Cześć Wam. Dzieje się sporo ostatnimi czasy, najchętniej to nie kładłbym się spać, żeby zaoszczędzić trochę czasu. Dużo fajnych rzeczy kręci się wokoło bloga i wygląda to tak, jakby sam los czytał tekst o łączeniu etatu z blogowaniem i postanowił mocno pomóc mi w skuteczniejszym realizowaniu założonych celów. Niedługo będę odpalał kilka mega ciekawych projektów i już tylko nie mogę się doczekać, aż oficjalnie będę mógł się nimi z Wami pochwalić.
O pierwszym, jak być może czytaliście, piszę poradnikowego ebooka, który mam nadzieje pomoże wielu zaczynającym z podróżami osobom, i który będzie można kupić na blogu mam nadzieję przed majówką. Będę informował na bieżąco. Po drugie szykuje się co najmniej jeden konkretny, roczny projekt na blogu, do którego realizacji zabieram się już od dwóch lat. Jaram się! Wybaczcie, że tak tajemniczo i na około, jednak nie chcę nic zapeszać!
Z konkretów, to w kwietniu ukaże się mój tekst o Mongolii w magazynie Podróże, kilka dni temu nagraliśmy z Anią i Kubą z podrozniccy.pl podkast o Cyprze, który niedługo będziecie mogli sobie posłuchać. Wyszło chyba ciekawie i zdecydowanie wesoło. Oczywiście info przekażę Wam newsletterem, na facebooku i w ostatnim tekście o Cyprze, który już się tworzy. Teraz do sedna wpisu.
Historie przelotne, czyli co? Nowa seria na blogu!
Czasem mam wrażenie, że niewielkie prawdopodobieństwo ponownego spotkania powoduje, że ludzie jakby chętniej dzielą się swoimi poglądami, opiniami i życiowymi historiami. Że przelotne, przypadkowe spotkania mocno sprzyjają otwartości. Stwierdziłem, że na blogu brakowało ostatnio takich spotkań, rozmów z ludźmi, czyli tego, co jest moim zdaniem jednym z najważniejszych aspektów podróżowania. O co chodzi z przelotnymi historiami?
Historia przelotna to taka histria, z której z jednej strony ciężko napisać jeden, obszerny artykuł, z drugiej zaś żal pominąć ją całkowicie. Chciałem opisać Wam kilka takich przelotnych znajomości, rozmów, które często miały miejsce „przy drodze”, w czasie robienia zakupów, przerwy, śniadania, które z jakichś przyczyn szczególnie utkwiły mi w pamięci. Rozmów spontanicznych, nietuzinkowych, takich, które to rozśmieszają, smucą albo dają mocno do myślenia. Na początku myślałem, aby zrobić to w jednym obszernym tekście zatytułowanym „Historie przelotne”, jednak po krótkiej analizie, stwierdziłem, że tak wiele było tych niesamowicie ciekawych spotkań w ciągu ostatnich kilku lat, tyle historii zostało opowiedzianych, że zdecydowanie trzeba rozbić to na serię tekstów.
Zatem zaczynamy! Formę jaką chcę przyjąć to krótkie, treściwe opisy wraz z fotografiami – o ile takie z danego spotkania posiadam. To tyle wstępu. Dziś mam dla Was historie dwóch, niezwiązanych ze sobą osób – o pierwszej nigdy jeszcze nie pisałem, drugą niektórzy mogą dobrze kojarzyć. Dajcie znać co myślicie o takim rodzaju tekstów blogowych.
Wadim
miejsce spotkania: ławeczka przy wiejskim spożywczaku, nieopodal miasta Bałykczy. Kirgistan.
– Zdrastwujtie Rebiata! (dzień dobry dzieci!) – zagaduje nas pod sklepem jakiś człowiek, po czym odwija z gazety suszoną rybę. – Wadim jestem. Jedzcie, smaczna, wprost z jeziora Issyk Kul – oblizuje palce, zostawia rozłożoną na ziemi gazetę, nas przy niej nieco zdezorientowanych i biegnie do swojego „biura”.
Jak się później okazuje, Wadim to 58-letni ochroniarz, z pochodzenia Rosjanin. Bardzo wesoły, życzliwy, nieco ziejący alkoholem człowiek. Zajmuje się pilnowaniem maszyn, którymi Chińczycy budują w Kirgistanie drogi. Jego biuro ma na oko 10 metrów kwadratowych i jest niczym innym jak blaszaną budą. Można rzec – kontener -który od kontenera różni się tylko tym, że zamiast wielkich, blaszanych drzwi, ma maleńkie drewniane drzwiczki, a z boku wyrżniętą najpewniej za pomocą kątówki dziurę służącą za okno na świat, dzięki któremu Wadin może pilnować całego chińskiego dobytku, nie wychodząc z biura.
Wadim wraca po kilku chwilach, dzierżąc pod pachą jakiś gruby, stary album. – Mówicie, żeście z Polszy?! Uwielbiam wasz kraj! – uśmiecha się, po czym zaczyna wertować ów album. Okazuje się, że jest to zbiór fotografii ze służby wojskowej, którą Wadim odbył we Frankfurcie nad Odrą i wielokrotnie był w Polsce. W latach 1975 – 1977 woził on swoim wojskowym UAZem ruskich oficerów do Polski i z powrotem. Codziennie, a niekiedy nawet po kilka razy.
– Bardzo miło wspominam te dwa lata. Nieco mniej już swoich przełożonych. Strasznie nadęte, aroganckie dupki! Wszystko im przeszkadzało, zawsze na coś narzekali – wkurza się Wadim. Kiedy pytam o szczegóły macha ręką w powietrzu.
Podobno proponowano mu kilkukrotnie jakieś stanowisko urzędnicze niższego szczebla, jednak stwierdził, że nie ma zamiaru użerać się ze swoimi przełożonymi ani dnia dłużej i wrócił do Kirgistanu (wtedy kirgiskiej socjalistycznej republiki radzieckiej). Jak twierdzi – raczej nie żałuje.
Długie lata pracował w kopalni, później jako kierowca, teraz stróżuje na budowie, gdzie też ma swoje „biuro”. Podobno jesteśmy pierwszymi Polakami, którzy ów album oglądali od czasów jego służby wojskowej. Cóż za zaszczyt!
Tigran, który ubił Azera.
miejsce spotkania: Okolice przełęczy Vorota, niedaleko Górskiego Karabachu. Armenia.
Kiedy walczymy z wiatrem i kolejnymi metrami podjazdu, dostrzegamy grupę piknikowiczów. To, że my ich zauważyliśmy, to akurat nic wielkiego, bo tylko szukaliśmy pretekstu do odpoczynku. Ale że oni, zajęci głośnymi rozmowami, zauważyli nas na oddalonej o kilkadziesiąt metrów drodze – to prawdziwy cud. Długo nie musieliśmy czekać – starszy mężczyzna, głowa rodziny, rozkazuje zawołać nas do stołu i prędko dorzucić dwa papierowe talerzyki. Ach, ci Ormianie. jakby przeczuwali, że czeka nas niezły wysiłek, a w sakwach, poza brzoskwiniami pustki.
– Jedziecie zobaczyć monastyr Tatew, prawda? Co innego mogło was tutaj sprowadzić? – pytająco marszczy brwi najstarszy z towarzystwa. Siedzimy, rozmawiamy i wyjaśniamy, że nie tylko Tatew nam w głowie, ale także nie tak daleki już Iran, Irak i Turcja.
Biesiadnicy to głównie żołnierze, młodsi od nas.W Armenii obowiązkowa służba wojskowa trwa dwa lata. Chłopcy nudzą się w koszarach i z radością w każdą sobotę odwiedzają rodzinne strony. Alik pyta o Polskę, Aveti odpowiada o wojskowym życiu, obaj zaś wskazują na starszego od nich, siedzącego pod drzewem Tigrana. Mówią, że ten to właśnie soldat zabił Azera podczas wojny w Górski Karabach i są wyraźnie dumni, że ktoś z ich rodziny „ubił azerbejdżanca”. Milczący przez większość czasu ojciec Tigrana także z uznaniem kiwa głową. Wojnami wszelakimi gardzę, lecz wbrew sobie gratuluję. Nie mnie ich oceniać, nie moja wojna. Najmocniej uderzyła mnie obojętność i naturalność z jaką to powiedzieli. Przecież znamy się zaledwie chwilę…
Ulegając zachętom zrobiliśmy sobie pamiątkowe zdjęcie i po piętnastu minutach pojechaliśmy dalej przed siebie.
Takim wpisom mówię zdecydowane tak! :)
to zdecydowanie się cieszę!
Jak wyżej :-)
bardzo ciekawy pomysl! Gdy przeczytalam tytul, przypomnialam sobie, ze juz gdzies te historie czytalam :) jestem ciekawa, jacy ludzie zostana opisani w kolejnych odcinkach.
dzięki, miło! :)
Uwielbiam Twoje teksty o ludziach, przynajmniej sama nigdy nie będąc w tych miejscach, mogę przeczytać co myśli się tam daleko, w co wierzy itd. Mam dopiero 17 lat, nigdzie jeszcze niebyłam i oszcze sobie zęby na te nowa książkę. Mam nadzieję że ułoży mi sporo w głowie
dzięki, czuję presję, ale postaram się sprostać! :)
Mniammmm :)
Moje wyobrażenie o Kirgistanie było znikome do czasu czytania Twojego bloga. Moje podróże choć bliższe geograficznie również mają na celu poznanie ludzi. Z czasem mam wrażenie, że moje marzenia podróżnicze zmieniają wraz z wyprawami. Już nie szukam najpopularniejszych miejsc do zobaczenia. Teraz liczą się bardziej naturalne krajobrazy, ludzie przypadkowo poznani. Cieszę się, że Twój blog spełnia moje oczekiwania. Czekam na kolejną książkę i oczywiście na kolejne wpisy ;-)
<3
Lubię wpisy poradnikowe, trochę mniej „krajobrazowe”, a te o ludziach lubię najbardziej! :) Sama jestem typem wędrowniczki i nierzadko spotkałam na swojej drodze ciekawą osobę z ciekawą historią. Ba! Same ciekawe osoby :). Takie pozornie oderwane od siebie spotkania tworzą interesującą mozaikę, która nazywa się Ludzkość (że tak powiem górnolotnie).
Zwięzła forma wpisu i sporo zdjęć przyciągają uwagę. Chętnie bym wzięła do ręki książkę złożoną z takich historii, a jeszcze chętnie bym taką komuś podarowała.
Czekam na kolejne historie.
Miło. Akurat mógłbym zasugerować jedną taką książkę, jednak jeśli się Pani rozejrzy po stronie to z pewnością sama na nią wpadnie! :)
Ubił Azera w Azerbejdżanie? Bo Górny Karabach jest uznaną międzynarodowo częścią Azerbejdżanu. Tak jak Donieck częścią Ukrainy. Dlaczego więc separatyści donieccy nie cieszą się sympatią? Względy religijne? Zabił muzułmanina (?)
Nie gratuluję.
No niestety. Smutne to. Na konflikt w Górnym Karabachu składa się znacznie więcej rzeczy. Ciężko tutaj jednoznacznie pokazać co jest największą przyczyną uprzedzeń i wzajemnej niechęci. Są to nie tylko względy religijne, ale także narodowościowe, polityczne itd…
Ludzie i rozmowy uwielbiam, bo w podróży najważniejszy jest człowiek :)
Dziękuję za wspaniałe opisy swiata , ludzi . Czytam je na swoim emailu. Pozdrawiam serdecznie.
dzięki:)
Dla odmiany napiszę, że ten tekst podobał mi się! Krótko, treściwie i na temat.
„Historie przelotne” mogą być wspaniałym uzupełnieniem zwykłych wpisów o podróżach. Rzeczywiście, można z tego zrobić osobną rubrykę, gdyż spotkań z ludźmi w Twoich podróżach nie brakuje, a co za tym idzie ich ciekawych (lub mniej) historii. To, czy ludzie się przed Tobą otworzą zależy w dużej mierze od Ciebie, a także kraju w którym jesteś. Ja zawsze mam ze sobą karteczki oraz długopis i jeśli trudno się rozmawia ze względu na barierę językową, zawsze można to narysować lub w inny sposób przedstawić. W swojej książce opisałeś ciekawe spotkania i historie z poznanymi w podróży osobami, jednak pewnie w zanadrzu masz ich jeszcze całe mnóstwo. Myślę, że warto uzupełnić bloga o takie wpisy. Sądzę, że nie tylko ja, ale też inni Twoi czytelnicy czekamy na obiecane nam już dawno vlogi (video-blogi). Oprócz „zwykłego” wpisu, zrób taki z Malty, na której obecnie jesteś. I na koniec – najlepsze życzenia urodzinowe!
Dziękuję! Z vlogami muszę się wyspowiadac bo straciłem materiały m.in. z Mongolii po części, ale obiecuję coś znowu nagrać wkrótce. Pozdrawiam!
Bardzo ciekawa osoba ten Wadim