Pożegnanie z Adriatykiem – Chorwacja rowerem

Udało się przeżyć. Po wygramoleniu się z krzaków na główną drogę nic więcej nie zaprzątało mojej głowy jak wypatrywanie kolejnych ciężarówek. No może spoglądałem jeszcze na niebo, w poszukiwaniu błękitnych jego skrawków. Nie miałem niestety szczęścia do obu. W pamięci mam cały czas ten przejazd magistralą adriatycką, który miał miejsce w Czarnogórze. Wiem tylko tyle, że nie dało się wytrzymać od natłoku samochodów. Teraz zaś, kiedy jest już po sezonie wakacyjnym – droga jest praktycznie cała dla mnie. Auta o ile już jeżdżą to zwartymi kolumnami po kilkanaście sztuk, tak jak wyjechały dopiero co z promu. Poza tym, cisza. Na postoju zrobiłem sobie ładne tabliczki z napisami Zagreb, Polska, Budapest.

Autostop z rowerem w Chorwacji

Kiedy wszystko już było przygotowane, brakowało jedynie tego najważniejszego czynnika – ciężarówek.Stojąc tak jak ta sierota na poboczu przez 20min wyczekując chociażby tej jednej jedynej, szybko zrezygnowałem. postanawiam spróbować na wjeździe na autostrady- kilkadziesiąt kilometrów dalej.

W Senj odbijam na wschód w stronę gór. Podjazd ma jakieś 15 kilometrów i kończy się przełęczą Vratnik 700mnpm. Nie jest to ostatnia przełęcz jak na dzisiaj. Im wyżej, tym zaczynało robić się coraz zimniej. Słońce zaszło już na dobre i na to wygląda, że pogodynka się nie myliła co do nadchodzących zmian.

Wzdłuż Magistrali Adriatyckiej ciągnie się stara – już nieużywana i bardzo zniszczona droga. Widać ją choćby na tym zdjęciu w dole. Była ciągnięta zboczami, tym samym bardzo wydłużała podróż.

Humor poprawiły mi 3 polskie Tiry jadące jeden za drugim i trąbiące na mój widok. Szkoda tylko, że jechali w przeciwnym kierunku. Drugiego podejścia spróbowałem przy wcześniej wspomnianym wjeździe na autostradę. Długo nie postałem ponieważ zaczęło padać! Schowałem się w pobliskiej restauracji pod zadaszeniem i tylko wypatrywałem. Przez 30min przejechało może z 5 ciężarówek. Kolejny raz moja cierpliwość (a raczej jej brak) zdecydowała to tym, że i tym razem jadę dalej z nadzieją na lepsze miejsce gdzieś w innym miejscu. Niestety bardzo tego żałowałem bo już do końca dnia jechałem wzdłuż tej autostrady tzw. 'starą cestą’ i tylko mogłem się przyglądać moim kolejnym, potencjalnym przewoźnikom.

Po 80 kilometrze zaczął się podjazd pod drugą dziś przełęcz. Chmury nabierały wyraźnie burzowego koloru dodawało mi niezłego kopa. Za miejscem do spania zacząłem rozglądać się już koło 100 kilometra, zaraz za przełęczą. Miałem kompletnie dość jazdy i tylko rozmyślałem co jeśli będzie padać jutro cały dzień. Sprzymierzeńcem dzięki któremu pokonałem jeszcze kilka ładnych kilometrów okazał się długi zjazd. Tym samym udało mi się uciec od tych nisko zawieszonych chmur i nawet wydawało mi się, że przez chwilę widziałem promienie słońca.

Dalmacja Góry chorwacja

Nocleg łapię o godzinie 19. Całkiem nieźle trafiłem. Początkowo miałem rozbijać namiot niedaleko domu na trawniku, ale pan domu rzekł, że jutro będzie kisza (deszcz po Chorwacku) i lepiej spać pod dachem w stodole. Długo namawiać mnie nie musiał. Pani domu przygotowała mi królewskie posłanie – z wszystkich koców i poduszek jakie jej zbywały. Na kolacje dostałem rosół i jajko sadzone co było bardzo miłą odmianą. Dowiedziałem się, że kisza będzie co najmniej przez kolejne 2 dni, a temperatury będą oscylować w granicy 12-15 stopni. Ciągle jednak robiłem sobie nadzieje, że kiszy nie będzie i dojadę do Zagrzebia – dalej próbować szczęścia z autostopem. Swoją drogą tyle razy usłyszałem tego wieczoru ten nieszczęsny wyraz – kisza – że na samą myśl o nim robi mi się słabo.

Kiedy właśnie skończyłem zapisywać kolejną stronę w pamiętniku i powoli już zasypiać – słyszę wołanie gospodyni. Karlooo! Karlooo! Wpół przytomny próbuję sobie przypomnieć gdzie jestem i co bardziej, kto mnie woła. Pani domu widocznie czując się źle z myślą, że gościowi każe spać pomiędzy traktorem a stertą siana, informuje mnie, że mam się zbierać do domu. Mówi, że będzie mi zimno i przygotowała mi spanie w łóżku, w pomieszczeniu obok kuchni. Miło! Niewiele się namyślając – i tym razem zostałem szybko przekonany do zmiany legowiska. Łóżko mięciutkie, a wysoka temperatura, spowodowana dogasającym jeszcze piecem powoduje, że zasypiam w kilka chwil.

Zapraszam też do osobnego wpisu na chorwackie wyspy – Hvar i Brać!

Dzień 33. 138km 7h48min. 17,69km/h

Podobało się? Zostań na dłużej!

Informacje o nowych treściach wprost na Twojego e-maila. Bez spamu!
Dołącz do ponad 200 000 obserwujących osób i zgarnij jednorazową mega promocję na moje książki!

3 komentarze

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

  • Gdy zjeżdżałam z Vratnika w stronę Senji, dziękowałam Bogu, że nie muszę pedałować w drugą stronę. Co więcej, sam zjazd tak mnie zestresował, że musiałam robić kilka postojów na zakolach serpentyn. Tak więc chylę czoła, że po 15 km pod górę miałeś siłę przejechać jeszcze kolejnych kilkadziesiąt. Swoją drogą Vratnik jest dla mnie wspaniałym wspomnieniem, bo z tamtąd pierwszy raz zobaczyliśmy chorwackie morze po ponad 2 tygodniach pedałowania.
    ***
    Super blog! Mega inspiracja; czytam jak stara baba Greya. Do zobaczenia gdzieś na trasie :)

  • Wybieram się za 2 tygodnie w ten rejon:))
    Najbardziej obawiałem się wielkiej ilości samochodów..i trustów mam nadzieję, że z uwagi termin nie będzie tak źle..
    Obawiam się też nocowania na „dziko” – ponoć zabronione..://,
    Dzięki za wspaniałą lekturę.