Po pierwszej, ciężkiej pobudce i szybkim śniadaniu w drodze jesteśmy przed 9. Do granicy Ukraińskiej jechało się bardzo dobrze. Całą drogę przez Przemyśl, aż do samej granicy jedziemy praktycznie cały czas z wiatrem w plecy. Słoneczko świeci, ptaszki śpiewają, ale jak to ktoś mądrzejszy kiedyśpowiedział – dobre złego początki.
W Przemyślu szukając jakiegoś kantoru, natknęliśmy się na dworzec kolejowy. Już początkowo fasada budynku wydawała się zbyt podejrzana. Wchodząc do środka spodziewałem się mniej więcej czegoś zbliżonego do polskich standardów kolejowych. Obdartego, brudnego i śmierdzącego miejsca, który każdy odwiedza z musu i przejazdem. Tutaj rozczarowanie! Dworzec odpicowany, czyściutki i zdecydowany wart odwiedzenia. Na ścianach pozłacane, ozdobne plafony oraz odrestaurowane malowidła. Z sufitu zaś zwisa sobie żyrandol. Budynek został odrestaurowany za bagatela 25 milionów w latach 2010-2012. Istny Wersal!
Na granicy w Medyce nie mieliśmy żadnej kontroli. Śliczna Pani celnik wita nas zalotnym uśmiechem, wbijając pierwszą z czterech pieczątek jakie dostaniemy na tej wycieczce, po czym życzy szerokiej i bezpiecznej drogi. Obywatele Unii mają dużo szybszą przeprawę niż biedni Ukraińcy, czekający w sporej, równoległej do naszej kolejce, próbując przenieść różnej wielkości toboły przez kontrolę.
Jedzie się bardzo przyjemnie. Na głównej drodze asfalt cały czas jest najwyższej, europejskiej jakości. Niestety czar szybko prysł i po odbiciu na południe na Sambor, warunki do jazdy zmieniają się diametralnie. Początkowo najgorszy był wiatr walący idealnie od przodu. Dodatkowo hulając tak, zabiera on całą okoliczną nawierzchnię, ciskając w nasze twarze nieprzyjemny pył. Kiedy już udało się dobrze przeżuć i popić ten cały piach, zaczęły się podjazdy i poważne braki w nawierzchni asfaltowej, która w porywach nie przekraczała nawet 50% całego składu drogi. Ser szwajcarski i jego osławione dziury nie może nawet stawać w szranki z drogami naszych wschodnich sąsiadów. Witają nas bezdroża Ukrainy…
Oczywiście nie zawsze było tak źle i czasem dało się jechać nawet 20 kilometrów na godzinę, ale były to tak krótkie epizody, że jak już droga była akceptowalna i gwarantowała w miarę płynną jazdę, to cieszyliśmy się jak małe dzieciaki. Pomyśleć jak niewiele do szczęścia potrzeba.
Nocleg znaleźliśmy na dziko w miejscu niedaleko od drogi, ale za to jakieś 15 metrów nad nią. Był to taki podest na okolicznej górze. Po pozostawionych butelkach, śmieciach i starym ognisku można wnioskować, że za atrakcyjne miejsce uznała go także tutejsza gawiedź. Tej nocy niestety nikt nie wpadł na party mimo soboty. Szkoda.
Zdjęcia ciemne i ponure bo też taka aura… Ukraińska furmanka, na niemieckich tablicach!
Shashin Error:
No photos found for specified shortcode
Z tymi etykietkami na Ukrainie to jest w ogóle ciekawa sprawa. Czy to na wodzie, coca-coli czy innych sokach. Zawsze można doszukać się informacji o tolerancji np. jak na zdjęciu objętość wody w butelce +/- 2% w stosunku do 1,5 litra. O ile to jeszcze można przeboleć to informacja na piwie, że zawartość alkoholu jest +/- 1% jest co najmniej… dziwna.
Shashin Error:
No photos found for specified shortcode
I na co komu tutaj mechanik? Jak jakaś Lada nie wytrzymała już tych dziur, to absolutnie nikt nie dzwonił po lawetę. Panowie rozkładali narzędzia na drodze, facet wślizgiwał się pod auto i działał.
Shashin Error:
No photos found for specified shortcode
Co robi samochód na lewym pasie, kiedy sytuacja nie dzieje się np. w Wielkiej Brytani? Zwyczajnie omija dziury, które najwidoczniej na jego pasie są o wiele większe. Oczywiście jak ktoś zaczyna jechać z naprzeciwka to szofer zjedzie na swój pas, ale zawsze jest ta chwila niepewności, kiedy widzi się prujący z naprzeciwka lewym pasem bus.
Reszta zdjęć:
Shashin Error:
No photos found for specified shortcode
Dzień 2. 101km 6h30min. 15,55km/h
http://www.kyiv-ukraine.eu – tutaj widzę też ciekawa strona z komentarzem że jeszcze uzupełniają… o dzisiejszych czasach w Kijowie – przy okazji potwierdzają wartość tej strony bo przesyłają info o tej stronie
Bardzo ciekawy opis Ukrainy i jak wspaniałe krajobrazy upiększające waszą wycieczkę. :)
W Polsce też mamy przepisy mówiące o tolerancji zawartości alkoholu w piwie +/- 1% ;) Różnica taka, że u nas na butelce podaje się wartość uśrednioną. Związane jest to z tym, że akcyzę płaci się od wartości ekstraktu, a nie od zawartości alkoholu.
Co do samej wycieczki, to też lubię jeździć na Ukrainę, tyle że motocyklem :)
Dzień dobry, bardzo ciekawy wpis, a z którego jest roku? Zastanawiam się czy od tamtego czasu choć Roche się na lepsze zmieniło u nich…
Rok 2013. Obawiam się, że raczej niewiele się zmieniło
O rety, my za żadnym miejscem nie tęsknimy tak, jak za Krymem..! I pierwsze nasze wpisy na blogu też były z Krymu :)
Byłem w tym roku na Ukrainie na praktykach i dosłownie się zakochałem :D Troszkę dalej niż ty, (mniej więcej tyle samo na południe, ale bardziej w głąb, pod Iwano Frankiskiem) ale widzę że widoczki bardzo podobne. Fajnie wejść na bloga i móc powspominać