W końcu coś nowego! Ten wybitnie specyficzny, typowy dla Mongolii krajobraz. Równiutki, spalony, bezkresny step, w oddali podnoszące się ku niebu pyłowe trąby powietrzne i ona. Całkowicie pusta, wydająca się nie mieć końca, celu, sensu. Zanudzająca na śmierć, jakby zbudowana na złość, wyrysowana idealnie od linijki droga. Oh, chwilunię… coś nowego?
Wczoraj miała miejsce tragedia. Bez najmniejszego ostrzeżenia, zupełnie niespodziewanie pozbawiony zostałem jedynej rozrywki. Odtwarzacz muzyki, który dzielnie towarzyszył mi podczas całego wyjazdu nagle wyzionął ducha.
Z każdą chwilą moja psychika ma się coraz gorzej. O rozmowę ciężko bo wieje silny wiatr, poza tym Marta i tak ma swój odtwarzać muzyki. Szczęściara. Po głowie zaczynają krążyć dziwne, coraz bardziej irracjonalne myśli. Desperacko zaczynam szukać czegokolwiek, gorączkowo rozglądam się wokoło, oby tylko zająć czymś umysł, zmusić do działania, aktywności, zapewnić jakiś bodziec. Wypatruję jakiejś odmienności na stepie, wystającej gdzieś stupy, odbijającej światło jurty, jakiegokolwiek ruchu na horyzoncie. Niechże coś tylko się zmieni, poruszy, zacznie dziać!
Szybko rezygnuję, popadam w letarg. Przez dwie bite godziny wpatruję się w ziemię. Liczę kamyki, kępki trawy, z radością witam każdą koleinę, która to wymusza na mnie zmianę pasa ruchu tym samym urozmaicając jazdę. Nagle, przede mną pojawia się on. Wyjątkowy, zajmujący, fascynujący, niespodziewany zakręt. Świat nagle nabiera barw, aż chce się żyć, z radości krzyczeć! Okazuje się, że nawet zakręt może być czymś ciekawym, czymś o czym można porozmawiać, a przynajmniej ja tak uważam.
– Dziwny ten zakręt – mówię do Marty. Ta wyjmuje słuchawki z uszu, patrzy się na mnie kątem oka, nic nie mówi.
– No weź popatrz na niego! Widziałaś kiedyś taki zakręt?! – brnę dalej. Marta mruga dwa razy, patrzy na zakręt, na mnie, znowu na zakręt.
– No w sumie… – odpowiada.
Wiedziałem!! Wiedziałem, że jest dziwny. Zdecydowanie jest w nim coś godnego uwagi, fascynującego, wyjątkowego. – To jest bardzo, bardzo dziwny zakręt – uśmiecham się sam do siebie, ponownie ciesząc się, że znalazłem zajęcie dla osamotnionego mózgu.
– Tylko, w sumie, co w nim takiego dziwnego? – pyta Marta. Przez chwilę powątpiewam w wyjątkowość mego znaleziska, jednak prędko pojmuje co się właśnie stało. Spowodowałem dyskusję! Dyskusję o zakręcie. Nie ważne o czym, ważne żeby pogadać. Nic tak nie ratuje od utraty zmysłów jak rozmowa. Wczoraj dyskutowaliśmy o kształcie chmur, przed wczoraj o dziwnej fakturze drogi nazywanej potocznie „tarką”, trzy dni temu o tym, czemu mimo tylu krowich placków (przecie to tony nawozu!) nic poza trawą tu nie rośnie, dziś zaś o zakręcie. Fascynujące!
Mamy zajęcie co najmniej na kwadrans! Dlaczego zakręt jest dziwny? Rozglądam się wokoło. Może to nie zakręt. Sprawdzam, czy nie ma obok czegoś jeszcze dziwniejszego. Czegoś, co swoją dziwnością mogłoby nadać dziwności także zakrętowi, co mogło wpłynąć na mój tok myślenia. Czegoś, co przez swoją odmienność, nadawałoby mylnie wyjątkowości samemu zakrętowi. Ta postrzępiona, wyższa od reszty kępka trawy? W sumie widziałem już dzisiaj podobną kilkanaście razy. Kamyki ułożone jakby specjalnie obok siebie, tworzące tajemniczy krąg? Ciężko stwierdzić…
A może sam fakt, że jest to jedyny zakręt od godziny jaki spotykamy na swojej drodze? Zakręt wydawałoby się nic nie omijający, do niczego niepotrzebny, zupełnie zbędny, bezsensowny? Dlaczego zakręt jest akurat w tym miejscu, a nie 10 metrów dalej? Przecież i tak nie ma tutaj niczego, co miałby akurat w tym miejscu omijać. Albo ktoś miał w tym jakiś plan? Ha, wiem! – wybucham nagle. Przecież zakręt omija ten tajemniczy, jakby specjalnie ułożony krąg kamieni! No jasne, że tak. To ma sens. Z pewnością. Musi przecież mieć! Kamienie tworzące kwadrat i droga, która akurat skręca zaraz za nim. To nie może być przypadek. Genialne!
– Marta, a co Ty o tym sądzisz? – dziele się swoim wielkim odkryciem, szeroko uśmiecham i czekam na oczywiste zrozumienie, a może nawet gratulacje błyskotliwej i inteligentnej analizy. Marta zaś, zupełnie bez słowa, ponownie wkłada słuchawkę do ucha, odwraca wzrok i zostawia mnie samemu ze swoimi rozmyślaniami.
Witamy w świecie, do którego trafiają ci, co zaczynają medytować i/lub przestają non-stop bombardować swoje zmysły doznaniami. Witamy w bogatszym świecie. :-)
Podoba mi się! :)
Dokładnie ;-) Po prostu być, Chłonąć przestrzeń…
BTW. Wczoraj jak jechałem rowerem poza miastem zauważyłem biegnącego psa przy drodze, który ciągnął za sobą ze dwa metry łańcucha. Żałowałem, że nie mam aparatu, bo chętnie zrobiłbym mu fotkę, i wrzucił ją potem w sieć z podpisem ” Niech żyje wolność” ;)
:D
Dobry zakręt. Piękne zdjęcia. A ja w sumie lubię chodzić po górach czy jeździć na rowerze bez muzyki. Tą ostatnią zostawiam sobie na zagłuszenie tłumu wokół mnie w komunikacji miejskiej. W podróży moje myśli są zdecydowanie bardziej pozytywne, wolę się na nich skupiać :)
Oj coś czuję, że zaraz dostanie mi się, jakobym był jakimś nie czułym na piękno natury draniem! Uwielbiam – co często powtarzam zresztą – naturę, jednak po kilku dniach tego piękna w miejsce fascynacji zaczęło wkradać się znudzenie, potem to już wiadomo co…
Ktoś mógłby pomyśleć, że zwariowałeś lecz teren i (nie)muzyczne okoliczności sprawiają, że ten cały zakręt ma racjonalny sens i te Twoje przemyślenia :)
Nie sadzilam ze mozna napisac notke o zakrecie, ktora tak wciaga, ze czyta sie ja z usmiechem az do konca. Lubie wiedziec co dzieje sie w glowach podroznikow, czasem to ciekawsze niz krajobrazy dookola.
Łoo jacie, po Mongolii na rowerze…a więc tak to jest, odpływa się niemal do stanu nirvany :) My podróżowaliśmy UAZem i zdecydowanie odpłynąć się nie dało :D Ale to pewnie dlatego, że większość dróg zdecydowanie tak płaska jak wasza nie była;p
Ten post troszkę mi przypomina rozmyślania Małego Księcia :)
Przecież ten zakręt naprawdę musiał byc niezwykły skoro pojawił się tak nagle!
Ktoś mnie rozumie!
Myślę, że zakręt po kilku godzinach jechania prostą drogą faktycznie może robić wrażenie :D Chociaż nie każdy musi od razu zastanawiać się nad sensem jego istnienia. Najwyraźniej miałeś wtedy w sobie więcej filozofa, niż Marta. Pewnie to wina zepsutego odtwarzacza – cisza zmusza do refleksji ;)
Te drogi aż po sam horyzont wyglądają super. Trochę jak w Stanach, ale już na pierwszy rzut oka wiadomo, że stany to nie są ;)
Powyżsi przedmówcy wykazują się dużą empatią do Twoich przemyśleń, ale przecież chyba każdy zdaje sobie sprawę z tego, że „zakręt” jest w Tobie. To Ty jesteś taki POZYTYWNY ZAKRĘT :)
ps. Jednak martwię się – następnym razem weź połowę dawki :)
Dlatego ja wole podrozowac bez sluchawek w uszach, wlasnie, zeby chlonac te wszystkie doznania i rozmyslac nad sensem … zakretow;) No i, jakby nie bylo, tak jest bezpieczniej, bo mozna uslyszec, na przyklad, nadjezdzajacy samochod;)
Rozumiem Twój ból. Może niekoniecznie z potrzebą zajęcia czymś głowy z co z brakiem muzyki. Dla mnie to druga pasja i generalnie większość czynności wykonuję z muzyką w tle, a gdy tylko skończy się płyta jestem gotów przerwać każde zajęcie i zmienić na kolejną. Muzyka dla mnie nie tylko jest tłem. Ona bardzo często nadaję klimatu chwili, która dzieje się tu i teraz :)
Przepraszam, czy ja dobrze zrozumiałam, że podróżowaliście po Mongolii rowerami?? tylko i niczym innym? strachu nie było tak bez mongolskiego przewodnika?
I autostopem nieco. A po co komu mongolski przewodnik? W ogóle są tacy? ;)
No to teraz już tylko muslisz zaliczyć to: Nullarbor – Australia. 146km longest straight road :) http://cycletraveller.com.au/australia/bike-routes/cycling-the-nullarbor
kurcze, już się martwiłam, że coś strasznego sie wydarzyło, czytam czytam… a tu no, hmm.. nie chcę spoilerować ale już nie tak strasznie :D szczęśliwej drogi ;)
Odpowiadająć na pytanie przy wpisie: są mongolscy przewodnicy:), ale my korzystaliśmy z usług kierowcy i przyznam, że bez takiej „obstawy” trochę mogłabym czuć dyskomfort..
Nie rozumiem dlaczego :D
A jakby słuchawki nie musiałaby ci się psuć, bo jeździł byś bez (tak jak ja ;), to widziałbyś więcej takich zakrętów…na prostej drodze ;)
Piękne, długie, niekończące się. Fajny wpis :)
miło:)
Pół dnia się zastanawiałam, czy publikować moje rozkminy o bezdomnych zwierzętach, a potem weszłam tu. I przeczytałam post o zakręcie :) :) :)
To źle czy dobrze? :D
Ale się uśmiałam, dobre :-))
Sztos! Kozackie. ;)
Jak zawsze super!