Problem z reportażową fotografią wojenną

Całkiem niedawno miało miejsce rozdanie nagród w konkursie fotograficznym World Press Photo. Pierwsze miejsce i 10.000 € zgarnął właśnie autor powyższego zdjęcia. Niestety, mało kto pyta co przedstawia i gdzie zostało wykonane. Fotografowie z całego świata rozwodzą się nad autentycznością owego zdjęcia ,zapominając chyba jakie zadanie ma fotografia wojenna. Stało się ono kontrowersyjne nie dlatego, że pokazuje czyjąś tragedię, lecz dlatego, że może być fotomontażem. Nie dlatego, że cierpią tam ludzie ale dlatego, że światło, które oświetla ich twarze jest podobno nienaturalne.

Z tego powodu mam mieszane uczucia co do reportażowej fotografii wojennej i całego konkursu World Press Photo. Jeśli fotografia reporterska ma w zamyśle pomagać poprzez ukazywanie tragedii, to nie powinno organizować się takich konkursów napędzających koło rywalizacji wśród fotografów. Prowadzi to do tego, że uwaga widza zostaje przekierowana na zupełnie co innego. Ludzie zaczynają postrzegać takie zdjęcie pod względem techniczno–artystycznym, nie zauważając problemu jaki ono porusza. Wśród fotografów zaś liczy się kariera, prestiż i sława za wszelką cenę, a nie chęć pomocy innym.

Shashin Error:

No photos found for specified shortcode

Innym przykładem jest zdjęcie wykonane przez Kevina Cartera w roku 1993 w Sudanie. Zdjęcie pokazuje wychudzonego chłopczyka, któremu przygląda się tłusty sęp. Jak twierdził sam autor, dziecko zmierzało do punktu wydawania żywności. Przysiadając ze zmęczenia pewnie nawet nie zdawało sobie sprawy, że załapało się na sesję fotograficzną, gdzie prawdziwy sęp stał po drugiej stronie obiektywu. Wielu ludzi zainteresowało się losem dziecka, a sam autor był mocno krytykowany przez kolegów po fachu za bierną postawę i brak etyki zawodowej. Kevin próbował się bronić tłumacząc, że dziecku udało się uciec od drapieżnika. Z drugiej strony nie wiedział czy dotarło do celu, co sugeruje, że po skończonej sesji zwykle je zostawił…

Fotografia odniosła jednak ogromy sukces. Poza pierwszymi stronami gazet i licznymi nagrodami przyczyniła się do zbiórki pieniędzy na żywność dla Sudanu. Jednak samemu autorowi trudno było żyć z tym faktem, że owemu dziecku nie pomógł, a jedynie wykorzystał dla swojej kariery. Nałożenie się wielu lat pracy jak i innych feralnych wydarzeń związanych z jego zawodem, spowodowało u niego ciężką depresję. W rok od wykonania tego zdjęcia popełnił samobójstwo. W liście pożegnalnym napisał:

„Jestem załamany. Bez telefonu, bez pieniędzy na czynsz i na alimenty. Prześladują mnie żywe obrazy zabitych i cierpiących, widok ciał, egzekucji, rannych dzieci[…]”

Jest to bardzo niewdzięczna praca i sam nie wiem co myśleć o fotografach wojennych. Wykazują się niesamowicie odporną psychiką, kiedy to mierzą obiektywem w oczy osobom skrajnie cierpiącym głód czy to przeżywającym inne tragedie. Ale gdzie jest cienka granica, na którą powinni uważać fotografowie, żeby nie stać się tylko pozbawionymi empatii maszynami do robienia zdjęć – postrzegającymi otaczający ich świat jako kolejne, potencjalnie dobre kadry?

„Musimy na to patrzeć. Mamy moralny nakaz by na to patrzeć. I robić co tylko możemy. Bo jeśli nie my, to kto? […] Trudno przekonać ludzi do tematów, które mają znaczenie i które nie dają ucieczki od rzeczywistości, ale usiłują wciągnąć ludzi głębiej w tę rzeczywistość. Tak, by przejęli się czymś więcej, niż oni sami.”James Nachtwey o fotografii wojennej

Podobało się? Zostań na dłużej!

Informacje o nowych treściach wprost na Twojego e-maila. Bez spamu!
Dołącz do ponad 200 000 obserwujących osób i zgarnij jednorazową mega promocję na moje książki!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.