Bazary na Bliskim Wschodzie to niebywale magiczne miejsca. Fascynująco tajemnicza plątanina korytarzy, wąskich ścieżek, dusznych i ciemnych zaułków. Stłoczone miejsce, pełne małych sklepików z owocami, jaskrawo-kolorowych słodyczy, tkanin wszelakich, perskich dywanów i ponabijanych na haki wielkich baranich cielsk.
Historia bazaru sięga początków przechodzenia Iranu na szyicką odmianę islamu. Jego fenomen polega na skondensowaniu wszystkiego co najważniejsze w życiu persa w jednym miejscu i nie należy mylić bazaru ze znanym u nas targowiskiem. W tym miejscu swoje sklepy i warsztaty zakładali sprzedawcy i rzemieślnicy, jednak bazar nie służy tylko robieniu interesów. Tutaj ludzie przychodzą odpocząć, posiedzieć przy czaju, a także omówić aktualną sytuację polityczną kraju. Bazar w przeszłości miał wielkie możliwości wpływania na polityczne losy kraju. Wszystkie persony mające posłuch i akceptację społeczności przebywały na bazarze. Jeśli jakiś szach nie cieszył się popularnością i nazbyt wykorzystywał swoje stanowisko – wtedy opozycja bazarowa przechodząc do słownego ataku bardzo szybko pociągając za sobą tłumy.
Religijni handlarze całymi dniami przesiadują wewnątrz bazaru, dlatego też w każdym znajduje się meczet, tak coby w przerwie na modlitwę sprzedawca nie musiał przemierzać całego miasta. Tam także chowają się przed południową spiekotą sprzedawcy, nierzadko ucinając sobie drzemkę. W bliskim sąsiedztwie bazaru znajduje się zaś łaźnia, żeby muzułmanin mógł dokonać obowiązkowej ablucji przed każdą modlitwą. W ten sposób, wychodząc naprzeciw oczekiwaniom zarówno sprzedawców, jak i kupców kształtowało się to kolorowe, gwarne, stłoczone i tętniące życiem miejsce.
Ulubiony bazar – w poszukiwaniu kefiji
Bazarów odwiedziliśmy całkiem sporo. Zarówno te najbardziej okazałe jak Tabriz, Isfahan czy Yazd, jak i te mniej znane i nie tak popularne. Niekończąca się ilość zacienionych alejek, kolorowych straganów oraz drażniących nozdrza zapachów ziół i perfum działa na wszystkie zmysły. Półmrok panujący wewnątrz jest rozświetlany małymi chińskimi żarówkami energooszczędnymi, a także specjalnie do tego zbudowanymi – na długo przed elektrycznością – okulusami. Są to takie nieduże otwory w sklepieniu, przez które do środka wpada światło słoneczne. Spełniają swoją rolę zupełnie jak przed wiekami, tworząc przy tym przejmujące słupy światła, potęgujące tajemniczość i mistycyzm tego miejsca.
Shashin Error:
No photos found for specified shortcode
Nasz bezsprzecznie ulubiony bazar mieści się w Saqqez, mieście położonym w Kurdystanie – niedaleko granicy z Irakiem. Nie jest on okazały, ani jakoś wybitnie piękny. Ma jednak to coś, czego nie uświadczy się u wyżej wymienionej konkurencji. Niepowtarzalny, niespotykany nigdy przedtem, wręcz metafizyczny klimat. Czujemy, że nie ma tutaj ani jednego turysty poza nami. Jesteśmy jakby rzuceni tutaj przypadkiem, niechcący zaburzając idealną harmonię tego miejsca. Z trudem przebijamy się przez tłum ludzi, a wzrok wszystkich sprzedawców jest wlepiony w nasze skromne osoby i naszych dwukołowych, obwieszonych sakwami przyjaciół.
Udaliśmy się na poszukiwanie kefiji, czyli chust zwanych potocznie arafatkami, tak bardzo popularnych wśród mężczyzn w całym Kurdystanie. Prowadzeni potokiem ludzi, co chwilę tarasujemy ruch naszymi rowerami. Nikt nas nie pogania, nikt nie krzyczy, wszyscy rzucają z uśmiechem „Salaam”. Żaden sprzedawca nie jest nachalny, nikt nie krzyczy w naszym kierunku ani nie stara się nakłonić do zakupu jakiegoś towaru, jak miało to miejsce chociażby w Jerozolimie. Zupełnie inna kultura robienia interesów. Nie podoba wam się cena tej chusty lub jej wykonanie? – trudno, możemy się potargować albo następnym razem znajdziecie coś dla siebie, inshallah. Jeśli już ktoś zaczepia, to tylko aby zadać sakramentalne „skąd jesteście?” lub „czy może nam jakoś pomóc?”.
Coraz to nowi ludzie starają się pokierować nas do kolejnych stoisk, gdzie rzekomo można kupić najlepsze chusty. Nam zasadniczo nie zależy na najlepszej, bo zdążyliśmy już zauważyć, że tutaj jest to synonim słowa najdroższy. Po kilku nieudanych próbach w końcu docieramy pod te właściwe stoisko, gdzie pod samym sufitem wisi cały zestaw różnokolorowych chust.
Przystępujemy do pertraktacji.
Niestety, po przedstawieniu dziesiątek argumentów za obniżeniem ceny, sprzedawca niewzruszenie powtarzał, że taki biznes mu się nie opłaca i nie ma szans na rabat. My jednak tak łatwo się nie poddajemy i cały czas dzielnie próbujemy zejść z zaporowej ceny 15 dolarów za sztukę. Powodzenie przyniósł nam dopiero argument, jakoby przyjechaliśmy tutaj do Kurdystanu na rowerach, specjalnie po to, aby kupić taką oto chustę, a kiedy dorzuciliśmy, że kochamy Kurdystan – sprzedawca był już nasz. Obok tego już nie mógł przejść obojętnie, a jak tylko podziękowaliśmy po kurdyjsku, to uśmiechów i zdjęć nie było końca.
Kiedy już udało się nabyć owe chusty, trzeba było zaczerpnąć lekcji wiązania ich na głowach. Może wygląda to na przysłowiową bułkę z masłem, ale uwierzcie mi, że tak nie jest. Sposoby wiązań chust (zresztą jak i kolory) są różne i w dużej mierze zależą one od regionu. Raz ciasno zawinięta chusta szczelnie opinała całą głowę, gdzie indziej zaś długim końcem swobodnie opada na plecy. W Kurdystanie irańskim natomiast, razem z chustą na głowę zakłada się często także taką niewielką, zazwyczaj białą czapkę modlitewną. Cały proces wiązania jest dość mocno skomplikowany, a młody sprzedawca sam nie wiedział jak należy to zrobić poprawnie. Pokierował nas po sąsiedzku do sprzedającego obok perfumy mężczyzny. Starszy, łysiejący pan, który na głowie miał już swoją piękną czapkę modlitewną, zaczął skrupulatnie demonstrować jak należy postępować z chustą. Już wtedy połowa bazaru przystanęła i w skupieniu nam się przyglądała, jakoby pierwszy raz w życiu widzieli kogoś z sakwami w ich bazarze (pewnie tak było…). Kiedy starszy jegomość skończył, w milczeniu zdjął cały komplet i założył Piotrkowi na głowę. Ten finalny gest, ostatni akt przedstawienia spowodował totalne ożywienie wszystkich obserwujących nas ludzi i płynącą za tym burzę braw. Mało tego, swojej białej czapki sprzedawca za nic nie chciał przyjąć z powrotem i ofiarował ją Piotrkowi jako prezent z Iranu…
Pod spodem dla porównania: wiązana przez profesjonalistę chusta Piotrka, a poniżej ja i moja amatorszczyzna. Koniec! :)
pięknie zdjęcia!
Podkład muzyczny pierwsza klasa ;) podkreśla klimat tego miejsca i potęguje wrażenia z odbioru zdjęć, bardzo przyjemny dodatek ;)
Pomysł z muzyką bardzo mi się spodobał ;)
fajnie fajnie :) zdjęcia udane a muzyka dodaje odpowiedniego klimatu … amatorsko wiązana arafatka wygląda całkiem nieźle ;)
Moje marzenie wybrać sie na taki torg :-)
ostatnie zdjęcie <3 <3 <3
o co chodzi Asiu? To tylko ja… :)
Oglądając zdjęcia można dostać oczopląsów a co dopiero przy przemierzaniu tego miejsca
Racja – zdjęcia są wspaniałe i opis z resztą też :)
Jak to mozliwe ze nie znalam tego bloga wczesniej? Przepiekne zdjecia. Czy w Iranie sa takze chrzescijanie? Podobno Iranczycy nie sa takimi fundamentalistami jesli chodzi o islam, jak inne nacje np. Afganczycy czy Saudyjczycy.
Szacun dla Piotrka za zdjecie czapki na zdjeciu z 2 Iranczykami, a w turbanie wyglada jak Iranczyk.
hej! Są chrześcijanie – ale niewielu. Z tego co wiem w Teheranie jest nawet jakiś kościół… :)
Spałem w Karaj’u ( to jest ok. 25 km od Teheranu) u muzułmanina, który mieszkał 20 lat w USA i przeszedł na chrześcijaństwo, a nawet został świeckim misjonarzem. Mówił, że niestety nie ma kościoła chrześcijańskiego w Teheranie. I warto jeszcze wspomnieć o tym, że chociaż Irańczycy są bardzo tolerancyjni dla chrześcijan, to za zmianę wyznania z islamu cały czas obowiązuje kara śmierci przez powieszenie;)
Skoro tak to się kłócił nie będę, słyszałem jedynie od kogoś, że i w stolicy można znaleźć. Tylko pytanie jak często się zdarzają takie wyroki? :)
Moje ukochane suszone limonki i berberys :) Piękne zdjęcia!
Uwielbiam te bazary :)
Mi na tych bazarach najbardziej podobało się gdy przychodziła pora odpoczynku i wszyscy sprzedawcy opuszczali stanowiska pracy, a Ci którzy zostawali zasypiali tu i ówdzie. Na podłodze, na ladzie, na krześle… tylko nieliczni nie spali i czekali do końca przerwy paląc papierosy. Jeśli właściciel stoiska zostawał i zasypiał w miejscu pracy – spokojnie zostawiał otwarty stragan – to zaufanie jakim oni się obdarzają bardzo mi się podobało.
Coś skickalam, bo nie miałam oprawy muzycznej…może wymagany jest programik, ktorego jeszcze nie mam…Planuję odwiedzić bazary, aby kupic lampę Alladyna, tylko czy mogę przewieźć z powrotem? A pieprz, czy pistacje?
odśwież stronę, powinien być na górze pasek postępu. No chyba, że nie masz jakiejś wtyczki flash itp…
Uwielbiam <3 Gdybym tak miała więcej pieniędzy! Dużo, dużo, dużo więcej! :D
Witam! Chciałem się zapytać czy na takich bazarach czy w ogóle gdziekolwiek w Iranie można kupić repliki noży z xvii / xviii w? Typu kindżał handżar itp??
Myślę, że jeśli dobrze poszukasz, zwłaszcza w większych miastach to znajdziesz wszystko. :)
Oo to świetnie. Dzięki za info ;))
[…] Bazarów odwiedziliśmy całkiem sporo. Zarówno te najbardziej okazałe jak Tabriz, Isfahan czy Yazd, jak i te mniej znane i nie tak popularne. Niekończąca się ilość zacienionych alejek, kolorowych straganów oraz drażniących nozdrza zapachów ziół i perfum działa na wszystkie zmysły. Mój ulubiony bazar mieści się w Saqqez, mieście położonym w Kurdystanie – niedaleko granicy z Irakiem. Nie jest on okazały, ani jakoś wybitnie piękny. Ma jednak to coś, czego nie uświadczy się u wyżej wymienionej konkurencji. Niepowtarzalny, niespotykany nigdy przedtem, wręcz metafizyczny klimat. Zapraszam do osobnego wpisu: Irańskie Bazary i owacje na stojąco […]