Pewnie zadajesz sobie pytanie, gdzie to żyją ci Kurdowie? Chciałoby się powiedzieć, że żyją u siebie, jednak nie do końca jest to prawdą. Lud ten uciskany latami, nie posiada własnego kraju i jest jednym z najliczniejszych narodów na świecie pozbawionych terytorialnie wyznaczonego obszaru, który mogliby nazwać swoim państwem. Kurdowie rozproszeni pomiędzy Iran, Irak, Turcję oraz Syrię stanowią blisko 25 milionowy naród nieposiadający swojego własnego kraju. To więcej ludzi niż zamieszkuje wielką Australię.
Właśnie tam, gdzie kończą się równiny i idealnie proste drogi – zaczyna się Kurdystan. Niezliczone zawijasy serpentyn łączących kolejne malutkie wioski osadzone na stromych zboczach górskich, z miastami wciśniętymi z gracją w ciasne kotliny. Kurdystan poza latem jest piękną, zieloną krainą, w lecie zaś wysuszona ziemia zapada w letarg. Wyschnięte, spalone słońcem góry i pożółkłe, obumarłe pola uprawne czekają na lepsze czasy, tak samo jak zamieszkujący je ludzie.
Jak wszędzie, tak i tutaj świat jest pełen kontrastów i niesprawiedliwości. Pasterze owiec poruszający się na swoich leciwych osłach, niemal spychani są z drogi przez pędzące, nowiutkie samochody terenowe. Po jednej stronie drogi ku niebu wyrasta luksusowe osiedle, a naprzeciwko posklejane z byle czego szałasy, gdzie na metr kwadratowy przypada zdecydowanie za dużo osób. Takie dysonanse najczęściej można zobaczyć w Iraku. Czasem nawet garaż jest poskładany z byle czego, ale w środku stoi niczego sobie terenowa toyota (ciekawostką jest, że Irakijczycy mają dostęp do aut na rynek amerykański, które płyną z Japonii przez Zatokę Perską, a których cena z racji na brak podatków i ceł jest podobno niższa nawet o 30%).
Miałem przyjemność poznać robotników, rolników , nauczycieli, lekarzy, wojskowych, policjantów i wielu innych, których profesji nie znam. Cechą łączącą tych ludzi, poza krępującą życzliwością i umiłowaniem do czaju, jest silna świadomość narodowa. Pragnienie i potrzeba podkreślania tego, kim się jest. Bardzo często zaznaczają, że najpierw są oni Kurdami, a dopiero potem Irakijczykami lub Irańczykami.
„Kurds have no friend but the mountains”
Kurdowie nigdy nie mieli łatwego życia. Przed licznymi prześladowaniami zawsze znajdowali schronienie w górach. Stamtąd też przeprowadzali swoje ataki zbrojne na uciskające ich władze. Kurd nie rozumie, że ktoś wybiera się na trekking w góry. Nie zrozumie idei chodzenia po górach dla przyjemności. Dla niego góry są ostatecznością, schronieniem. Kojarzą się z terrorem, prześladowaniami i partyzantką, a nie turystyką i rodzinnymi wycieczkami.
Rowerem przejechaliśmy z Piotrkiem praktycznie cały Kurdystan, omijając z wiadomych powodów jedynie część syryjską. Każdy region jest nieco inny, różni się od siebie i w każdym kraju składającym się na Kurdystan, Kurdowie traktowani są inaczej. Począwszy od Iraku, gdzie mają swój autonomiczny Region Kurdystanu, swoją policję i prezydenta, przez umiarkowaną część irańską, aż po Turcję, gdzie ich sytuacja jest najtrudniejsza i najbardziej skomplikowana.
Kurdowie praktycznie od zawsze walczą o własny kraj i zawsze z tego powodu ponoszą ogromne straty. Burzliwa historia irackiego kurdystanu to przede wszystkim zwalczający Kurdów Saddam Husajn używał przeciwko nim broni chemicznej. W Iranie mimo nie najgorszej sytuacji, ciągle narusza się prawa człowieka, nakładane są ograniczenia polityczne, socjalne i żywa jest dyskryminacja w szerokim tego słowa znaczeniu. W Turcji natomiast, lata działań partyzanckich PKK (Partia Pracujących Kurdystanu) i silnej propagandy ze strony rządu, doprowadziły do nienawiści i wręcz nieuznawania narodu Kurdyjskiego przez Turków.
Jeśli komuś wspominaliśmy, że nasza podróż biegnie przez Kurdystan często byliśmy pouczani, że twór zwany Kurdystanem nie istnieje. „Jesteśmy w Turcji, a ludzie ze wschodu kraju to nie Kurdowie, a Turcy Górscy!”. To były pierwsze słowa jakie usłyszałem od pogranicznika na granicy turecko-irackiej. „Witamy w Turcji – nie Kurdystanie”. Należy pamiętać, że właśnie tam Kurdów jest najwięcej, bo 12 milionów. Jest to blisko 20% populacji kraju, a mimo to jeszcze nie tak dawno Kurdowie nie mogli posługiwać się własnym językiem. Teraz jednak, kiedy Turcja chce dołączyć do Unii Europejskiej, władza niejako musiała pójść na ustępstwa względem Kurdów i wojującej o autonomię partyzantki. Porozumieli się z PKK, że pozwolą im wyjść z ukrycia (zejść z gór) i uniknąć kary – w zamian za zaprzestanie walk i złożenie broni.
Kurdowie trochę przypominają nas Polaków pod zaborami. Też nie mięliśmy własnego państwa.
Poza tym: na ile takie podróżowanie, po „tamtych” stronach świata jest bezpieczne ?
Pozdrawiam,
T.
Zależy gdzie, w Syrii wiadomo. Iran bezpieczny, Irak także, Turcja również coraz bardziej :))
Bardzo przyjemnie czyta się ten artykuł, zapewne będę wracał na ten blog ;) Pozdrawiam!!!
cieszę się! ;)
Sytuacja Kurdów w Turcji rzeczywiście jest bardziej skomplikowana, niż wygląda z zewnątrz. Z jednej strony – brak dostępu do edukacji w języku ojczystym, dyskryminacja ekonomiczna, z drugiej – terroryzm i nastolatkowie z kałachami w górach albo duszenie paskiem i gwałty z kamieniem w ustach. W ogóle Turcja to skomplikowany kraj.
[…] jeszcze do zeszłego roku stała na straży świeckości kraju i równości obywateli. O ile co do równości Kurdów wobec pozostałych obywateli mam małe wątpliwości, to jeśli chodzi o sekularyzm, na przestrzeni […]