Kogo lubią Gruzini?

Aura nie jest dla nas szczęśliwa w krainie którą zamieszkują Gruzini. W nocy padało i dobrze, że nie musieliśmy rozbijać tych nieszczęsnych namiotów. Poza tym dzień wcale nie będzie lepszy. Wmawiamy sobie, że jeszcze zatęsknimy za deszczem w Iranie jak i kolejnych krajach, no ale bez przesady! 

Na śniadanie gospodarz serwuje nam to samo, co wczoraj. Dla odmiany za to jemy w domu, a nie sklepie. Do wczorajszego zestawu żywieniowego dostajemy jeszcze gorąca czekolada i woreczek ugotowanych jajek na drogę. Serdecznie panu dziękujemy i się żegnamy jak najładniej umiemy. Mimo, że dzielnie się maskował, można było zauważyć jak w jego oku kręci się mała łezka. Też nam jest smutno i wszyscy zdają sobie sprawę, że więcej się już nie spotkamy. Zresztą co tu się naszemu dobrodziejowi dziwić. Jadą chłopaki do Iranu – to już pewnie długo nie pożyją.

Deszczu idź sobie!

Cały dzień chmury zawieszone bardzo nisko. Momentami robi się na tyle zimno, że jakbym miał jakąś kurtkę to bym ją sobie założył. Mój huraoptymizm pogodowy się nie sprawdził co do Gruzji. Od biedy musiałem się ratować polarem, który zabrałem bardziej z myślą położenia na nim głowy wieczorem niż ubierania. Deszcz pada przelotnie praktycznie cały dzień i to w różnych odmianach. Prawie jak w filmie Forest Gump – tylko brakowało jeszcze deszczu padającego „z dołu w górę” . Kiedy walczymy z podjazdem jest mżawka, kiedy jesteśmy na górze widoczność jest praktycznie zerowa, kiedy zjeżdżamy z góry jest lekki opad, zaś kiedy już dojechaliśmy do miasteczka leżącego pod tą górą – dopada nas burza. Polar niestety okazał się mało wodoodporny i trzeba było zakładać kolejne suche ciuchy, które się jeszcze uchowały na dnie sakwy. W takich punktach Gruzini robią opłaty praktycznie za wszystko. Interesujące :)

Droga do Tkibuli

Morale nie jest najwyższe tego dnia i znowu szukamy na noc jakiegoś miejsc a pod dachem. Za pierwszą próbą dostajemy schronienie u państwa nazwiskiem Lomidze. Para emerytów, którzy na lato uciekają z swojego rodzinnego Tbilisi – celem odpoczęcia od wielkiego miasta –przyjmuje nas do siebie. Początkowo jest mała niechęć i z trudem udało nam się przekonać do rozbicia namiotu. Po kilku chwilach jednak, gospodarz imieniem Nodari prowadzi nas na taras za domem gdzie stoją dwa nieużywane łóżka. Cudowanie! Pakuję namiot powrotem i przenoszę razem z Piotrkiem manatki. Taras jest całkiem fajny, niestety obok niemiłosiernie hałasującej rzeki, która trochę jednak przeszkadza w zaśnięciu. Mimo wszystko mamy jednak dach nad głową i w nocy może (i będzie!) padać ile chce. Nasi mili gospodarze:

Na koniec dnia bierzemy jeszcze małą kąpiel i zostajemy zaproszeni na kolację. Standardowo już jemy chleb z serem, pomidory, ogórki i konfiturę z róży. Trochę pogadaliśmy sobie z naszymi gospodarzami na różne ciekawe tematy. Chętnie słuchali gdzie się wybieramy i często dopowiadali ciekawe opinie o kolejnych wymienianych przez nas krajach. Zasadniczo w całej Gruzji – niezależnie od regionu – panowały podobne przekonania. Armenia jest „ok”, a Turcji ani Azerbejdżanu nie lubimy – mówi żona Nodariego. Co ciekawe – Iran także jest „ok”. Nie wiem jaka jest propaganda sprzedawana w Gruzji na temat tego kraju, ale na pewno nie tak negatywna jak u nas.

Gruzińskie śniadanie

Kogo lubą Gruzini?

Oczywiście nie staram się tutaj przedstawiać do kogo pałają sympatią Gruzini, a do kogo nie. Myślę jednak, że te kilka osób u których spaliśmy daje jakiś niewielki obraz rzeczywistości i może jakoś poświadczyć o ogóle. Co ciekawe Gruzini mają dużo więcej powodów do nielubienia Iranu niż. Gruzja cały czas była napadana przez swoich szanownych sąsiadów. Kolejne szalenie ekspansyjne kraje starały się opanować Gruzję i powiększać o nią swoje terytoria. Rzymianie nacierają już w IV wieku, a nieco później swoich sił próbują Turcy i właśnie ówczesna Persja. Przez całe wieki Gruzini byli cały czas podbijani. Do ekipy dołączyli się także swojego Arabowie, którzy w VII wieku zostali jednak odparci, wraz ze swoim islamem. Po tych wydarzeniach zaczynają się lata świetności dla tego niewielkiego kaukaskiego kraju. Prosperita trwa przez kolejne osiem wieków, kiedy to od północy wkraczają Mongołowie – jak to mieli w zwyczaju – rabując i wyżynając wszystkich po kolei. Dodatkowo przez kolejne lata Gruzini walczyli miedzy sobą w niezliczonych wojnach, tworząc przy tym mnóstwo mniejszych księstw. Tak zniszczone państwo – po blisko pięciuset latach niepowodzeń zjednoczenia i kolejnych napadach ze strony zewsząd otaczających ich krajów muzułmańskich – przyłączyło się do Rosji w 1801 roku. Podporządkowanie to miało skutkować pomocą strony Rosyjskiej w odpieraniu kolejnych ataków z południa, a co za tym idzie odrodzeniem się kraju. I rzeczywiście tak było.

Koniec lekcji historii, bo właśnie gospodyni przypomina sobie jednak, że nie lubi też muzułmanów… Zaczynam się gubić i trochę mi się to kłóci z wcześniejszymi opiniami o Iranie, ale już nie będę się wymądrzał. Kobieta sama nie potrafi wyjaśnić przyczyn swojej niechęci – nie przepada za nimi i już. Może brak powodów do sympatii wywołuje antypatię? Być może bierze się to stąd, że Gruzini od zawsze prowadzą bardziej osiadły tryb życia i wszystko co obce napawa ich lękiem? Nie ciągnie ich do wielkiego świata – oni mają swoją Gruzję i to im wystarcza. Kończąc wpis cytatem:

„Gruzin nie ma w sobie nic z obywatela świata. Jeździ za granicę bez entuzjazmu i niechętnie osiedla się w innych miejscach. Gruzinów można spotkać właściwie tylko w Gruzji. Ich patriotyzm jest patriotyzmem ziemi, tej doliny, albo tego wzgórza, gdzie człowiek się urodził i gdzie – jak nakazuje zwyczaj – powinien umrzeć.” – R. Kapuściński

 Gruzińskie jedzenie

Karol Werner

 

Podobało się? Zostań na dłużej!

Informacje o nowych treściach wprost na Twojego e-maila. Bez spamu!
Dołącz do ponad 200 000 obserwujących osób i zgarnij jednorazową mega promocję na moje książki!

6 komentarzy

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *