Wieża Burana i zagraniczne kopalnie złota w Kirgistanie

Niegdyś z jej szczytu rozbrzmiewał po okolicy donośny śpiew muezina nawołującego do modlitwy, dziś stoi na uboczu, pośrodku rozległej doliny, samotna, milcząca. Mimo że odremontowana wydawałoby się w ostatniej chwili, to jakby cały czas trochę zapomniana i niepotrzebna.

Cały czas odsypiamy jeszcze podróż samolotem i leniwie, przed godziną 9 wygramoliliśmy się z namiotu. Zza góry nieśmiało zaczęło się wyłaniać słońce, że aż z radości zadrżały wszystkie liście konopne otaczające nasz namiot. Czym prędzej postawiłem wodę na poranną kawę. – Słodka dupa z Ciebie! – komentuje Marta, a ja nic nie poradzę na to, że każdy dzień muszę zacząć od wafelków i przesłodzonej kawy właśnie.

Kobiety w ogóle mają jakieś dziwne przyzwyczajenia żywieniowe – owsianki, jogurty, sałatki… Ciężko nam się dogadać co do jednakowych posiłków. Próbuję jak tylko potrafię przekonać Martę do porannych wafelków, Marta znowu namawia mnie do owsianek i innych sałatek. Jakby tego było mało, nie możemy się również dogadać co do wspólnego śniadania, bo ja wolę najeść się wieczorem, gdyż z rana mam za ciasny żołądek, a Marta oczywiście odwrotnie.

Poszliśmy jednak trochę na kompromis. Mianowicie – raz ja gotuję wieczorem więcej jedzenia, a Marta odgrzewa sobie na śniadanie. Kiedy indziej zaś ja na śniadanie spróbuję trochę owsianki, Marta zaś udaje, że nie krzywi się moją przesłodzoną kawą.

Wracając jednak do Burany!

Wieża Burana i jej królewna.

Po co powstała wieża? Z każdą wieżą, nie wiedzieć czemu, zawsze wiąże się jakaś historia o zamkniętej w niej królewnie. Jakby nie można było wymyślić bardziej oryginalnej historii.  Legenda głosi, że pewnego razu, jedna z czarownic zamieszkałych w mieście przestrzegła króla, że jego nowo narodzona córka umrze, zanim dożyje swoich 18 urodzin.

Król jako troskliwy tatuś, no i posiadacz zapewne całkiem pokaźnego majątku, postanowił uchronić swoją córeczkę od tegoż nieszczęścia i zorganizował specjalnie dla niej schron. Rękami podwładnych zbudował on 45-metrową wieżę, w której zamknął swoją pociechę, a jedyną osobą, która miała dostęp do młodej księżniczki, był kucharz dostarczający jej jedzenie. Przeznaczenia jednak nie oszukasz. Przypadkiem (ja tam węszę spisek!) w jedzeniu przemycony został jadowity pająk, który zrobił swoje i zakończył tą żałosną historię. Aha, no i byłbym zapomniał! – żeby zwiększyć dramaturgię całej sytuacji, córka została ukąszona dzień przed swoimi osiemnastymi urodzinami.

Koniec z głupotami, trochę bardziej rzeczowej wiedzy: Aby dojechać w okolice wieży w mieście Tokmok trzeba odbić w centrum miasta, na wielkim rondzie w prawo. Następnie, jadąc mało uczęszczaną, ciągle asfaltową drogą pytać ludzi o Buranę, gdyż znaków informujących o atrakcji turystycznej oczywiście brak.

Wieża Burana jest jedną z nielicznych atrakcji turystycznych tego kraju. Trzeba jej oddać, że jest niebywale urodziwa i z pewnością zasługuje na poświęcenie jej choćby kilku godzin.

Kamienna, 25 metrowa wieża zbudowana została w IX wieku i pierwotnie była przymeczetowym minaretem, będącym częścią wielkiego, starożytnego miasta Balasagun. Długimi stuleciami miasto nawiedzały liczne trzęsienia ziemi, przez co do dzisiejszych czasów nie przetrwało nic więcej, a sam minaret także stracił prawie połowę ze swojej wysokości. Jakby tego było mało, na początku XX wieku wieża została rozgrabiona przez potrzebujących cegieł rosyjskich emigrantów, a że ludzie nie sięgają zbyt wysoko, rozbiórkę przeprowadzana była od dołu, niemal nie doprowadzając wieży do upadku.

Na szczęście znaleźli się także i dobrzy ludzie, którzy zebrali odpowiednie pieniądze i przeprowadzili w roku 1970 generalny remont wieży. Dumnie prezentuje się teraz na tle wyrastających za nią wielkich gór Tienszanu. Można zrobić naprawdę dobre zdjęcia, a za drobną opłatą 60 som (niecałe 4zł) można wejść na górę po krętych, kamiennych schodach i podziwiać okolicę. Dzięki biletowi można także zobaczyć do niewielkiego, wciśniętego w ciasny budynek muzeum, gdzie przedstawione są zdjęcia starej wieży, efekty wykopalisk, a także liczne znalezione w nich ceramiki i narzędzia. Nawet nie wiecie ile się naprosiłem, żeby wykonać tam chociażby to jedno zdjęcie rysunku:

IMG_7904
Rysunek przedstawiające starożytne miast Balasagun

Odremontowana i ledwo stojąca wieża
Odremontowana i ledwo stojąca wieża

Błądząc po raz pierwszy…

Kiedy już nam się lekko znudziła Wieża Burana (bo też ile można oglądać wieżę, nieprawdaż?), odbiliśmy nieco w boczne drogi. Ten płaski region Kirgistanu cały obsiany jest polami, a co chwilę wzdłuż drogi ciągną się nawadniające ziemię kanały irygacyjne. W okresie letnim raczej nie pada tutaj deszcz, więc jakoś trzeba sobie radzić i doprowadzać na pola wodę.

Na próżno szukać także jakichś znaków informujących. Nie tylko informujących o atrakcjach turystycznych jak Burana, ale jakichkolwiek! Nie bardzo wiemy gdzie jechać. Ludzie zapytani o interesującą nas Kalinovkę, skąd chcemy wrócić znowu do głównej drogi, wskazują nam zupełnie inny kierunek, aniżeli podpowiada mi logika i jako taka orientacja w terenie. Sprawiają oni wrażenie jakoby znali się tylko w obrębie własnej wsi, kilkudziesięciu hektarów ich pola, a oddalona o zaledwie kilkanaście kilometrów stąd wieś, wykracza poza ich znajomość okolicy.

Koniec końców trochę pobłądziliśmy, co nie zdarza mi się zbyt często. Jakby tego było mało, nasza mapa także nie należy do najlepszych i próżno szukać na niej tejże wsi. Żeby było śmieszniej i jeszcze bardziej skomplikowanie, pokazuje ona inne, położone rzekomo na naszej drodze, a jak się później okazuje, będące oddalone od niej o dobre kilka kilometrów.

Chyba trzeba wziąć się za ponowne badania kartograficzne w Azji Środkowej, bo jak już wspominałem we wpisie praktycznym, nie tylko tutaj wzorowali się na starych, sowieckich  mapach wojskowych. Wyczuwam dobry pomysł na biznes.

Nie do końca kirgiskie kopalnie złota.

W końcu, po ciężkich bojach udało nam się wyjechać z powrotem na drogę Biszkek-Issyk Kul. Szybko tego żałujemy, kiedy kilka kolejnych ciężarówek traktując nas mocnym podmuchem powietrza, niemal nie powoduje upadku. Po niedługim czasie psychicznej męczarni, odbijamy pod przydrożny stragan z arbuzami. To jedne z nielicznych owoców, które uwielbiam i jedyny do którego to ja muszę przekonywać Martę, a nie odwrotnie. Kupuję jeden z mniejszych (8kg!), wrzucam go na bagażnik i jedziemy szukać jakiegoś odpowiednio zacisznego miejsca do jego konsumpcji. Arbuz jednak postanowił sam sobie wybrać miejsce i na pierwszej nierówności runął na ziemię, rozpadając się na dwie, idealnie równe połówki.

Okazało się, że arbuz wybrał sobie ławkę przy jakimś chińskim urzędzie. Długo nie trwało, jak przysiedli się do nas jacyś ciekawscy mężczyźni, przedstawiający się jako pracownicy chińskiej kopalni złota. Uściślając – kirigiscy pracownicy. Kirgistan jest technologicznie dość mocno zacofany, więc tłumnie ściągają tutaj zagraniczni inwestorzy, głównie właśnie Kitajce (jak nazywają tutaj Chińczyków). Nie bez znaczenia jest również pewnie korupcja i to, jak kto potrafi przekonywać i kto, ile komu zapłacił za pozwolenie na wydobycie. Złoto oczywiście jedzie do Chin.

Chińczycy inwestują gdzie się da. Budują drogi, domy, stawiają kopalnie, inne fabryki. W kilku ostatnich latach miało miejsce wiele strajków pracowniczych. Ludność kirgiska domaga się lepszego traktowania, wyjaśnienia niejasnego udzielania pozwoleń na wydobycie chińskim przedsiębiorstwom, a także nieprzestrzegania norm ochrony środowiska. Zdarzały się wielkie protesty, a nawet pobicia chińskich pracowników.

Kirgizi domagają się również nacjonalizacji sprzedanych zagranicznym inwestorom przedsiębiorstw, m.in. położonej u podnóża gór Tienszan kopalni Kumtor, będącej w rękach Kanadyjczyków (mają oni 70% udziałów). Setki protestujących zablokowały w sierpniu zeszłego roku główną drogę, którą właśnie jedziemy, podpaliły opony, rzuciły na drogę kłody drzew, a zabierającej się do interwencji milicji, protestujący zaczęli grozić koktajlami Mołotowa.

Nie ma się co dziwić, że w kraju, gdzie jedna trzecia z  5,5 mln ludzi żyje na granicy ubóstwa, fakt, że tak wielkie pieniądze wyjeżdżają z kraju budzi takie emocje.

Kopalnia Kumtor od początku swojego istnienia (1997 rok) wydobyto tam aż 270 ton złota. W najlepszych latach przychód, który generowała dla gospodarki stanowił aż 12% PKB Kirgistanu.  Rząd postanowił zainterweniować i obiecał, że zwiększy kirgiskie udziały w kopalni Kumtor do 50%, a w późniejszym czasie do 67%, jednak na tę chwilę nic się nie zmienia i jak mniemam raczej prędko się nie zmieni.

Na zakończenie kilka zdjęć z tego jakże ciekawego dnia.

Kopalnia Kumtor w zimie...
Kopalnia Kumtor leży na ponad 4000 metrów.. (źródło zdjęcia)
Kumtor_CAT3
Praca wre. Wszystko to są oczywiście chińskie maszyny. (źródło zdjęcia)
podupadająca kopalnia spotkana po drodze, jednak nie jest kopalnia Kumtor. Nie ta wielkość, nie ten rozmach.
Podupadająca kopalnia spotkana po drodze, jednak nie jest kopalnia Kumtor. Nie ta wielkość, nie ten rozmach.

W następnym wpisie: Marta kruszy serca Kirgizów i jak nawet na końcu świata można spotkać Polaka… Będzie też trochę podjazdów. :)

Karol Werner

Podobało się? Zostań na dłużej!

Informacje o nowych treściach wprost na Twojego e-maila. Bez spamu!
Dołącz do ponad 200 000 obserwujących osób i zgarnij jednorazową mega promocję na moje książki!

13 komentarzy

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

  • Ale sobie fajną wycieczkę urządziliście! Dawno tak nie biwakowałam przy drodze i teraz najchętniej bym wyszła z pracy i pojechała gdzieś daleko :)

  • Rozśmieszył mnie tekst o kobiecych upodobaniach żywieniowych. Jakbym swojego N. słyszała, jak jem te moje owsianki, chia seeds i inne dziwności :) A tak na poważnie, to Kirgistan jest na tyle egznotyczny dla mnie, że cieszę się, jak na jakieś posty przyblizające ten kraj trafiam :)

  • Na przyszły rok planowałam co prawda Uzbekistan, ale po przeczytaniu tego wpisu mam mega dysonans :) Na drugi raz postaraj się pisać trochę mniej ciekawie i bardziej zniechęcająco, bo jak tak dalej pójdzie to będę musiała rzucić pracę i wyjechać do Azji Środkowej ;)

  • Skoro już zrobiłem ten błąd i zajrzałem, to Ci napiszę. Że bardzo nie lubię Twojego bloga, Ciebie, a najbardziej Twojego roweru. Że jeździ, że możesz to wszystko oglądać, że nie popsuje się Ci się co drugiego dnia, żebyś chociaż połowę tego zobaczył…

    Chociaż… chyba jednak siebie bardziej nie lubię, że zapomniałem, że tu zawsze znajduję tyle kapitalnych rzeczy.

    No, to tyle. Trochę ze mnie zeszło. Ale szybko nie wrócę! :P

    Szy.

    PS. Nap*alaj ile możesz, póki możesz! A wątpliwości sprzed wyjazdu pamiętasz?! :)

  • Nareszcie na blogu troche wiecej o Marcie….czy jest pomysł, aby Marta opisała swoj jeden dzien podrozy…jestem ciekawa jak to wszystko wyglada jej oczami? pozdrowienia dla Marty…Szerokiej drogi zycze.

  • Super ogląda się te zdjęcia bezkresnych równin Azji Środkowej. To jeden z tych kierunków, jaki bardzo nas ciągnie i, miejmy nadzieje, uda się go zrealizować niebawem (może wiosna 2015?). Co do samego wpisu – delikatny uśmiech zagościł na twarzy czytając o waszych perypetiach :). A kwestia map i braku orientacji – znamy i lubimy (przez chwile przynajmniej :P).

    Pozdrawiamy,
    Kasia i Marek z aguadecoco.pl

  • Chodzi za mną ta Azja Środkowa i chodzi… I chyba muszę po prostu wziąć i kupić bilet, bo widzę, że nie ma dłużej co odkładać, kiedy zewsząd na mnie łypią te -stany! ;)

  • Cześć :) Mam pytanie, czy wiesz może w jaki sposób uzyskać pozwolenie na obszar południowo- wschodniego Kirgistanu (m.in.Kara-Say)? Slyszalam, ze trzeba z paro tygodniowym wyprzedzeniem, ale nie mogę znaleźć nigdzie szczegółowych informacji, a wyjeżdzamy ze znajomymi już za 3 tygodnie do Kirgistanu.
    Będę bardzo wdzięczna za odpowiedź :)
    Pozdrawiam,
    Magda