Poznajcie Zahira. Życie na pograniczu.

W końcu mamy możliwość poznania ludzi. Pogadania z kimś, zapytania jak się żyje, opowiedzenia nieco o Polsce. Kocham góry, jednak równie mocno kocham poznawać ludzi. W górach jest to niestety niemożliwe, ciężko tam o liczne kontakty z ludźmi. Dziś w końcu się to zmieni!

Wprost z Osz ruszyliśmy w kierunku przejścia tadżycko-kirgiskiego Batken-Isfara. Jesteśmy na skraju wielkiej Kotliny Fergańskiej. Po horyzont rozciąga się rozległa nizina. Ziemia jest jałowa, pomiędzy miastami pozbawiona jakiejkolwiek egzystencji, a słońce pali tak, że wodą z bidonów moglibyśmy zalewać zieloną herbatę.

Po przejechaniu 110 kilometrów (rekord wyjazdu!) dojechaliśmy do jednej ze wsi na pograniczu Kirgisko-Uzbeckim. Miejscowość nosi nazwę Kadamjay, liczy sobie kilka tysięcy ludzi. Aby sprowokować kontakt z ludźmi, postanawiamy poszukać miejsca pod namiot przy jakimś domu. A nuż z kimś będzie można pogadać, kogoś bliżej poznać. Zaraz po wjechaniu w jedną z gruntowych dróg, zaczepiamy idącą jej środkiem przepasaną chustą kobietę. Wskazując na kawałek trawy pomiędzy domami, pytamy, czy ktoś będzie miał coś przeciwko, jeśli rozbilibyśmy tam namiot. Kobieta jest dość mocno zdezorientowana, nie chce ze mną rozmawiać. U jej boku drepcze maluch, który niemniej zdziwiony moją obecnością wlepia w mój rower swoje czarne jak węgiel oczy. Zdecydowanie nie budzę ich zaufania.

Wszystko się zmienia, kiedy dojeżdża do nas Marta. Kobieta poprawia chustę na głowie i w końcu się otwiera. Zaczyna tłumaczyć, nawet lekko uśmiechać. Mówi, że ziemia do nikogo nie należy i na dobrą sprawę nic jej do tego czy będziemy tutaj spać. Zatem mamy już miejsce do spania, super. Nagle dobiega nas wołanie. – Heeeelooo! Skąd jesteście?! – do dyskusji wtrącają się obserwujący nas reperujący dach domu robotnicy. – Namiot macie? Rozbijajcie! Bezpiecznie u nas, nikt wam nic nie zrobi. – przekonują nas ostatecznie.

Skoro mamy przyzwolenie, pewnym krokiem przechodzimy wąski rów z wodą i opieramy rowery o jedyne, wątłe drzewo. Kiedy przyglądamy się już nieco bliżej trawie i szukamy odpowiedniego, równego miejsca – niepostrzeżenie, od tyłu zachodzi nas jakiś starszy mężczyzna. Pewnym krokiem, bujając się na boki idzie wprost na mnie. Uśmiecha się nieco, rozwiewający tym samym moje obawy. Wygląda na to, że nie ma zamiaru nas eksmitować, zanim jeszcze zdążyliśmy wyjąć namiot.

– Jak leci? Po rusku mówicie? – zaczyna, ciągle nie przestając się uśmiechać. – Coś tam mówię, nie za wiele, ale dogadać się potrafię – odpowiadam zgodnie z prawdą. – Ha! Wiedziałem! Pytałem robotników, mówili żeście Polacy. Tak sobie myślę, skoro Polacy, to musicie znać Ruski. A nawet jeśli nie znacie, to się dogadacie, bo Ruski do Polskiego podobnym jest językiem! Zresztą jak ktoś chce się dogadać to i bez języka się dogada, zgadza się? – pyta retorycznie. – Tak! Dogada, dogada! – odpowiadam mało ambitnie i odwzajemniam mocny uścisk dłoni. – No to co dzieciaki, będziecie tutaj spać, czy  może chcecie w łóżku? – rzuca nagle, dodając od razu – tak się składa, że mieszkam zaraz obok, dom duży, dzieci już dawno się wyprowadziły. Luksusów u mnie nie ma, ale i do jedzenia się coś znajdzie, i małżonkę moją Aidę poznacie, no i pogadamy sobie przy stole. To jak będzie, wchodzicie w to? – kończy, pytająco unosząc brwi.

Tak poznajemy Zahira. Starszego, niebywale otwartego i towarzyskiego gospodarza. Właściciela kilkunastu kur, kilku większych świń, dziesięciu rzędów grządek warzyw i niezliczonej ilości przeróżnych drzewek owocowych. – Siadajcie moi przyjaciele! Wiem, że dość się nasiedzieliście na tych waszych siodełkach i chętnie byście postali, ale ja niestety nie mogę. – oznajmia, łapiąc się obiema dłońmi w talii – Brzuch mi przeszkadza, lata nie te! Kiedyś to ja byłem sportowiec! Przez góry Ałajskie stada przeganiałem jak byłem młody! Teraz ten cholerny brzuch. Ale kiedyś, kiedyś… – zamyślił się, machnął ręką. – Chodźcie za mną!

Zahir
Zahir

Manas i lekcja savoir-vivre.

Rozmawiamy do późnych godzin wieczornych. Bez problemu się dogadujemy. Czasem na migi, a jeśli mamy większe problemy z wytłumaczeniem sobie czegoś, ratujemy się kartką i ołówkiem. Po trzech godzinach, zapełniliśmy na zmianę z Zahirem i jego niedosłyszącą żoną dobre kilka stron.

– Manasa znacie? – poważnieje w jednej chwili Zahir. – Pewnie, że znamy! Przecież jesteśmy tutaj już trzy tygodnie, cieżko nie znać Manasa! – potwierdzam, a Zahir nie ukrywa ulgi. Bo jak tu nie znać Manasa? Legendarnej postaci, uosobienia mądrości, siły i patriotyzmu. Przecież to narodowa epopeja Kirgizów. Ważna, niczym Pan Tadeusz dla Polaków! W samym Biszkeku znajdują się dwa pomniki Manasa i lotnisko nazwane jego imieniem.

Utwór ten opisuje dzieje narodu Kirgiskiego, prowadzone przez Kirgizów wojny, zawiera informacje na temat tradycji, kultury i sztuki. Epopeja składa się z pół miliona rymowanych strof i od stuleci, z pokolenia na pokolenie, była przekazywana ustnie przez śpiewaków nazywanych Manaschi. Wszak Kirgizi dopiero od kilku pokoleń potrafią czytać! Na dobrą sprawę nie wiadomo, kto jest jej autorem, każdy z Manaschi dodawał pewnie coś od siebie. W roku 2013 została zapisana na Listę reprezentatywną niematerialnego dziedzictwa kulturowego UNESCO.

– Chcecie zobaczyć Manasa na papierze? W każdym domu w Kirgistanie znajdziecie choć jeden, maleńki tom Manasa. My też mamy! Co prawda niewiele z tego rozumiem, bo język, którym został on zapisany jest już przestarzały, ale co tam. – śmieje się Zahir. W momencie, kiedy Zahir otwiera pokryty grubą warstwą kurzu egzemplarz Manasa, Aida wnosi do pokoju wielką tacę z dymiącym ryżem. – No dobra, moi drodzy. Zobaczycie później! Mamy teraz ważniejsze sprawy na głowie – mówi, szybko odkładając książkę na bok. – Zjedzmy, za spotkanie! Żebyście dojechali bezpiecznie do domu! – dodaje, poprawiając czapkę na głowie. Wzniósł bym toast jakimś winkiem, jednak żona patrzy. Sami rozumiecie, wierząca kobieta jest, nie chcę, żeby robiła mi wyrzuty. Pełen zrozumienia potakuję głową, sugerując, że herbatą przecież też można od biedy wznieść toast. – Czy tobie Marta,  też zabrania pić? Nie? Szczęśliwy ty! Ja to muszę pod stołem chować wino, żeby moja luba nie widziała.

– O czym to mówisz, Zahir? – uśmiecha się niepozornie Aida, domagając się, aby mówił nieco głośnie. Jednocześnie sprawia wrażenie, jakby doskonale wiedziała o czym rozmawiamy. – A nic, nic moja droga! Instruuję naszych gości, jak je się płow! – wypala, po czym wszyscy wybuchamy śmiechem.

Choć faktycznie, nie obywa się bez instrukcji savoir-vivre. Tak nie kładzie się u nas chleba – życzliwie informuje mnie Zahir, poprawiając źle odłożoną przeze mnie pajdę. – Chleb to życie. Jeśli jest rodzina, zdrowie i chleb, to nic więcej do szczęścia nie potrzeba. Nigdy nie kładźcie jednak chleba spodem do góry. Tak się nie robi, po prostu. – dodaje.

W wielu biednych krajach chlebem wypełnia się stół. Na każdej wolnej powierzchni powinien znaleźć się kawałek chleba. Pomiędzy czarkami, tacą z ryżem, miskami z warzywami. Jeden cały chleb kładzie się na środku, inny, porwany na kawałki rozkłada się po stole. Tak żeby nie trzeba było sięgać i żeby stół wizualnie wyglądał, bardziej obficie. – Z kolei herbatę nalewa zawsze gospodarz! Jeśli opróżnicie swoje czarki, nie odrywając pośladków od podłogi podajcie mi je, a ja naleję wam czaju. – kontynuuje instruktarz. – Później trzymając pełną czarkę w prawej dłoni oddaję ją tobie, podpierając łokieć prawej ręki lewą dłonią. Sam do końca nie wiem po co się to robi, ale przyznacie, że wygląda bardziej elegancko? – kończy, próbując wyczuć czy się zgadzam. – I do cholery! – przestańcie mi dziękować za każdym razem jak podaję Wam tę czarkę. Wdzięczność swoją drogą, ale darujcie już sobie! Podziękujecie jutro. Jeszcze raz usłyszę to słowo i wrócicie sobie rozkładać namiot – mówi z udawaną powagą Zahir, a żona nie może przestać się śmiać.

Do końca staram się już nie dziękować. Bardzo staram! Czasem wyrwie mi się jednak jakaś „Spasiba”…

Aida - żona naszego gospodarza.
Aida – żona naszego gospodarza.

Nienajlepsze sąsiedzkie relacje.

Zahir chętnie opowiada też o swoim uzbeckim pochodzeniu. – Jestem Uzbekiem, Aida Kirgiską. Kirgizi chyba nigdy nie lubili się z Uzbekami. Pierwsi od zawsze byli koczownikami, drudzy zaś prowadzą od dawna osiadły styl życia, zajmują się hodowlą, rzemiosłem i rolnictwem. – My nie mamy oczywiście z tym żadnych problemów, miłość nie wybiera, jednak ogólne relacje pomiędzy Kirgizami a Uzbekami żyjącymi na południu Kirgistanu są ciągle bardzo napięte – tłumaczy.

– Uzbecy stanowią w niektórych rejonach Kirgistanu czasem nawet 40-50% ludzi. – W roku 2010, kiedy w ogólnokrajowym poruszeniu obalony został autorytarny prezydent Kurmanbeka Bakijew, doszło do licznych zamieszek na tle etnicznym. Wykorzystując chaos w kraju, Kirgizi przeprowadzili atak na Uzbecki Uniwersytet Przyjaźni Ludowej w Jalal-Abadzie. Zginęło zaledwie kilka osób, jednak wydarzenie to pociągnęło za sobą lawinę kolejnych, jeszcze bardziej brutalnych ataków. Niedługo potem w wielu miastach poszły w ruch pałki, koktajle Mołotowa, ostra broń. Postawiono barykady, ludzie zaczęli uciekać z domów, istne piekło. Rząd nie mógł powstrzymać eskalacji konfliktu, zwrócił się nawet do Rosji o pomoc militarną.  Ta jednak odmówiła, nie chcąc się wtrącać w sprawy wewnętrzne Kirgistanu.  Przysłali jednak helikoptery z pomocą humanitarną. Szacuje się, że w zamieszkach zginęło nawet do 2000 ludzi, przy czym oficjalne statystyki podają zaledwie 900.

– To ten drań Bakijew, który uciekł na Białoruś, był odpowiedzialny za prowokowanie do zamieszek – denerwuje się Zahir, dodając – kilkaset tysięcy Uzbeków uciekło w obawie o swoje życie. Część z nich wróciła niedługo po zamieszkach, wielu jednak pozostało w Uzbekistanie. My wróciliśmy, bo nic nas tam nie trzymało!

IMG_8734 (2)
Podczas śniadania dnia następnego.

Problemy z wodą w Azji Środkowej.

Zamieszki te, to nie jedyna przyczyna niesnasek pomiędzy Uzbekistanem a Kirgistanem. Od wielu lat, głównym problemem Azji Środkowej jest woda. Z jednej strony barykady stoją bogate w zasoby wodne m.in. Kirgistan i Tadżykistan, z drugiej zaś pustynny Uzbekistan i Turkmenistan. Rządowi Uzbekistanu nie podoba się, że Kirgistan buduje na swoich rzekach tamy i oskarża swoich wschodnich sąsiadów o celowe ograniczanie dostaw wody do Uzbekistanu. Uzbecy bardzo obawiają się także budowanej w Tadżykistanie zapory Rogun, która po ukończeniu (o ile do tego dojdzie, bo budowana jest już z przerwami 39 lat) będzie najwyższą zaporą świata! Pokryje ona większość zapotrzebowania energetycznego Tadżykistanu i będzie w stanie obsłużyć jeszcze częściowo kraje sąsiedzkie. Nie ma się co dziwić, że Uzbekom się to nie podoba. Są oni jednym z największych producentów bawełny na świecie (3,5 mln ton rocznie) i słusznie obawiają się o przyszłe plony. Szacują, że z racji cięcia dostaw wody przez Kirgistan i Tadżykistan ich straty dla gospodarki mogą wynieść nawet 20mld dolarów rocznie.

Teraz to Uzbekistan musi troszczyć się o swoją przyszłość. Niedawno Kirgistan i Tadżykistan silnie uzależnione były od dostaw surowców energetycznych z Uzbekistanu. Teraz karta się odwraca i to Uzbekistan staje się tym, który będzie potrzebował coś od swoich sąsiadów. Prezydent Uzbekistanu, dyktator rządzący krajem od 23 lat, ani myśli jednak próbować rozwiązywać problemów polubownie. Wydaje się, że dialog nie wchodzi tutaj w grę. Oskarża, macha pięścią, zakręca kurek z gazem, zamyka ruch kolejowy, grozi wojną. Swojego czasu przeprowadzał nawet ćwiczenia wojskowe, pozorujące atak na kirgiski zbiornik wodny Toktogul.

Incydenty na pograniczu uzbecko-kirgiskim.

Często zdarzają się też incydenty graniczne. Sytuacja jest bardzo napięta i wydaje się, że każda iskra może tutaj spowodować wybuch kolejnego, jeszcze większego konfliktu. Kiedy rozpadał się Związek Radziecki, okazało się, że wytyczenie granic poszczególnych republik nie jest takie proste. Ludność jest wymieszana i niemożliwe było, aby przyporządkować poszczególne narodowości tylko do jednego kraju. Na ten przykład – w Uzbekistanie żyje 80% Uzbeków, reszta to m.in. Tadżycy, Kazachowie i Rosjanie. W Kirgistanie żyje z kolei zaledwie 64% Kirgizów, a pozostali to właśnie m.in. Uzbecy (13,8%) i Rosjanie (12,5%). Nie obyło się też bez eksklaw.

Na terenie Kirgistanu znajdują się trzy eksklawy Uzbekistanu i dwa obszary należące do Tadżykistanu. Jest także eksklawa Tadżycka w Uzbekistanie. W styczniu 2013 roku w największej z uzbeckich eksklaw Sokh miał miejsce poważny incydent. Uzbecy zaatakowali nowo powstałą, kirgiską strażnicę i wtargnąwszy do sąsiedniej Kirgiskiej wsi wzięli 34 zakładników. Po negocjacjach, już następnego dnia, Kirgizi zostali wypuszczeni. Nic nikomu się nie stało, jednak napięcie i niesmak pozostały.

Spędziliśmy niesamowity wieczór u Zahira. Sporo się dowiedzieliśmy, poznaliśmy świetnych ludzi. Wymieniliśmy się też adresami, aby wysłać pamiątkowe zdjęcie już z Polski. Oby jak najwięcej tak otwartych i gościnnych ludzi. Idziemy spać dobrze po godzinie 2 w nocy, czyli jakieś 5 godzin po naszym standardowym, wypracowywanym przez ostatnie tygodnie czasie.

Ciąg dalszy opowiadania w następnym wpisie.  Na koniec trasa jaką jechaliśmy tego dnia.

Karol Werner

Podobało się? Zostań na dłużej!

Informacje o nowych treściach wprost na Twojego e-maila. Bez spamu!
Dołącz do ponad 200 000 obserwujących osób i zgarnij jednorazową mega promocję na moje książki!

18 komentarzy

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

  • Problem wody w Uzbekistanie jest realny i sięga od lat 60, kiedy zaczęto uprawiać tam na wielką skalę bawełnę. Jest to roślina potrzebująca dużej ilości wody. Jeśli dodamy do tego pustynny charakter kraju i system irygacji stworzony w czasach ZSRR, to mamy odpowiedź, czemu tak się dzieje.
    Poniżej podaję link do zdjęcia satelitarnego porównującego wielkość Morza Aralskiego w 1977, 1998 i 2010. To tylko jeden ze skutków tej polityki.

    http://www.nature.com/polopoly_fs/7.8793.1360140935!/slideshowimage/1_aral_sea.jpg

  • Bardzo miło się czyta! Uwielbiam takie reportażowe wpisy, które łączą ze sobą opisy kultury i historii z problemami społeczno-ekonomicznymi. To świadczy o zaangażowaniu podróżnika, że to nie turysta, co to sobie jedzie poleżeć brzuchem do góry na plaży (nad Issyk Kul albo gdzieś :D). Swoją drogą dopisuję Rogun i Norak do listy miejsc, które koniecznie muszę zobaczyć w Tadżykistanie. Spójrz na to:
    https://www.youtube.com/watch?v=yyY5D2E5rsk

    • Także najbardziej lubię robić takie wpisy, jednak muszę mieć na uwadze, że spora część ludzi lubi czytać zabawne historyjki, porady praktyczne i oglądać galerie zdjęć. Jakoś muszę to wyważyć, a nie jest to łatwe. Niedługo będzie podobny wpis o Tadżykistanie! No, a ta tama to kosmos jakiś ;)

  • Takie spotkania w podróży są najlepsze. Nie dość, że dają sporo do myślenia i uczą, to dodatkowo zapadają w pamięć i zostają z człowiekiem na dłużej.
    Co do dogadywania się – pantomima, pismo obrazkowe, ewentualnie różne dźwięki i człowiek naprawdę wszędzie się porozumie ;)

  • Takie spotkania i rozmowy ze zwykłymi mieszkańcami kraju są zawsze niezwykle cenne. Niesamowicie, jak niektorzy potrafią się otwierać przez zupełnie obcymi ludźmi!

  • Niesamowite jest to, jak blisko zwykłych ludzi można dotrzeć podczas takich podróży i jak wiele informacji i emocji pojawia się podczas takich spotkań. Tak swoja drogą, ten rejon świata jest w kręgu moich zainteresowań i marzeń, tak więc… zazdroszczę! :)

  • Super sprawa. Ludzie naprawdę są przefantastyczni. Jak gdzieś jadę to zawsze staram się kogoś poznać. Często na pierwszy rzut oka widać z kim warto zagadać, a kogo lepiej nie zaczepiać. ;)

  • widoki widokami, zabytki zabytkami, jedzenie jedzeniem, ale właśnie dla takich spotkań i rozmów warto podróżować! I przyznaję, że dopiero od Ciebie się dowiedziałam jaki tam problem z wodą mają… jakoś nigdy u nas się o tym głośno nie mówi, a może powinno.
    a tym ludziom tak dobrze z oczu patrzy!