Rumuńskie Karpaty Witają. Zwiedzanie Sibiu

Standardowo budzimy się o 7 i po wygramoleniu się, pojedzeniu i spakowaniu (także standardowo) wyjeżdżamy o godzinie 9. Za główny dzisiejszy cel obraliśmy dojechanie jak najbliżej jutrzejszego podjazdu. W sporej części jedziemy znowu tą samą drogą co wczoraj. Ruch samochodowy nie ustaje, cały czas mijają nas Tir’u. Do czasu. W pewnym momencie zauważamy spory korek mający dobrze ponad 5 kilometrów. Trzeba było sobie kupić rowery! Kiedy tak beztrosko mijamy kolejne pojazdy dojeżdżamy w końcu do przyczyny całego zamieszania. Na prostej wyłożył się jeden z tirów i zablokował całą drogę. „Gospodarka Rumunii przeżywa teraz ciężkie chwile” – skwitował Wojtek.

Sibiu zwiedzanie miasta

Przez chwilę padła propozycja zrobienia biznesu na tym całym zamieszaniu. Była to super okazja której niestety nie wykorzystaliśmy. Chodzi o kursowanie rowerami wypełnionymi napojami i innymi zakąskami na linii – korek-sklep spożywczy. Myślę, że spokojnie sprzedalibyśmy spore ilości piwa turystom czekającym w gorących autobusach. Tirowcom także coś można by było sprzedać. Jeden pilnuje rzeczy – dwóch jeździ z sakwami pełnymi napojów. Następnym razem spróbujemy na pewno!

Wreszcie nie słychać warkotu tych wszystkich silników. Nie żebym był złośliwy i życzył komuś wypadku, ale częściej mogły by się blokować takie drogi, bynajmniej jak będziemy nadjeżdżać. Dziś tylko jeden dłuższy podjazd, ale raptem kilka kilometrów. Dalej jedziemy na Sibiu celem zobaczenia miasta. Podobno całkiem ciekawa jest część zwana old town.
Pogłoski były prawdziwe… mimo, że nie jesteśmy zwolennikami miast wszelakich to tutaj centrum jest imponujące. Dużo starych kamieniczek, ciekawe drogi, duży rynek i jeszcze więcej… turystów. Po którymś z kolei „witamy polaków, skąd jedziecie, z Polski? tak daleko? sami? tylko na rowerach? nie boicie sie? nie ma wam ciepło? bla bla bla…” uciekamy jak najszybciej z powrotem za miasto.

 

Sibiu stare miasto Sibiu rynek

Odbijając w stronę Transfogaraskiej ruch robi się jeszcze mniejszy. Mimo, że korek już pewnie odblokowany ciężarówki jadą na szczęście inną drogą i nie psują nam swoją obecnością pięknych widoków. Zaczynają pojawiać się coraz wyraźniej Rumuńskie Karpaty. Ogromny masyw rozciągający się po całym horyzoncie od razu polepsza nam nastroje. Jest na czym zawiesić oko.

Koło południa będąc na 80 kilometrze przejeżdżamy obok jakichś zbiorników wodnych. Wypatrujemy ich na mapie już od dłuższego czasu. W końcu stwierdziwszy, że muszą być już gdzieś tutaj odbijamy w lewo. Mamy nadzieję coś popływać w ten upalny dzień i się trochę odświeżyć. Jednak po sporym kawałku off-road’u docierając wreszcie do brzegu zbiornika nadzieja pryska jak bańka mydlana. Zejście strome, woda średnio ciekawa, a w oddali widać jakieś glony. Podobno jest to zbiornik wody pitnej (?!) … ciekawe. Nieumyci i dodatkowo skurzeni przez piach którym musimy wracać znowu jedziemy mając na przeciwko siebie góry.

Jako że nie ma co wjeżdżać dzisiaj wyżej w góry, kończymy w ostatnim miasteczku przed podjazdem. Jest godzina 17 więc mamy sporo czasu na ogarnięcie się. Tym razem nie na gospodarza lecz znajdujemy kemping! Zrażony po zeszłorocznym wypadzie w Alpy do drogich kempingów, podchodzę do tego trochę z dystansem. Przypomina mi to trochę kemping w Austrii w Zell am See który także brałem dzień przed podjazdem z tym, że na Hochtor. Na szczęście ten nie jest nawet w połowie tak drogi. Płacimy raptem 13 Lei na głowę (przelicznik do złotego mniej więcej 1:1) i już możemy do woli korzystać z prysznica! Na kampingu oczywiście poza nami jeszcze dwie rodziny z Polski. Poza tym jeszcze Niemcy. Pogadaliśmy trochę z rodakami. Krótka wymiana poglądów na temat Rumunii. Między czasie poprawiliśmy ich także kilkukrotnie, że droga nazywa się Transfogaraska, a nie Transfogarska i poszliśmy coś gotować.

W ogóle ciekawe skąd to się bierze, że 90% spotkanych Polaków błędnie nazywa ową drogę. Ktoś, gdzieś, kiedyś powiedział inny powtórzył i tym sposobem większość zna ją pod zupełnie błędną nazwą? Z Niemcami pogadaliśmy jeszcze mniej, ale za to dostaliśmy arbuza i z pełnymi brzuchami poszliśmy się obijać. Zanim jednak to nastąpiło trzeba było jeszcze wyprać rzeczy, bo kto wie kiedy będzie następna okazja!

Na jutro plan jest taki. Wyjechać z rana jak najwcześniej, żeby nie męczyć się na 35km podjeździe w słońcu kiedy to temperatura będzie oscylowała w granicach tej samej liczby. Jeszcze tylko sms do domu, ogarnięcie facebooka oraz innych niepotrzebnych do życia stron i idziemy kimać. Dobranoc.

Więcej o Rumunii – Co zobaczyć w Rumunii?

Tego narzędzia totalnie nie polecam. Rozumie, że plastik, ale żeby się łamał przy mieszaniu makaronu?!

Kemping w Rumunii

Dzień 9. 111km 5h45min. 19,30km/h

Podobało się? Zostań na dłużej!

Informacje o nowych treściach wprost na Twojego e-maila. Bez spamu!
Dołącz do ponad 200 000 obserwujących osób i zgarnij jednorazową mega promocję na moje książki!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.