Jeżdżę 20 000km rocznie! – mówi Fabrizio – właściciel miejsca, w którym śpię – A tutaj są trofea moje i mojego syna – wskazuje szybko na szafę, regał, jedną ścianę i drugą ścianę. Wszędzie medale, dyplomy, puchary. Rowerowa rodzina mi się trafiła!
Spis treści:
Oristano i ciekawe miejsca w okolicy!
W honorowym miejscu domu zaś, nad biurkiem wisi dyplom z czarno-białą fotografią, grafiką pochylonego na rowerze szosowym kolarza i widniejącymi na samym środku pięcioma olimpijskimi kółkami.
– To jest z kolei pamiątka mojego taty, który był zawodowym kolarzem i wystąpił nawet na olimpiadzie! – wskazuje Fabrizio i szybko dodaje – To od niego cała rodzinna przygoda z rowerami się zaczęła. Gratuluję, skupiam się nad ciągiem liter wypisanych na dyplomie, ale nic nie rozumiem. Nie fotografuję też, bo mam opory przez wyjmowaniem aparatu w czyimś domu, nawet uwzględniając fakt, iż jest przerobiony na guesthouse. – 30 Euro, jedna noc, zgadza się? – pyta właściciel, wyrywając mnie ze skupienia. Zgadza się, zgadza… niestety. Płacę, jem wczorajszą bułkę z serem na kolację i idę spać.
Ciężko znaleźć na Sardynii nocleg za rozsądną cenę. Ten był najtańszy w całym Oristano. Niemniej bardzo przyjemny i mocno polecam. Jak coś tutaj znajduje się ten dom na bookingu.
Swoją drogą, jeśli ciekawią Was kulisy wyjazdu, to zapraszam w Stories. Sporo spontanicznych filmików tam wrzucałem podczas pobytu na Sardynii :D
Oristano i okolice. Co zobaczyć?
Zaraz po przebudzeniu udaję się piechotą na zachód Oristano, w kierunku wypożyczalni rowerów, w której wcześniej dogadałem możliwość wypożyczenia roweru. Właściciel imieniem Roberto instruuje co i jak. Zapewnia, że rower sprawny, wszystko działa, nie powinno być problemów. Podpisujemy co trzeba podpisać, płacę, pakuję wszystko do wypożyczonych sakw, plecak zostawiam do przechowania na 4 dni i ruszam. Zanim jednak pojadę w stronę morza i dalej na północ, najpierw robię krótką objazdówkę po Oristano.
Oristano jest całkiem ciekawym miastem, spokojnym i nawet ładnym. Nie ma tu zbyt wiele do roboty, ale i tak uważam, że warto zatrzymać się na jakiś czas. Zadowoleni powinni być zwłaszcza fani zwiedzania zabytków – można podejść pod średniowieczną, starą bramę wjazdową do miasta, stare mury, kilka zabytkowych kościołów jak chociażby katedrę Santa Maria Assunta itd. No i można tutaj zjeść taniej niż chociażby w takim Cagliari, Iglesias czy innych okolicznych miejscach. Przynajmniej z moich obserwacji.
Praktyczne info: Jak pisałem w tekście o transporcie na Sardynii, Oristano jest jednym z głównych węzłów komunikacyjnych na wyspie i bardzo łatwo, sprawnie i szybko dojechać można do niego koleją, autobusami i samochodem z Sassari, Olbia czy z Cagliari. Jak coś także pisałem o Cagliari i ciekawych miejscach w okolicy.
Gdzie spać w Oristano?
Niemniej lepiej wydaje mi się, że będzie potraktować Oristano jako miasto albo transferowe, albo noclegowe i dalszą bazę wypadową. Bo miejsc noclegowych jest tutaj sporo i jest w czym wybierać. A do morza i wielu ciekawych miejsc, o których będę pisał w tym poście jest z Oristano całkiem niedaleko.
Poniżej zamieszczam najlepsze moim zdaniem propozycje noclegowe. Najlepsze patrząc na stosunek cena-jakość. Bo jeśli interesuje Was najtańsza opcja, to polecam wspomnianego wyżej rowerzystę.
Il Mirto
Bardzo ładny i jeden z tańszych w okolicy, jednak 5 km na północ od centrum Oristano. Dla kogoś z samochodem. 207 zł/noc/2 osoby
B&B Notte di Luna
Może nie najpiękniejsze miejsce noclegowe w Oristano, ale niedrogie i w samym centrum i ma śniadanie w cenie. Koszt 250 zł/noc/2 osoby.
Eleonora Room & Breakfast
Najlepiej oceniany nocleg w Oristano. Samo centrum, ładny pokój dwupoziomowy. Śniadanie w cenie. Koszt 280 zł/1 noc/2 osoby.
.
Więcej noclegów w Oristano znajdziecie jak coś tutaj.
Co do noclegów w tym, jak i wszystkich innych wpisach na moim blogu. Wszystkie propozycje, które podaję są rzetelnie sprawdzone i warte swojej uwagi. Podaję miejsca tylko godne polecenia. Jeśli chciałabyś lub chciałbyś mi wynagrodzić jakoś pracę nad blogiem, pisanie tego i innych tekstów – zarezerwuj nocleg w Sardynii z któregokolwiek z podanych linków – nawet linku prowadzącego do ogólnej wyszukiwarki. Ty zapłacisz dokładnie tyle samo, a ja dostane od bookingu drobną prowizję, motywującą mnie do dalszego rozwijania bloga. Dziękuję z góry! :)
Ja lubię jednak spędzać po jednej nocy w każdym miejscu, więc do Oristano, mimo że jest ciekawym miejscem, już nie wracam. Po 30 minutach zataczam pętlę i opuszczam miasto, kierując się w stronę wybrzeża – półwyspu San Giovanni di Sinis, archeologicznych wykopalisk di Tharros i oczywiście Capo S. Marco. Niestety, jak już marudziłem w pierwszym i drugim vlogu, przez wzgląd na silny wiatr w twarz ciężko mówić o przyjemności z jazdy.
Z Capo s. Marco do fenomenalnej wioski San Salvatore
Dopiero godzina 12, a ja przez ten wiatr w twarz już czuję się, jakbym przesiedział w siodełku 8 godzin. Jestem wymęczony na maksa, a tutaj jeszcze do przejechania kawał drogi. Z półwyspu Capo S. Marco jadę od razu na północ. Najpierw nieco wybrzeżem, później już kieruję się do Cuglieri, aby następnego dnia wjechać już w góry. Zanim jednak to nastąpi, zatrzymuję się jeszcze po drodze w jednej, maleńkiej miejscowości. Niepozornej, bardzo malowniczej i tak spokojnej, że bardziej adekwatnie byłoby nazwać ją wymarłą.
Mowa o San Salvatore. Wioska ta składa się z małych, jednorodzinnych domów szeregowych skupionych wokoło głównego placu i małej szkoły. Osamotniona i mijana przez wszystkich szerokim łukiem bardzo niesłusznie. Absolutnie świetne miejsce. Kameralne, nadające się na kadr dla jakiegoś melancholijnego filmu. Kręciłem się po okolicy i spotkałem tylko jedną osobę. Ciekaw jestem czy tak samo wygląda to miejsce w sezonie. Jeśli ktoś był, dajcie znać – jestem mega ciekaw.
Polatałem też nad nim nieco dronem. Możecie zobaczyć efekty pod koniec pierwszego vloga.
San Salvatore
Arco di S’Archittu, nuragi i zachodnim wybrzeżem Sardynii
Dalszy ciąg, jak zresztą widać we vlogu, to wciąż spora męczarnia. Wiatr dmie jak szalony, jednak nie mogę zrezygnować, bo za nocleg w Cuglieri już zapłaciłem. Sama trasa też bardzo ładna, lekko pofalowana, widokowa. Po drodze można zobaczyć sporo nuragów, czyli starych, kamiennych wież, będących pozostałością po Nuragijczykach – ludach zamieszkujących Sardynię od XVII wieku p.n.e, do II wieku p.n.e. Wież takich na Sardynii znajduje się ponoć aż 7000. W większości są zarośniętymi i zasypanymi ruinami, jednak można też natknąć się na całkiem nieźle zachowane. Także we vlogu opowiadam nieco więcej o tym jakie miały przeznaczenie.
Choć co do drugiej fotografii mam wątpliwości czy jest to Nuragh…
Po drodze warto zatrzymać się też w okolicach Arco di S’Archittu, a dokładnie tutaj, gdzie znajduje się bardzo ładna zatoka wraz z charakterystyczną „dziurawą” skałą. Może nie tak imponująca jak jedna z największych atrakcji Malty – Azure Window, ale ta na Sardynii przynajmniej ciągle jeszcze istnieje ;).
Kawałek dalej na północ, jadąc wzdłuż wybrzeża i zjeżdżając z asfaltowej drogi, można też dojechać do całkiem ładnego wodospadu Cascata di Capo Nieddu, który znajduje się tutaj. Mi niestety zabrakło czasu, bo było już po zachodzie, a musiałem dojechać do Cuglieri na nocleg.
Zapraszam do osobnych, obszernych tekstów poradnikowych o transporcie na Sardynii, a także o ciekawych miejscach i atrakcjach Sardynii
Cuglieri – miasto u podnóża gór
Odcinek z wybrzeża do Cuglieri prowadzi cały czas pod górę. Podjazd może nie jest długi, przewyższenie wynosi 400 metrów, ale po całodniowym pedałowaniu te ostatnie 15 kilometrów dobiło mnie finalnie. Zwłaszcza siodełko, które wcale nie było tak wygodne, jak myślałem pierwszego dnia jazdy i już pod koniec nie mogłem praktycznie na nim usiedzieć, nie mówiąc już o jeździe nazajutrz.
Trochę z tego powodu, ale też przez wzgląd na fakt, iż nad Cuglieri i okolicznymi górami zawisły gęste chmury, zmieniłem nieco trasę i zamiast jechać z samego rana jeszcze wyżej i dalej na wschód w stronę San Leonardo i dalej Macomer, zjechałem ponownie w stronę morza i pojechałem do miasta Bosa.
Niemniej bardzo polecam Cuglieri odwiedzić. Może się powtarzam, ale to kolejne z tych miast, które można określić słowem spokojne, a nawet wymarłe. Chodząc po 21 po stromych uliczkach starego miasta nie spotkałem praktycznie nikogo, nie mówiąc już o jakiejkolwiek otwartej restauracji czy sklepie. Ciężko śpi się z pustym żołądkiem…
Swoją drogą, z każdym dniem pobytu na Sardynii mam wrażenie, że to cała wyspa poza sezonem jest wymarła.
Jeśli chodzi o nocleg w Cuglieri, to niestety wybór jest mały. Raptem 4-5 miejsc dostępne są na bookingu, a jako, że dwa były już zajęte podczas mojego pobytu, musiałem szarpnąć się na niezbyt tanie wynajęcie… całego mieszkania. O ile dla kilkuosobowej rodziny jest to super opcja, o tyle moją kieszeń trochę to zabolało. Niemniej jakby coś, to jest to miejsce. Bardzo ładne, sympatyczna pani właścicielka. Jednak jeśli będziecie zostawać na 1 dzień, koniecznie przed skontaktujcie się z właścicielem, żeby zniósł Wam opłatę 30 euro za sprzątanie. U mnie się zgodził. Pozostałe miejsca noclegowe w Cuglieri znajdziecie tutaj.
Bosa – najpiękniejsze miasteczko na Sardynii
Przed wyjazdem bardzo chciałem jechać do Bosa, jednak kilkoro Sardyńczyków, których informowałem o swoich planach nastawiło mnie do tego miasta nieco negatywnie. Że niby nieciekawe, że niby nic tam nie ma. Już prawie miałem je ominąć, prawie zrezygnować… i byłby to największy błąd wyjazdu na Sardynię!
Bosa okazała się być moim zdecydowanym faworytem wśród miast na Sardynii. Kapitalne miasto (już nie wymarłe! :D), które zwłaszcza z góry prezentuje się nieziemsko. Te kolorowe, szeregowe domki, ten zamek, ten zachód słońca i te góry w tle. Ah! Może nie ma tutaj zbyt wielu zabytków, a poza restauracjami, knajpami i morzem nie ma tutaj zbyt wiele do oglądania, jednak bez wątpienia warto zatrzymać się tutaj dla samego miasta. No i szczególnie dobrze wspominam też Bosa ze względu na fakt, iż dopiero tutaj udało mi się zjeść pierwszą, naprawdę smaczną pizzę. Na wynos, złamana w pół (tak podają), ale nic to nie szkodzi. Aż dziw, że tak długo w kraju pizzy (jadłem wcześniej 4 inne) trwało poszukiwanie czegoś smacznego.
No i pamiętajcie – zawsze lepiej zobaczyć samemu, niż polegać na opinii innych. Nawet blogerów podróżniczych! :D
No i zapraszam do vloga, gdzie także nieco pokazuję Bosa.
Gdzie nocować w Bosa?
Bosa do największych nie należy. Liczy sobie zaledwie 8000 mieszkańców, jednak kilkupiętrowe, zwarte, przyklejone jedna do drugiej kamienice nadają Bosa charakter typowo miejski. Nad miastem góruje zaś niewielki zamek Serravalle, a w dole meandruje rzeka Temo, którą udało mi się uchwycić w naprawdę świetnym świetle, co widać na fotografii powyżej.
W Bosa zatrzymałem się również na jedną noc. Wybór noclegów duży, udało mi się znaleźć całkiem niedrogą miejscówkę (jak na Sardynię) w centrum miasta. Właściciele nie mieli nawet problemu z tym, abym zabrał rower ze sobą do pokoju. To co mi się jeszcze bardziej spodobało (i podoba ogólnie w całych Włoszech) to dostępność w niemalże każdym hostelu, hotelu czy guesthousie kawy. Tylko tutaj przed pokojem stały dwa ekspresy na kapsułki do własnego użytku. Można pić do woli. Aż serce wysiądzie :)
Tak samo jak w przypadku Oristano, tak też tutaj podrzucam trzy propozycje noclegów. Sprawdzone i najlepsze w stosunku cena-jakość. Pierwsza z lewej, to miejsce, w którym spałem i z czystym sumieniem polecam.
b&b Sa Rocchitta
Centrum, wszędzie blisko. Całkiem przyjemne miejsce. Cena 250zł/noc/2 osoby. Za 1 osobę 125 zł. Drobne śniadanie w cenie.
Osa B&b
W centrum, bardzo ładne pokoje, śniadanie w cenie. Dużo dobrych opinii. Koszt 188 zł/noc/2 osoby. 104 zł dla 1 osoby.
Guesthouse Katja e Giuseppe
Nieco na wzniesieniu pod zamkiem, świetny widok z tarasu. Śniadanie w cenie, koszt 204 zł/noc/2 osoby. Dużo dobrych opinii
Następnego dnia jadę dalej na północ meega widokową trasą wzdłuż morza. Nie będzie przesady w tym, jeśli powiem, że był to najładniejszy odcinek jaki zobaczyłem na Sardynii. Jednak to już w kolejnym tekście i kolejnym vlogu. Zapraszam do subskrybowania kanału i zapisania się do newslettera.
.
we wrześniu w San Salvatore brak jest żywej duszy :) dlatego miasteczko wydało mi się wręcz upiorne, jedynie kołatki do drzwi mnie zachwyciły ;)
Z cyklu przypadkowe znajomości z osobami, które były na igrzyskach to jadłem kiedyś w Serbii ogórki z mężem złotej medalistki w strzelaniu z Seulu.
:D
A co to za białe świecące kropeczki na cz.-białym zdjęciu z wieżą w tle?..
o ciekawe, nie mam pojęcia. Jakieś kamyczki może odbijały słońce
Piekne zdjęcia, ja akurat odwiedziłam okolice Olbii i Cala Gonone. polecam to ostatnie miejsce.
Panie Karolu oglądam ,czytam o panach wycieczkach. Dziękuję . Ja osobiście jestem już babcią i do tej pory nie umiem jeździć na rowerze. Lubię zwiedzać kraje ale już takie wypady za mną. Pozdrawiam serdecznie
Nie wszystko trzeba umieć! :) Dużo zdrowia życzę i pozdrawiam serdecznie! :)
Mobi Dick