Kolejne dni podróży przez Norwegie nie należały do łatwych. W nocy marznęliśmy, w dzień padał deszcz i wiało. Wszyscy ludzie gdzieś się pochowali, nawet z kim pogadać nie ma. Nie mówiąc już o tym, że na transport średnio czekaliśmy 2-3 godziny. W końcu nadszedł jednak ten dzień, kiedy chmury odsłoniły błękit nieba! W idealnym momencie, bo właśnie dojeżdżaliśmy pod lodowiec Briksdal!
Aby dojechać pod lodowiec, trzeba w Olden skręcić na południe. Innymi słowy – odbić z głównej, praktycznie w ogóle nie uczęszczaną drogę. Godzina już popołudniowa, raczej nie czarujemy się, że dojdziemy tam tego samego dnia. Zwłaszcza, że wypadła właśnie sobota, a jak wiadomo Norwedzy, raczej niechętnie opuszczają swoje przytulne, drewniane domki w weekendowy czas.
Początek drogi pod Briksdal
Przysiedliśmy na kilka chwil na poboczu, nieco się posililiśmy, mocniej zawiązaliśmy sznurowadła i ruszyliśmy w drogę. Czekał nas blisko 20 kilometrowy, asfaltowy marsz z dość ciężkimi plecakami. Reszta naszej autostopowej ekipy już dawno do Briksdal dotarła, tym razem to my mamy opóźnienie.
No więc idziemy. Pierwszy raz od dwóch dni wyjrzało słońce, więc jakość szczególnie nie przejmujemy się brakiem transportu. Rzekłbym, że idzie się nawet całkiem przyjemnie. Wzdłuż drogi pobekują młode owce, środkiem doliny płynie raz węższa, później znowu rozlewająca się na kilkadziesiąt metrów rzeka lodowcowa, w oddali piętrzą się ośnieżone szczyty górskie. Przepiękna okolica!
Po dwóch, może trzech godzinach marszu, kiedy już dość mocno opadliśmy z sił, zza naszych pleców wyłonił się jakiś czarny samochód. Wcześniej minęły nas może ze trzy inne pojazdy, jednak nikt się nie zatrzymał. Statystyka wynikająca ze wcześniejszych obserwacji, raczej nie wskazywała na to, że i ten się nie zatrzyma (w Norwegii staje raczej 1 na 50 samochodów, nie 1 na 4), ale nie zaszkodzi przecież pomachać kciukiem…
No i stał się cud! Tym sposobem złapaliśmy podwózkę na sam początek szlaku prowadzącego pod lodowiec Briksdal! Kierowca uświadomił nas, że przeszliśmy dopiero 5 kilometrów, a do końca zostało nam jeszcze 18. Uwierzyć jakoś nie mogłem, że dopiero tyle zrobiliśmy, gdyż czułem się tak wypruty z energii jakbym co najmniej przebiegł półmaraton – a przynajmniej tak wyobrażam sobie swój organizm po półmaratonie, do którego nigdy nie przystąpię.
Szlak pod lodowiec Briksdal
Właściwie w idealnym momencie znaleźliśmy się na miejscu, bo słońce powoli zaczęło już zachodzić, tym samym rzucając na lodowiec coraz cieplejsze, czerwono-złociste barwy. Okazuje się, że droga kończy się parkingiem, a pod sam lodowiec prowadzi kilkukilometrowy, szutrowy szlak. Idealnie wręcz przygotowany i oznakowany. Wzdłuż całego szlaku rozstawione są liczne tablice i tabliczki informacyjne, pokazujące między innymi miejsca, w których czoło lodowca znajdowało się w określonych latach.
Niesamowite jest, jak ten lodowiec szybko się topi! Briksdal jest jedynie częścią, jednym z wielu języków największego europejskiego lodowca – Jostedal. W samym roku 2006 stopiło się aż 50 metrów lodu! Trzeba spieszyć się z jego odwiedzeniem, bo jęzor lodowca powoli grozi oderwaniem i już za kilka lat może nie być co tutaj oglądać.
Praktycznie codziennie od lodowca odpadają jakieś kawałki czapy lodowej. Nawet podczas naszej obecności dwukrotnie usłyszeliśmy niosący się po dolinie trzask uderzającego o skały lodu. Całkiem niedawno na lodowcu zginęła para turystów, dlatego też powstało specjalne ogrodzenie uniemożliwiające wspinaczkę na jęzor.
Oto jest. Lodowiec Briksdal!
Po niespełna godzinie doszliśmy pod lodowiec. Tak się składa, że to mój pierwszy widziany z takiego bliska lodowiec w życiu. Tyle już ich mijałem, do kilku próbowałem się zbliżyć, ale nigdy jakoś mi się to nie udało. Prawdę mówiąc już rok temu miał być ten pierwszy raz, jednak matka natura miała inne plany. Wtedy podchodziliśmy pod inny norweski lodowiec Buer, ale okazało się, że pozrywane były mostki na trasie, a rzeka zbyt rwąca, żeby ją przekraczać.
No ale w końcu jest! Briksdal, mimo że jest zaledwie częścią wielkiego lodowca Jostedal, robi wielkie wrażenie – zwłaszcza już po zachodzie słońca, kiedy jest się z nim sam na sam, bez jakiegokolwiek innego towarzystwa.
Na koniec kilka zdjęć. Mam nadzieję, że kolejny z serii wpisów ukazujących ciekawe miejsca w Norwegii jeszcze bardziej zachęcił Was do odwiedzenia tego niesamowitego kraju! :)
Mnie wmurowało jak stanęłam pierwszy raz przed czołem lodowca na Islandii. Człowiek przy tej ogromnej ilości lodu czuje się taki malutki…
Uwielbiam lodowce! Mają coś niesamowitego w sobie :)
Piękny widok, wręcz zapierający dech w piersiach :)
Pięknie tam. Byłam na początku tego miesiąca.
Zakochałam się w Norwegii.
Niesamowite widoki ?
Czy byłaś swoim samochodem na wycieczce? My też wybieramy się do Norwegii ale latem kiedy dzień będzie długi. Czy łatwo jest w tym kraju znaleźć jakieś tańsze noclegi w prywatnych kwaterach i ile kosztują? W Rumunii np od 30 do 60 zł dla jednej osoby za jedną noc.
Szczerze – zapomnij o nawet zbliżonych cenach do rumuńskich… :)
W Rumunii hahaha,nic dodać nic ująć😃Norwegia to nie Rumunia,tam jest w schronisku cena jak u nas w hotelach…ubawilam się😃
Jeśli latem to tylko camping. Samochód + dwie osoby +
namiot to średnio 100zł/doba. 2017 rok
Ja tez sie zakochałam,to najpiękniejszy kraj w jakim bylam😃😃
Czy na trasie do lodowca można gdzieś rozbić namiot? Wiem, że w Norwegii można spać prawie wszędzie, ale na trolltunge widziałam obszar, na którym nie można było się rozbić.
Na trasie do lodowca nie rozbijesz namiotu. Ale przed parkingami nasz wiele pól namiotowych. Na Troltunge jest na początku obszar, że nie możesz rozbić namiotu. W połowie drogi już tak gdzie chcesz :) My rozbiliśmy namiot na półce skalnej na Preikestolen. Coś niesamowitego i te pustki.