Jak działa autostop w Norwegii?

Opinia łatwego i szybkiego autostopu przylgnęła do Norwegii, równie mocno co narzekanie do nas, Polaków. Będą się zatrzymywać, będą podwozić gdzie chcecie! – mówili. Bywało różnie i nie zawsze okazywało się być tak kolorowo. Zwłaszcza w drugiej części dnia.

Po zdobyciu i noclegu na Preikestolen, przed południem docieramy na parking. Stamtąd, bez nadziei złapania jakiegoś transportu, udajemy się w ponad godzinny spacer do głównej drogi, gdzie ruch samochodowy powinien być już większy. Przypomnę, że stopujemy na trzy pary. O dziwo, dla dwóch zatrzymują się po kilkunastu minutach dwa samochody. Za ich kierownicami dwaj bracia, obaj nie znający angielskiego, obaj pracujący i żyjący w Norwegii na stałe, obaj urodzeni w Czeczeni. Około trzydziestoletni bracia byli jednymi z nielicznych ludzi w Norwegii, którzy nie potrafili ani słowa po angielsku. Żadna to jednak strata, bardzo lubię gadać po rusku (czytaj: improwizować – dodając do polskiego języka ruski akcent i końcówki -ju, -jesz). Dojeżdżamy do Tau.

Autostop w Norwegii

W Tau cisza jak makiem zasiał. Byliśmy tutaj już wczoraj, ale mam wrażenie, że było znacznie więcej ludzi i samochodów. Wszyscy gdzieś się pochowali, czasem zaszczeka pies albo jakiś dzieciak przejedzie na hulajnodze. Obowiązkowo w kasku. Wszyscy tutaj mają kaski. Rowerzyści, rolkarze, deskorolkowcy, hulajnogo… (jak się mówi na operatora hulajnogi?!).

Od kolejnego kierowcy, który zabiera nas kilka kilometrów dalej dowiadujemy się, że jest jakieś święto. Jakie nie ma znaczenia ( kościelne pewnie ), gdyż ważniejsze jest to, że jest dzień wolny od pracy, a ludzie masowo pobrali wolne w pracy, tworząc sobie długi weekend. Wszyscy albo już powyjeżdżali do swoich letniskowych domków, albo już właśnie tam jadą. Tak jak i nasz następny kierowca – emerytowany nauczyciel budowy drewnianych domków.

Jest młoda godzina, koło południa, wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują na to, że zdążymy bez problemów dojechać dziś pod Trolltungę (to taka sławna półka skalna – z norweskiego: Język Trolla – równie ładna, a może nawet ładniejsza niż Preikestolen). Pan Nauczyciel okazuje się być niezłym mówcą. Po drodze z dumą wskazuje kolejne domki, które wraz ze swoimi uczniami postawił w ramach praktyk szkolnych. Sam nie wie ile dokładnie już w życiu tego zbudował, ale jak twierdzi – zdecydowanie ponad setkę. Po drodze zatrzymujemy się także przy muzeum poświęconym budowie takich domków, gdzie stoi jeden z najstarszych w Norwegii (ten z trawą na dachu), a także na brzegu fiordu, skąd Pan Nauczyciel pokazuje nam swoją działkę po drugiej jego stronie.

– U nas w Polsce płasko, same pola i lasy, a ja mam z okna widok na kopalnię. Mam nadzieję, że jest pan świadom raju w jakim pan żyje? – zapytuję nieco ironicznie. – Tak, tak… – zamyśla się, dobrze wiedząc, że jest to pytanie retoryczne, na które nie znajdzie żadnej pocieszającej mnie odpowiedzi. Szybko jednak, umiejętnie zmienia temat i zaczyna wymieniać co będzie robił przez cały długi weekend. – Owce poślę na łąkę, udam się na spacer w góry, później pójdę łowić ryby we fiordzie, a na koniec zrobie sobie grilla – o ile uda mi się coś złapać. – dodaje.To jest życie…

Koniec stopowania. Utknęliśmy.

Niedługo potem Pan Nauczyciel oznajmia, że odbija z głównej drogi i niestety musi nas wysadzić. Wyrzuceni zostajemy przy końcu fiordu – z jednej strony oraz wysokiej skarpie, po której ganiają się kozy – z drugiej strony. Samochód odjeżdża, a okolice ogarnia głucha cisza. Wokoło żadnych ludzi i co gorsza, żadnego potencjalnego transportu do Oddy i dalej na Trolltungę.

Po dziesięciu minutach jedzie pierwszy samochód, po kolejnych piętnastu drugi i tak przez pierwsza godzinę sterczenia na tym felernym rozdrożu mija nas 4, może 5 samochodów. Godzina zrobiła się już dość późna. Ruch tak niski, bo przez dzień wolny promy kursują rzadziej niż zwykle. Mam nawet wrażenie, że ostatnim promem był ten, którym jechał nasz ekspert od domków drewnianych.

Jedzie kolejny samochód. Zatrzymuje się, ucieszony szczerzę się do kierowcy, a tam z środka macha nam już Pala i Sebastian. Zostają wyrzuceni dokładnie na tym samym zakręcie, bo tak samo jak nasz kierowca, tak samo ich, jedzie gdzieś tam na swoją działkę owce paść. Chociaż raźniej.

Czas leci nieubłaganie. Ciągle jest bezchmurnie, lecz słońce powoli zaczyna się chować za tą jedyną wysoką górą, na którą patrzymy już dobre dwie godziny. Dostajemy smsy, że Kamil z Olgą już dotarli na parking, z którego startuje się pod Trolltungę. Farciarze.

Po następnych kilkudziesięciu minutach nieudanych prób złapania nielicznych samochodów, w końcu jeden się zatrzymuje. Niestety miejsca są tylko dwa. Odstępujemy go Pali i Sebastianowi, życzymy bezpiecznej jazdy i znowu zostajemy na tym odludziu sami. W sumie uzbierało się dobre 4 godziny czekania i kiedy zegar dobił do godziny 21.00 postanawiamy odłożyć stopowanie na następny dzień. Wyśpimy się, pojemy, shower w rzece zrobimy i przygotujemy nową, większą, bardziej czytelną kartkę z napisem Odda. Przecież musi się w końcu kiedyś udać.

Noc. Wstajemy z samego rana. O 10.15. Chciałbym napisać skoro świt, ale tutaj szaro jest nawet w nocy i też nijak nie oddałoby to aktualnej sytuacji.

Jak działa autostop w Norwegii?

Przygotowujemy kartkę, ustawiamy się na drodze i proszę! Po 20 minutach zatrzymuje się młody, lekko łysiejący, trochę dziwny kierowca. Po drodze gadamy sobie nieco o sytuacji politycznej kraju – dlaczego to Norwegowie nie są w Unii, a także o pewnym ekologicznym osiedlu w Oslo, gdzie domek kupiła sobie właśnie jego siostra. Ciekawa sprawa. Domki takie kosztują bagatela 2,5mln koron (na złotówki, podziel przez 2) i są one zupełnie samowystarczalne. Same m.in. wytwarzają energię i filtrują wodę, a co najlepsze – państwo płaci za mieszkanie w nich. Tak samo, podobno ma się sytuacja z elektrycznymi samochodami. Na pożegnanie facet przestrzega nas jeszcze przed rzekomo nadchodzącym końcem świata i atakiem zombie, po czym znika za zakrętem.

Właśnie dojechaliśmy do Roldal, a dwie, zniecierpliwione ekipy autostopowe czekają już na nas od dobrych 15 godzin pod Trolltungą. Dalej idzie równie szybko. Łapiemy kolejno – kampera prowadzonego przez parę staruszków na wakacjach, podziwiając po drodze dziesiątki wysokich, huczących wodospadów – dalej mało rozmownego kierowcę z którym dojeżdżamy do Oddy i na sam koniec – złapani zostajemy my.

Kierowca widział nas na stacji w Oddzie, kiedy szliśmy z napisem Trolltunga, a że jak twierdzi – dawno tam nie jechał, to chętnie nas podrzuci jadąc do samego końca specjalnie dla nas. Na parkingu się żegnamy, rozglądamy po okolicy, a naszym oczom ukazują się znane schody, którymi zaczyna się blisko 6 godzinny spacer na Trolltunge. Nie byle jakie schody, a powalające swoją wielkością, ponad kilometrowe podejście, przy dobrym tempie zajmujące godzinę z okładem. No, ale to w następnym już wpisie :)


Karol Werner

Podobało się? Zostań na dłużej!

Informacje o nowych treściach wprost na Twojego e-maila. Bez spamu!
Dołącz do ponad 200 000 obserwujących osób i zgarnij jednorazową mega promocję na moje książki!

16 komentarzy

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

  • No to chyba na emeryturze trzeba będzie pomieszkać trochę w Norwegii i zająć się podwożeniem turystów;) Takie życie emeryckie to jest to! Z tym łapaniem stopa to chyba nie jest tak źle, skoro niektórzy wręcz polują na autostopowiczów:) PS. Słodki ten kamper:)

  • Karol, w życiu nie słyszałam żeby łapanie stopa w Norwegii było łatwe :P Ja próbowałam w zeszłym roku. Zima, za oknem co najmniej -10, robi się ciemno a kierowcy do podwózki brak… Po jakimś czasie zatrzymał się jeden samochód a w środku…Polacy :D

    • Zdania są podzielone szczerze mówiąc. Znajomi mówili, że jest łatwo i prawdę mówiąc jadąc na w miare uczęszczanych trasach, poza dniami wolnymi, Norwegowie zabierają aż miło i podwożą tam gdzie się chce, a nie tam gdzie faktycznie jadą (tak jak transport pod Trolltungę). No ale to kwestia farta chyba :D

      • Może komuś się przyda jeszcze te pare informacji, gdy tu zaglądnie celem wybrania się do Norwegii:

        3 i 4 lata temu byłem w sumie 3 razy w Norwegii podróżując pomiędzy Bergen a Oslo, razem ok 1,5miesiąca włóczęgi, głownie celem były góry. Niestety ze stopem bvło cięzko, zatrzymywali się najczęściej Polacy oraz turyści – Polscy i Niemieccy, trafili się też Holendrzy, Anglicy, Australijczyk, i rodzinka Izraelitów (o Polskich korzeniach) :). Norwegów może 4 się zatrzymało… Któryś z nich twierdził, że się nie zatrzymują się, bo mają na tylnych siedzeniach burdel – wędki, pagaje, zakupy itp. I to prawda, bo gdy byłem w pojedynkę o wiele sprawniej szła podróż.
        Beduin, którego spotkałem w okolicach Voss twierdzil natomiast, że źle jestem ubrany, i że gdybym miał spodnie moro i wygladał bardziej „wojskowo” więcej aut by się zatrzymywało.

        Spotkałem również Hiszpana, który wracał stopem z Nordcapu, i twierdził że jeden odcinek 50km przebył z buta… bo niestety nikt się nie zatrzymywał…

        Gdyby ktoś wracał stopem do kraju polecam przy E6 w Moss jest parking, łatwo złapać polskiego Tira (za 1 razem czekałem 15minut, za drugim od razu), tyle że jeżdżą głownie promami przez Trellborg, i trzeba wtedy dopłacić do kajuty jako drugi „kierowca”, bo nie pozwola spać na deskach. Chyba, że w Szwecji łapać coś na Ystad. No i zabierają pojedynczo, stare dobre czasy gdy zabeirali pary chyba już minęły bezpowrotnie.

        A do Moss łatwo się dostać z murzynami i arabami, często gonią do Szwecji na zakupy (w każdym razie te 4 lata temu jezdzili), więc mają puste auta ;)

  • W sierpniu wybieram się na Trolltungę, więc fajnie będzie przeczytać relację na świeżo ;) Również mam zamiar tam stopem jeździć, więc zobaczy się jak to będzie u mnie – mam nadzieję że samolot mi nie ucieknie :D Ile wam w sumie zajęło przejazd tych około 300km spod Preikestolena do Trolltungi?

    • To jest jakieś 150 km, nie 300. Bez problemu można wyrobić w jeden dzień. 4/6 osób zdążyły, startując do tego spod Preikestolen dopiero koło południa. ;)

    • Hej martuś, my również wybieramy się z siostrą w sierpniu stopem na południe Norwegii. Szukamy dwóch osób, które towarzyszyłyby nam w naszej wyprawie. ;) Może damy radę zabrać się razem? :)

  • co do tego podwozenia tam gdzie sie chce to zgodze sie, jak juz wezma to i nieba uchyla, a na pewno nadrobia nawet i z 5x km. ale zeby wzieli albo zeby spotkac niekiedy kogokolwiek – to juz inna sprawa.

    no i to standardowe pytanie – ´dlaczego nie wezmiecie busa, skoro tutaj jest przystanek?´ machanie kciukiem tez egzotyczne, jedni nawet sie zatrzymali i pytali, o co chodzi :)

    powodzenia, jesli nadal tam jestescie i bedziecie do murbeton 20 lipca to na pewno Was na stopa wezmiemy :)

  • Tam emeryci często jeżdżą w kamperach. Naoglądałam się ich sporo i swteirdziłam, że na stare lata odłożę kasę na kamper, zrobię prawko i będę tak podróżować po Europie ;)