ten jest sumą wszystkich powyższych. Będąc w Indiach 2.5 tygodnia samemu, w ogóle nie czułem się samotny. Czas szybko leciał, non stop z kimś gdzieś rozmawiałem, ktoś mi coś pokazywał, tłumaczył, towarzyszył przez 10 minut lub 8 godzin, pomagał, czy też… pytał o zdjęcie. Jeżdżąc bliżej, na tydzień czy dwa po Europie i okolicach mam częstokroć dosyć ciągłego milczenia, zamknięcia na siebie ludzi. Szybko nudzę się takimi wyjazdami, robię się smutny i zdecydowanie doskwiera mi samotność co też powoduje, że wyjazdy często się dłużą. W Indiach nawet nie wiem kiedy przeleciały mi te 18 dni!

To chyba na tyle. Zachęcam do wracania na bloga, zapisania się do newslettera poniżej i subskrybowania kanału na youtube. Przywiozłem ponad 400GB materiałów, będzie co pokazywać! Zapraszam też do Agnieszki, która także napisała kilka słów ze swojego wyjazdu do Indii lekko z przymrużeniem oka, jednak trochę bardziej na poważnie! :)

Podobało się?

Jeśli chcecie mi jakoś zrobić „dobrze” i podziękować za robione materiały, możecie kupić moje książki, mój kurs filmowania i montażu, albo rezerwować noclegi z mojego linku do bookingu. Czy to podczas wycieczki w miejsca opisane w tym wpisie, czy podczas każdej innej. Pamiętajcie o mnie rezerwując noclegi ;)

Do następnego :)

Podobało się? Zostań na dłużej!

Informacje o nowych treściach wprost na Twojego e-maila. Bez spamu!
Dołącz do ponad 200 000 obserwujących osób i zgarnij jednorazową mega promocję na moje książki!

77 komentarzy

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

  • Widzę, że dla takiego introwertyka jak ja Indie byłyby niezłym wyzwaniem… Stepy Kirgistanu i konie to zdecydowanie mój klimat :)

    • Nie wiem jak wielkim introwertykiem jesteś, ale dla mnie także były. Momentami miałem ochotę uciec na księżyc i pobyć sam ze sobą :) Ale potem zaraz szybko sie rozmyślałem

  • Jeżeli przeszkadzała Ci nachalność sprzedawców to następnym razem wybierz się na samo południe Indii, nie Bombaj, ale jeszcze dalej na południe – np. Koczin i cała prowincja Kerala. Zdecydowanie przyjemniejszy klimat emocjonalny :)

  • 3. Kultura zbiorowości – to coś, przez co można zakochać się w Indiach. Wielka szkoda, że my, Polacy tacy nie jesteśmy. Sam nie mogłem się nadziwić, to bardzo rzuca się to w oczy. W pociągach praktycznie na każdej trasie, którą jechałem, obcy współtowarzysze po przejażdżce byli już znajomymi. Wszystkim się dzielili. Całymi dniami rozmawiali. Śpiewali. Coś niesamowitego.

  • Może tego zabrakło ,bo autorem jest mężczyzna. Opinia osób bywałych w świecie. Kobiety turystki , tak źle jak w Indiach nie czuły się nigdzie na świecie..Brak szacunku, próby molestowania i to nawet w miejscach publicznych itp. Podróżowanie samotnych kobiet po Indiach jest skrajnie niebezpieczne , nie wiem czy obecnie jest w ogóle możliwe.

    • Nie wiem skąd czerpiesz informacje, ale rozmawiałem z kilkoma kobietami mieszkającymi tam na stałe i kilkoma podróżującymi od dłuższego czas (większość blond włosy) i żadna nie miała problemów. Raz, może dwa razy zdarzyło się jakieś niby przypadkowe dotknięcie w pociągu czy coś, jednak z tego co słuchałem ich reklacji raczej daleko temu do bycia „skrajnie niebezpiecznym” ;)

      • Kiedy mieszkalam w Indiach tez niestety wiele razy mialam nieprzyjemne sytuacje- ale to bylo juz ponad 10 lat temu. Moze Indie w tym aspekcie sie zmienily na lepsze. Nigdy jednak nie przydazylo mi sie nic co by zagrazalo mojemu zdrowiu badz zyciu.

    • Nie zgodzę się, kilka lat temu podróżowałam dłużej po tym kraju i nie miałam takich doświadczeń, mimo że mam jasne włosy i na wygląd nie narzekam. Wszystko zależy od ubioru i sposobu zachowania. Ubierałam się tak aby nie zwracać na siebie zbytniej uwagi, czyli długie spodnie, zakryte ramiona. Natomiast znam przypadki dziewczyn które nosiły się w Indiach po europejsku, więc wtedy nie mam się co dziwić że były zaczepiane w mniej przyjemny sposób. Oczywiście sytuacje bywają różne, ale przy zdrowym rozsądku można podróżować samej bez większych problemów. Jest to nawet ciekawsze, z tego względu, że jeśli podróżujesz w grupie z płcią przeciwną, to z racji kultury miejscowi będą zagadywali do mężczyzn, a nie do kobiet, co może być doprawdy irytujące zwłaszcza jeśli masz chęć porozmawiać. Natomiast w trakcie samodzielnej podróży nie było z tym żadnego problemu. Mam podobne wrażenia co autor artykułu, Indie mają swoje wady z nachalnością i pewnym zanikiem sfery prywatnej, ale pogodne podejście i życzliwość, przynajmniej w stosunku do turystów, zdecydowanie to rekompensuje.

  • Ja tez nie moge sie doczekac juz vlogow! Mieszkalam w Indiach przez rok miedzy w 2004/2005 roku. I pamietam z hinduska mlodziez w Mumbaiu miala tzw „pass-out-party”, czyli imprezy na ktorych pilo sie alkohol do upadlego. A tak poza tym to rzeczywiscie nie widuje sie pijanych osob na ulicach Indii, nawet w dyskotekach… :) Po prostu maja tzw slabe glowy hehe :)

    • Nie widziałem ani razu, więc nie przeszkadza. Aczkolwiek wiem, że niestety jest to dość częsta praktyka, która jednak często tez nie wynika z braku kultury, a zwykłego przeludnienia, gdzie zwyczajnie czasami nie ma gdzie załatwić swoich potrzeb…

  • Jak byłem w 2007 r w Rosji, też tak było, że innostrańcy płacili większe ceny za wstęp do muzeum. Na szczęście udawało mi się zawsze przejść jako Białorusin (czyli „nasz”), którego paszport został w hotelu. Nie wiem jak jest dzisiaj i czy Białorusini to wciąż jeszcze „nasi”.

  • Cześć Karol, artykuł (jak na Ciebie) wyjątkowo średni; rozumiem, że napisany „z marszu” – więc przymykam oko:-))) Kilka spraw – odniosłem wrażenie, że zabrakło Ci trochę pokory przed wyjazdem i nie do końca pofatygowałeś się, żeby liznąć trochę więcej info o Indiach – bo niekróre rzeczy wywołały u Ciebie zaskoczenie – te najbardziej powszechne i znane w Indiach – typu naciągacze, rikszarze itd. Poza tym kilka wniosków trochę pochopnych – wynikajacych z krótkiego pobytu i niewielkiego obszaru, który poznałeś, ale wszystko przed Tobą – Indie są magnesem, który wciąga – jestem przekonany, że to był Twój nie ostatni wyjazd do Indii. Pozdrawiam

    • Piotrze, przeczytałem jakieś 3-4 książki o Indiach przed wyjazdem jak choćby Shantaram czy Lalki w Ogniu, poza tym sporo innych internetowych i magazynowych publikacji. Wiem, że można było więcej, jednak czas mi nie pozwolił. Można też było przeczytać mniej, albo wcale ;). Poza tym błędnie oceniasz tekst. Żadna z wymienionych w tym tekście rzeczy mnie nie zaskoczyła, o wszystkich wiedziałem przed wyjazdem właśnie z książek, relacji itp. Nie zmienia to jednak faktu, że przecież mogą mnie irytować cechy Hindusów (i cieszyć) , nawet kiedy wiedziałem o nich już przed przybyciem do tego kraju, Czyż nie? ;)

      • Oczywiście; masz rację. Po prostu niektóre Twoje opisy błędnie odczytałem jako Twoje absolutne zaskoczenie. Mnie te same rzeczy drazniły na początku, ale teraz za każdym razem nawet smieszą, bo wiem, jak dawac sobie radę z namolnymi Indusami.

      • Trzeba też pamiętać, że w miejscach turystycznych ludzie inaczej się zachowują i zawsze naciągają, ale też jak się na przykład gdzieś siedzi dłużej, to się przyzwyczajają i zaczynają traktować jak swojego. Tak samo jak się robi zakupy w tym samym miejscu przez jakiś czas, czy w tym samym miejscu jada, to ceny idą w dół, albo dostaje się różne bonusiki.

        O rany, co do tych kierunków, to zgadzam się w stu procentach. Czasami mówię, że spoko, rozumiem że nie wiecie, nie obrażę się, tylko nie wymyślajcie, bo ja już nie mam siły iść w tym upale, ale gdzie tam. Tak samo jak się chce załatwić coś, czego się nie da – nikt od razu nie powie, że sorry, nic z tego, tylko będą odsyłać od pokoju do pokoju i dopiero przyparci do muru, po godzinie czy dwóch powiedzą, że noo, tak naprawdę to to jest niemożliwe, bo przepisy i tak dalej.

        Mnie denerwuje też gadanie i świecenie telefonami w kinie (z rozmowami telefonicznymi włącznie), przyprowadzanie dzieci, kelnerzy przynoszący jedzenie i wszystko to, co przeszkadza w oglądaniu filmu – dzisiaj znowu się musiałam przesiadać, wrrr.

        A gest głową oznacza „tak”, więc przywołana w tekście pani z dworca poinformowała, że tak, pociąg jedzie do Udajpuru. Ja już go dawno przyswoiłam i stosuję również w Polsce.

  • Ad.1. Rikszarze to osobny gatunek nie tylko w Indiach. Tak samo jest w wielu krajach Azjatyckich, ale ten sam problem jest z taxi w Polsce. Jesteś obcokrajowcem? Masz minimum 50% pewności, że Cię oszukaja – na trasie, na taryfie, na kilometrach, albo poinformuja (true story), że z Poznania do Warszawy można dojechać tylko taxi.

    Ad.2. Nie tylko w Indiach ;) W Rosji na przyklad prebaltica płaci 3x tyle co Rosjanie a inni 10x – w muzeach, galeriach, etc.

    Ad.4. To samo jest na Sri Lance ;)

    Ad.5. To jest niestety specyfika Indii i kilku innych krajów. Jeszcze bardziej denerwuje w kontekście biznesowym jak rozmawiasz o kilku miesiacach (albo latach) pracy i nigdy nie usłyszysz, że nie zrobia. Dowiesz sie po wydaniu kilkuset tysięcy i zmarnowaniu kilku miesięcy.

    Ad.6. Na Sri Lance jest jeszcze gorzej ;) ale za to jaka dieta!

    Mnie mocno zaskoczyła Kerala – pozytywnie. Ale to ponoć Indie w wersji light: http://ruszwpodroz.pl/indie/indie-wyobrazenia-i-rzeczywistosc-kerala/

    Pozdrawiam :)

    • No chyba trzeba być szalonym żeby powierzyć Hindusom jakiś większy projekt biznesowy ;-) Poprawialem już po nich dziesiątki razy (a właściwie trzeba było wszystko od nowa). Ale Indie chętnie odwiedzę :-)

    • Ja bylam zaskoczona jak Kerala rozni sie od polnocy Indii! Bylam tylko w Koczinie, ale calkiem inne wrazenia mialam – nie tloczno, czysto, chrzescijanskie koscioly i europejskie budynki – to co zwrocilo moja uwage na poczatku. Ale jedzenie na poludniu ostrzejsze niz na polnocy :D

  • Ewa, dużo słusznych uwag! Dodałbym znacznie więcej, ale to blog Karola, więc nie chcę się wymądrzać, ale jedno muszę dodać: Karol, nawet nie wiesz ja Indusi piją! Ty po prostu nie pijesz, więc nie byłeś zainteresowany takimi miejscami, poza tym jest wiele miejsc, gdzie jest prohibicja – w każdym nawet nie stanie, a dystrykcie jest inne prawo, więc jest czasami tak, że po jednej stronie rzeki nie kupisz piwa, a po drugiej stronie od rana ludziska zamoczeni alkoholem leżą pokotem.

    • Hindusi chleją, ale, ze jest to raczej społecznie nie akceptowane robią to pokątnie..a w miejscach z prohibicją to odniosłem wrażenie, ze piją więcej ;)

  • Co do picia w Indiach niestety albo stety się mylisz. Hindusi poprostu zbierają się cała rodziną, znajomymi, przyjaciółmi w domu i tam spożywają rożnego rodzaju trunki jak i jedzą bardzo dużo i bardzo późno bardzo smacznie jak i bardzo tłusto i ostro :D picie w miejscu publicznym jest z tego co wiem w samym Bombaju zabronione po jakiejś godzinie(może 18). Jedyne miejsce gdzie możesz wypić to jest pub ale jak sam wspomniałeś, Hindusi nie są sami i zawsze znajdzie się jakieś mieszkanie/dom gdzie można mieszać alkohol do wschodu słońca

  • Wszystkie punkty dotyczące naciągania, jeżdżenia gdzieś indziej niż się umawiało i wysyłania gdziekolwiek zamiast powiedzieć że się nie wie mogłyby dotyczyć równie dobrze Tajlandii:) zwłaszcza Bangkok, wszystkie te rzeczy dzieją się na każdym kroku, szlag może trafić. Myślę że może to dotyczyć wielu azjatyckich krajów, ale i tak są wspaniałe i chciałabym zobaczyć je wszystkie:)

  • A machanie głową łatwo zrozumieć jak się zna język bo często towarzyszą temu machaniu dźwięki oznaczające tak lub nie a jak nie dźwięki to gesty dłonią które też coś znaczą :D w zależności od kontekstu rozmowy. Też sposób machania jest inny kiedy hindus jest „pod wrażeniem” czyli macha głową z podziwem, jak czegoś nie chce albo chce oznajmić ze juz wystarczy(np ryżu w misce) inaczej tez macha jak chce coś potwierdzić. Jednak są to tak drobne różnice że chyba tylko prawdziwy hindus potrafi je rozróżnić :D

    • … a muzułmanin też je rozróżni? Albo sikh? Mówię tu o obywatelach Indii wyznajacych islam lub skhizm. Dla mnie ktoś, kto wypowiada się autorytatywnie o Indiach i nazywa obywateli tego kraju „hindusami” jest na samym starcie niewiarygodny. Hindus, lub hinduista to wyznawca hinduizmu, a obywatel Indii to Indus (od nazwy rzeki od której Indie nazywały się kiedyś Industanem) lub Indyjczyk, ale nie „hindus”, Diano.

  • Hm.. Ale chyba raczej *Indusi.. Nie sądzę, że widział Pan tylko hinduistow, bo w Indiach wokół sa i chrześcijanie, i muzulmanie, i sikhowie, i buddysci.. Po angielsku jest jasne rozróżnienie Indian i Hindu.. A do języka polskiego dostało się nieprawidłowe słowo sto lat temu i niektórzy wciąż ten błąd powtarzają, ze stało się to powszechnie używane.. Ale to przekłada się na stereotypy i brak wiedzy, bo potem wielu Polaków myśli, że w Indiach to tylko w hinduistycznych bozkow wierzą, a nie mają świadomości zróżnicowania wiary tam.. ;(

  • Bardzo interesujące i trafne spostrzeżenia! Ja od roku już zbieram ciekawostki o Indiach i mentalnie też przygotowuję się do długiego wpisu o nawykach Hindusow :)

  • dzięki za wpis,
    byłem w maju w Bengaluru i paru innych miejscach. Tesknię już trochę żeby znowu pojechać. wspaniali ludzie. Życie rodzinne bardzo bogate. Wpis mi przypomniał jak to wygląda. Po tygodniu sam machałem tak dziwnie głową :)

  • Mam pytanie, jak wyglądała Twoja droga do Indii ? chodzi mi o to, jakimi samolotami leciałeś, gdzie miałeś przesiadki itp

  • Karolu, melduję przeczytanie wpisu! Podobnie jak książka Pauliny Wilk „Lalki w ogniu”, tak i Twój wpis utwierdziły we mnie przekonanie, że nie wybiorę się do Indii. Uznaj to za komplement :). To nie jest kraj dla introwertycznych nauczycielek, hehe.
    A o tym machaniu głową pierwszy raz słyszałam. I wiesz co? Obejrzałam ten filmik i automatycznie zaczęłam machać łbem :D.
    Czekam na filmy. Gdzie się nie pojedzie, to się u blogera podróżniczego zobaczy ;).

  • Cześć Karolu,
    bardzo mi się podobał Twój artykuł i tak ja poprzedniczka, po raz kolejny myślę, że Indie to nie dla mnie. Ale z niecierpliwością czekam na vloga.
    Trzymaj tak dalej,
    pozdrawiam

  • Fajny tekst, przypomnial mi moj pobyt w Indiach – dokladnie w punkt! Mnie chyba najbardziej irytowalo to wskazywanie zlych kierunkow. Na samym poczatku naszego przyjazdu, jak jeszcze tego nie wiedzielismy (powinni o tym w przewodnikach wielkimi literami pisac! ;)), to wierzylismy wszystkim, ktorzy nam wskazywali droge i ladowalismy w oczywiscie calkowicie zlych miejscach. Po paru takich razach juz sie nauczylismy ;)
    Indie nie sa latwym krajem do podrozowania, ale wydaje mi sie, ze tez zalezy gdzie sie pojedzie. My spedzilismy wiekszosc czasu w gorach w Ladakhu i tam jest calkowicie inny klimat – sielanka i o wiele mniej szukania zlota u turysty :)

  • No tak! 18 dni w Indiach to tak by sie tam wogole nie bylo!!! Oczywiscie ten subkontynent to kwintesencja „odi et amo” i nieustanne wyzwanie dla naszego centralnego ukladu nerwowego. Logistycznie jezeli myslimy, ze wszystko sie nam uda – to nic z tego nie wychodzi, a jak odwrotnie – to wszystko sie niespodziewanie wyprostowuje.
    Indie – kwintesencja ludzkich losow od brudu ulicy do wyszukanych koncepcji kosmologicznych.
    Kocham tamtejszych rykszarzy, bo nigdy nie mozna przewidziec jaki finansowy podstep nam zafunduja. Trzeba miec do nich pozytywny stosunek, wtedy szczerze mowia, ze dowioza gdzie trzeba za tyle ile proponujemy tyle, ze zajmie to iles razy dluzej…, bo bedziemy sie zatrzymywac w roznych miejscach, gdzie nic nie musimy kupowac tylko wejsc i wyjsc, ale wtedy nasz kierowca dostanie, a to kawe, a to talon na benzyne, a to kanapke od wlascicieli poszczegolnych biznesow. A jak sie mija np. targ owocowy to kup owoce nie tylko dla siebie, ale tez dla rykszarza!

  • Witaj. Fajnie, że zacząłeś właśnie od takiego tekstu. Mimo, iż w sieci przeczytałem do tej pory sporo o Indiach, zdecydowanie mniej o samych Hindusach. A przecież to właśnie te indywidualne odczucia i sytuacje, które nas spotykają są najważniejsze i najciekawsze! Przynajmniej według mnie. Bo poza zabytkami i pięknymi miejscami, które odwiedzamy i z dumą opisujemy na blogu, funkcjonujemy 24h na dobę w absolutnie innym dla nas świecie. Dobrze też, że narzekasz, nie idealizujesz! Zwracasz uwagę na ważne aspekty typowych dla Hindusa cech osobowości, które mogą osobie z naszego kręgu kulturowego na pierwszy rzut oka się nie spodobać. Mimo tego z Twojego tekstu bije optymizm i radość z poznanych ludzi i wyniesionych doświadczeń. Tak trzymać. Pozdrawiam!

    • Wymien sobie od razu na lotnisku jakąś pulę, a potem proponuję karty bankomaatowe. Ani razu poza lotniskiem nie wymieniałem pieniędzy nigdzie, gdyż nie mam takiej potrzeby. Wolę wybierać bezpośrednio z bankomatów. Choć z nimi po wycofaniu z obrotu 500 i 1000 rupii jest też różnie, sporo nie działa, trzeba się nachodzić.

  • A mnie akurat podoba się polityka tańszych lub nawet darmowych biletów dla lokalsów i droższych dla turystów. Nie narzekam, kiedy sama muszę płacić więcej, a jest tak w wielu krajach. Po pierwsze wierzę, że ta polityka ma po prostu zachęcić lokalnych do odwiedzania miejsc kultury („swego nie znacie…”), a w wielu przypadkach pewnie w ogóle dać taką możliwość. Sama chciałabym płacić mniej za biletu w Warszawie i nie musieć czekać na darmowy czwartek (lub wtorek, zależy od instytucji). Po drugie wybierając się gdzieś w podróż to naturalne, że trzeba brać pod uwagę wydatki jeśli chcemy zwiedzić jakieś miejsce/muzeum itp. Irytuje mnie (tu nie do ciebie Karol, ale do wielu blogerów owszem) rozpisywanie się w necie jak to za darmo, za prawie darmo, za niemalże nic można podróżować, zwiedzać, oglądać… no ale ten temat był już wielokrotnie poruszany więc nie ma co się rozpisywać.

  • No bo, zeby piekna i poprawna polszczyzna zaczac zdanie, byc moze poproszenie Norwega o zaplacenie 200zlo za wejscie do muzeum to za duzo i wcale nie z tytulu przewalutowania (To stanowczo za duzo. Bilety do dobrych muzeow koszuja 1/4-1/2 tej kwoty). Ale juz oplaty za przejazdy dziecka, ktore jest turysta, w wymiarze 100% ceny biletu jest powszechnie praktykowane i calkowicie w porzadku.
    Czy rikszarz w Indiach dorownuje w pazernosci polskiej komunikacji? Bierze tylko 2x tyle czy jednak wiecej?

  • Co do zawyżania cen, to może wychodzą z założenia, że skoro Europejczycy, czy Amerykanie są w stanie za koszulkę, czy inną odzież z metką renomowanej firmy zapłacić dwudziestokrotność jej wartości to i wielokrotność wartości biletu nie będzie problemem ;)

  • My właśnie jesteśmy w Indiach ,to wszytko się potwierdza co napisałeś toczka w toczke. Tutaj wszystko jest na luzie,jeżdżą jak chcą, zero przepisów, kto pierwszy ten lepszy. Wyglądają na takich co niczym się nie przejmują, żyją na luzie i chyba z turystów. Muszę powiedzieć że podobają mi się Indie mimo wad w/w . No I pogoda zależy od miesiąca ale marzec jest hot ,nic dodać nic ująć. Pozdrawiam.

  • W większości przypadków się zgadzam, ale jeśli chodzi o ceny biletów to mamy radykalnie odmienne zdanie. Uważam, że taki podział jest ABSOLUTNIE sprawiedliwy. Porównanie z Norwegami jest z kosmosu, to tak jakbyś chciał dla każdego państwa w zależności od średniej krajowej wyliczać cenę biletów. W krajach pierwszego świata nie ma potrzeby wprowadzania takiego podziału a w Indiach (i szczególnie właśnie tam, bo nigdzie indziej na świecie nie obserwowałam takiej biedy, nawet w wysokich partiach nepalskich Himalajów) jest czymś sprawiedliwym. Dla nich niska cena oznacza jedyną możliwość poznania swojej historii oraz kultury, ta sama cena dla obcokrajowców oznaczałaby brak środków na utrzymanie tych wspaniałych turystycznych miejsc.
    Selfie jako sport narodowy ! o tak, zdecydowanie po 5 dniach ich mania na tym punkcie doprowadza do szału. Po pięciu dniach zaczęłam w upale nosić koszulki z długim rękawem (ponieważ oprócz tego, że jestem białasem, to jeszcze wytatuowanym) i częstotliwość i tak spadła o jakieś 40% :D

  • Super wpis! Wszystkim trafiasz w punkt! Ja wróciłem trzy dni temu z Indii i jestem wciąż pod wrażeniem! Początki były ciekawe, kiedy będąc pierwszy raz poza Europą nie rozumiałem jak to wszystko działa i jak się zachować, choćby zapominałem o targowaniu ;). Jednak znajomi hindusi okazali się bardzo pomocni i udzielili mi wskazówek. Teraz widzę, że w Europie brakuje mi pewnych cech ludzi Indii, tej otwartości na kontakt.

  • Pracuje w IT i niestety kumary to nasza sol w oku. Nie sluchaja co sie do nich mowi, nie potrafia odpowiedziec na pytanie, rozmowa z nimi to jak przyslowiowy rzut grochem o sciane, ich angielski jest tragiczny, a pracuja na stanowiskach gdzie angielski to podstawa, typowy kumar literuje swoje imie 15 minut ( polecam filmik na you tube: indian alphabet). Ja przez prace w IT i codzienne przeprawy przez mękę z hindusami szczerze ich nie cierpie. Oni nie nadaja sie do pracy wymagajacej logicznego myslenia. To nie rasizm. To stwierdzenie faktu.

    • Nie rozumiem co to ma wspólnego ze zwiedzaniem Indii. Warto się zastanowić nad zmianą pracy skoro to wszystko jest dla ciebie tak irytujące i tak bardzo cierpisz przez ludzi, którzy nie spełniają twoich standardów.

    • Od 2018 roku firma dla której pracuje kooperuje z TCS. Potwierdzam każde Pani słowo. Niestety ale z perspektywy pracy w IT Hindusi są po prostu tragiczni. Powiedzieć ignoranci to nic nie powiedzieć. Do tego są nieuprzejmi i niekoleżeńscy – nie chcą się dzielić żadnymi informacjami a im bardziej zależy ci na czasie tym bardziej mają wszystko gdzieś. Są też patologicznymi formalistami a do tego po prostu najnormalniej kłamią w żywe oczy i w ogóle nie uczą się na błędach nawet tych udowodnionych. (Drugi raz zrobią tak samo źle) Zauważyłem też że wewnętrznie pomiędzy sobą nie mają żadnego szacunku na linii przełożony – podwładny i potrafią się wręcz upokarzać wrzucając 600 osób w CC.
      Kiedyś bardzo chciałem odwiedzić Indie ale teraz na samą myśl mam zimne dreszcze. Wiem z drugiej strony że nie można się zamykać w pudełku uprzedzeń, może kiedyś się przełamię i zweryfikuję swoje fatalne doświadczenia z tymi ludźmi.

  • Pracuje w firmie gdzie 90% ludzi to Hindusi. Po miesiącu, nie wiem dlaczego, zaczęłam kiwać głową na boki 😂 I jakoś instynktownie robiłam to dobrze 😂😂😂 To dzisiaj irytuje mnie jednak, wyrażając się delikatnie, naruszanie przestrzeni osobistej. Jeden na drugiego dosłownie wchodzi, jedzenie z jednej miski… Dla mnie nie do przyjęcia. Poza tym można z nimi żyć, ale z tą pomocą i życzliwością to trochę pozory. W życiu codziennym wychodzi jednak zazdrość, zawiść, fałsz… W sumie nie różnią się bardzo od nas 😁 Ale ogólnie wytrzymuję już w tych moich małych Indiach drugi rok, więc można się dogadać. No i dzięki Hindusom zrozumiałam dosłownie co oznaczają różnice kulturowe. Teraz to pojęcie jest już dla mnie bardziej realne a mniej abstrakcyjne. 😉

  • Nie mogłam się powstrzymać od komentarza.
    Tekst typowo napisany przez Polaka. Czytając go mam wrażenie ze osoba pisząca go była pierwszy raz za granica polski.
    Odnośnie gestu nazwanego przez auto tik tak.. co kraj to obyczaj. Polacy np. Bardzo często używają brzydkiego słowa na k… jako przecinka, kropki itd. I to nikogo nie dziwi a Hindusi trzęsą głowa. Czy to takie dziwne? Nie rozumiem fascynacji..
    Żyletki na talerzu… wszyscy wiedza ze kuchnia hinduska jest pikantna a dlaczego tak jest? Bo ostre zabija bakterie… nie rozumiem tez czemu auto to irytuje. Polacy jedzą za to zupy i to kozę tez irytować np. Holendrów którzy tych zup nie jedzą.
    Robienie zdjęć białym… a czy nasze polskie dzieci i w sumie nie tylko dzieci przecierały ze zdziwienia widząc czarnoskórego człowieka? A dzieje się tak za pewne dlatego ze w pl głównie są biali a w Indiach ciemnoskórzy.

    Podsumowując… nie podoba mi się tekst! Podchodzi trochę pod rasizm… No ale cóż.. takie moje zdanie.
    Ilona

      • Trochę już czasu minęło od opublikowania komentarza i wpisu na blogu, ale musze się zgodzić. A z tym że ostre zabija bakterie to już hit jakiś.

  • Hindusi SA wcibscy I lubia wiedziec co sie dzieje naokolo. Dlatego nie czujesz sie Sam. Big brother ogolny I tyle. Nawey zagranica sie kumuluja i wiedza wszystko o wszystkich. To Akurat tego nie lubie. Moze do zwoedzenia dobry kraj ale do zamieszkania za brudny.

  • Warto jest doświadczać tych cech ludzi z innych zakątków świata. To w pewien sposób może podważyć nasz światopogląd i otworzyć oczy na nowe możliwości rozwoju duchowego czy mentalnego, a przecież tak najlepiej się rozwijać jako ludzie :d