Drugi wpis z serii Poradnik Oszczędzania w podróży. Tym razem dowiecie się jak zaoszczędzić w podróży na jedzeniu! Chleb kupowany codziennie generuje niesamowicie wysokie koszta, nieprawdaż? Jak się okazuje, wcale nie trzeba kupować chleba! Wystarczy biwakowa menażka, trochę mąki, drożdży, szczypta soli, no i … krowa. Lekko z przymrużeniem oka.
Chleb podstawą życia na ziemi jest i jak mówił jeden ze spotkanych po drodze Uzbeków, który zaprosił nas do siebie na nocleg: – Do szczęścia potrzeba tylko chleba, wody i gromadki dzieci. Chleb w Kirgistanie i Tadżykistanie często piecze się samemu i raczej ciężko jest go znaleźć w wiejskich sklepach. Piecze się go w specjalnych piecach, jak na zdjęciu poniżej opalanych węglem (raczej w piekarniach, przy większej produkcji), albo na wysuszonych, krowich plackach, które wcale nie ustępują pod względem wartości energetycznej!!
No właśnie! Wiecie, że połowa świata gotuje i opala w domach zwierzęcymi odchodami? Sporo ludzi w Azji Środkowej także. To żaden autorski pomysł. Mniejsza jednak z tym!
Napisałem także bardziej poważny tekst o gotowaniu w podróży: Jedzenie w podróży. Co gotować podczas biwaku, pod namiotem?
Pieczemy chleb na krowich plackach!
My niestety nie mieliśmy pod ręką żadnego pieca, a jedynie aluminiową, niedomykającą się, decathlonowską menażkę, a także opakowanie mąki, wodę z rzeki, saszetkę drożdży no i sporo chęci. Produkcji seryjnej raczej nie przewidujemy, ale chleb wyszedł naprawdę wyśmienity – jeden z lepszych jakie jadłem podczas całego wyjazdu. Menażka po całej zabawie nie prezentowała się zbyt efektownie, to fakt, jednak nie ma czego żałować. Jeśli tylko będziecie mieli okazję (krów w naszym kraju nie brakuje), to musicie spróbować!
Najważniejsze są oczywiście krowie placki. Bez krowy ani rusz. Tylko nie zbierajcie czasem tych świeżych! Muszą one trochę odleżeć aby wyschnąć, bo inaczej nici z ognia. Niestety będziecie musieli sporo się nałazić po polanach, zanim uzbieracie odpowiednią ilość! To jest zdecydowanie najtrudniejszy etap całego przedsięwzięcia, dalej będzie już z górki.
Jak się do tego zabrać?!
(Piszę wpis o zbieraniu krowiego łajna, niewiarygodne :D)
Potrzebujemy jakieś 20, może z 30 placków, w zależności oczywiście jak bardzo starały się krowy. Trzeba ułożyć je w ładny kopczyk, no i podpalić. Nie dajcie się tylko zwieść! Początkowo wszystko wydaje się być jednym wielkim niewypałem. Placki się tlą, nie bardzo chcą palić. W pewnym momencie jednak, kiedy ostatnie kropelki wilgoci ulotnią się z placków, lepiej się odsuńcie, żeby czasem nie przypalić sobie brwi. Następuje natychmiastowa eksplozja, a płomienie buchają we wszystkich kierunkach!
Trochę nie trzymam się chronologii, ale co tam . W tym momencie należy już mieć wyrobione ciasto, a ja już służę fachową poradą, jak się do niego zabrać! W punktach:
- Proporcji niestety nie znam, bo to tajny przepis Marty.
- Na początek musimy wrzucić do wody drożdże i ustawić je obok ognia, żeby trochę się „poruszały” jak to ładnie mówi Marta. Kiedy drożdże się poruszają wrzucamy do menażki na oko pół, może 3/4 torebki mąki i mieszamy, żeby zrobić z tego taką fajną papkę.
- Dalej dobrze by było uformować z tego coś bardziej przypominającego chleb, wyjąć to z menażki, ładnie ją umyć i osuszyć. (chyba, że stać was na dwie menażki, to omińcie ten punkt!)
- Następnie solidnie sypiemy menażkę resztkami mąki (od środka!), tak żeby chleb podczas pieczenia nie przykleił się za bardzo do menażki.
- Wrzucamy do ognia!
- Czekamy jakieś 3 minuty i odwracamy menażkę, uważając przy tym, aby nie otworzył się dekielek, a tym samym chleb nie wylądował w plackach.
- Teraz możemy sobie otworzyć browarka i czekać.
- Chyba, że ogień zaczyna słabnąć. Wtedy bierzemy w dłoń reklamówkę i czym prędzej wracamy na polanę szukać nowych placków.
- Czekamy kolejne 10 minut i znowu odwracamy menażkę.
- Czujecie to? Ulatnia się zapach i nie jest to bynajmniej zapach palonego gówna!
- Jeszcze dwie minutki i wyjmujemy chleb!!!
Na koniec jeszcze, dla tych, którzy wolą bardziej obraz aniżeli tekst – filmik z produkcji. Smacznego!
Cos niesamowitego! Genialny wpis :D. Usmialem sie jak dawno nie.
Miałem zamiar pokazać, że nie wszędzie opala się w piecach węglem czy drewnem – a nie wyśmiewać żyjących tak ludzi ;) Żeby nie było :)
Fajne i śmieszne :)
Ekstra! Gratuluję samozaparcia i efektu końcowego :)
słowo „samozaparcie” wyjątkowo działa mi na wyobraźnie w tym kontekście…. hehe. Żarty na bok- na pewno spróbuję swoich sił na wiosnę!
heheh świetny wpis, a co do chlebka to tylko dodałabym jakieś mięsiwo i którąś z musztard develey, po chłopsku, szybko i treściwie, tak lubie :D
[…] wpis na blogu, gdyż pierwszy w pełni kulinarny! Był co prawda tekst o pieczeniu chleba na krowich plackach, ale to bym podciągnął bardziej pod survival, tudzież ciekawostkę pokazującą, że […]
[…] …to możesz upiec sobie chleb! Można zrobić to nad palnikiem, jednak zabiera to trochę czasu, przez co stracisz sporo gazu/benzyny. Polecam zatem wyjątkowo rozpalić ognisko. My eksperymentalnie piekliśmy chleb na wysuszonych krowich plackach, które o dziwo nadawały się rewelacyjnie do tego, gdyż mają wysoką wartość energetyczną, spalają się świetnie, do tego czysto (nie dymią) i nie śmierdzą. Jeśli ktoś jest ciekaw przepisu, to tutaj znajduje się osobny tekst wraz z krótkim filmem. […]
[…] Jeśli ktoś ciekaw, jak palą się takowe placki zapraszam do wpisu: Pieczenie chleba na krowich plackach. […]