Całkiem nieświadomie rozłożyliśmy się w miejscu, które było osłonięte przed słońcem aż do godziny 9. Dzięki temu bez pośpiechu sobie pojedliśmy, spakowaliśmy, a ja jeszcze pokleiłem dętkę. Dziurę złapałem wczoraj na zjeździe – akurat w momencie, kiedy pojawiło się 500 metrów asfaltu!Wczorajszego wieczora namioty rozbiliśmy początkowo na innym polu znajdującym się obok. Kiedy zorientowaliśmy się, że z ziemi wystają cieniutkie i ostre kawałki zborza (pokłosie fachowo?) było już za późno. Skutecznie podziurawiły one nam podłogi namiotów jak również i maty. Wcześniej miałem już problemy z uciekającym powietrzem, ale teraz to dopiero miał się zacząć koszmar w nocy i cogodzinne dopompowywanie. Mało tego, dziur było tyle, że był one praktycznie niemożliwe do zlokalizowania i do końca wyjazdu śpię praktycznie na ziemi. Podejmowałem kilka prób znalezienia dziurek, ale w końcu lenistwo wygrało i wybrałem nocne dmuchanie. Zawsze to jakieś urozmaicenie snu.
To nie koniec rannych informacji. Jeszcze odwiedziło nas stado owiec udających się na ranny wypas, a po chwili dołączyło do nich dwóch pasterzy, zainteresowanych naszymi osobami. Wojtek jako znajdujący się akurat bliżej i niefortunnie posiadający moją mapę, musiał tłumaczyć gdzie to leży ta cała Polska. Tym razem jednak obyło się bez 'far far away from here!’z racji nieznajomości angielskiego, a jedynie skończyło się na wskazaniu kierunku północno -wschodniego. Panowie i tak machnęli ręką sugerując, że raczej nie wiele zrozumieli, a w ogóle to nie ma czasu na dokładniejsze tłumaczenie, ponieważ słońce zaczyna nieśmiało wyłaniać się zza wzgórza podnosząc błyskawicznie temperaturę. Trzeba jak najprędzej uciekać.
Albania. Z Puke do Szkodry
Dzisiaj obieramy kierunek na zachód. Trzeba odbić sobie to, co wcześniej nam nie wyszło. Tym razem nie damy już się źle pokierować gdyż do wyboru mamy tylko jedną drogę. Przez Puke postaramy się dojechać jak najbliżej Szkodry i Czarnogóry. Ile z tego wyjdzie zobaczymy. Żeby najpierw wydostać się z Kukes – po uprzednim zrobieniu zakupów – musimy przejechać kilka kilometrów autostradą. Żeby to pierwszy raz.
Wszystkie obawy związane z ewentualnym mandatem zostają rozwiane, kiedy przy wjeździe na autostradę pozdrawiają nas panowie z policji, a na środku drogi leży leniwie pies, któremu z kolei przygląda się krowa idąca poboczem. Skoro zwierzętom można i nie robią sobie one nic z przepisów ruchu drogowego – to czemu by nie jechać?
Czytaj też – Pierwszy dzień w bezbarwnej Armenii
Kilka kilometrów dalej odbijamy już na naszą właściwą drogę, którą to będziemy się na przemian wjeżdżać i zjeżdżać – aż do samej Szkodry. Wcześniej pytaliśmy z 10 osób czy aby na pewno ta droga jest asfaltowa. Wszyscy twierdząco kiwali głowami, jednak mimo to i tak były pewne obawy gdyż zdążyliśmy się już nauczyć, że do informacji podawanych przez Albańczyków lepiej podchodzić z lekkim dystansem.
Szczęśliwie tym razem wszyscy mieli racje. Jest asfalt! Nawet całkiem niezły. Czasem leżały jakieś mniejsze lub większe kamienie, w mniejszych lub większych skupiskach, ale nie utrudniały jazdy aż tak bardzo. Trzeba tylko czasem uważać na zakrętach gdyż można złapać poślizg. Ruch samochodowy bardzo znikomy. Drogą dodatkowo była odciążona autostradą, to też na godzinę mijało nas jakieś 5-10 aut.
Trasa Kukes – Szkodra
Na zboczach gór można zaobserwować różnej kategorii drogi. Na samej górze przez kilka pierwszych kilometrów biegnie autostrada. My trochę poniżej, a kilkadziesiąt metrów pod nami biegła nitka szutrowa. Czy ktoś poza osłami jej używa? Wątpię. Nikt praktycznie nie używa naszej drogi, a co dopiero tamtą. Wspinając się na kolejne przełęcze (w tym dniu były 3 oficjalne znajdujące się na mapie i reszta mniej oficjalnych) można było obserwować na sąsiednim wzgórzu jakieś drogi. Wydawać się mogło, że musi to być jakaś inna droga, której nie ma na mapie, i na którą nie mamy szans wjechać. Serpentyny okazały się być tak poprowadzone, że jednak po jakimś czasie znajdowaliśmy się w owym miejscu, które jeszcze chwilę temu wydawało się nie do osiągnięcia. Taki to już jest urok górskich dróg.
Jedzie się całkiem przyjemnie. Jest to zupełnie inna jazda kiedy pod oponami znajduje się asfalt, a nie kamienie. Podjazdy przeplatane zjazdami, a to wszystko uzupełniane na bieżąco aktualizowanymi, spektakularnymi widokami. Obie nawierzchnie mają oczywiście swój urok, ale po wczorajszym ślimaczym tempie, dziś z radością połykamy kolejne kilometry z Led Zeppelin w słuchawkach.
(Wracając jeszcze do tych nieszczęsnych kamieni i piasku odkładającego się głównie na zakrętach. Na jednym z nich Kamilowi uciekło koło i zaliczył lekką glebę. Na całe szczęście skończyło się na kilku otarciach i nic poważniejszego się nie stało, ani Kamilowi, ani jego maszynie.)
Z ciekawostek: Praktycznie całą drogę z Kukes do Szkodry towarzyszyła nam pewna tajemnicza bruzda w asfalcie. Mam na myśli widoczne na sporej ilości filmików i zdjęć(jak choćby poniżej) wycięcie, w którym została położona jakaś nieduża rura pcv. Nie było by w tym nic dziwnego jeśli najpierw została by położona rura, a później asfalt. Niestety jakiś inżynier zapomniał i tak właśnie została zniszczona świetna, nowa nawierzchnia. Rura została włożona w wyciętą 15 centymetrową bruzdę, biegnącą w dodatku często blisko środka pasa ruchu i jak by tego było mało, jest ona przyklepana asfaltem w taki sposób, że ewentualne wpadnięcie w nią kołem roweru mogło się skończyć tragicznie. Jak widać nie tylko u nas zdarzają się buble budowlane.
Dzisiejszy maraton górski nie miał końca. Miejscowości po drodze bardzo malutko więc chcąc nie chcąc kolejną noc będziemy spać na dziko. Odbijając jakieś 20m od drogi znajdujemy całkiem przyjemne miejsce między drzewami. W nocy będzie wiało, to też mamy od razu jakiś wiatrochron. Do gara wrzucam jeszcze tradycyjnie makaron, wymieszany z odrobiną przypadkowej trawy.
dłuższy filmik z kilkoma zjazdami:
Dzień 20. 91km 6h26min. 14,15km/h
Dodaj komentarz