Słońce w zenicie. Naprzeciwko siebie stoją dwie drużyny. Każda liczy sobie 7 osób. Zawodnicy i ich konie gotowi do startu. W końcu, ku uciesze zgromadzonych, sędzia rzuca na ziemię czarną, włochatą piłkę… Wtem zrywają się jeźdźcy, trybuny wybuchają! Spod kopyt unoszą się kłęby kurzu, nikt nie daje za wygraną. Co w tym dziwnego? Aha, zapomniałbym! Jako „piłki” używa się… martwej kozy!
Tak wygląda w przybliżeniu mecz Kok Boru – narodowej, tradycyjnej gry większości krajów Azji Środkowej. W Afganistanie i Tadżykistanie grają w Buzkaszi, Kazachstanie w Kokpar zaś w Kirgistanie, Uzbekistanie i Turkmenistanie właśnie w Kokboru. Wszystko to ta sama gra, a nazwa w każdym z krajów znaczy – „wydzieranie sobie kozła”.
Drużyna pierwszego jeźdźca, który dopadnie leżące na środku boiska truchło kozy, przystępuje do ataku. Gra wygląda bardzo chaotycznie i gdyby nie dwukolorowe ubiory zawodników, ciężko byłoby zorientować się kto jest z kim w drużynie, jakie kto ma zadania i o co tu w ogóle chodzi.
Okazuje się, że jeden lub dwóch jeźdźców wyznaczonych jest do pilnowania bramki, a reszta do ataku i blokowania przeciwnika. Bramka ma postać kręgu, do którego należy wrzucić kozła. Jeśli jednej z drużyn udaje się kozę wrzucić do kręgu przeciwnika zdobywa ona punkt. Jeśli nie, „piłkę” przejmuje drużyna przeciwna i próbuje tej samej sztuki kilkadziesiąt metrów dalej, z drugiej strony boiska.
Nie jest to jednak takie proste. Okazuje się, że koza może ważyć 7-30 kilogramów, a weź tu podnieś z ziemi jedną ręką taki ciężar! Pozbawiona głowy koza ma zaszyty kark, a wszystkie wnętrzności pozostawione w środku. Często, kiedy zawodnik schyla się już po kozę (bez schodzenia z konia!), ta wyślizguje mu się z rąk.
Dodatkowo zawodnicy uniemożliwiają sobie jak tylko mogą zdobycie kozy. Przepychają swoim koniem konia przeciwnika, biją konia przeciwnika specjalnym biczem, czy też biją w końcu samego przeciwnika. Czasem bywa, że i jeździec spadnie pomiędzy liczne końskie kopyta. Wtedy specjalnie trenowany do Buzkaszi koń, zasłania swojego pana ciałem, tak aby nie stała mu się krzywda.
.
Jak zostać pełnoprawnym fotoreporterem.
Mistrzostwa odbywały się w Czołponacie, niedaleko jeziora Issyk Kul. W zawodach brało udział kilkanaście drużyn, z trybun zmagania obserwowały setki kibiców. Pech chciał, że zostałem bez obiektywu zoom, a jak wiadomo, z trybun do wydarzeń na boisku zazwyczaj jest daleko. Wpadam jednak na całkiem niegłupi pomysł. Przecież nie po to tyle kilometrów pokonałem, żeby nie zrobić żadnego konkretnego zdjęcia.
No wiec zakładam aparat na ramie, na drugie przewieszam torbę, w ręce trzymam inny obiektyw. Kapelusz na głowę, ciemne okulary na nos i dumnym krokiem prę pewnym krokiem wprost na mundurowego odpowiedzialnego za wpuszczanie fotografów na boisko. – Żeby tylko wyglądać jak najbardziej profesjonalnie. – powtarzam w myślach.
– A gdzie przepustka? – pyta policjant. Wszyscy fotografowie mają specjalne wizytówki zawieszone na szyi, na których widnieje wielki napis PRESS. Stoję przed oficerem, nawet powieka mi nie zadrgała. Jestem przygotowany przecież i na taką ewentualność!
– No drogi panie! Dziś przyjechałem do Biszkeku, z Europy samej! Nie zdążyłem się zarejestrować ani wyrobić wizytówki – kłamię w żywe oczy. – A co mnie to obchodzi? – ripostuje policjant. Nie daję jednak za wygraną i zaczynam machać przed oczami moimi trzema obiektywami, aparatem, torbą i paszportem. – Przyjechałem, żeby zrobić artykuł w polskiej gazecie na temat Kokboru – odpowiadam. Chyba zależy wam na promocji waszego sportu narodowego, prawda? – wypalam, bez chwili namysłu.
Okazało się, że zależy. Pan zmierzył mnie groźnie wzrokiem i jak to robią wszyscy mundurowi zezwalający na przejście dalej – robi krok w tył i obraca się do mnie profilem. – Droga wolna, tylko rób dobre zdjęcia! – mówi mundurowy na pożegnanie.
Postaram się, na ile pozwalają mi obiektywy…
Buzkaszi / Kok Boru – zasady gry.
Zasady w tej grze to nowa rzecz. Wprowadzono je na potrzebę pierwszego w historii festiwalu gier nomadów, na którym właśnie zostałem fotoreporterem. Jeszcze do niedawna w grze mogła uczestniczyć dowolna ilość graczy (nawet do kilkuset!), za boisko służyła cała dolina, zaś miejsca uznawane za „bramki” wyznaczano spontanicznie – przykładowo pod oddalonym o kilkaset metrów zboczem góry.
Mecz, który mamy przyjemność oglądać, to konfrontacja Turcji i Kirgistanu. Skoro już znalazłem się zaraz przy linii bocznej boiska, miałem okazję pogadać nieco z trenerem Kirgizów. Trener skrupulatnie wyjaśnił, że istnieje liga kirgiska Kok Boru, która w tym sezonie liczy sobie aż 27 drużyn. Dowiedziałem się także, że w grze jest coś a’la spalony w piłce nożnej, lecz nie do końca zrozumiałem jak opisują to przepisy. Na pytanie, czy zamiast rozmawiać ze mną, nie musi on czasem dowodzić swoją drużyną – odpowiedział, że i tak wygrają.
– Turcja słaba jest, dostaną lanie! I faktycznie, Turcja, która wcale nie gra w tę grę u siebie, dostaje srogi łomot 12-0. – Dlaczego została zaproszona Turcja, skoro nie ma u nich tradycji gry w Kok-Boru? – pytam. – Marketing, marketing kolego! – śmieje się trener. Dzięki temu kilka milionów ludzi w Turcji usłyszy o naszych igrzyskach nomadów. – Pewnie z tego samego powodu na festiwal zostały zaproszone Stany Zjednoczone, czy też niektóre kraje Europy zachodniej. – dodaje.
Dawno, dawno temu… Pochodzenie gry Buzkaszi
Pewnie zastanawiacie się skąd wzięła się ta najdziwniejsza gra świata? Dlaczego gnają oni za truchłem kozła? Już śpieszę z wyjaśnieniami!
Najpopularniejsza wersja mówi o jeźdźcach, którzy uganiali się za wilkami porywającymi inwentarz z ich gospodarstw. Doganiali oni takiego wilka i wyrywali mu skradzione zwierzę, lub też – znacznie częściej – łapali samego złodzieja i następnie podrzynali mu gardło. Tak ubity wilk był przywożony do wioski i ofiarowany Biyowi (wodzowi). Bohater otrzymywał za swoje zasługi nagrodę wyznaczona przez wodza, a także wielki szacunek i uznanie u lokalnej płci pięknej.
To tyle w temacie Kok Boru. Mam nadzieję, że zaciekawił Was ten wpis. Jeszcze kilka zdjęć, także z klubowych potyczek autorstwa znajomego Mikołaja Mizera, a na samym dole krótki filmik mojego autorstwa. pozujący kilka akcji. Zaś niedługo kolejne wpisy z Kirgistanu. :)
PS>
Nocleg znaleźliśmy w sadzie zagrody dla koni – zaraz obok stadionu. Po długich rozmowach z właścicielami o wszystkim i o niczym, dowiedziałem się kilku ciekawych faktów dotyczących cen koni. Biznes założyły dwie osoby, teraz zatrudniają już 5 kolejnych, a w zagrodzie mają kilkadziesiąt koni. Cena konia sprzedawanego na ubój wynosi ~1000 dolarów, zaś koni czystych ras nawet za 30.000$. Sprzedają do Europy i Ameryki. Ceny koni do Kok Boru także nie są małe i mogą wynieść nawet 10.000 $!
Niesamowite! Czego to ludzie nie wymyślą :)
Nie wiem czy się wypada śmiać z martwej kozy, ale historia mnie bardzo rozbawiła. A na koniec sobie pomyślałam, że po tym jak zmieniłam lustrzankę na bezlusterkowca to ja bym się nigdzie wepchnąć nie mogła – bo kto by uwierzyła w takiego fotografa…
No i mamy pierwszą wadę bezlusterkowców :D
co tam jedna wada wobec tylu zalet :P
My mamy piłkę nożną, oni mają piłkę kozią :) można? można! :) super zdjęcia, pozdrawiam!
Szkoda, że nie zauważył Pan, że Konie mają przedziwne spiralne wędzidła, od których krwawią. Proszę też spojrzeć na Ich oczy, nie błyszczą ze szczęścia.
Szacun za foty i opisanie tego! Opcja z kozą bleee.
wow to faktycznie ciekawe… Może uda mi się też w Kirgistanie lub Tadżykistanie trafić na taki mecz :)))
Zdjęcia rewelacyjne. A wejście jako fotoreporter… pewność siebie zawsze się opłaca :) Pozdrawiam
widziałam te zawody, jednak dla mnie zbyt drastyczne :)
a kiedy dokładnie one mają miejsce? wybieram się w tym roku do Kirgistanu, więc może udałoby się tak ustawić termin, by to zobaczyć :)
Musisz rozglądać się po wsiach i dolinach. Ludzie czasem, jeśli nadarzy się jakaś okazja, święto – zabijają kozę i grają w Kok Boru. Jeśli chodzi o mistrzostwa, to następne dopiero za 4 lata, z tego co pamiętam chyba w Kazachstanie
Najdziwniejszy sport jaki widziałam :) Ale co kto lubi :)
Jak by nie patrzeć dyscyplina sportu z tych bardziej pokręconych, choć widocznie muszą to lubić. Widać , że u nich organizacje praw zwierząt itp. się nie wtrącają do tradycji, bo gdyby to miało miejsce u nas to pewnie skończyło by się to oprotestowaniem albo oskarżeniem o torturowanie zwierząt.
No pewnie tak, ale to nasz, europejski chory wymysł – organizacje praw zwierząt ;) Zresztą czy ona jest torturowana? Przeciez zostaje zabijana przed meczem?
Z tym,że nie koniecznie chodzi tu o kozę,a o konie.Na Pana zdjęciach widać opuchnięte,krwawiące pręgi po baciku,zakrwawione pyski,dla ludzi nieco bardziej znających się na rzeczy widać opuchnięte pęciny,paskudne urazy. Dla konia wpadnięcie w taką 'bramkę’ może skończyć się(i pewnie często kończy) poważnymi urazami,lub złamaniami. Pytanie czy te konie przechodzą jakąś weterynaryjną kontrolę? W ostateczności to tacy sami sportowcy jak jeźdźcy je dosiadający… Dla mnie to jest tragedia. Rozrywka kosztem zdrowia i życia zwierząt. I o kozę tu nie chodzi. Równie dobrze mogli by grać truchłem zmarłego przodka.
Popizgana rozrywka dla dzikusów….szok…..
Był kiedyś taki film.
O buzkaszi.
Jak pamiętam to z Omarem Sharifem.
Może ktoś poda namiary a potem
niech trolujący obejrzą.
Może zmienią zdanie.
zrjn.
PS. Tylko krowa nie znienia poglądów – d’Allembert
Czy to może być ta sama gra, w którą grają Tybetańczycy? Jadąc autobusem przez Syczuan mignęło mi coś takiego – ludzie na koniach, kolorowe stroje, sami miejscowi wokół. Dowiedziałam się tylko, że to jakiś tradycyjny sport i nawet nie znam nazwy żeby sobie wyszukać więcej szczegółów.
oj szczerze nie ma pojęcia :(
piękne zdjęcia, dobrze, że Cię wpuszczono ;-) pewno jakby Policjant to zobaczył, to by nie pożałował decyzji ;-))
Ale konie to chyba po takich rozgrywkach idą tylko do rzeźni… na zdjęciach widać, że są one splecione, co nie jest czymś aż tak złym, widać uderzenia po pałacach, które robią im aż rany! W wyścigach konnych za 3 uderzenia batem jeździec jest w sumie skreślony ze świata koniarzy .Siwek ma zarozowiony pysk .nie wiem czy to barwnik czy wędziało dało taki efekt :(
Hej, pewnie to krew. Oczywiście zgadzam się, niektóre konie to aż mają blizny na tyłku (jedna fota, czarny koń)…
Szkoda, że nie byłeś w tym roku na World Nomad Games. Myśmy byli już drugi raz zainspirowani Twoim artykułem :)
Kilka zdjęć od nas :)
http://zplecakiem.pl/world-nomad-games-2018-amerykanskim-stylu/
Następne zawody w Turcji juz za dwa lata
[…] do bramek martwym kozłem. Sport jak sport. Świetną relację z takiego meczu znajdziecie u Karola. Na treningach jest nieco mniej światowo, bo kozioł ćwiczebny jest sztuczny, a nie martwy. Tę […]