Dalmacja ciąg dalszy. Zwiedzanie Sibernika

Ruszamy z kolejnym dniem. Nocleg jak już pisałem bez jakiejkolwiek integracji. Odjechałem rano bez pożegnania, gdyż wszyscy chyba jeszcze spali po wczorajszej zażartej grze w domino. Jak już wsiadłem na rower to jakaś babeczka ( którą widziałem pierwszy raz) wychylając się z okna rzuciła melodyjnie brzmiące 'byeeee!’

Notatki dziś nie obfitują zbytnio w zapiski, to też będę musiał sobie jakoś odświeżyć dzisiejsze wydarzenia z pamięci. Trasa mimo ciekawych widoków dalej płaska i tym samym nudnawa. Jak już mówiłem – Krka zostaje ominięte przeze mnie szerokim łukiem i następny punkt docelowy to Sibernik i piękna Dalmacja. W notatkach napisałem „średnio ciekawe miasto”. Być może dlatego, że aby się z niego później wydostać trzeba było pokonać krótki ale ostry podjazd, którym chwilę przedtem zjeżdżałem do morza. Dodając jeszcze, że miało to miejsce w okolicach godzin południowych, to ogólna opinia o mieście może być przez to lekko wypatrzona.
Miasto Sibernik

Dalmacja panorama

Już w ogóle pomijając to, że nie jestem fanem zwiedzania miast. Nie lubię kiedy trzeba się przedzierać przez tych wszystkich turystów, samochody i drogi jednokierunkowe. Dlatego zazwyczaj wizyty w miastach ograniczam do minimum. Zobaczyć, zrobić zdjęcia i ewentualnie na chwilę usiąść. Jednak nawet siadanie to rzadkość i raczej nawet nie schodzę z roweru – jak było właśnie w Sibeniku. Jakieś tam palemki nawet mieli i ciekawy zamek na wzgórzu, ale nie jest to dla mnie na tyle interesujące, żeby spędzać tam pół dnia i przepychać rower wąskimi uliczkami, przyglądając się każdej ścianie z osobna. Blee.

Dalsza trasa biegnie w stronę Biogradu na Moru (nad morzem!). Drogą 27 aż do kolejnego centrum turystycznego jakim jest Zadar. Jednak jak na razie wciąż towarzyszą mi bardzo urocze dalmackie pustkowia. Drogi zazwyczaj prościutkie i płaskie, wszystko wysuszone od słońca, a tuż obok drogi co chwila przypomnienie o zaminowanym terenie. Im bliżej morza tym częściej w miejsce niewielkich jałowców pojawiają się drzewa.

Zapraszam też do osobnego wpisu na chorwackie wyspy – Hvar i Brać!

Dobijając już do brzegu trafiam jednego sakwiarza z Australii. Ma zamiar jechać wybrzeżem aż do Czarnogóry i być może do Albanii. Szacunek dla tego pana jak wytrwa w swoim postanowieniu. Chociaż zauważyłem pewną zmianę w związku z tą szanowną drogą. Jeszcze nie dzisiaj, ale za parę dni kiedy będę jechał trochę na północ ową magistralą adriatycką będzie miał miejsce cud. Zbliżający się koniec wakacji zaowocuje kompletnym opustoszeniem drogi. Już nie będzie takiego ruchu samochodowego i w spokoju będzie można podziwiać widoki, a nie koncentrować się nad mijającym mnie sznurem samochodów. Więc może Panu z Australii się powiedzie i w całkiem miłych okolicznościach dojedzie do samej Albanii. Kto wie. Jednak mimo wszystko i tak odradzałem mu tą drogę, więc tym bardziej jestem ciekaw jak wyglądała jego dalsza trasa. Szkoda, że się niestety nie dowiem ponieważ nie wymieniliśmy się żadnymi kontaktami.

Ciężko było znaleźć jakieś miejsce na nocleg. Sporo dzikich, niedużych plaż pomiędzy drogą a morzem, ale wolę nie ryzykować. Nie wiadomo kogo się trafi w nocy i też nie jestem pewien czy w Chorwacji można się tak rozbić na dziko bez konsekwencji. Jadąc tak dalej i dalej mijam kolejne kempingi, na które zwyczajnie szkoda kasy. Miasto za miastem, a tutaj same pensjonaty. Nie chciałem wbijać do Zadaru ponieważ tam to na pewno bym nic nie znalazł, więc skoncentrowałem się na ostatniej miejscowości o nazwie Bibinje. Kręcąc się tam i z powrotem i pytając tu i tam powoli traciłem nadzieje, że ktoś się zgodzi. Wreszcie po dobrych 20 minutach trafiam na kogoś z większym ogrodem gdzie mógłbym się rozbić. Jak się okazuje nie ma z tym problemu. Tym razem już nie popełniam tego samego błędu rozbijając się gdzieś daleko od domu i udaje mi się załapać na frytki i świeżo złowioną rybę o nazwie Arbun. Nie obyło się też bez tej słonej, wysuszonej szynki. W domu mieszka rodzinka i dwoje rodzeństwa. Z Nicolą (płeć męska, żeby nie było) trochę pograliśmy na gitarach i jakoś tak wieczór szybko mijał. Było bardzo miło. Wszyscy zgodnie twierdzili, że nikt w Chorwacji nie lubi turystów, ale wszyscy za to lubią pieniądze. Kiedy zaczyna się sezon turystyczny ceny żywności i nie tylko – są windowane o 100 i więcej procent w górę i niestety lokalni cierpią na tym najbardziej. Rozmowy trochę się ciągnęły, a ojciec wciąż częstował winem własnej roboty. Z dumą chwalił się swoim 70 letnim motocyklem, który to zgarnia wszystkie laury na przeróżnych konkursach. Aż żałuję, że nie zrobiłem zdjęcia. To był bardzo fajny nocleg :)

 

Dzień 31. 112km, 6.34min, 17,06 km/h

Podobało się? Zostań na dłużej!

Informacje o nowych treściach wprost na Twojego e-maila. Bez spamu!
Dołącz do ponad 200 000 obserwujących osób i zgarnij jednorazową mega promocję na moje książki!

2 komentarze

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

  • Czy ta trasa wybrzezem Adriatyku jest naprawdę taka niedopokonania? moim planem na przyszlosc i marzeniem jest właśnie jazda z Polski przez Słowenie i od Zadaru wybrzeżem az do Albanii z finiszem w Atenach.

    • Jest, ale jest też bardzo nudna. Pierwsz wrażenie jest WOW! po 2 dniach tego samego widioku i setek aut na godzine masz dość, kompletnie. Polecam racjonować sobie wybrzeże i uciekać wgłąb kraju gdzie jest również bardzo ładnie (patrz inne wpisy), a turystów zdecydowanie mniej :)