Zaraz po przebudzeniu, moim oczom ukazuje się majestatyczny, osłonięty gęstymi chmurami Fiord Geiranger. Miejsce piękne, wybitnie turystyczne, wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO. U stóp fiordu leży zaś niewielka mieścina, której 250 mieszkańców żyje tylko i wyłącznie dzięki odwiedzającym ich ponad 300 tysiącom turystów rocznie.
Jestem święcie przekonany, że całe Geiranger żyje z turystyki. Wieś w ciągu czteromiesięcznego sezonu turystycznego odwiedza do 180 statków pasażerskich, czyniąc Geiranger najliczniej odwiedzanym portem turystycznym w Norwegi! Zdziwieni? Nie urocze Stavanger przoduje w tej statystyce, nie stolica – Oslo, ani drugie co do wielkości miasto w Norwegii – Bergen (o którym niedługo!). To malutka wieś Geiranger wciśnięta w ciasny fiord co roku śrubuje rekord, który w 2014 roku wyniósł już ponad 320 tysięcy.
– Nie liczcie, że ktoś pozwoli rozbić się wam tutaj za darmo – przekonuje nasz kierowca.
– Tutaj każdy liczy pieniądze, wszyscy są chciwi. Rzygać mi się chce z tego powodu, ale jeszcze trochę tutaj pobędę – dodaje.
Ricardo, który zabrał nas na stopa jest Portugalczykiem i od kilku lat mieszka w Geiranger. Zna cztery języki, jest przewodnikiem i obwozi ludzi po okolicy. Do zobaczenia poza samą wioską jest jeszcze tutaj platforma widokowa ponad miastem i położona jeszcze wyżej szczyt Dalsnibba. Ricardo krytykuje zarówno rodowitych mieszkańców Geiranger jak tych napływających tutaj za pracą. Na nikim nie pozostawia suchej nitki. Jak twierdzi – bardzo dobrze zarabia i tylko to go tutaj trzyma.
.
– Geiranger jest bardzo specyficzną mieściną. W zimę nic się tutaj nie dzieje. Promy nie kursują w ogóle, zaś dojechać można jedynie od północy, od strony Eidsdal. Nikt poza mieszkańcami tą drogą jednak nie jeździ, nikt nie ma potrzeby robić tego zimą. Droga od południa otwierana jest zaś dopiero w maju.
W miarę ocieplania się i topnienia śniegów, do Geiranger zaczynają napływać pierwsze promy. Całe miasto niecierpliwie czeka na ten moment – tłumaczy.
– Macie ogromne szczęście! Zaledwie kilka dni temu otworzyli drogę na południe – oznajmia, po czym poprawia swoją czarną jak smoła grzywkę. Okazuje się, że jakbyśmy zaplanowali nasz wyjazd do Norwegii odrobinę wcześniej, prawdopodobnie ze względu na zalegający śnieg w górach zupełnie musielibyśmy zmienić nasze początkowe plany.
Jest tu coś ciekawego do oglądania?!
Po co takie tłumy przejeżdżają akurat do Geiranger? Ciężko stwierdzić. Z pewnością głównym czynnikiem są widoki i dobrze rozwinięty przemysł turystyczny. Liczne hotele, dziesięć kempingów (gdzie oni to upchnęli?!), niezliczone restauracje. Jak patrzy się na Geiranger z góry, aż ciężko uwierzyć mi, że żyje w nim zaledwie 250 osób. Mam wrażenie, że każdy ma tutaj co najmniej kilka biznesów około turystycznych.
Jednak takich fiordów w Norwegii jest znacznie więcej. Także są piękne, mają hotele, restauracje i z pewnością lepsze drogi dojazdowe. Czemu zatem wszyscy wybierają Geiranger? Z pewnością różnice robią tutaj ogromne sumy pieniędzy pompowane przez odpowiednie ministerstwa w promocję tego miejsca, a także – moim zdaniem najważniejsza rzecz – wpisanie Geiranger na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Czasem mam wrażenie, że nic tak nie działa na ludzi jak te sześć zestawionych obok siebie literek.
Praca w Norwegii od zaraz!
– Czemu nie przyjedziecie tutaj pracować? – pyta mnie Ricardo.
– W sumie to nie wiem – odpowiadam. Wszak też zadaję sobie to pytanie od dłuższego czasu. Zwłaszcza, kiedy słyszę liczne opowieści znajomych pracujących dorywczo w Norwegii.
– Pracy w Norwegii jest od groma! Jest praca w hotelach, restauracjach, jako obsługa klienta, przy malowaniu domów. Właściwie co dusza zapragnie!
Widząc moją niezbyt zadowoloną minę dodaje.
– Nie w Twoim zawodzie? Przestanie cie to obchodzić jak zobaczysz pierwszą wypłatę. Tutaj zarobki wynagrodzą ci wszelkie straty moralne – uśmiecha się i dodaje od razu – Żadna praca nie hańbi. Zwłaszcza w Norwegii! Sam skończyłem politechnikę a wożę turystów po okolicy.
Ricardo nie był jedyną spotkaną osobą, który tak ochoczo zachęcała mnie i Martę do emigrowania za pracą. Następnego dnia jechaliśmy z Czechami pracującymi w hotelu w Geiranger, gdzie sprzątają pokoje i pomagają w kuchni. To ci sami, którzy sprzedali nam liczne sposoby na tanie podróżowanie po Norwegii. Także mocno przekonywali i trzeba im oddać, że argumenty mieli mocne. Jak mówili – przy obecnych zarobkach odłożą w trzy lata pieniądze na dom w swoim kraju.
Jechaliśmy też z chirurgiem niemieckiego pochodzenia, który równie mocno zachęcał do wyjazdu za pracą. Ten z kolei twierdził, że w Norwegii brakuje specjalistów po studiach i z pewnością ktoś by nas przygarnął z naszymi papierami. Co ciekawe – takie opinie słyszeliśmy jeszcze wielokrotnie.
.
Czy warto emigrować?
Tak mnie ten temat zaciekawił, że postanowiłem nieco popytać, pogrzebać w internecie w poszukiwaniu informacji.
Z pewnością sporo z Was kiedykolwiek myślało o emigracji zarobkowej. Jak podaje CBOS (zabrzmiało niczym z głównego wydania Wiadomości!), aż 25% z nas gdzieś z tyłu głowy rozważa taką właśnie opcję. Zachęcająco, rok rocznie, wzrasta też liczba ofert pracy dla Polaków za granicą. Co ciekawe wcale nieprawdą jest fakt, że pracujemy tylko i wyłącznie na tym sławnym „zmywaku”! Według raportu Pracuj.pl, aż ponad połowa ofert napływających z zagranicy dotyczyła chęci zatrudnienia specjalistów. Okazuje się, że na potęgę rozchwytywani są inżynierowie budownictwa, IT, budowy maszyn, nowych technologii czy też lekarze.
Nie da się ukryć, że Norwegia mocno kusi. Sam znam przypadki znajomych, którzy po kilku miesiącach pracy odłożyli konkretne pieniądze na wielomiesięczne podróże, samochody, jakieś mieszkania w Polsce. Aż smutek wielki mnie ogarnia, kiedy oglądam swój pasek z wypłaty.
Polecam tez bardziej praktyczny tekst o szukaniu pracy w Norwegii autorstwa Nadii: Jak znaleźć pracę w Norwegii.
.
Na południe, w stronę lodowca Briksdal!
No dobra! Wracajmy jeszcze na chwilę do przyjemniejszych treści! W Geiranger spędziliśmy noc. Nasz Portugalczyk miał rację, właściciel wielkiego pola położonego kilkaset metrów powyżej fiordu nie zgodził się na rozbicie przez nas namiotów. Polana tak naprawdę niczym nie była obsadzonea, zagospodarowana. Sama trawa. Żadna argumentacja do właściciela jednak nie trafia. Nie, bo nie. Zupełnie niezrozumiała dla mnie decyzja.
Ze względu na zbliżającą się noc i obolałe już od chodzenia nogi, zbytnio nie chciało nam się szukać innego miejsca. Zresztą i tak podobno jest to jedyny płaski teren w okolicy Geiranger, który nie jest opatrzony napisem „Kemping”. Prewencyjnie postanowiliśmy tylko rozbić namioty na skraju polany i z nadzieją, że fragment ten nie należy już do mości upartego pana poszliśmy spać.
Noc byłą spokojna, nikt nas nie odwiedził. Poranek, mimo rewelacyjnego widoku, nie należy do najprzyjemniejszych. Niska temperatura, wilgoć i padający co chwila deszcz raczej nie zachęcają do wychodzenia na świat. Niesamowite, że zimową czapkę spakowałem do plecaka praktycznie w ostatniej chwili, raczej nie wierząc, że może przydać się o tej porze roku
Zjedliśmy co nieco, namioty spakowaliśmy i w drogę. Uspokoił nas jeszcze inny okoliczny mieszkaniec przekonując, że bardzo dobrze zrobiliśmy rozbijając się w tym miejscu. Teren ten rzekomo nie należał już do nikogo.
Następnym celem naszego autostopowego wyjazdu jest położony kilkadziesiąt kilometrów stąd lodowiec Briksdal, ale o nim a także innych przygodach przeczytacie już w następnym tekście z Norwegii!
Właśnie jestem w Norwegii i maluję domek – polecam! :D Przy czym konkurencja nie śpi, jest w okolicy chyba z 15 polskich ekip, które robią to co my i też reklamują się przez ulotki. Mimo wszystko jakbyś Ty lub ktokolwiek inny chcieli się dowiedzieć więcej o tym jak wygląda taka praca wakacyjna i jak się przygotować zapraszam do mnie (zakładka „Norwegia”). W razie pytań służę pomocą ;)
NO to teraz po tym co napisałaś będzie tam 35 ekip :D
To wtedy co najmniej połowa wróci nieszczęśliwa po 2 tygodniach do Polski :P Niestety znam takich, którzy przyjechali w tym roku i już wracają, bo telefon milczy. Także nie można zakładać, że na 100% się zarobi miliony. Co nie zmienia faktu, że przy odrobinie szczęścia, cierpliwości i pracowitości wszystko jest możliwe :D
Nigdy nie rozważałam pracy w Norwegii, ale może jednak pomyślę, skoro tyle słów zachęty.
SUPER;)
Co prawda nie jestem zainteresowana pracą w Norwegii, ale podoba mi się, że Twoje posty to coś więcej niż zdjęcie i lakoniczny opis skupiający się wyłącznie na przygodach własnych „Rano byliśmy tu, potem poszliśmy tam, zjedliśmy to, a wieczorem zwiedziliśmy tamto” :) Wbrew pozorom to wcale nie takie oczywiste! Wielu blogerów podróżniczych ma problem z uchwyceniem właściwej proporcji pomiędzy pisaniem o sobie a pisaniem o miejscu, które się odwiedza. Według mnie to co się robiło w miejscu X samo w sobie nie jest tak interesujące dla czytelnika jak dopiero osnute na tym opisie przygód informacje (praktyczne, historyczne, ciekawoski…), spostrzeżenia, przemyślenia czy ujmowanie danego zdarzenia jako przykładu dla większego zjawiska. Gratulacje!
Muki, staram się jak mogę! Jak zerkniesz do starych tekstów z Alpy i Bałkanów to dokładnie tak wyglądały moje relacje. Dojechałem, zobaczyłem, odjechałem. Tak wyglądało moje pisanie 3 lata temu, jeszcze pod starym adresem bloga. Z jednej strony chcę wywalić te teksty na zawsze bo strasznie się ich wstydzę, z drugiej zaś dobrze widać po nich w którym kierunku poszło moje pisanie. Skoro mówisz, ze w dobrym, to niezmiernie mnie to cieszy. Dzięki za miłe słowa! ;)
Oj znowu piękny i ciekawy opis no masz racje tak tam własnie pięknie jest aż się chce tam być.
Przepięknie tam jest.
Piękne widoki! Dodatkowo ciekawie piszesz :) Gratuluję!
Dziękuję!
Naprawdę świetny tekst i zdjęcia :) Z tą pracą za granicą coś jest na rzeczy, bo ja też wszystkich zachęcam do wyjazdu do Londynu z tych samych powodów co wspomniany wyżej przewodnik ;)
no jak tak patrze na te namioty oraz okolice i zestawie to z obecna rzeczywistością która mnie otacza to chciałoby się wrócić… oj chciało.
Nie dziwię się, że jest, bo to tak genialny kraj i te krajobrazy…
Nigdy mnie jakoś do Skandynawii nie ciągnęło, ale posty z takimi pięknymi zdjęciami sprawiają, że od razu chcę tam jechać!
Zapierające dech w piersiach krajobrazy i perspektywa roboty to świetna kombinacja :)
Pracowałam już w Danii na tej samej zasadzie: a niech, tam co robię, ważne ile zarabiam. I po 4 miesiącach byłam gotowa na półroczną podróż do Brazylii. Wszystko fajnie, ale szczerze, nie chciałabym powtarzać tego numeru.
Z powodu?
Pięknie! Aż głupio, że do tych najbliższych krajów jest nam dużo trudniej się ruszyć niż na drugi koniec świata…
w sumie nie dziwne, że ta Norwegia aż tak popularna, toż tam prześlicznie jest!! wróciłabym!
Właśnie rozważam autostopowy wyjazd do Norwegii, chciałbym zobaczyć te osławione Lofoty, ale i fajnie byłoby coś zarobić na spędzenie zimy w ciepełku! Wezmę pod uwagę Geiranger :D
Chętnie, ale tylko latem, na zimę to nie dla mnie temperatry…pzdr
heja! najpierw zaliczę Lazurowe Wybrzeże na swoim kole, a potem zdecydowanie obiorę skandynawski kierunek! :) trzymajcie sie ciepło! aha, Karolu Wernerze, dddooooobbra robota! congrats!
W pierwszej połowie sierpnia tego roku również autostopem dojechałyśmy do Geiranger i jak łapałyśmy stopa zaraz przy centrum turystycznym tej mieściny zaczepił nas Portugalczyk, który zaproponował, że jeśli któryś z jego busów wycieczkowych będzie jechał w stronę Andalsnes to możemy się zabrać – od razu przypomniał mi się ten wpis i jestem pewna, że to była ta sama osoba! Uczynny człowiek:) Nie skorzystałyśmy, jednak z jego oferty gdyż kilka minut później zabrał nas stamtąd kierowca autokaru, który po całym dniu wożenia turystów wracał do domu :D Pozdrawiam!
PORAZ SETNY! Świat jest malutki! Pozdrawiam również
Magiczne miejsce :)
[…] Zapraszam do osobnego wpisu: Fiord Geiranger – praca w NorNorwegii znajdzie cie sama. […]