Nieczęsto ma się okazję wizytować w kasynie. Rzadko ma się też okazję gościć tam z aparatem fotograficznym, a już na pewno mało kto może zagrać sobie w kasynie za nieswoje pieniądze. Zapraszam ponownie do kiczowatego Batumi i kasyna o wdzięcznej nazwie „Peace”! Słów kilka także o tym, jak Kasyno ma się do taniego podróżowania. Nieco z przymrużeniem oka.
– Możesz mieć ze sobą aparat fotograficzny, jednakże nie rób zdjęć ludziom! – poucza na wejściu jeden z członków obsługi.
– Ludzie nie chcą, aby ich rodziny przypadkiem zobaczyły ich zdjęcia w jakiejś gazecie. Często grają u nas różnej maści biznesmeni, którzy nie chcieliby pewnie, aby ich druga połówka miała później dobry argument do podbicia stawki alimentów. Część też ukrywa swoje uzależnienie przed rodzinami – śmieje się manager.
Tak się zastanawiam. Może, o ironio, taka galeria w lokalnej gazecie by im pomogła?
Jak pan każe, tak robimy. Opiekun nasz śmiało mógłby grać w filmach gangsterskich u boku Roberta de Niro czy też Joe Pesciego. Niski, mocno przy kości, z każdym krokiem bujający się na boki. To ten typ człowieka który idealnie pasowałby do roli tych opryszków, którzy wszystkich kantujących delikwentów zapraszają do osobnego pomieszczenia na pogawędkę. Także, nawet jakbym wiedział jak oszukiwać, to i tak pewnie bym sobie odpuścił.
Kasyno i tanie podróżowanie idą w parze!
Jako, że jesteśmy gośćmi specjalnymi, którzy mają, jakby nie było, promować później Batumi, to też od razu zostajemy zaproszeni do pokoju VIP. Tam manager wraz z dwoma blond krupierkami tłumaczą nam ogólne zasady gry w ruletkę. Kto chce może także zagrać nic nie wartymi żetonami. Dla zabawy po prostu.
Manager skrupulatnie tłumaczy nam zasady tej niezbyt skomplikowanej gry, krupierki zgrabnymi ruchami zgarniają kolejne przegrane żetony, a w między czasie przybywa darmowe Mohito. Wszędzie gwar, neony, dym papierosowy i tureckie szklaneczki z herbatą. Gośćmi kasyna w 95% są Turcy, wszystko jest robione pod nich. Wszelkie napisy w kasynie są po gruzińsku i turecku. Nawet w toaletach instrukcja obsługi suszarki do rąk jest tylko w tych dwóch językach. Próżno szukać angielskiego.
Kiedy już wszyscy chętni zakończyli swoją testową grę w ruletkę, udajemy się do restauracji. Z pozostałymi podróżniczymi blogerami, którzy byli na wyjeździe, wpadliśmy na całkiem niegłupi pomysł. Okazuje się, że kasyno ma ogromny, niewykorzystywany potencjał w dziedzinie tanich podróży!! Z pozoru brzmi to jak nieporozumienie, ale dzięki kasynu można uczynić nasze niskobudżetowe podróże jeszcze tańszymi!
O co chodzi? Jak wiadomo, jedynym celem kasyna jest zarabianie pieniędzy. Zarabianie poprzez przeróżne ruletki, gry karciane czy też najpopularniejsze maszyny, do których na dobrą sprawę wystarczy umiejętność obsługi jednego klawisza. W myśl tej zasady, aby zachęcić wszystkich graczy, całe jedzenie serwowane restauracji jest za darmo (tak samo zresztą jak liczne drinki i papierosy). Byleby klient wrzucał pieniądze do maszyn.
No ale wydawać nic nie trzeba! Wystarczy choć trochę eleganckie ubranie, podajemy swoje dane, przechodzimy przez bramkę wykrywającą metale i voila! Nawet kurtkę w szatni nam przechowają (nie wiem jak z plecakiem kochani bracia backpackerzy! :D ). Nie sugeruję teraz wszystkim podróżnikom niskobudżetowym, aby zaczęli stołować się w kasynach, ale jest to jakaś opcja na kryzysowe czasy!
(Choć, jak sobie przypomnę znowu naszego managara, to nie wiem czy miałbym wystarczająco dużo odwagi… ;) )
Jak przegrać wszystko w 2 minuty.
Odpowiednio najedzeni udamy się z powrotem do części ogólnodostępnej, gdzie każdy dostaje bon o wartości 50 lari (100 zł) do wykorzystania na wszystkich maszynach. Trzeba im oddać, że się szarpnęli z promocją, choć z drugiej strony – cóż to jest dla takiego kasyna?
Zasiadamy zatem każdy przy swojej maszynie, wkładamy świstki papieru do środka i zaczyna się zabawa. Zabawa, która w moim przypadku trwa nadzwyczaj krótko. Strasznie głupie są te gry, ale nie ukrywam też, że nigdy wcześniej nie miałem okazji bawić w takim miejscu.
No więc coś tam klikam, klikam, klikam. Świecą się jakieś lampki, coś tam mruga, gra muzyka. Znowu klikam, znowu coś mruga i… koniec! Przegrałem 100 zł zanim zdążyłem się wygodnie rozsiąść. Większość znajomych blogerów coś wygrała, niektórzy wypłacili nawet po kilkadziesiąt lari, ja sromotnie przewaliłem i wcale bym się nie zdziwił jakbym pobił jakiś rekord czasowy. Kilkoma lari, na otarcie łez, ratowała mnie Anita, jednakże również te pieniądze przepuściłem w ekspresowym tempie…
Po fakcie dowiedziałem się, że powinno ustawiać się mniejsze stawki i każde kliknięcie kosztowało mnie o kilka lari za dużo. Dzięki temu miałbym więcej gier i tym samym większą szansę na wygraną. Nie zmienia to faktu, że przez 25 kliknięć nie wygrałem nic! Nawet trzy mandarynki mi się nie połączyły w jednej linii. Nic, zero!
Nie ukrywam, że moim ulubionym mottem od tego czasu jest oklepane – kto nie ma szczęścia w kartach, ma szczęście w miłości! Omijajcie kasyna z daleka – no chyba, że jesteście głodni!
E tam omijajcie… w Bułgarii wygrałam w kasynie 50 euro w blackjacka :D
Tyle to się wrzuca na rozgrzewkę ;)
I tym wpisem pokazałeś lekkie pióra i prostotę języka w tekstach.
A co do kasyna, to ja tylko mam w głowie te krakowskie uliczne małe kasynka z paroma automatami, oświecone kiczowatymi neonami:-D
ojej, chyba przesadzasz ;) Skocz na jajecznice i daj znać!
Ruletka Kołem Się Toczy! :D
Genialny przepis na darmowe jedzenie i fajki, ale z drugiej strony – w kasynach przecież chyba są kamery, gdzie obserwują takich bumelantów? :D tak swoją drogą, nienawidzę hazardu ;)
Dlatego pisałem – z przymrużeniem oka. Pewnie za drugim takim podejściem mielibyśmy rozmowę z managerem :D
Ja tam wygrałam 600 dolców :D
No nieźle. I dzięki temu wpisowi kasyna zaroją się od polskich podróżników :D Ciekawe jak dlugo to potrwa.
ciekawe doświadczenie.. ;-) jakoś jak dotąd nigdy nie miałam ochoty wpaść do kasyna.
Dlatego nie gram:) jest tyle miejsc, w których mogę przepuścić pieniądze z większą przyjemnością dla siebie :)))
No bardzo ciekawa wizyta. Szczególnie interesujący początek o biznesmenach bojących się wyższych alimentów :) pozdrawiam!
Podobno zawsze za pierwszym razem sie wygrywa :D
ja byłam w kasynie raz, w Baden Baden, miałam chyba 12 lat (nie wiem, dlaczego mnie wpuścili :D) i chyba mi starczy ;)
U nas na Biegunie Wschodnim mówi się, że kto nie ma szczęścia w kartach, ten ma szczęście w miłości. Zawsze to jakieś pocieszenie ;)
O jak to dobrze, że mnie tam z wami nie było… Zdecydowanie mam tendencje do bycia hazardzistką. Na sam widok ładnego kasyna (ach te błyszczące pałace Monte Carlo) jest mi jakby cieplej w serduszku. Mmmmm, a Las Vegas? Nie dość, że kasyno na kasynie, to jeszcze pustynia dookoła (moja największa miłość).. Dobra! Nie! Starczy. Idę oszczędzać
Będąc w Monte Carlo, w kasynie royale, też zagrałam – w jednorękiego:). Ale taki plan miałam. Być i nie zagrać – nie da się. Wtopiłam 50 euro, napilam się kawy i poszłam zwiedzać dalej. Warto było. Mam wspomnienia :). świetny tekst. Lubię takie lekkie pióro. Natomiast co do darmowego napitku itd – akurat w kasynie, w którym byłam to wszyscy płacili. Kawa mała 15 euro :)